Rozdział 3
Byłam cholernie zmieszana. Ale podjęłam decyzję, a rodzice zawsze mi wpajali, że to rzecz święta.
Rodzice, którzy już za kilka chwil nie będą żyć.
Jak ja to zrobię? Wychowali mnie. Może i częściej ich nie było, niż byli, ale trzeba to zrozumieć. W końcu to bohaterowie. Uratowali tyle żyć, a ja teraz odbiorę życie im.
Oczekiwanie, aż wrócą do domu, stawało się uciążliwe. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą.
Starałam się ignorować myśli galopujące w mojej głowie, burczący brzuch i zamykające się oczy. Było późno w nocy, a ja usiłowałam pozostać przy zmysłach. Dla Charlesa. Czemu muszę tak bardzo się dla niego poświęcać?
W końcu usłyszałam dźwięki na dole. Niemalże upuściłam nóż, który kurczowo ściskałam w swojej dłoni. W mojej głowie zaczęły przewijać się wszelkie za i przeciw.
Przecież to karalne!, krzyczała jedna strona.
William zapewni mi bezpieczeństwo, ripostowała druga.
To moi rodzice, nie mogę ich zabić!, ponownie odzywała się pierwsza.
Przecież i tak ich nie kocham. Ha. Niemalże parsknęłam na tą myśl. To prawda. Nigdy ich nie znałam i jedyne przyjazne wspomnienie, które z nimi dzielę, to to, gdy byłam malutka, a oni oprowadzali mnie po najpiękniejszych miejscach w całej krainie. Gdy zamknęłam oczy, potrafiłam sobie wyobrazić, że wciąż mamy takie doskonałe kontakty; że nic się nie zmieniło. Jednak gdy tylko rzeczywistość dała o sobie znać, zrozumiałam, że już nigdy nie będzie dobrze.
I to tylko pogorszyło mój humor. Miałam ochotę w coś uderzyć, rozwalić całą ścianę. Ale w sekundę się opanowałam. Wdech, wydech. Okej. Już mogę.
Już mogę zejść na dół. Już mogę ich zabić.
Posłałam ostatnie spojrzenie w kierunku noża w mojej dłoni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro