18
~ George
Biorę telefon z rąk Michaela i przykładam przykładam do ucha. W słuchawce słyszę znajomy głos sekretarza prababci, Tommy Lascelles. Fakt, że dzwoni osobiście sam w sobie jest tak niepokojący, że z niecierpliwością przestępuję z nogi na nogę w oczekiwaniu na informacje.
- Czy rozmawiam z Jego Wysokością, księciem Cambridge? - pyta.
- Tak - odpowiadam krótko nie będąc pewny mojego własnego głosu.
- Proszę mi wybaczyć przerywanie miesiąca miodowego ale muszę powiadomić Jego Wysokość o tragicznej sytuacji... - jego następne słowa sprawiają, że telefon niemal wypada mi z dłoni.
~ Victoria
Podnoszę się z podłogi ocierając łzy i pociągając przeciągle nosem. Nie wiem czego nie chce mi powiedzieć George ale coś między nami zmieniło się od tamtej nocy, a kluczem była ta wiedza. Muszę ją zdobyć. Po raz pierwszy w mojej głowie pojawiają się niepokojące myśli: Może się pośpieszyliśmy? Może on wcale mnie nie kocha?. Szybko je jednak odtrącam. Będę o niego walczyć choćby nie wiem co. Kiedy mam już zamiar oddalić się w stronę saloniku drzwi sypialni gwałtownie się otwierają, a do środka wpada George. Z jego twarzy mogę wyczytać, że jest zaskoczony i oszołomiony.
- Alice! - pierwsze co robi to woła moją pokojówkę - Spakój wszystkie rzeczy Jej Królewskiej Mości - mówi kiedy kobieta pojawia się w drzwiach.
Alice tylko kiwa posłusznie głową i oddala się. Jestem zdziwiona jego zachowaniem, a jeszcze bardziej denerwuje mnie to, że nie wiem co się dzieje.
- Czemu? - pytam nieco wrogo męża - Czemu Alice ma mnie spakować?
- Wytłumaczę ci później w samolocie, wylatujemy natychmiast
Zanim zdążam się do niego odezwać George znika za drzwiami, a ja znów zostaję sama. Powiedzieć, że jestem zdezoriętowana to mało powiedziane. W dodatku nie mam co robić bo wszystkim zajmuje się Alice. Mi zostaje tylko przygnębiające rozmyślanie o tym co dzieje się w moim małżeństwie i dlaczego musimy skrócić nasz miesiąc miodowy. Siadam na łóżku i zakładając nogę na nogę wbijam wzrok w ścianę zastanawiając się jak porozmawiać z Geogre'em i dowiedzieć się o co mu chodzi.
- Wasza Wysokość - nie mam pojęcia ile czasu upływa ale słyszę delikatny głos Alice przywracający mnie na ziemię.
- Tak? - odzywam się rozmarzonym głosem.
- Już czas - na te słowa podnoszę się odruchowo wygładzając spodnie.
Obserwuję Alice jak kładzie przezroczysty, foliowy pokrowiec na ubranie na łóżku i robi krok w tył jakby czekając na rozkazy. Mój wzrok wciąż wlepiony jest w pokrowiec. Drżącymi rękami rozsuwam go i przejeżdżam dłonią po czarnym aksamicie.
- Czy mam wybór? - pyta cicho - Czy mogę założyć inną sukienkę?
Alice przeczaco kręci głową nie odzywając się ani słowem. Jej reakcja potwierdza moje przeczucia. Ktoś umarł i dlatego musimy natychmiast wracać do Lonynu. To może być każdy w związku z czym moje dłonie zaczynają się trząść, a oczy wypełniają się łzami. Przez chwilę jeszcze stoję wpatrując się tępo w czarną sukienkę i starając się uspokoić oddech.
- Czy Wasza Wysokość dobrze się czuje? - głos Alice przywraca mnie na ziemię już po raz drugi tego dnia - Czy mam pomóc Waszej Wysokości w ubraniu się?
- Nie dziękuję - odpowiadam cicho - Dziękuję - na te słowa Alice odchodzi zostawiając mnie samą.
Po kilku minutach jestem ubrana. Mam na sobie czarną sukienkę do kolan oraz marynarkę i szpilki tego samego koloru. Po wejściu do łazienki nakładam lekki makijaż i rozczesuję włosy.
~ George
Śmierć, przychodzi niespodziewanie i pomimo, że myślisz, że jesteś na to przygotowany to nie prawda. Jej śmierć dotknie miliony ludzi na całym świecie kiedy to ogłoszą. Jestem trzecią jednostką, do której dotarła ta informacja. Pierwszy był rząd, drugi mój ojciec, a teraz przyszła pora na mnie.
Mój kamerdyner strzepuje szczotką ostatnie paproszki z mojego czarnego garnituru i poprawia krawat. Nie mam nawet chwili dla siebie gdyż nasz lot zaplanowany jest na godzinę od teraz. Bez zbędnych ceregieli wzywam do siebie Michaela.
- Jej Wysokość już gotowa? - pytam obluzowując w zdenerwowaniu krawat.
- Tak, Wasza Królewska Mość - odpowiada krótko mój sekretarz.
- W takim razie możemy ruszać - opuszczam szybkim krokiem jeden z wcześniej nie używanych pokoi, w którym postanowiłem się przygotować.
Idąc korytarzem natykam się na Clarke'a rozmawiajacego z Victorią. Jego mina mówi mi, że coraz trudniej idzie mu ukrywaniem prawdy przed Victorią. On jako szef mojej ochrony już wiedział o zdarzeniu, o którym zostałem dzisiaj telefonicznie poinformowany. Z mojego nakazu ma trzymać buzię na kłódkę przed Victorią. Chcę sam jej o tym powiedzieć.
Widząc moją żonę nawet w żałobnej sukience stwierdzam, że jest najpiękniejszą kobietą na ziemi. Nie mam jednak sposobności do rozwijania tej myśli gdyż znów daje o sobie znać poczucie winy. Moje serce przeżywa kolejną falę bólu, która zalewa mnie kiedy przypominam sobie jak bardzo ją skrzywdziłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro