Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟝.

꒰ ❛ nieprofesjonalna walka ❜ ꒱

Jay wszedł przez oszklone drzwi, które prawie w całości obklejone były kolorowymi plakatami. Kiedy złapał za klamkę, tęczowe wrota ledwo drgnęły, więc musiał mocno szarpnąć, aby znaleźć się w dużym, żółtawym budynku. W środku było dość ciemno, korytarz oświetlało słabe światło jarzeniówek, a ponadto był już wieczór, więc za oknami było niemalże ciemno. Brunet porozglądał się chwilę, zanim zorientował się, w którą stronę musiał iść. Na wiszącej przed nim korkowanej tablicy przyczepiona była ogromna strzałka z napisem „ZAWODY TAEKWONDO". Wskazywała ona prawą stronę, więc Jay zaczął iść dalej przez mroczny korytarz. Zaraz usłyszał ludzkie głosy i skręcił jeszcze ze dwa czy ze trzy razy, aż jego oczom ukazał się hol pełen dorosłych i przygotowujących się do zawodów nastolatków.

Ciemnowłosy wszedł na salę gimnastyczną o wiele, wiele większą niż mógłby przypuścić. Wszędzie porozstawiane były maty, na których zawodnicy walczyli ze sobą, a z dwóch stron rozłożone były ciemnozielone trybuny. Nie miały one zbyt wiele rzędów, jednak ludzi też nie było sporo. Znaczna część miejsc była wolna i nawet ci wszyscy dorośli na korytarzu nie byliby w stanie zapełnić całości.

Kiedy Jay siadał gdzieś w pierwszym rzędzie, jedna z walk trwała. Brało w niej udział dwóch chłopaków. Jay zrozumiał, że miał ogromne szczęście, bo akurat jednym z zawodników był Yang Jungwon. Idealnie trafił. Mógł zobaczyć przyjaciela w akcji.

Obserwował uważnie chłopaka, który swoją drogą radził sobie całkiem dobrze, kiedy nagle coś innego przykuło jego uwagę. Gdzieś dalej w ostatnim rzędzie siedziało kilka znanych mu osób. Niezbyt długo musiał się zastanawiać, skąd je kojarzył. Chodzili z nim do szkoły, a dwie dziewczyny nawet do klasy. Najwyraźniej przyszli, aby dopingować Jungwona.

— A więc to tak? — prychnął pod nosem. Czuł się naprawdę rozczarowany. Jungwon prosił go, swojego rzekomo najlepszego przyjaciela, żeby nie przychodził, podczas gdy zaprosił swoich nowych „super" znajomych.

Jay nie chciał rozmyślać już więcej dlaczego było, jak było, więc zwyczajnie dalej przyglądał się następnym walkom. Może i był zażenowany, a noga skakała mu z nerwów, jednak starał się zachować spokój.

Jungwonowi niestety nie udało się wygrać zawodów, ani nawet przejść do następnego etapu, choć niewiele mu brakowało.

Wkrótce nastąpiło rozdanie nagród, pod którego koniec Jay nie mógł już wysiedzieć na sali. Tuż przed samą końcówką wyszedł na korytarz. Skierował się w kierunku głównego wejścia — piekielnych wrót, które w tej chwili nie wydawały się radosnymi, szkolnymi drzwiami. Ciemnowłosy usiadł na małej ławeczce idealnie pod migającą lampą. Był tu sam.

Po kilku czy kilkunastu minutach bezskutkowych prób pozbierania wszystkich myśli do kupy usłyszał czyjeś głosy poprzeplatane głośnymi wybuchami śmiechu. Jay wyrwany z transu podniósł dotychczas spuszczoną głowę do góry. Jego posępne spojrzenie w mgnieniu oka na nowo stało się pełne nadziei. Jednak pośród nastolatków nie było jego przyjaciela. To byli zwykli nieznajomi. 

Lepiej, gdybym po prostu wrócił do domu i nie psuł wieczoru ani sobie, ani jemu, pomyślał. Jednak kiedy wstał i ubrał na twarz czarną maseczkę, ponownie usłyszał głosy gdzieś w głębi korytarza. Choć wmawiał sobie, że nic już go nie obchodzi, pospiesznie odwrócił się z nadzieją, że uda mu się porozmawiać z przyjacielem.

Tym razem intuicja go nie zawiodła. Ku niemu szła grupka nastolatków, a wraz z nią Yang Jungwon. Jay patrzył się wprost na niego z szeroko otwartymi oczami. Sam nie wiedział, co właściwie robi. Po prostu stał jak słup i najprawdopodobniej oczekiwał, że Jungwon najzwyczajniej w świecie odłączy się od znajomych i wyjaśni mu wszystko. Grupa znajomych po prostu ominęła Jay'a, choć ten był prawie pewien, że Jungwon utrzymał z nim kontakt wzrokowy. To przez maseczkę? Nie poznali go? Niemożliwe.

— Zaczekajcie na mnie na zewnątrz, zapomniałem telefonu z szatni — nastolatek poinformował resztę, po czym udał, że kieruje się w stronę szatni. Kiedy upewnił się, że jego znajomi wyszli już na zewnątrz, podszedł do Jay'a i ze wściekłością zerwał mu maseczkę z twarzy. — Co ty do cholery tu robisz?! — zapytał z wyrzutem.

Wyższy chłopak zamrugał niezrozumiale, a brwi uniósł wysoko. Nie takiej reakcji się spodziewał.

— Mówiłem ci coś — kontynuował Jungwon — ale ty... Och, nawet nie chce się domyślać, skąd wiedziałeś, że masz przyjść akurat tutaj.

Po tych słowach chłopak spojrzał na kolegę i czekał, aż ten coś powie, ale Jay dalej był w szoku i nie potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa.

— Będziesz tak stał i nic nie mówił? Rozumiem, że mam sobie iść? Posłuchaj, ja...

Nie dokończył, bo Jay otrząsnął się z tego wszystkiego.

— Do jasnej cholery, o co ci chodzi?! — Uderzył pięścią w ścianę. Jungwon tylko zamknął oczy i odchylił się lekko. Widocznie się przestraszył, choć niepokój nie zastąpił całkowicie gniewu. — Mógłbyś łaskawie w końcu wyjaśnić mi, o co ci chodzi? Zachowujesz się nieracjonalnie. Nieracjonalnie! — powtórzył.

— Ja? Ja?! — Wskazał na siebie. — To ty przyłazisz na moje zawody niepotrzebnie.

— Niepotrzebnie? — prychnął. — Nigdy wcześniej ci jakoś to nie przeszkadzało. Jako dobry przyjaciel chciałem tylko przyjść i pokibicować. To ty od jakiegoś miesiąca zachowujesz się jak kompletny idiota. Krytykujesz mnie, poniżasz, okłamujesz, ignorujesz... — zaczął wyliczać.

— Dobra starczy. — Jungwon zacisnął pięści. — Po prostu... Po prostu idź już.

Jay westchnął. Zamknął oczy, wziął głęboki wdech, policzył do pięciu i następnie wypuścił powietrze. Nie chciał robić scen w miejscu publicznym, choć tak naprawdę nikogo oprócz nich nie było w tej części szkoły. Nie miał zamiaru też robić z siebie głupka i wybuchać złością.

— Może wyjaśnisz mi wszystko? — zapytał ze spokojem. — Nawet jeśli nie chcesz się już ze mną przyjaźnić, ja to zrozumiem. Tylko daj mi powód. Może cię czymś kiedyś uraziłem? Oboje wiemy, że czasem powiem troszeczkę za dużo. Zatem cokolwiek zrobiłem, przepraszam. Dlatego jeśli mógłbyś mi wytłumaczyć...

— Nie, nie mógłbym. — Jungwon dalej z niewiadomych przyczyn się upierał. — Muszę już iść — powiedziawszy to, wyminął przyjaciela, choć żaden z nich w takiej sytuacji nie był do końca pewien, czy mogli nazywać siebie przyjaciółmi.

Jay stał zamyślony, wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą stał Jungwon, dopóki na korytarzu pojawili się inni ludzie. Brunet nie wiedząc co robić, po prostu wyszedł z budynku.

Ciemnowłosy był kompletnie bezradny. Nie dowiedział się niczego, a w jego głowie pojawiły się tylko nowe znaki zapytania. Bardzo chciał rozwiązać ten problem, lecz pomysły na zakończenie konfliktu powoli się mu kończyły. Absurdalne zachowanie Jungwona nie dawało mu spokoju, ale nie mógł zwyczajnie porozmawiać z przyjacielem, bo każda próba dojścia do porozumienia kończyła się dosłownie tak, jak ta sprzed kilku chwil. Oczywiście tego nie można było nazwać dyskusją, choć słowo „kłótnia" również nie pasowało.

Jay lubił radzić sobie sam z problemami, więc nie było żadnej opcji, że zwróci się do kogoś o pomoc. Wstydził się takich rzeczy, dlatego próbował być jak najbardziej samodzielny. Jednak naprawdę nie rozumiał Yang Jungwona, dlatego jeśli chodzi o pomoc z zewnątrz, to mógł tu zrobić mały wyjątek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro