Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

~ Victoria

Wychodzę z łazienki po kilkunastu minutach. Od razu zauważam stojącą przy kanapach Alice. Twarz dziewczyny wykrzywiona jest w wyrazie szczerego zaniepokojenia.

- Czy Wasza Wysokość się dobrze czuje? - pyta.

- Jak najbardziej - odpowiadam z uśmiechem nie chcąc by się o mnie nie martwiła.

Moja pokojówka odwraca się z zamiarem odejścia ale zatrzymuję ją.

- Alice

- Tak, ma'am? - dziewczyna patrzy na mnie wyczekująco.

- Nie wspominaj o tym incydencie księciu

- Dobrze, ma'am

~*~

~ George

Kiedy się budzę zastaję zimne łóżko obok siebie. Wzdycham i powoli wstaję i ruszam do pomieszczenia obok słysząc rozmowę ale nie mogąc rozróżnić. Kiedy wchodzę widzę tylko plecy Alice, które po chwili znikają za drzwiami.

- Wszystko w porządku? - pytam Victorii.

- W jak najlepszym - odpowiada uśmiechając się szeroko.

Po chwili nasze usta złączone są w pocałunku. Mam wrażenie jakby pasowały do siebie idealnie. Jakby były dwoma puzlami. Kiedy tak o tym myślę zastanawiam się co bym zrobił bez Victorii. A pomyśleć, że wszystko zawdzięczam głupiej Londyńskiej mżawce i swojemu parasolowi.

Prawie cały ten dzień spędzamy na robieniu niczego. Dopiero po romantycznej kolacji na balkonie naszej villi postanawiam zrobić z nią coś szalonego, przynajmniej tak mi się wydaje.

- Vicki - odzywam się wchodząc do saloniku, w którym czyta jakąś książkę.

- Nigdy jeszcze tak do mnie nie powiedziałeś - zauważyła wstając z fotela.

- Może zacznę - uśmiecham się i łapię ją za rękę.

Jej mina zdradza, że jest zaskoczona ale też zaintrygowana. Wychodzimy razem z pomieszczenia i prowadzę ją w dół po schodach ku wyjściu z villi. Słyszę jak za mną Victoria cicho się podśmiewuje. Kiedy jesteśmy już na parterze skręcąm w kompletnie inną stronę niż się spodziewała.

- George co robisz? - pyta - Gdzie idziemy?

- Do kuchni - odpowiadam.

- Po co?

- Tam jest tylne wyjście - oznajmiam i przyśpieszam kroku.

Niestety w kuchni napotykamy przeszkody. Kręcą się w niej kucharki i pokojówki szykujące się do opuszczenia miejsca pracy. Odwracam się i patrzę w twarz rozbawionej Victorii.

- Biegnij do drzwi na mój znak - szepczę - Tylko cicho

~ Victoria

Kiedy tylko ostatnia z kucharek opuszcza pomieszczenie George daje mi wyczekiwany znak, a ja jak głupia bięgnę do drzwi. Czuję się naprawdę niezręcznie. Słyszę jak za mną podąża George. Mężczyzna mojego życia otwiera drzwi i mnie w nich przepuszcza.

- Eh ci dżentelmeni - wzdycham cicho ale na tyle głośno, żeby mąż mnie usłyszał.

Ten tylko uśmiecha się szelmowsko i łapie mnie za rękę prowadząc w ciemnościach. Dopiero po jakimś czasie oriętuję się gdzie jesteśmy. Wokół siebie słyszę parskanie koni.

- George? - jestem ciekawa co on zamierza zrobić.

- Tak? - pyta i pomimo, że nie widzę jego twarzy jestem niaml na sto procent pewna, że uśmiecha się.

- Co robimy w stajni?

Blondyn zapala latarkę, którą wstrzasnął nie wiadomo skąd. Pochwyca wiszące na ścianie siodło i podchodzi do jednego z boksów.

- George - na mój stanowczy głos odwraca się - Jesteśmy dorośli. Czy moglibyśmy chociaż raz się jak oni zachowywać?

- Innym razem - słyszę po czym przyglądam się jak osiodłuje konia.

Kiedy George kończy podchodzi do mnie i podrywa do góry i pomimo moich protestów i pisków sądza mnie w siodle. Po chwili sam zasiada na przygotowanym dla siebie drugim rumaku i rusza przed siebie. Wyjeżdżamy ze stajni. Jak się okazuje wyjście prowadzi w stronę plaży. Okolica oświetlona jest pięknym, księżycowym światłem. Ruszyliśmy po plaży najpierw stepem po czym przeszliśmy do galopu. Śmieję się wniebogłosy i nie obchodzi mnie, że jest późny wieczór, dawno nie bawiłam. W ciągu ostatnich tygodni zostałam pochłonięta przez przygotowania do ślubu i zajęcia z etykiety dworskiej, które okazały się najtrudniejszymi lekcjami na jakie kiedykolwiek chodziłam.

Z zamyślenia wyrwa mnie głuch trzask. W ułamku sekundy czuję jak moje siodło się obluzowuje, a ja zsuwam się z grzbietu konia. Następne i ostatnie co pamiętam z tego dnia to to, że spadam pędzącego konia prosto na mokry piach, a po moich udach spływa coś ciepłego. Dalej jest już tylko ciemność...

___________________________________________

Jestem ciekawa kto domyśla się co dalej się stanie 😔.

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziałów ale ostatnio mam dużo na głowie  (eh te świąteczne egzaminy ;)).
PS. Jak podobają wam się nowe okładki?
Dobra to chyba tyle z ogłoszeń parafialnych i przepraszam za tak późną godzinę.
Bye

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro