Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

car radio;


Michael miał wygodne łóżko.

Michael miał bardzo wygodne łóżko.

To właśnie myślał Luke, gdy przez kolejną, trzydziestą trzecią już minutę siedział na nim i przysłuchiwał się rozmowie Zoe i Clifforda.

Nie wiedział właściwie, o czym tak zawzięcie dyskutowali. Jeszcze chwilę temu był pewien, że wymieniali się informacjami o silnikach samochodowych, ale teraz, gdy usłyszał, że ulubioną watą cukrową dziewczyny jest ta fioletowo-różowa, a kolorowowłosy nienawidzi fasolki konserwowej, poczuł się zdezorientowany. On sam milczał jak zabity i miał tylko nadzieję, że ta dwójka zapomniała o jego istnieniu.

- Co o tym sądzisz, Luke? - głos dziewczyny rozbrzmiał w jego uchu, a on sam energicznie pokręcił głową, aby wyrwać się z zamyślenia.

- Sądzę o czym? - zapytał głupkowato, dostając w odpowiedzi tylko melodyjny śmiech brunetki i burknięcie chłopaka.

- O tej piosence, głuptasie. - Instynktownie skinęła dłonią w stronę wieży, a blondyn uśmiechnął się delikatnie. Bardzo lubił tą piosenkę.

- Och, jest super. Bardzo lubię Green Day.

- Doprawdy? - Niebieskowłosy ożywił się automatycznie i zwrócił swój wzrok w stronę towarzysza. - W takim razie wymień mi choć jedną ich piosenkę, prócz „American Idiot".

- Proste – prychnął. - „Twenty One Guns", „Holiday", „Boulevard Of Broken Dreams"... - zaczął wymieniać, ale niższy chłopak zasłonił mu usta.

- Wystarczy, sezonowcu.

- Nie nazywaj mnie sezonowcem.

- No właśnie, Michael. - Zoe wstawiła się za Luke'iem, co trochę, ale tylko trochę go ucieszyło.

- Ale nim jesteś – burknął ponownie, a Luke'a zalała fala gorąca.

- Po prostu lubię posłuchać radia, co w tym złego?

- Udowodnij mi, że nie jesteś sezonowcem. - Chłopak założył ręce na pierś, a blondyn podrapał się po głowie. Jednak z chwilą, gdy dostrzegł w kącie pokoju opartą o stojak gitarę, nad jego głową zapaliła się zielona lampka.

Ignorując nawoływania Michaela, Hemmings chwycił ją i zagrał kilka akordów.

- Co ty robisz? - warknął jego rówieśnik, a Zoe popatrzyła na nich z przerażeniem.

- Udowadniam ci swoją rację – szepnął skupiony na strunach i już sekundę później w pokoju zabrzmiały pierwsze nuty „Holiday".

Mikey spojrzał na niego z zaskoczeniem i niemałym podziwem. Jasne, wiedział, że Luke ma wiele talentów, ale nigdy nie pomyślałby, że umie grać.

Chłopak kończył właśnie solówkę, a niebieskowłosy miał wrażenie, że jego szczęka wbita jest w poplamioną sokiem i makaronem (chyba makaronem, kto właściwie się tym interesuje?) podłogę.

- Wow, Luke... - Oczy Zoe zdawały się lada moment wyskoczyć z orbit. Ona naprawdę lubiła tego ułożonego chłopaka i nawet nie zdawałaby się podejrzewać, że Luke nie lubi jej. Ani, tak na dobrą sprawę, żadnej innej dziewczyny.

- Może być? - zapytał zarumieniony, a ona energicznie pokiwała głową.

- Czy może być? Żartujesz sobie ze mnie? To było coś, coś niesamowitego, coś...

- Było dobre – mruknął Michael, pozornie niewzruszony sytuacją. W praktyce wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Był pod wrażeniem. Ogromnym, szczerym wrażeniem talentu blondyna. Można wręcz rzec, że po prostu trochę mu zazdrościł. Nie brzmiał nawet w połowie tak dobrze, jak on.

- Cholernie dobre – skwitowała jeszcze dziewczyna i uśmiechnęła się ciepło w stronę wciąż zestresowanego chłopaka.

- Cóż, dziękuję. Lubię grać.

- Wychodzi ci to – pochwaliła go. - Myślałeś nad muzyką na poważnie?

- Nie – odpowiedział niemal od razu. - Wolę siedzieć w świecie cyfr i ułamków. Kariera muzyczna jest chwilowa, nie chcę opaść na laurach po swoich pięciu minutach – dodał nieśmiało i zestresowanie zaczął bawić się swoimi długimi palcami.

- Powiedz jeszcze, że śpiewać też umiesz – prychnął kolorowowłosy i opadł ciężko na materac, przecierając twarz dłońmi. Ten chłopak zdecydowanie działał mu na nerwy. Był zbyt nieskazitelny, nie mógł być prawdziwy.

- Och, tak, jestem za. Najlepiej udowodnij! - Dziewczyna uniosła dłoń ku górze i spojrzała na blondyna błagająco, ale ten ostudził trochę jej entuzjazm.

- Może nie dziś. - Spojrzał znacząco na wciąż wgapiającego się w sufit Michaela, a brunetka pokiwała głową w akcie zrozumienia. - Naprawdę powinienem się już zbierać.

- Michael, odwieź go do domu – przyjaciółka spojrzała znacząco na Clifforda, a ten jęknął cicho, za co od razu został spiorunowany spojrzeniem. - Nie chcesz chyba, aby coś mu się stało, bo ty byłeś zbyt leniwy, aby podnieść swój tyłek z łóżka.

- Okej, łapię. Lubisz bawić się moim kosztem – zaśmiał się gorzko i opornie stanął na nogach, za chwilę łapiąc Luke'a za jego kościsty nadgarstek. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, królowo – powiedział jeszcze na odchodne, a jego głos był przesiąknięty sarkazmem i nienawiścią. Sam nie wiedział właściwie, do kogo była ona kierowana, ale to nie było ważne. Ona po prostu była, prawdziwa i szczera, taka jak Michael.

~*~


Droga zdawała się dłużyć im w nieskończoność, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że żaden z nich nie raczył się odezwać ani słowem. Michael skupiał całą uwagę na drodze, a Luke skubał rąbek swojej bluzki, co jakiś czas zerkając w stronę telefonu i odpisując na nowe wiadomości.

- Czy ty naprawdę musisz pisać z tymi wszystkimi ludźmi, gdy jesteś ze mną w jednym samochodzie? - odezwał się w końcu niższy, zwracając na siebie tym samym uwagę blondyna.

- Och, przepraszam, że mam przyjaciół, bo w przeciwieństwie do niektórych umiem być miły i przyjacielski – warknął, ale po chwili zganił się w głowie za użycie takiego zwrotu. Jeżeli w dalszym ciągu będzie się zwracał do swojego obiektu westchnień w ten sposób, on nigdy nie zwróci na niego uwagi.

Żyła na szyi Michaela pulsowała coraz mocniej i szybciej, był już na skraju wytrzymania, a złość rozsierdzała go od środka. Gdy byli już praktycznie pod domem państwa Hemmings, zahamował gwałtownie, chcąc tym samym zdenerwować Luke'a w odwecie za to, do jakiego stanu nieświadomie go doprowadził.

Wyższy chłopak wzdrygnął się delikatnie na silny wstrząs, a jego głowa odbiła się od oparcia. Sam nie zauważył nawet, kiedy jego telefon zdążył wyślizgnąć mu się z ręki i wpaść płynnie centralnie pod fotel kierowcy.

- Boże, ty idioto. - Niebieskowłosy schylił się pod siedzenie, nie zastanawiając się jednak nad tym, że blondyn będzie miał taki sam pomysł.

Obaj jęknęli z bólu, gdy ich czoła zderzyły się ze sobą. Michael finalnie jako pierwszy znalazł komórkę i uniósł wzrok na rozmasowującego bolące miejsce chłopaka. Ich twarze w dalszym ciągu znajdowały się na tej samej wysokości, z której Clifford miał idealny widok na oczy jego rówieśnika.

Tak, Luke miał naprawdę ładne tęczówki. Zdawały się nie mieć końca, wciągać do siebie każdego, kto w nie spojrzy.

- Masz niebieskie oczy – szepnął ledwo słyszalnie, dopiero po fakcie orientując się, co właśnie opuściło jego usta. - Ja, um... Wychodź już, muszę jechać.

Jasnowłosy ledwo zauważalnie kiwnął głową, starając się przy tym jak najbardziej skrupulatnie ukryć swoje zaróżowione policzki. Te słowa były takie miłe i ładne, zwłaszcza wypuszczone z tych konkretnych, lekko spierzchniętych ust. Szybko jednak odrzucił od siebie te myśli i pchnął delikatnie klamkę drzwiczek, aby zaraz stanąć na chodniku i obserwować Michaela, ponownie odpalającego samochód.

Chłopak podbiegł do bramy i zanim zdążył wejść do mieszkania, ostatni raz rzucił okiem na wciąż stojący na parkingu samochód.

Niebieskowłosy również na niego patrzył, oparty łokciem o kierownicę. Jego palące spojrzenie wierciło dziurę w żołądku chłopaka i nie zdawał się widzieć w tym żadnego problemu.

W końcu Michael nie mógł poradzić nic na to, że oczy Luke'a były aż tak ładne.


 - - - - - - - - 

nauczcie mnie chodzić spać o normalnych porach

albo w sumie nie, bo hej! właśnie o czwartej rano mam największy przypływ weny, deal with that

miłego dnia, czy coś tam, dziecioszki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro