Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

cats;

mam tyle weny i czasu na ubranie jej w słowa, ile nie miałam w całym moim życiu, wow. upewnij się, że przeczytałeś poprzedni.



- Luke, nie mamy jeszcze kompletu! - Calum zakwilił nad uchem blondyna i nerwowo poprawił swoją białą koszulę.

- Ja, ty i Ashton to komplet – odciął się. - Nie potrzebujemy nikogo więcej.

- To dwadzieścia małych kotków. - Brunet nie dawał za wygraną. - Nie damy sobie rady we trójkę!

- Nie doceniasz nas – nastolatek prychnął pod nosem. - Zresztą, kogo moglibyśmy wziąć?

Calum rozejrzał się po szkolnym korytarzu, a w momencie, gdy jego czekoladowe oczy dostrzegły charakterystyczną, kolorową czuprynę, uśmiechnął się szeroko.

- Michaela! - Pociągnął zdezorientowanego nastolatka w stronę Hemmingsa. - On na pewno nie ma planów na wieczór.

- On na pewno nie chce z nami iść – prychnął blondyn.

- Ale on...

- „On" wciąż tu stoi, idioci. - Przerwał mu niebieskowłosy i założył ręce na pierś. Od feralnego spotkania w jego domu nie zamienił z Luke'iem ani słowa i nie na rękę było mu stanie tak blisko niego. - Mówcie, o co chodzi, zanim rozmyślę się i przestanę marnować na was swój cenny czas.

- Idziemy z Luke'iem i Ashtonem opiekować się kotami, które zostały uratowane z jakiejś obskurnej meliny w ostatnim tygodniu! - Hood klasnął entuzjastycznie w dłonie, a jego przyjaciel westchnął dezaprobowanie. Michael parsknął cicho.

- Jaka ma być w tym wszystkim moja rola?

- Potrzebujemy pomocy, sami nie damy sobie rady.

- Och, damy. - Luke poklepał nastolatka po ramieniu. - Poza tym, Michael nie jest na tyle odpowiedzialny, żeby umieć nam pomóc.

- Wypraszam sobie? Małe, futrzaste kulki nie są dla mnie wyzwaniem.

- Wolałbym nie ryzykować.

- Calum, pójdę z wami. - Kolorowowłosy zignorował uwagę Luke'a. - Może faktycznie przyda wam się pomoc.

- Naprawdę nie musisz...

- Już zdecydowałem. - Michael wszedł w słowo blondyna.

- Michael! Tu jesteś. - Zoe znikąd wyłoniła się przed przyjacielem i objęła go ramieniem. - Och, hej, Luke.

- Hej. - Chłopak uśmiechnął się do brunetki, a niebieskowłosy spochmurniał. W tym momencie blondyn wpadł na jeden ze swoich lepszych pomysłów. Miał on bowiem świadomość, że nie jest dziewczynie obojętny, o czym na dobrą sprawę zorientował się dopiero niedawno. - Zoe, nie chciałabyś iść dziś z nami do schroniska? Przydałyby nam się dodatkowe ręce do pomocy.

- Och. - Zawahała się. - Tak, jasne, chętnie pomogę.

Para wymieniła się jeszcze uroczymi uśmiechami, a Clifford przyglądał się wszystkiemu z boku. Jego żyła na szyi zrobiła się kilkukrotnie bardziej widoczna, a warga zadrżała delikatnie. 

Ale nigdy nie przyznałby się, że był chociaż minimalnie zazdrosny.

- Hej, Blair zadeklarowała nam swoją pomoc! - Ashton przybiegł do zgromadzonych nastolatków, ciągnąc za sobą znudzoną rudowłosą. Ta jednak, gdy tylko zobaczyła Luke'a, od razu uśmiechnęła się kokieteryjnie.

- Tak, kocham pomagać bezbronnym psiakom. - Zatrzepotała rzęsami, ale wtedy chłopak z kręconymi włosami zbeształ ją ramieniem.

- To koty – szepnął jej na ucho, a ona zarumieniła się wstydliwie.

- Jedno i to samo – prychnęła i zawiesiła się na Luke'u, kładąc podbródek w jego obojczyku. Chłopak miał ochotę zepchnąć ją z siebie, ale widząc palący wzrok Michaela, odsunął od siebie tą potrzebę.

- Widzisz Luke, teraz mamy komplet – skwitował Calum, a blondyn parsknął cicho i przytaknął mu.

Michael ilustrował wzrokiem każdego po kolei i próbował przyswoić sobie w głowie zaistniałą sytuację.

To będzie długi dzień.

Bardzo długi dzień.

~*~

Michael przesypiał już drugą godzinę w odwecie za naprawdę ciężki dzień w szkole. Sprawdzian z fizyki i obrzydliwe jedzenie na stołówce nie sprzyjały jego samopoczuciu, więc postanowił po prostu zastąpić myślenie o nich krótką drzemką, jak to zresztą notorycznie zwykł robić. Kiedy Ariana Grande miała śpiewać dla niego finałową piosenkę koncertową i łapać jego drżącą od emocji dłoń, ktoś bez skrupułów wybudził go ze snu.

- Wstawaj, za pół godziny musimy być w schronisku. - Luke zwisał nad nim i dziobał jego policzek, a kolorowowłosy powoli przyswajał sytuację.

- Widzę, że czujesz się w moim domu jak u siebie – skomentował. - Nie kłopoczesz się nawet z pukaniem, ale jasne, rozgość się – dodał sarkastycznie i podniósł plecy z materaca.

- Ja, um, myślałem, że zapomniałeś i chciałem...

- Nie, nie zapomniałem. - Michael wszedł mu w słowo. - Ja po prostu nie miałem zamiaru tam przychodzić.

- Nie możesz zostawić mnie samego! - zaskomlał. - Blair tam będzie.

- W czym problem? Będziecie mogli się bezproblemowo miziać i takie tam. - Clifford wzruszył ramionami, a blondyn parsknął pod nosem.

- Rzecz w tym, że ja nie chcę się z nią „miziać". - Ostatnie słowo ubrał w cudzysłów ze swoich palców. - Proszę cię, chodź ze mną.

- Boże, jak ja cię nienawidzę.

Ale kim byłby Michael, gdyby nie poszedł?



Gdyby ktoś był skory powiedzieć, że niebieskowłosy nastolatek krzyknął na widok dwudziestu małych kociąt, byłoby to niedomówieniem. On wydał z siebie bardzo męski pisk o wartości jakichś trzech oktaw w górę, a jego ręce trzęsły się od potrzeby dotknięcia futerka każdego zwierzaka z osobna.

- Widzisz, mówiłem, że ci się spodoba – Luke szepnął mu na ucho, gdy przekraczali próg zaplecza.

Ashton, Calum i Blair czekali już na nich i wycierali małe miseczki, następnie nasypując do nich jakieś bliżej nieokreślone kocie jedzenie.

- Luke! - Adoratorka chłopaka podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. - Myślałam, że już nie przyjdziesz.

- Przepraszamy za spóźnienie, musiałem go ostro wypieprzyć – Michael odciął się, a Blair wybałuszyła oczy.

- On żartuje. - Blondyn odsunął się od dziewczyny i podszedł bliżej do nastolatka. - Co ty robisz?

- Sam mówiłeś, że nie nie chcesz się z nią „miziać". Ratuję cię z opresji. - Wzruszył ramionami.

- Dziękuję, mój bohaterze – mruknął sarkastycznie, a niebieskowłosy zachichotał cicho.

- Zawsze do usług. - Mrugnął jeszcze do niego, a na policzki wyższego wkradł się mały rumieniec. Młody Hemmings nie mógł nic poradzić na to, jak jego ciało oddziaływało na wszelkie ruchy jego sympatii, co też nie było mu szczególnie na rękę.


~*~

Po kilkunastu minutach drzwi schroniska zaskrzypiały ponownie, a w ich progu pojawiła się dość zziajana i zmęczona Zoe. Jej włosy były potargane, a bluzka wymięta w dziwny sposób.

- Czy ty tutaj biegłaś? - Michael zagadnął ją, a ona wzięła głęboki wdech i potaknęła.

- Zaspałam – odpowiedziała. - Obudziłam się dosłownie dwadzieścia minut temu.

- Czy macie jakąś dziwną tradycję przesypiania całego popołudnia, o której nie wiem? - Luke odgryzł się i parsknął delikatnie, a na jego widok na twarzy brunetki pojawił się uśmiech.

- Można tak to nazwać – powiedziała kokieteryjnie. - Okej, co mam robić?

- Idź do Ashtona i Caluma, oni dadzą ci jakieś wskazówki.

- Ashtona i Caluma? Tej pary, która przelizała się na ostatniej imprezie? - Dziewczyna spojrzała na niego głupkowato, a Luke wzdrygnął się na określenie, jakiego użyła.

- Nie, to musiała być jakaś pomyłka, oni nie chodzą...

- Ashton Irwin i Calum Hood. - Weszła mu w słowo. - Na ostatniej imprezie wypili trochę za dużo i przysięgam, połowa szkoły widziała ich obmacujących się w kuchni gospodarza.

- Och. - To było jedyne, czym blondyn umiał skomentować wypowiedź Zoe.

- Nie wiedziałem, że twoi przyjaciele chodzą na imprezy i upijają się do nieprzytomności. - Śmiech Clifforda zadźwięczał w uchu wyższego. - Ani tym bardziej, że preferują chłopców.

- Tak, ja też nie.

Luke nadal nie umiał dopuścić do siebie informacji o tym, co robią jego dwaj najlepsi kumple. Do tej pory żył w przekonaniu, że mówią sobie o wszystkim i nie mają przed sobą tajemnic. Najwidoczniej, przeliczył się.

Jednak z momentem, gdy zobaczył przed sobą Michaela bawiącego się z kociętami, który swobodnie mógłby konkurować z pięciolatkami o miano najsłodszego stworzenia chodzącego po Ziemi, odgonił od siebie te myśli.

- Ich są tutaj miliony! - pisnął, rzucając jedną z piłek i obserwując, jak pasiaste zwierzątko biegnie w jej stronę.

- Tak, dwadzieścia to prawie milion. - Luke przygryzł wargę i nadal wpatrywał się w nastolatka. To było dla niego za dużo.

- Są słodkie.

- Tak, tak jak ty – szepnął bezmyślnie. Dopiero po chwili zorientował się, co opuściło jego usta, a przeszywający wzrok Michaela spoczął na jego ciele.

- Co?

- Co? - odgryzł się, odpowiadając pytaniem na pytanie.

- Nie, nic. - Michael wrócił do zabawy, a blondyn odetchnął w duchu zadowolony z faktu, że chłopak nie usłyszał jednak jego bezmyślnego wyznania.

Jednak, Michael usłyszał to bardzo wyraźnie.

Niemniej, teraz priorytetem było dla niego skrupulatne ukrywanie uśmiechu, który wtargnął na jego twarz wraz ze słowami blondyna. 

Nie zapominajmy jednak, że Clifford wciąż pała do niego nienawiścią, bo na jakich niby podstawach miałoby się to zmienić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro