Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

》It hurts《

-Harry jaką następną piosenkę zaśpiewamy?

-Little black dress!- wraz ze słowami bruneta muzycy zagrali pierwsze nuty utworu. Szkoda, że ten koncert dochodzi powoli do końce, tak jak nasz pobyt w Francji. Byliśmy tu cztery dni, z czego trzy przesiedzieliśmy w studio.

-Tańcz ze mną Cara!- Lou wydarła się mi prosto do ucha, bo inaczej bym jej nie usłyszała. Stoimy pod samą sceną i z jednej strony atakuje nas muzyka, a z drugiej pisk fanek, jesteśmy w samym sercu burzy koncertu. Kiedy już chciałam się dołączyć do przyjaciółki, mój telefon zaczął wibrować. Nie wiem, kto by miał dzwonić podczas koncertu, ale jeśli dzwoni, to musi być ważne. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.

-Muszę odebrać, to Maya!

-Jasne!- odbierając telefon skierowałam się zza kulisy, jest tam trochę ciszej i cały czas mam chłopaków na oku.

-Hej Maya! Dawno nie gadałyśmy, to było może cztery dni! Co halo? Nie słyszę cię, poczekaj chwilę.- gdy już trochę odeszłam od sceny mogłam jakkolwiek ją usłyszeć.- Mów teraz.- Bardzo się cieszę, że zadzwoniła, ale mimo wszystko mam złe przeczucia, Maya nigdy nie dzwoni do mnie w godzinach pracy.

-Cara...

-Boże ty płaczesz! Coś się stało?- głos jej się łamie, a ja co chwilę w słuchawce słyszę jak ciężko oddycha, przez płacz. Teraz to zaczynam na serio panikować.

-Cara, my nie przyjedziemy do Milanu, odwołaliśmy całą wycieczkę. Przepraszam, nie będzie nas na koncercie chłopaków, wiem jak nie mogłaś się tego doczekać. Przepraszam.

-Za nic mnie nie przepraszaj, tylko mów co się stało?- moje nogi zaczęły się trząść, tak samo jak dłonie. Zrobiło mi się strasznie gorąco, a głośna muzyka dookoła nie pomaga mi się wcale uspokoić.

-Cara, cofam wszystko co ci kiedykolwiek powiedziałam. Chcę, abyś była przy mnie, boję się.- cholera coś musiało się stać, nigdy w życiu nie słyszałam w jej głosie takiej paniki.- Proszę Cara potrzebuję cię obok. Boję się. Przyjedź do mnie, proszę...-W tym momencie poczułam się załamana, ostatnie słowa wypowiedziała przez łzy, które też pojawiły się na mojej twarzy. Pierwszy raz w życiu Maya tak panikuje przy mnie, zawsze się trzymała, bo to ja byłam panikarą. Gdzieś z tyłu słyszę Grega, który stara się ją uspokoić.

-Maya, co się stało? Proszę powiedz mi, zaczynam panikować. Maya halo!- krzyknęłam do słuchawki, choć nie powinnam. Opierałam się o ścianę, zrobiło mi się słabo i duszno.

-Cara ja jestem w szpitalu.- nie, nie, nie. To nie może być prawda.- Mam nawrót choroby, przez te pieprzone niewycięte komórki. Jest przerzut na inny narząd.- nie, nie, nie. Powtarzam to cały czas w głowie, to nie może być prawda, Maya już przecież była zdrowa, żyła, pracowała, cieszyła się życiem, a teraz....

-Na który?- proszę, aby nic groźnego, nic groźnego, proszę. Z trudem już utrzymuję łzy w oczach, jedynie pojedyncze zlatują mi po policzkach. Maya milczy, boi się mi powiedzieć. Dobra Cara nie panikuj, może nie jest aż tak źle.

-Płuca. Cara ja mogę nie przeżyć kolejnych dwóch lat.- CO! W tym momencie moje nogi ugięły się pode mną i upadłam na ziemię, ale nie płakałam.Chcę być silna dla Mayi i nie chcę jej płakać w słuchawkę. Cholera. Maya, dwa lata....cholera. Muszę do niej lecieć.- Stracę go, stracę go.- usłyszałam ciche łkanie z drugiej strony.

-Maya o kim mówisz?

-Theo, jeśli nie dam rady...ja już go nigdy....on straci mamę.- kompletnie nie pomyślałam w tym momencie o małym. On niczego nie rozumie....nie dałam rady i się rozpłakałam, ale odsunęłam słuchawkę od siebie, aby tego nie usłyszała. Theo, Maya, rak, dwa lata, moja głowa krzyczy do mnie. Gdy lekko ochłonęłam przybliżyłam ponownie telefon do twarzy. -Mam powiedzieć Niallowi?

-Tak, proszę. Ja nie dam rady powiedzieć o tym jeszcze raz. Nie chcę słyszeć jak on płacze.- w słuchawce zapanowała cisza. Co mam robić? Cholera moja siostra umiera, moja Maya! Muszę działać, teraz przede wszystkim muszę być przy niej i ją wspierać.

-Kończę i wsiadam w pierwszy samolot. Gdzie jesteś?

-W szpitalu, w Dublinie. Dziękuję Cara, tak bardzo ci dziękuję. Kocham cię.

-Za nic mi nie masz dziękować, ja powinnam cię przeprosić. Będę za parę godzin.- nie mogłam już dłużej wytrzymać, więc się rozłączyłam. Wybuchłam, płakałam, siedząc pod ścianą. Dwa lata i to może, cholera! Czemu nie ma mnie przy niej? Cholera czemu Maya, ona jest ostatnią osobą która na to zasłużyła. Zaczynam się dławić swoimi łzami i brakuje mi powietrza. Jeszcze do tego ma prawie rocznego synka, który niczego nie rozumie. Czemu on?! Nie mogę się opanować, w tle słyszę jak Zayn żegna się z fanami.

-Dziękujemy, że mogliśmy tu dzi....cholera!- nawet nie zwróciłam uwagi, że przerwał mówić. Zorientowałam się dopiero, gdy usłyszałam jak ktoś biegnie, a potem poczułam jego ramiona.- Cara co się stało? Kochanie czemu płaczesz?

-Zayn!- załkałam w jego ramię, nie mogę nic więcej powiedzieć. Teraz już cała się trzęsę, mam już całą koszulkę mokrą, ale dalej nie mogę się uspokoić. Maya! Dwa lata! Czemu świat się na nią uwziął?! Cholera czemu moja siostra!!! Zaraz obok mnie pojawili się pozostali. Przez łzy zauważyłam, że Niall kuca przede mną, masując mi kolana, abym się uspokoiła.

-Cara co się stało?

-Niall, Maya dzwoniła....- przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam, a płacz znowu urwał mi głos. Nie ma wystarczająco siły, aby mu o tym powiedzieć i widzieć jak płacze.

-Co Maya? Cara mów do mnie!- wiem, że nie powinnam go trzymać w nie wiedzy i przeżywa to samo co ja pięć minut temu, ale nadal nie mogę wydobyć z siebie ani jednego słowa. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, ale dookoła nas zrobiło się już cicho. Cały czas przytulałam Nialla, a pozostali siedzieli wokół nas dając mi czas na uspokojenie się. Gdy trochę ochłonęłam, odsunęłam się od Nialla, czuję jak mam napuchniętą twarz. Wyglądam teraz okropnie, ale nie obchodzi mnie to, teraz jedyne co mnie obchodzi to Maya. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.

-Ma nawrót choroby, jest w szpitalu. Przerzut do płuc.- mówiąc to ból powraca z podwójną siłą. Znowu się rozpłakałam, ale nie przestałam mówić.- Ma przerzut do płuc. Niall... ona może nie przeżyć kolejnych dwóch lat.- nie wytrzymałam i ponownie schowałam twarz w ramieniu przyjaciela. Przy uchu usłyszałam cichy szloch chłopaka, a moja koszulka zrobiła się mokra od jego łez. Nasza Maya umiera. Liam, Louis, Harry i Zayn chyba się bali jakkolwiek odezwać i po prostu siedzieli przy nas w ciszy, ale ich obecność pomaga.

-Nienawidzę świata. Tylko dwa lata, to nie fair.- Niall odezwał się pierwszy po prawie półgodziny siedzenia w ciszy.

-Cholera, jej lekarz to jakiś idiota! Nie mówi się takich rzeczy choremu! Kurwa no!- Louis powiedział wkurzony, a ja dopiero teraz spojrzałam na nich. Wszyscy tu są obok mnie, a w ich oczach widzę smutek, strach i złość. Na koniec zwróciłam swój wzrok na blondyna, który jest teraz równie czerwony od płaczu co ja. Cholera to boli, widzieć go w takim stanie.

-Jak Maya do mnie dzwoniła, była tak przerażona, jak nigdy. Płakała i głos jej się trząsł. Ja nie chciałam, aby słyszała jak ja dodatkowo płaczę, więc szybko się rozłączyłam. Nie powinnam, ale nie mogłam dłużej wytrzymać. Prosiła, abym do niej przyjechała.

-Jadę z tobą.- nie mam teraz siły się z nim kłócić. To oczywiste, że Niall będzie chciał pojechać od razu, ale nie może, bo obowiązuję go kontrakt. Nic nie mówiąc, spojrzałam jedynie na niego, a on zrozumiał mnie bez słów.- Musi być jakieś wyjście, też muszę jechać!

-Niall nie możesz. Jeśli pojedziesz, to wszyscy poniesiemy kary liczone w milionach dolarów.

-Ale Cara.

-Niall, proszę nie mam siły, aby cię przekonywać. Przyjedziesz do nas za trzy tygodnie, wraz z zakończeniem Europejskiej trasy, mamy potem prawie miesiąc wolnego.

-A co potem? Jak mam występować z myślą, że Maya....- z jego oczu znowu poleciały łzy, a słowa uwięzły mu w gardle.

-Coś wymyślę.- wymyślę.... Teraz jak się trochę uspokoiłam, poczułam pustkę w środku. Jestem tak zmęczona samym myśleniem o tym, a co to będzie jak będę musiała trzymać się przy Mayi i ją wspierać. To będzie cholernie ciężkie.

-Zawieść cię na lotnisko?- Harry spytał niepewnie, patrząc na mnie, a ja jedynie kiwnęłam głową. Spróbowałam wstać, ale to okazało się nie takie łatwe jak myślałam, ale obok pojawił się Zayn, który mnie podtrzymał. Powinnam się ogarnąć, mam na myśli psychicznie, przed zobaczeniem się z Mayą i resztą rodziny.

-Chcę, aby Paul mnie odwiózł. Nie chcę tłumów.

-Cara nie puścimy cię samej w takim stanie. Jedziemy z tobą.

-Liam, proszę nie. Zaraz pojawią się fanki, a ja...-z moich oczu już po raz setny wypłynęły łzy. Chłopaki zaraz odpuścili, a Zayn poszedł po Paula. Z pozostałymi skierowałam się na parking. Szliśmy w kompletnej ciszy, nikt już nie miał siły, aby się odzywać. Ani na chwilę nie puszczałam ramienia Nialla, jakbym go puściła moje nogi by się pode mą ugięły. Przy samochodzie czekali na nas Zayn i Paul, który bez słowa, jak podeszliśmy mocno mnie objął.

-Zayn mi wszystko powiedział, polecę z tobą do Dublina, a potem wrócę do chłopaków.- szepnął mi do ucha. On nawet nie wie ile to dla mnie znaczy.

-Dziękuję Paul, dziękuję.- powiedziałam mu na ucho przez łzy. Jak dobrze mieć takich przyjaciół.

-Ciii, wszystko będzie dobrze. Ciii.- Pomasował mi plecy, tak jak małemu dziecku. Jeszcze chwilę staliśmy w uścisku i puścił mnie, aby wejść za kierownicę. Odwróciłam się w stronę chłopaków. Widząc ich wszystkich przede mną, Nialla rozpłakanego, a pozostałych bliskich tego, nie wytrzymałam, kucając zasłoniłam twarz w dłoniach.

-Cara nie płacz.- zaraz wszyscy stali, kucali, klęczeli przytulając mnie.

-Będzie dobrze.

-Powiedz Mayi, że jesteśmy z nią.- każdy mówił przez drugiego. Gdy się ode mnie odsunęli, przytuliłam jeszcze każdego z osobna, i od każdego usłyszałam parę ciepłych słów. Usiadłam na tylnim siedzeniu i spojrzałam jeszcze raz na nich wszystkich.

-Niall pojedziesz ze mną?- nie chcę go jeszcze zostawiać. Chłopak bez słowa podszedł do przeciwnych drzwi i już po chwili siedział obok mnie. Zamknęliśmy drzwi i mieliśmy już odjeżdżać, ale Zayn zapukał w moją szybę, zatrzymując samochód. Lekko ją uchyliłam.

-Cara nie ważne co pamiętaj, że bardzo cię kocham. Dzwoń rano, wieczorem, w środku nocy, zawsze odbiorę. Jestem tu dla ciebie. W każdej chwili mogę do ciebie przyjechać. Bardzo cię kocham.

-Ja też cię bardzo kocham Zee.- wychyliłam się przez szybę, aby dosięgnąć jego ust, tym razem żaden z chłopaków nawet nie jęknął. Po pocałunku oparłam swoje czoło o jego i szepnęłam cicho.- Proszę dbaj o siebie.

-Będę.- pocałował mnie ostatni raz w czoło, a ja zamknęłam okno. Paul ruszył i wyjechał z parkingu, zostawiając chłopaków za nami. Obejrzałam się na nich, ale nie ma wśród nich Harrego.

-Chodź tu do mnie.- Niall kolejny raz dzisiaj mocno mnie objął.- Boisz się?

-Tak, a ty?

-Jak nigdy w życiu. Bo wiesz, jeśli Maya na serio...- nie dokończył i jedynie schował twarz w wolnej ręce, odwracając ode mnie wzrok.

-Ciiii Niall, musimy ją wspierać i nie możemy jej pokazać jak bardzo się boimy.

-Wiem, ale to będzie trudne. Chciałbym z tobą do niej pojechać.

-Też bym tego chciała.- oparłam się o jego klatkę, patrząc na Paryż nocą przez szybę. Na lotnisku będziemy za pięć minut, a ja nie czuję się na siłach, aby rozłączać się z blondynem. Przez ten czas siedzieliśmy w ciszy, potrzebowaliśmy takiej chwili, aby ochłonąć, jedynie we dwójkę.

-Jesteśmy na miejscu. Niall zostawiam kluczyki w stacyjce, wrócisz tym samochodem do hotelu. Dasz radę poprowadzić teraz?

-Tak, myślę, że tak.

-Niall na pewno. Nie chcę się potem dowiedzieć, że...

-Nie spowoduję wypadku. Jestem już spokojny, poprowadzę.- mam nadzieję, że tak będzie. Do tego wszystkiego brakuje jedynie jego wypadku. Paul wysiadł z auta, aby kupić bilety. Nie możemy polecieć naszym, bo chłopaki za parę godzin muszą lecieć dalej w trasę. Przyszedł czas na najtrudniejsze pożegnanie.

-Niall proszę pilnuj chłopaków, szczególnie Zayna. Przypilnuj go, aby jadł, spał regularnie.

-Nie martw się, wszystkim się zajmę, ty myśl teraz jedynie o Mayi. Powiedz jej, że ją kocham, tęsknię za nią i postaram się jak najszybciej przylecieć. Boję się, że jak sam zadzwonię to nie wytrzymam i rozryczę jej się w słuchawkę, jak tylko ją usłyszę.

-Powiem jej. Niall bardzo cię kocham.

-Ja ciebie też. Tak jak mówił Zayn, dzwoń do mnie o byle gówno, nawet o trzeciej w nocy.- przez cały czas nie puszczaliśmy siebie z uścisku.

-Niall muszę iść.- chciałabym teraz powiedzieć "Pieprzyć pieniądze i trasę, jedziesz ze mną", ale sumienie mi nie pozwala. Puściłam przyjaciela i zaraz już stałam na chodniku patrząc jak odjeżdża. Swoje kroki skierowałam na lotnisko, a potem w stronę Paula.

-Za pół godziny mamy samolot, musimy już iść na odprawę.

-Dobrze, jeszcze raz dziękuję.

-Od tego jestem, chodźmy już.- wziął ode mnie torbę i już razem poszliśmy w odpowiednim kierunku.

++++++++

Na lotnisku w Dublinie Paul zamówił mi taksówkę. Pożegnaliśmy się, a on z powrotem wrócił na lotnisko, aby dołączyć do zespołu. On jest po prostu wielki. Kierowcy od razu podałam adres szpitalu, w którym leży Maya. Przez całą drogę powtarzałam sobie, co jej powiem, o co się spytam. Przede wszystkim powtarzałam sobie, że mam się nie rozpłakać na wejściu. Nie rozpłacz się, pamiętaj. Wychodząc z taksówki pod szpitalem, przypomniałam sobie, gdy parę miesięcy temu, stałam tak samo pod jej domem, czekając na zderzenie z rzeczywistością. Wtedy to była jedynie nie za bardzo udana operacja, ale teraz.... Teraz to jest poważna choroba, jeszcze większy strach i okropna diagnoza lekarza. Na chwiejących się nogach przekroczyłam próg szpitala. Nienawidzę szpitali, zawsze ich nienawidziłam, a teraz jeszcze bardziej. 

-Cara?

-Mama?- na jednym z krzeseł w poczekalni siedzi moja mama, która widocznie musiała na mnie czekać. Wstała, a ja od razu objęłam ją jak najmocniej, tak jakbym miała pięć lat. Odsunęłam ją od siebie i przypatrzyłam jej się dokładnie. Ma wory pod oczami, musiała ostatnio mało spać, schudła i ma wiele więcej zmarszczek niż ostatnio. Jest wymęczona, a przede wszystkim boi się, jak my wszyscy.- Gdzie jest Maya?

-W swojej sali z Gregiem. Nie odpuszcza jej na krok.

-A Theo?

-W hotelu, z dziadkami, jest tu też mama chłopaków. Chodź, chodź.- złapała mnie pod rękę i ruszyłyśmy przez szpitalne korytarze. Nie ma tu dużo ludzi, ale z każdej strony dochodzą do mnie dźwięki maszyn, jęki lub cichy płacz. My nie jesteśmy jedyni, takich przypadków jak Maya jest tu pewnie ze sto i wszyscy mają rodziny. Świat jest tak niesprawiedliwy, czemu rak musi istnieć? Po kolejnym skręcie w prawo doszłyśmy pod drzwi z numerem 281, które były lekko uchylone. Przez szparę mogłam zauważyć śpiącą panią Horan na kanapie i Grega półprzytomnego, ale czuwającego na fotelu przy żonie. Nadal nie widzę Mayi.

-Maya, masz gościa.- mama otworzyła drzwi i wszyscy zwrócili wzrok na mnie, a ja jedynie patrzyłam na nią. Na Mayę.

-Cara.

-Maya.- praktycznie rzuciłam się na jej łóżko. Jest jeszcze chudsza, poczułam to dopiero gdy ją objęłam, bo nie było tego widać przez koszulę szpitalną. Czując jej wszystkie żebra rozpłakałam się, nie dałam rady dłużej utrzymać łez. Gdy się od niej odsunęłam, byłyśmy już same w sali. Mama pewnie musiała ich zabrać, abyśmy miały chwilę tylko dla siebie.- przepraszam, tak cholernie cię przepraszam, że nie było mnie przy tobie.

-Teraz już jesteś, to jest ważne. 

-Schudłaś, Maya już prawie cię nie ma.

-Nie mam apetytu, mama i Greg wciskają mi jedzenie, ale potem i tak wszystko ląduje w ubikacji.

-Maya....

-Cara myślisz, że tego chcę? Myślisz, że chcę dwa razy dziennie wymiotować i ważyć  45 kg!

-Wiem, wiem. Przepraszam. Kiedy tu przyjechałaś? I jak się dowiedziałaś o....tym?

-Jakiś tydzień temu.-tydzień temu?! Zrobiłam duże oczy, nierozumiejąc czemu w takim razie dowiedziałam się dopiero wczoraj.- Nie patrz tak na mnie! Zadzwoniłam do ciebie, od razu po ostatecznej diagnozie lekarza. Tydzień temu obudził mnie w nocy kaszel, nie chciał przejść, więc poszłam po szklankę wody. Schodząc po schodach zakrztusiłam się powietrzem, dusiłam się.- wspomnienia tej nocy są dla niej ciężkie do opisywania, a w jej oczach pojawiły się łzy. Złapałam mocno jej dłoń, aby choć trochę ją wesprzeć.- Upadłam i zleciałam na sam dół, ale nadal nie mogłam złapać oddechu. Potem straciłam przytomność, a ostatnie co pamiętam to płacz Theo i przerażone oczy Grega.- wyobrażając sobie tą scenę, zrobiło mi się duszno. Zanim byłam w stanie coś więcej powiedzieć musiałam odczekać chwilę i wziąć trzy głębokie oddechy.

-Czy te dwa...

-Nie mówmy o tym proszę. Gdy tylko o tym pomyślę, opanowuję mnie taka panika.- jej ręce zaczęły się trząść, a oddech się przyśpieszył.

-Witam w moim świecie panikary.- uśmiechnęłam się do niej, muszę szybko zmienić temat rozmowy. Dobrze znam ten moment, gdy już czujesz niepokój w środku, ale jeszcze nie wybuchłaś.- Chłopaki kazali cię pozdrowić.

-Dzięki, jak Niall?

-Jest strasznie zły na siebie, że nie przyjechał. Kazał mi przekazać, że cię bardzo kocha, tęskni cholernie i , że przyjedzie jak tylko będzie mógł. 

-A jak przyjął informację o mojej chorobie?

-Płakał, ale nie dostałam od nich żadnych informacji, więc nie wiem jak się trzyma.- dalej siedziałyśmy w ciszy, gadałyśmy i znowu siedziałyśmy w ciszy. Po może godzinie, do drzwi sali zapukała nasza mama.

-Dobrze jest was widzieć razem.

-Brakuje tylko ciebie.- Maya poklepała drugą stronę łóżka, gdzie zaraz usiadła. 

-Moje córeczki, moje małe córeczki. Mayeczka i Carunia.

-Mamo, bo zaraz znowu się rozpłaczę.- ona już płakała i złapała nas za ręce, przytulając je do swojej piersi. Spojrzałyśmy po sobie i zaraz płakałyśmy w trójkę. Tęskniłam za nimi, za każdym razem tak cholernie za nimi tęsknie. Miałam nadzieję, jednak że spotkamy się w innych okolicznościach. Po chwili w ciszy mama otarła łzy i zwróciła się w moją stronę.

-Cara opowiadaj, jak trasa? I jak się ma moje kochanie?

-Trasa ciężko, a Niall jest zły, że nie może tu być.

-Nie Niall, z nim gadałam jak wracał z lotniska samochodem. O Zaynie mówię!- razem z Mayą wybuchłyśmy śmiechem.

-Acha! Teraz to Zayn jest tym kochanym, kiedy Greg nim przestał nim być?- Maya spytała, zakładając rękę na rękę i machając charakterystycznie dla niej głową.

-Rok temu w marcu. Kiedy przestał być twoim narzeczonym, a został mężem i moim synem. 

-Zayn nie jest moim narzeczonym!

-Jeszcze nie!- no ładnie, mama upolowała sobie nowego ulubieńca. Pani Horan i Greg dołączyli do nas dopiero po godzinie, bo jak się okazało Greg nie był w hotelu od dwóch dni i musiał się umyć. Obiecał Mayi, że jutro przywiezie synka ze sobą, nie chcą, aby cały czas przesiadywał w szpitalu, więc dwa dni siedzi z dziadkami i z Gregiem, a trzeciego tata zabiera go do mamy. Wieczorem już leżąc na kanapie, na której miałam dziś spać, przypatrywałam się mojej siostrze i Gregowi, mamy wróciły do hotelu na noc. Jak on na nią patrzy, nawet wtedy gdy zasnęła. Ona śpi już od dwóch godzin, a on bez przerwy patrzy w nią, jak w obrazek. To jest prawdziwa miłość, na dobre i złe. On będzie z nią do końca, tak jak raz jej obiecał. Od kiedy oni zaczęli się umawiać, byli dla mnie wzorem związku i miłości. Przyjaciele, para, narzeczeństwo i małżeństwo. Byli swoim pierwszym związkiem, od zawsze są razem. W końcu i on zasnął, cały czas trzymając dłoń Mayi. Gdy miałam się przewracać na drugi bok, mój telefon zabrzęknął. Może to Niall, albo Zayn? Sięgnęłam do swojej torebki i po chwili szukania, wyjęłam urządzenie. Ktoś do mnie napisał na messengerze. Harry?

Harry: Jak się czujesz?

Cara: Po rozmowie z Mayą lepiej. Jak Niall?

Harry: Po powrocie z lotniska zamknął się w pokoju z gitarą i nie spał przez całą noc. W samolocie się do nas nie odezwał ani słowem, spał.

Cara: Spróbuj jakoś do niego dotrzeć. Podtrzymuj go trochę póki do nas nie dotrze. Źle się z tym czuję, że go zostawiłam samego.

Harry: Typowa Cara Tyler. Ja się pytam o ciebie, a ty spychasz rozmowę na kogoś innego. O Nialla się nie martw jest w dobrych rękach, nawet w czterech parach. Ja napisałem, aby spytać jak ty się czujesz i lepiej mnie nie satysfakcjonuje.

Cara: Obiecałam sobie, że nie będę płakać jak wejdę do jej sali, ale gdy ją zobaczyłam.... On wygląda jak cień Mayi, którą znasz.- tym razem na odpowiedź czekałam dłużej, chyba nie wie co odpisać. Gdy już myślałam, że konwersacja się skończyła i chciałam odłożyć komórkę, ona ponownie zabrzęknęła. Lekko się uśmiechnęłam do siebie i spojrzałam na ekran.

Harry: Jak chcesz mogę ci opowiedzieć jeden z moich kawałów! Od razu zrobi ci się lepiej!

Cara: Lecisz panie komiku.- następne pięć wiadomości, były głosowe i trwały po paręnaście sekund, bo tyle zwykle trwają żarty Stylesa. Są zabawne tak samo jak opowiada je na scenie, czyli w ogóle, ale humor mi poprawiły.

Harry: Udało mi się?

Cara: Może trochę.

Harry: JEST! Czyli jednak jestem zabawny! 

Cara: Tego nie mówiłam.....Harry muszę kończyć jestem padnięta. Dziękuję ci za żarty.

Harry: Przyjemność po mojej stronie. Dobranoc.

Cara: Dobranoc Harry.- gdy odkładałam telefon, zegarek pokazywał trzecią. Kompletnie się nie spodziewałam, że sms, który dostałam dwie godziny temu był od Harrego i, że sprawi mi tyle radości. Miałam nadzieję, że będzie od Zayna, ale z Styles też było miło popisać. Czemu jednak Zayn nadal się ze mną nie kontaktuje? Może daje mi czas jedynie dla rodziny i nie chce naciskać i czeka na mój ruch. Typowe dla niego. Miło, że chociaż jeden się nie bał i napisał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro