car radio;
Michael miał wygodne łóżko.
Michael miał bardzo wygodne łóżko.
To właśnie myślał Luke, gdy przez kolejną, trzydziestą trzecią już minutę siedział na nim i przysłuchiwał się rozmowie Zoe i Clifforda.
Nie wiedział właściwie, o czym tak zawzięcie dyskutowali. Jeszcze chwilę temu był pewien, że wymieniali się informacjami o silnikach samochodowych, ale teraz, gdy usłyszał, że ulubioną watą cukrową dziewczyny jest ta fioletowo-różowa, a kolorowowłosy nienawidzi fasolki konserwowej, poczuł się zdezorientowany. On sam milczał jak zabity i miał tylko nadzieję, że ta dwójka zapomniała o jego istnieniu.
- Co o tym sądzisz, Luke? - głos dziewczyny rozbrzmiał w jego uchu, a on sam energicznie pokręcił głową, aby wyrwać się z zamyślenia.
- Sądzę o czym? - zapytał głupkowato, dostając w odpowiedzi tylko melodyjny śmiech brunetki i burknięcie chłopaka.
- O tej piosence, głuptasie. - Instynktownie skinęła dłonią w stronę wieży, a blondyn uśmiechnął się delikatnie. Bardzo lubił tą piosenkę.
- Och, jest super. Bardzo lubię Green Day.
- Doprawdy? - Niebieskowłosy ożywił się automatycznie i zwrócił swój wzrok w stronę towarzysza. - W takim razie wymień mi choć jedną ich piosenkę, prócz „American Idiot".
- Proste – prychnął. - „Twenty One Guns", „Holiday", „Boulevard Of Broken Dreams"... - zaczął wymieniać, ale niższy chłopak zasłonił mu usta.
- Wystarczy, sezonowcu.
- Nie nazywaj mnie sezonowcem.
- No właśnie, Michael. - Zoe wstawiła się za Luke'iem, co trochę, ale tylko trochę go ucieszyło.
- Ale nim jesteś – burknął ponownie, a Luke'a zalała fala gorąca.
- Po prostu lubię posłuchać radia, co w tym złego?
- Udowodnij mi, że nie jesteś sezonowcem. - Chłopak założył ręce na pierś, a blondyn podrapał się po głowie. Jednak z chwilą, gdy dostrzegł w kącie pokoju opartą o stojak gitarę, nad jego głową zapaliła się zielona lampka.
Ignorując nawoływania Michaela, Hemmings chwycił ją i zagrał kilka akordów.
- Co ty robisz? - warknął jego rówieśnik, a Zoe popatrzyła na nich z przerażeniem.
- Udowadniam ci swoją rację – szepnął skupiony na strunach i już sekundę później w pokoju zabrzmiały pierwsze nuty „Holiday".
Mikey spojrzał na niego z zaskoczeniem i niemałym podziwem. Jasne, wiedział, że Luke ma wiele talentów, ale nigdy nie pomyślałby, że umie grać.
Chłopak kończył właśnie solówkę, a niebieskowłosy miał wrażenie, że jego szczęka wbita jest w poplamioną sokiem i makaronem (chyba makaronem, kto właściwie się tym interesuje?) podłogę.
- Wow, Luke... - Oczy Zoe zdawały się lada moment wyskoczyć z orbit. Ona naprawdę lubiła tego ułożonego chłopaka i nawet nie zdawałaby się podejrzewać, że Luke nie lubi jej. Ani, tak na dobrą sprawę, żadnej innej dziewczyny.
- Może być? - zapytał zarumieniony, a ona energicznie pokiwała głową.
- Czy może być? Żartujesz sobie ze mnie? To było coś, coś niesamowitego, coś...
- Było dobre – mruknął Michael, pozornie niewzruszony sytuacją. W praktyce wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Był pod wrażeniem. Ogromnym, szczerym wrażeniem talentu blondyna. Można wręcz rzec, że po prostu trochę mu zazdrościł. Nie brzmiał nawet w połowie tak dobrze, jak on.
- Cholernie dobre – skwitowała jeszcze dziewczyna i uśmiechnęła się ciepło w stronę wciąż zestresowanego chłopaka.
- Cóż, dziękuję. Lubię grać.
- Wychodzi ci to – pochwaliła go. - Myślałeś nad muzyką na poważnie?
- Nie – odpowiedział niemal od razu. - Wolę siedzieć w świecie cyfr i ułamków. Kariera muzyczna jest chwilowa, nie chcę opaść na laurach po swoich pięciu minutach – dodał nieśmiało i zestresowanie zaczął bawić się swoimi długimi palcami.
- Powiedz jeszcze, że śpiewać też umiesz – prychnął kolorowowłosy i opadł ciężko na materac, przecierając twarz dłońmi. Ten chłopak zdecydowanie działał mu na nerwy. Był zbyt nieskazitelny, nie mógł być prawdziwy.
- Och, tak, jestem za. Najlepiej udowodnij! - Dziewczyna uniosła dłoń ku górze i spojrzała na blondyna błagająco, ale ten ostudził trochę jej entuzjazm.
- Może nie dziś. - Spojrzał znacząco na wciąż wgapiającego się w sufit Michaela, a brunetka pokiwała głową w akcie zrozumienia. - Naprawdę powinienem się już zbierać.
- Michael, odwieź go do domu – przyjaciółka spojrzała znacząco na Clifforda, a ten jęknął cicho, za co od razu został spiorunowany spojrzeniem. - Nie chcesz chyba, aby coś mu się stało, bo ty byłeś zbyt leniwy, aby podnieść swój tyłek z łóżka.
- Okej, łapię. Lubisz bawić się moim kosztem – zaśmiał się gorzko i opornie stanął na nogach, za chwilę łapiąc Luke'a za jego kościsty nadgarstek. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, królowo – powiedział jeszcze na odchodne, a jego głos był przesiąknięty sarkazmem i nienawiścią. Sam nie wiedział właściwie, do kogo była ona kierowana, ale to nie było ważne. Ona po prostu była, prawdziwa i szczera, taka jak Michael.
~*~
Droga zdawała się dłużyć im w nieskończoność, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że żaden z nich nie raczył się odezwać ani słowem. Michael skupiał całą uwagę na drodze, a Luke skubał rąbek swojej bluzki, co jakiś czas zerkając w stronę telefonu i odpisując na nowe wiadomości.
- Czy ty naprawdę musisz pisać z tymi wszystkimi ludźmi, gdy jesteś ze mną w jednym samochodzie? - odezwał się w końcu niższy, zwracając na siebie tym samym uwagę blondyna.
- Och, przepraszam, że mam przyjaciół, bo w przeciwieństwie do niektórych umiem być miły i przyjacielski – warknął, ale po chwili zganił się w głowie za użycie takiego zwrotu. Jeżeli w dalszym ciągu będzie się zwracał do swojego obiektu westchnień w ten sposób, on nigdy nie zwróci na niego uwagi.
Żyła na szyi Michaela pulsowała coraz mocniej i szybciej, był już na skraju wytrzymania, a złość rozsierdzała go od środka. Gdy byli już praktycznie pod domem państwa Hemmings, zahamował gwałtownie, chcąc tym samym zdenerwować Luke'a w odwecie za to, do jakiego stanu nieświadomie go doprowadził.
Wyższy chłopak wzdrygnął się delikatnie na silny wstrząs, a jego głowa odbiła się od oparcia. Sam nie zauważył nawet, kiedy jego telefon zdążył wyślizgnąć mu się z ręki i wpaść płynnie centralnie pod fotel kierowcy.
- Boże, ty idioto. - Niebieskowłosy schylił się pod siedzenie, nie zastanawiając się jednak nad tym, że blondyn będzie miał taki sam pomysł.
Obaj jęknęli z bólu, gdy ich czoła zderzyły się ze sobą. Michael finalnie jako pierwszy znalazł komórkę i uniósł wzrok na rozmasowującego bolące miejsce chłopaka. Ich twarze w dalszym ciągu znajdowały się na tej samej wysokości, z której Clifford miał idealny widok na oczy jego rówieśnika.
Tak, Luke miał naprawdę ładne tęczówki. Zdawały się nie mieć końca, wciągać do siebie każdego, kto w nie spojrzy.
- Masz niebieskie oczy – szepnął ledwo słyszalnie, dopiero po fakcie orientując się, co właśnie opuściło jego usta. - Ja, um... Wychodź już, muszę jechać.
Jasnowłosy ledwo zauważalnie kiwnął głową, starając się przy tym jak najbardziej skrupulatnie ukryć swoje zaróżowione policzki. Te słowa były takie miłe i ładne, zwłaszcza wypuszczone z tych konkretnych, lekko spierzchniętych ust. Szybko jednak odrzucił od siebie te myśli i pchnął delikatnie klamkę drzwiczek, aby zaraz stanąć na chodniku i obserwować Michaela, ponownie odpalającego samochód.
Chłopak podbiegł do bramy i zanim zdążył wejść do mieszkania, ostatni raz rzucił okiem na wciąż stojący na parkingu samochód.
Niebieskowłosy również na niego patrzył, oparty łokciem o kierownicę. Jego palące spojrzenie wierciło dziurę w żołądku chłopaka i nie zdawał się widzieć w tym żadnego problemu.
W końcu Michael nie mógł poradzić nic na to, że oczy Luke'a były aż tak ładne.
- - - - - - - -
nauczcie mnie chodzić spać o normalnych porach
albo w sumie nie, bo hej! właśnie o czwartej rano mam największy przypływ weny, deal with that
miłego dnia, czy coś tam, dziecioszki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro