memories;
Luke zwykle nie miał problemów z zasypianiem. Zawsze przychodziło mu to bezproblemowo, kładł się o określonej porze, ze wstawaniem było podobnie. Jednak po tym jednym feralnym dniu, nie potrafił. Przez bitą godzinę przewracał się z boku na bok, płakał, odkrywał i przykrywał się pościelą i myślał. Tak, dużo myślał. Nie umiałby teraz dokładnie sprecyzować, nad czym się zastanawiał, ale nie było to miłe. Jego przemyślenia były mieszaniną całego zła, jakie zdążyło nagromadzić się w jego życiu od początku znajomości z Michaelem.
Ale nie dałby zamienić tego na cokolwiek innego. Michael sprawiał, że Luke czuł się szczęśliwy. Szczęśliwy, ważny, kochany i normalny. Jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi, określenie „normalny" jest tutaj bardzo na miejscu. Dla blondyna nie liczyło się wówczas nic innego. Mógłby znieść najgorsze zło świata, o ile tylko mógłby nadal trzymać dłoń niebieskowłosego w swojej i być z nim.
Finalnie, po kolejnych kilkunastu minutach, podniósł się z łóżka. Przetarł swoje i tak przekrwione do granic możliwości oczy i po omacku chwycił klamkę drzwi, aby po chwili chwiejnym krokiem schodzić do kuchni. Zawsze, gdy coś odpędzało mu sen z powiek, kierował się właśnie do tego pomieszczenia i nigdy nie wiedział czemu, tak już po prostu miał.
- Czemu nie śpisz? - Głos jego ojca uderzył go od progu, a ten wzruszył tylko ramionami.
- Nie wiem, nie mogę zasnąć. - Chłopak chwycił butelkę wody i napił się trochę, przy okazji czyszcząc swoje gardło.
- Właściwie, skoro już zszedłeś – odchrząknął cicho – porozmawiajmy.
Luke zilustrował mężczyznę wzrokiem i niepewnie usiadł na krześle na wprost niego.
- O czym chcesz rozmawiać?
- O tym, czego wcześniej nie skończyliśmy... - Andrew poprawił się na siedzeniu i posłał synowi znaczące spojrzenie.
- Chyba nie chcę o tym...
- Miałem kiedyś przyjaciela. – Wszedł mu w słowo. - Cody był jedną z najbardziej uprzejmych i kulturalnych osób, jakie znałem. Jego oceny były godne pozazdroszczenia, a sam chłopak był tak przystojny, że połowa kampusu marzyła o choć jednym spojrzeniu od niego. Było w nim jednak coś intrygującego, od pierwszych chwil naszego poznania wiedziałem, że ukrywa jakąś tajemnicę. Po miesiącu zdążyliśmy zbliżyć się do siebie i zostaliśmy właściwie najlepszymi przyjaciółmi, a potem Cody wkręcił mnie wśród swoich znajomych. Podczas jednej z imprez, w trakcie gry w butelkę, ktoś kazał mu wyjawić reszcie swój najgłębiej skrywany sekret. Oczywiście, alkohol obudził w chłopaku wyjątkową prawdomówność i bez ogródek powiedział nam, że od kilku lat jest gejem. Nie miałem z tym problemu – dodał, gdy Luke otworzył usta, aby skomentować jego monolog. - Z innymi było gorzej. Na szczęście tylko niektórzy rzucali w niego jakieś kąśliwe uwagi, mniej lub bardziej niemiłe. Problem pojawił się wtedy, kiedy Cody przedstawił nam Alexandra, swojego chłopaka. Tworzyli cudowną parę, byli bardzo zakochani. Patrzenie na nich było dosłownie przyjemnością, byli niewyobrażalnie uroczy. Ale od tego momentu szykanowanie było już na początku dziennym. Darcie ubrań, pisanie obraźliwych haseł na masce jego samochodu, przyklejanie mu na tył pleców kartek z nieformalnymi propozycjami... Kiedy moi ówcześni rówieśnicy zauważyli, że i to nie usuwa z niego tej okropnej „choroby"... - Mężczyzna ujął to słowo w powietrznym cudzysłowie. - Wtedy zaczęło robić się naprawdę źle. Na palcach dwóch rąk nie udałoby się zliczyć wszystkich siniaków, które były na jego wiotkim ciele po każdej bijatyce i przepychankach. Nawet jego przyjaciele odwrócili się od niego i dołączyli do grupy prześladowców. Cody... On był bardzo słabym chłopakiem. To wszystko spowodowało duży uszczerbek na jego zdrowiu psychicznym.
Andrew wziął głęboki oddech, zanim ponownie przemówił. Blondyn był prawie pewny, że zobaczył pojedynczą łzę zbierającą się w kąciku oka swojego ojca.
- Popełnił samobójstwo. Mój najbliższy przyjaciel, najlepszy człowiek, jakiego znałem, powiesił się przed uniwersytetem. Rano, tuż przed zajęciami, cały kampus mógł zobaczyć jego sine ciało zwisające beztrosko z masztu. Nie umiem opisać tego, jak bardzo cierpiałem. Wszyscy cierpieliśmy. Niewinny chłopak, tak młody, zginął przez kilku lekkomyślnych gówniarzy. Alexander wpadł w taką histerię, której nie opisałyby żadne słowa. Oni nie mogli bez siebie istnieć, a te dzieciaki zabrały chłopakowi najprawdopodobniej najsilniejszą miłość jego życia. Alex obwiniał się o wszystko do końca studiów. Nie wiem, co dzieje się z nim teraz, nie rozmawialiśmy latami.
- Po co mi to mówisz? - Głos Luke'a załamał się, ta historia spowodowała ciarki na jego nogach.
- Cody był niesamowicie podobny do ciebie. - Andrew złapał rękę syna. - Inteligentny, lubiany, przystojny. Miał wszystko, czego chce normalny dzieciak, a przez najnormalniejszą w świecie miłość stracił to. Luke, nie wiem co zrobiłbym, gdybyś ty...
- Nie myśl tak. - Zbeształ go. - Tato, wiem, że się martwisz. Choć nie umiem tego zrobić, staram się zrozumieć, jaką traumę przeżyłeś. Ale nie jestem tym chłopakiem, nigdy nie będę. Nigdy nie pozwoliłbym, aby cokolwiek, albo ktokolwiek sprawił, że skończyłbym ze sobą, to nie w moim stylu, nie lubię poddawania się. Chcę być z Michaelem, a ty nie masz wpływu na to, kogo kocham.
- Ale... - zaczął chrapliwie, jednak nastolatek zgrabnie przerwał mu.
- Jestem gejem. Gejem, którego nie obchodzi zdanie innych ludzi – parsknął i posłał ojcu ciepły uśmiech. - Zresztą, czasy uległy zmianie, tato. Nie masz powodów do zmartwień.
- Och. - Mężczyzna przetarł swoje oczy. - Kochasz go? - zapytał lekko, a Luke przytaknął delikatnie, oblewając się przy tym wyjątkowo czerwonym rumieńcem. - Ale jesteś jeszcze nastolatkiem i...
- Nawet jeżeli to tylko nastoletnie uczucie, chcę cieszyć się nim, po prostu. To daje mi szczęście.
Andrew ścisnął mocniej rękę syna i mrugnął do niego zabawnie, na co blondyn zareagował delikatnym uśmiechem.
- Ojcowskim priorytetem jest szczęście własnego dziecka. Jeżeli ty jesteś szczęśliwy, ja też jestem.
~*~
Luke niecierpliwie przyciskał dzwonek domofonu, przeskakując z nogi na nogę w oczekiwaniu na moment, w którym Michael pojawi się w progu drzwi. Nie rozmawiali ze sobą od jakiegoś czasu, więc jasnowłosy nie miał jeszcze okazji podzielić się ze swoim chłopakiem nowinami. Hemmings uśmiechnął się do siebie na myśl o tym, jak wszystko wreszcie przybiera odpowiedni obieg. Ich związek wreszcie będzie mógł ruszyć do przodu, bez ukrywania się, problemów i ciągłego ruszania pod górkę.
W końcu klamka drzwi delikatnie poruszyła się, a zaspany niebieskowłosy stanął w ich framudze z leniwym uśmiechem. Luke nie zastanawiał się nawet sekundę nad tym, co robi, gdy jego spragnione Michaela usta zderzyły się z tymi, za którymi tak bardzo tęsknił. Blondyn objął nastolatka w pasie i przyciągnął go do siebie, a Clifford pogłębił pocałunek uśmiechając się lekko.
- Mam rozumieć, że rozmowa z rodzicami nie była aż taka zła? - Zachichotał cicho, ponownie muskając jego wargi, a jasnowłosy chłopak przytaknął delikatnie.
- Wreszcie wszystko będzie dobrze – pisnął, przytulając Michaela i kładąc głowę w zagłębieniu jego szyi. - Co z Zoe? - zapytał cicho, zaciągając się wodą kolońską kolorowowłosego, którą tak bardzo uwielbiał.
- Cóż, to trochę bardziej skomplikowane.
- - - - - - - - - -
jest Was ponad 400, wow. impreza pod tym akapitem, zrobiłam ciasto. miłej zabawy.
jeden do końca :-)
ily
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro