Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4 ☞ love you again

~ Victoria

Mogę dostrzec drobne zmiany w jego wyglądzie. Jest opalony, a na jego szczęce widzę kilkudniowy zarost. Jego postura pozostała taka sama. Nie posiada już nastoletniej postury takiej jaką miał gdy się poznaliście. Przez te sześć lat przybrał bardziej męskiego wyglądu: rozrosły mu się ramiona, a mięśnie zaczęły być bardziej widoczne.

George wpatruje się we mnie bez słowa podczas gdy ja pociągam duży łyk ze swojej szklanki. Nie potrafię wyczytać emocji z jego czekoladowych oczu.

- Vicki - jego głos przywraca mnie do rzeczywistości - Chyba powinnaś poszukać sobie innego szofera - jestem zaskoczona.

- Słucham? - po miesiącach nieobecności wita mnie takimi słowami, niewiarygodne.

- Cory nie wykonuje poprawnie swoich obowiazków - wyjaśnia George.

- O czym ty mówisz?

- Poinformowano mnie, że dzisiaj wróciłaś do pałacu sama od Rodriguezów, rozumiesz, że to się nie może powtórzyć? W ten sposób narażasz siebie i monarchię

- Dobrze, ale co to ma do Cory'ego?

- Dobrze wiesz. Jego zadaniem jest zapewniać ci transport, zawsze dbając o twoje bezpieczeństwo - odpowiada bez zawachania.

- To mi wygląda na nianię nie szofera - mruczę  pociągając łyk ze szklanki.

George zamyka oczy i głęboko oddecha z frustracji. Jednym, szybkim ruchem ściąga z siebie marynarkę zostając tylko w błękitnej koszuli. Mam teraz lepszy widok na jego mięśnie brzucha przez napięty materiał wciagnięty w spodnie.

- Nalejesz mi? - wzdycha przeczesując włosy palcami.

Bez słowa podchodzę do mojego stolika nocnego, na którym nadal stoi butelka burbonu. Obracam się w poszukiwaniu jakiejś szklanki ale George podchodzi do mnie i delikatnie wyjmuje mi alkohol z ręki pociągając prosto z gwinta. Kiedy odstawia butelkę od ust między nami zapada niezręczna cisza.

~ George

Stoi przede mną z szklanką burbonu w ręce, a jej spojrzenie jest twarde niczym skała. Boże, jaka ona jest piękna, nawet kiedy jest śmiertelnie poważna. Jej nieco zmierzwione przez wiatr włosy zawijają się w fale na końcach, a ciało opięte jest przylegającą, białą koszulą i granatowymi, damskimi spodniami garniturowymi. Przez prześwitujący materiał jej koszuli widzę zarys stanika, a kontem oka dostrzegam niedbale rzucone w kont szpilki.

Nie widziałem jej od miesięcy, tak bardzo chciałbym by mnie pocałowała albo chociaż przytuliła. Nigdy nie przestałem jej kochać nawet po tylu ciężkich latach wiem czego chcę i wiem, że dokonałem dobrego wyboru oświadczając się jej. Mam jednak wrażenie, że ona nie czuje tego samego co ja.

- Jak się czujesz? - pytam chcąc zmącić tą niezręczną ciszę.

- W pożądku - jej głos jest obojętny.

Kiwam głową i ruszam do drzwi prowadzących do mojej sypialni. Nie wiem czego się spodziewałem wracając do domu po pół roku nieobecności. Że zostanę przyjęty z otwartymi ramionami? Jestem taki głupi, nieświadomie oddaliłem ją od siebie jeszcze bardziej, skrzywdziłem ją, poddałem się bez walki. 

- Co do Cory'ego... - nie kończę bo przerywa mi ruchem ręki.

- Zostaje, koniec kropka - nie mam siły się z nią już dzisiaj kłócić, jestem naprawdę zmęczony podróżą.

~*~

~ Victoria

Tego ranka budzę się z poczuciem, że czas podjąć decyzję. Tym właśnie sposobem przechadzam się niespokojnie po jednym z pałacowych salonów kiedy drzwi otwierają się i przepuszczona przez lokaja wchodzi przez nie Janet.

- Wasza Wysokość - dyga krótko - O czym chciałaś porozmawiać, ma'am?

Kładę ostentacyjnie rękę na stoliku tuż obok papierów rozwodowych. Janet podchodzi bliżej i delikatnie podnosi je wciąż się w nie wpatrując.

- Przekaż je Michaelowi - mówię.

- Czyli to już pewne, Wasza Wysokość? - pyta.

- Nie, tylko po to żeby wiedział iż rozważam taką możliwość

Tym kończę naszą konserwację. Podchodzę do drzwi, które otwiera przede mną lokaj.

~*~

~ Michael

Słyszę natarczywe pukanie do drzwi mojego gabinetu, to może być tylko jedna osoba.

- Wejdź Johnie - mówię podnosząc powoli wzrok znad papierów.

John, mój młody asystent wchodzi żwawo do pomieszczenia.

- Asystentka Księżnej Walii, pani Rogers z wizytą do pana - oznajmia.

Nadal nie mogę przyzwyczaić się do nowego tytułu księżnej Victorii. Król mianował swojego najstarszego syna tytułem księcia Walii stosunkowo niedawno co sprawia, że ludziom plączą się języki i wzrosła ilość popełnianych gaf.

- Niech wejdzie - poprawiam się na krześle.

John znika za drzwiami po to by po chwili pojawić się wewnątrz wraz z młodą kobietę o włosach koloru pszenicy. Janet Rogers uśmiecha się krzywo w moją stronę i kładzie na stole kilka dokumentów. Jedno spojrzenie na nie sprawia, że czuję jak krawat zacieśnia się wokół mojej szyi. Poprawiam kołnierzyk chrząkajac i jeszcze raz poprawiając się na krześle.

- Czy to pewne i całkowicie przemyślane? - pytam.

- Nie, narazie tylko do wiadomości, że Księżna rozważa to wyjście. W odpowiednim czasie przekażę jaką decyzję podjęła Jej Wysokość

- Dziękuję - mówię zduszonym głosem - Coś jeszcze?

- Nie

Kiedy panna  Rogers znika za drzwiami zrywam się z krzesła nerwowo szarpiąc wąsa. Jeśli te informacje wyjdą na jaw będzie z tego duża afera, nie, OGROMNA afera. Niemal mogę zobaczyć nagłówki gazet. Potrząsam głową by odgonić te myśli i podnoszę wzrok na zszokowanego Johna.

- Trzeba powiadomić Księcia, natychmiast!

PS. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2018!!!🍾🎉
heh wiem, że ciutkę opóźnione te życzenia 😉😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro