Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 ☞ love you again


~ Victoria

Postanawiam nie jechać od razu do domu. Zawracam Cory'ego i udajemy się w kompletnie inną dzielnicę Londynu z daleka od pałaców i kamer. Tutaj zawsze można znaleźć spokój. Wpatruję się tępo w szereg domków osobowych. Widzę światła w oknach i śmiejących się za nimi ludzi. Ostatnio częściej żałuję, że zrezygnowałam z takiego życia.

Cory parkuje samochód przed jednym z, pozornie identycznych, domków. Zanim zdąża wysiąść i otworzyć mi drzwi sama to robię.

- Dam ci znać telefonicznie kiedy będę cię potrzebować, Cory - oznajmiam - Jedź do domu

Starszy mężczyzna rzuca w moją stronę smutne spojrzenie i kiwa powoli głową. Wiem, że jeszcze przez chwilę stoi za mną. Kiedy pukam do drzwi on wsiada do samochodu i odjeżdża bez słowa.

~ Cory

Podczas jazdy między ulicami pełnymi  przytulnych domków od czasu do czasu zerkam w lusterku na Victorię. Wyraz jej twarzy jest nieobecny. Kiedyś była bardziej żywiołowa, myślę kręcąc ze smutkiem głową.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ją z George'em widziałem jej uśmiech. Był taki szeroki i pełny szczęścia. Wtedy prawdopodobnie nie była pewna swoich uczuć do niego ale każdy ślepy widział, że robiła do niego maślane oczy. Byli tacy młodzi i weseli. Z biegiem czasu wszystko się zmieniło. Szczęście zakrył smutek, żałoba i piętrzące się kłamstwa oraz zatajanie prawdy.

Zatrzymuję się przed tak dobrze znanym mi domem, do którego Jej Wyosokość zawsze ucieka gdy coś ją trapi. Wysiadam z auta z zamiarem otwarcia jej drzwi ale ona mnie wręcza. Powoli odwraca się w moją stronę zamiatając powietrze cudownymi, czekaladowymi włosami układającymi się w lekkie fale. Pomimo, że jej uroda się nie zmieniła, nadal była piękna, a może nawet piękniejsza to oczy zmatowiały. Straciły swój dawny blask z nadmiaru pracy z zmartwień. Obydwoje uciekli w pracę.

- Dam ci znać telefonicznie kiedy będę cię potrzebować, Cory - mówi patrząc na mnie stanowczo - Jedź do domu

Wzdycham cicho tak by mnie nie usłyszała. Jest teraz o wiele bardziej stanowcza i poważna niż kiedyś, choć już wtedy widać było, że niezła z niej szefowa.

Księżna odwraca się i idzie do drzwi. Wizja powrotu do domu jest kusząca ale nie ważne jak bardzo tęsknię do ciepłego kominka i żoninych ramion, nie chcę zostawiać jej samej bo wiem iż to znaczy, że będę musiał przyjechać po nią rano, a Książę Yorku będzie się niepokoić. Harry zawsze dba o Victorię jak o własną córkę, może to dlatego, że sam jej nie ma.

~ Victoria

Drzwi otwierają się dosłownie chwilę po tym jak Cory odjeżdża. W progu stoi przystojny Hiszpan. Na mój widok na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.

- Victoria! - zamyka mnie w serdecznym uścisku jak to mają w zwyczaju Hiszpanie.

Nie opiweram mu się tylko kładę ręce na jego plecach i wtulam się w jego klatkę piersiową. Nie jest tak dobry w przytulaniu jak George ale przynajmniej jest. Już dawno zrozumiałam, że mimo wszystko zawsze był moim przyjacielem.

- Leo, kto przyszedł?! - słyszę przytłumione przez świszczenie czajnika wołanie May.

Hiszpan tylko odrywa się ode mnie i ciągnie za sobą do salonu. Pomieszczenie to wygląda przytulnie jak zawsze. W kącie stoi jeszcze choinka pomimo, że święta już się skończyły. Leo wskazuje mi sofę zachęcając żebym usiadła zanim jednak zdążam to zrobić to pomieszczenia wchodzi May wycierając dłonie o fartuch. Na mój widok piszczy ze szczęścia, to się nie zmieniło. Wymieniamy uściski.

- Kawy czy herbaty, Vic - pyta - Właśnie zaparzyłam

- Nie dziękuję - odpowiadam zwinnie - Co gotowałaś? - pytam zaciekawiona.

- Naleśniki na jutro, Jake o mnie o nie błagał - uśmiecha się - Na kolanach, dosłownie

Uśmiecham się lekko na wspomnienie Jake'a, syna May i Leo. Ten pięcioletni szkrab za każdym razem wywołuje u mnie śmiech. W tym uśmiechu jest zarówno coś szczęśliwego jak i smutnego. Przypomina mi, że ja nigdy nie będę mogła mieć "swojego Jake'a".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro