𝟜.
꒰ ❛ rozeznanie w terenie ❜ ꒱
— Czemu cię wczoraj nie było? Mówiłeś, że twoja mama kazała ci przyjść. Co się stało? Nawet mi nie odpisałeś. — To były pierwsze słowa jakie padły z ust Jake'a, kiedy jego przyjaciel zjawił się w szkole.
Sunghoon wziął głęboki oddech. Nie miał bladego pojęcia, jak wytłumaczyć, że najzwyczajniej w świecie o tym zapomniał. Po prostu usiadł na swoim miejscu i nawet nie zerkając na towarzysza, bo na to nie miał odwagi, wyskoczył z najzwyklejszymi wyjaśnieniami.
— Zapomniałeś? Zapomniałeś?! — Jake nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
— Przepraszam. Naprawdę nie wiem, jak to się stało. — Minę miał taką, jakby sam w to wszystko nie wierzył. Tylko kręcił delikatnie głową, chcąc pokazać, że rozumie zdenerwowanego przyjaciela.
— Niech zgadnę... — Jake udawał zamyślonego — I tak po szkole wyszedłeś z chłopakami, prawda?
Sunghoon milczał jak zaklęty. Rozejrzał się po klasie, w której było zaledwie kilka osób, bo dzień dopiero się zaczynał. Jednak nikt nie przysłuchiwał się ich rozmowie. Dwie dziewczyny były pochłonięte własną dyskusją, natomiast siedzący przed nimi Heeseung miał w uszach słuchawki.
— Nieważne. — Brunet nie dał mu dokończyć. — Mów mi o takich rzeczach po prostu. Zostałem po szkole, bo to ty mnie o to poprosiłeś, ale oczywiście nie raczyłeś się zostać i to ja musiałem bawić się w durnowate wycinanki.
— Przepraszam. — Drugi chłopak uniósł ręce w obronnym geście. — Naprawdę chcieli, żebym z nimi wyszedł. Prosili mnie i tak jakoś wyszło...
— Zawsze tak jakoś wychodzi. — Zacisnął pięść, chcąc uderzyć nią w drewniany blat ławki, jednak w ostatnim momencie powstrzymał się, by nie zwracać uwagi innych uczniów. — Ach, zapomnijmy o tym. — Machnął ręką.
Sunghoon nie wiedział, jak na to zareagować. Zastanawiał się, co Jake miał przez to na myśli, czy mu przebaczył i czy w ogóle mogli już ze sobą normalnie rozmawiać. Po jego minie stwierdził, że raczej lepiej, jeśli nie będzie odzywał się do niego i da mu ochłonąć. Daremne było przepraszanie, a Sunghoon nie chciał pogarszać sytuacji. Wiedział tylko, że musi się jakoś zrekompensować, ale na razie po prostu milczał.
Tę ciszę dostrzegł (oczywiście nie dosłownie, ciszy nie możemy dostrzec) siedzący przed skłóconymi chłopcami Heeseung. W zasadzie to dzięki słuchawkom udało mu się podsłuchać prawie całą rozmowę, jednak zbyt głupio było mu to przyznać i to nawet przed samym sobą. Według ciemnowłosego było to naprawdę niemoralne, ale niestety ciekawość zwyciężyła. Heeseung wyczuł intensywną, aczkolwiek i przygnębiającą atmosferę, przez co miał wrażenie, jakby gdzieś za jego plecami, tu zaraz pod sufitem zebrały się potężne burzowe chmury. Wydawało się, że zaraz usłyszy grzmot, a następnie zostanie porażony przez piorun. Naprawdę chciał się teraz odwrócić, żeby zobaczyć miny swoich kolegów i przekonać się, czy faktycznie są tak straszne jak jasna błyskawica.
Heeseungowi naprawdę szkoda było Jake'a. Lubił go, bo zawsze był taki uprzejmy i pomocny. Nigdy nie było tak, że chłopak przez gorszy humor odreagowywał na innych.
Starał się też postawić w sytuacji Sunghoona. Dostrzegł, że ten naprawdę nie miał ochoty na zbyt częste spotkania z kimś innym niż z Jake'em, jednak ciągłe odmawianie tylko denerwowało koleżanki i kolegów. Sunghoon mimo popularności, był dość zamknięty w sobie i jego najlepszy przyjaciel wystarczył mu do szczęścia. Niestety najwidoczniej innym do szczęścia potrzebny był właśnie Sunghoon.
Kiedy Heeseung rozmyślał nad kryzysem tych dwóch chłopaków, do klasy zawitał Jay. Był dziś w doprawdy świetnym humorze, czyli prawie jak zwykle. Nie potrzebował zbyt wiele, żeby czuć się dobrze, ale równie łatwo było wytrącić go z równowagi.
— Dzisiaj też zostaniesz po szkole, by pomóc przy scenografii? — zapytał siedzącego w ich ławce Jungwona.
Chłopak niechętnie oderwał wzrok od komórki i uniósł głowę w górę. Wzruszył ramionami, wyszeptał ciche: „Dziś nie mogę" i z powrotem zajął się swoim telefonem.
— A właśnie! — Entuzjazm Jay'a nie gasł. — Totalnie zapomniałem! Przecież ty dziś masz zawody, Jungwon.
— Ćśśś... — Uciszył go, przykładając palec do ust. Rozejrzał się dookoła, by upewnić się, czy nikt nie usłyszał niczego.
Jay od razu zrezygnował z pomagania przy scenografii. Jako dobry przyjaciel pragnął przyjść i pokibicować, zresztą zawsze tak robił.
— Nie! To znaczy... — zmieszał się. — Nie przychodź po prostu.
— Chyba nie rozumiem. Jeśli się wstydzisz, to od razu ci powiem, że nie masz czego. Znamy się od dawna i przecież nie raz byłem...
— Czego nie rozumiesz, matole? Jak mówię, żebyś nie przychodził, to nie przychodź — wybuchnął, zwracając tym samym uwagę paru osób. Kolejny raz się zmieszał. Nie chciał zabrzmieć tak źle, więc zmienił ton głosu i kontynuował: — Przepraszam, trochę źle się czuję.
Jungwon już więcej się nie odezwał, zresztą tak samo Jay, który jeszcze kilka ładnych chwil stał nad ławką, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Dziwaczne zachowanie jego przyjaciela cały czas go zaskakiwało. Miał wrażenie, że wszystko pogrąża się coraz bardziej i bardziej, a w dodatku był przekonany, że jako jedyny o czymś nie wiedział. Yang Jungwon nie chciał mu o czymś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co dokładnie. Mógł tylko zgadywać, natomiast przykrą złośliwość musiał jakoś usprawiedliwiać.
— Sunghoon! — dało się słyszeć z końca sali. Do ławki skłóconych przyjaciół podszedł Kim Sunoo. — Zostaniesz dziś z nami, żeby pomóc? — zapytał z pięknym, lecz nieszczerym uśmiechem i nutką zniecierpliwienia w głosie.
— Oh, jakby to powiedzieć — starał się wybrnąć z niezręcznej sytuacji. — W zasadzie to mam już plany.
Sunoo pokiwał głową z uśmiechem na znak, że zrozumiał, lecz po chwili z podobnym grymasem powiedział:
— Wielka szkoda, bo i tak nie masz zbyt znaczącej roli. Grasz zwykłego więźnia, o ile się nie mylę. Chociaż dzisiaj mógłbyś się do czegoś przydać, ale cóż...
Oczy Sunghoona dosłownie wyszły z orbit. Myślał, że się przesłyszał, jednak kiedy Jake wybuchnął głośnym śmiechem, on również się rozweselił. Takiego czegoś dawno nie usłyszał, bo w zasadzie nikt nie ośmieliłby się zwrócić mu uwagi. Nikt oprócz Kim Sunoo, który tylko wzruszył ramionami, a następnie odszedł. Za to Sunghoon dalej nie mógł ukryć zdziwienia. Patrzył przed siebie i dopiero po chwili skierował wzrok na leżącego na ławce, umierającego ze śmiechu przyjaciela. W takim wypadku Jake nie potrafił już dłużej gniewać się na Sunghoona. Oczywiście zapytał o jego rzekome plany, kiedy tylko się uspokoił.
— Czemu znowu cię nie będzie?
— Jak to? To my nie wychodzimy razem? Przecież się umawialiśmy. Nie pamiętasz?
Jake sięgnął pamięcią do ostatnich kilku dni, ale nie przypominał sobie, żeby się umawiali. Dopiero po chwili, patrząc na rozbawionego przyjaciela, zrozumiał, że wcale nie planowali żadnego spotkania. Po prostu zaczął grać, jakby właśnie mu się przypomniało coś, co wcale nigdy się nie zdarzyło.
Do niego podszedł, ale do mnie już nie podjedzie, pomyślał Riki. Przecież nie mógł cały czas inicjować rozmów, bo byłoby to zbyt podejrzane. Był pewny, że przez te kilka dni zwracania na siebie uwagi Kim Sunoo w końcu również będzie chciał się zaprzyjaźnić. Przynajmniej oboje przekroczyli limit używanych względem siebie słów i Rikiemu wydawało się, że...
— Na kogo tam spoglądasz, mój Romeo? — Z zamyślenia wyrwał Japończyka jego kolega z ławki, który podobnie odwrócił się i spojrzał w tył klasy. — Nie ma co, same brzydule są w tej klasie.
— Nie mów tak.
— Ach, wiem! — wykrzyknął, kiedy nagle go olśniło, jednak zaraz po tym ściszył swój głos o pół tonu i przybliżył się wraz ze swoim krzesłem do Japończyka. — Chodzi o Kim Sunoo, tak?
— Co?! Nie, nie, nie... To nie tak. — Riki kręcił głową i machał rękoma na znak, że jego kolega nie ma racji. W zasadzie to nie wiedział, czy oboje pomyśleli o tym samym, lecz wolał zaprzeczyć. Zamierzał zaprzyjaźnić się z Sunoo, ale nie chciał, aby wyglądało to inaczej, aby wyglądało po prostu tak, jak on nie chciał, żeby wyglądało. — Idę do toalety — szybko zmienił temat i bez żadnych wyjaśnień wstał, a raczej wyleciał z ławki. We framudze drzwi klasy zderzył się z kimś o podobnym wzroście. Heeseung ukłonił się i przeprosił, jednak Riki zupełnie go zignorował i ruszył dalej.
꒰—꒱
Działy się dziwne, naprawdę dziwne rzeczy, a wręcz osobliwe. Tak, osobliwe. I to szczególnie w ostatnim czasie, kiedy nasi bohaterowie rozpoczęli naukę w klasie drugiej. Wielu z nich dostrzegło te nietypowe zmiany, a ten czy ów próbowali sobie z nimi, jednak cała masa pozostawała bezradna w obliczu przeciwności.
To wszystko zauważył Lee Heeseung. Począł dostrzegać nie tylko swoje problemy, ale również problemy innych. Był niczym obiektywny duch, który latał z jednego miejsca do drugiego i przysłuchiwał się rozmowom koleżanek i kolegów. Był człowiekiem postronnym, który śledził wszystkie wydarzenia, obserwował innych uczniów czy to ze swojej ławki, czy gdzieś na korytarzu. Dlatego Heeseung sam siebie określił Inwigilatorem, choć nigdy w życiu nikomu by się nie przyznał do swojej słabości. Gdyby ktokolwiek dowiedział się, że jego miły, pomocny kolega z klasy tak naprawdę fascynuje się jego życiem, uznałby go za szaleńca, o ile już teraz nim nie był.
Niewątpliwie Heeseung miał swoich faworytów lub chociaż ulubione sytuacje. To również było dziwaczne, jednak zwyczajnie ktoś bardziej go interesował, ktoś mniej, dlatego pewne osoby i ich relacje analizował po prostu dogłębniej.
Pierwszą parą przyjaciół, która go dosłownie intrygowała byli Jake i Sunghoon. Drobne sprzeczki między nimi zdarzały się coraz częściej i częściej, a wynikały one z niedomówień. Heeseung zauważył, że tych dwoje towarzyszy wiele uraz oraz przykrości wykańcza od środka, jednak żadne z nich nie miało odwagi porozmawiać ze sobą, a raczej wstydzili się siebie. Wstydzili się przyznać do tego, co tak naprawdę ich boli, więc właśnie brak wymiany myśli stały się ich zmorą.
Heeseung również wiedział, co przeszkadzało tej dwójce i najchętniej sam im by wszystko wyjaśnił, ale miał swoją jedną, ważną zasadę, a mianowicie nigdy nie wolno mu było ingerować w czyjeś sprawy, chyba że dana osoba sama go o to poprosiła. Dlatego jedyne co robił, to analizował i Jake'a, i Sunghoona. Ten pierwszy chłopak czuł się źle z tym, że jego najlepszy przyjaciel przestał poświęcać mu tyle czasu i zamiast z nim, zaczął spotykać się z innymi kolegami, chociaż Sunghoon za każdym razem bardzo wyraźnie zaznaczał, że wcale nie ma ochoty na wychodzenie z kimkolwiek, nie wliczając w to swojego najlepszego przyjaciela. W praktyce wyglądało to nieco inaczej. Dla Jake'a była to najzwyklejsza w świecie hipokryzja. Sunghoon mówił jedno, a robił drugie, a za każdym razem tłumaczył się tak samo. Twierdził, że nie może odmówić kolegom po raz tysięczny. A grupek znajomych, których zaproszenia cały czas odrzucał, nie było wcale tak mało. Każdy chciał się z nim kolegować, a Jake tylko się niecierpliwił. Był zazdrosny. Nie chciał stracić cennego przyjaciela.
Perspektywa Sunghoona była troszeczkę inna, a mimo to podobna do Jake'a, z czego Heeseung doskonale zdawał sobie sprawę. Dobrze wiedział, że Sunghoon był introwertykiem i to dość zamkniętym w sobie, jednak naprawdę zadziwiające było jego zachowanie odkąd przyszli do drugiej klasy. Chłopak cały czas z kimś wychodził, jednak Heeseung wiedział, że wcale go to nie zadowalało. Nie podobało mu się to, był zmęczony, ale z dziwnych, nieznanych nikomu przyczyn, przestał im odmawiać.
Inną ulubioną parą Heeseunga byli Jay i Jungwon. Ich sytuacja wydawała się jeszcze bardziej skomplikowana, bo o ile umiał odczytać intencje Sunghoona i Jake'a, o tyle nie miał żadnych informacji o Yang Jungwonie. Wiedział, że przyjaźń tej dwójki przechodziła ogromny kryzys, jednak jego przyczyny za bardzo nie znał. Zauważył tylko, że Jay wyraźnie starał się podtrzymać i naprawić umierającą relację, chciał rozmawiać, spotykać się, miał naprawdę dobre nastawienie. Niestety Jungwonowi wyraźnie nie zależało na tym samym, więc tylko ignorował próby kolegi. Dlatego to dziwne zachowanie Koreańczyka było przeraźliwą tajemnicą i dla Jay'a, i dla Heeseunga.
Ku zaskoczeniu Jungwon nie był taki dla nikogo innego. Wydawał się taki jak zawsze, a przynajmniej kiedy Heeseung rozmawiał z nim lub przebywał w jego pobliżu, wszystko było w najlepszym porządku. Charyzmatyczny i racjonalny – tak określiliby go ci, którzy go znali. Jednak przy Jay'u zmieniał całe swoje nastawienie, zmieniał nagle charakter, jakby wszystkie najgorsze cechy zostały wygrzebane z najgłębszych części jego duszy. Był opryskliwy i nad wyraz krytyczny, choć wymagający był zawsze. Często w niemiły sposób odpowiadał Jay'owi lub po prostu go olewał. A to nie stało się tak z dnia na dzień, wszystko szło płynnie i stopniowo, jednak nie sposób nie zauważyć, że te zmiany zaczęły się jeszcze w przerwę przed rozpoczęciem drugiej klasy i były coraz to bardziej widoczne.
Taki był problem Jay'a i Jungwona, a była to jedna z największych zagadek dla Heeseunga. Jeden się stara, drugi zachowuje się jak zupełnie inny człowiek. Z pewnością nie była to zdrowa relacja, jednak Jay nie odpuszczał. W takim wypadku Heeseung musiał jeszcze poczekać, aby zebrać więcej informacji.
Ostatnią, jednak najmniej tajemniczą parą byli Riki i Sunoo. Tutaj możnaby było rozrysować pewien schemat, który ładnie by wszystko wyjaśnił. Heeseung zrozumiał to w następujący sposób: Nishimura bardzo lubił pewnego kolegę z klasy i to na tyle, że ten mu imponował i dosłownie zachwycał go swoim stylem bycia. Zatem Rikiemu naprawdę zależało, by zaprzyjaźnić się z Sunoo i to dlatego często się wokół niego kręcił, dokuczał mu czy zwyczajnie się popisywał. W odróżnieniu od znajomego z ławki Japończyka, Heeseung dobrze wiedział, że to „lubienie" i chęć bliskości nie ma żadnego podłoża romantycznego.
Wydawałoby się, że Kim Sunoo również pragnął tej przyjaźni, jednak w praktyce wyglądało to nieco inaczej. Blondyn był naprawdę popularny w szkole, miał wielu znajomych i każdy go znał niezależnie od tego, czy osobiście, czy nie. Zawsze wokół niego ktoś się kręcił, choć łatwo było zauważyć, że nie wszyscy przepadali za Sunoo. W związku z tym ciężko było stwierdzić, czy jasnowłosy chciał bliższej znajomości z Rikim, czy też podobało mu się bycie dobrymi kolegami z klasy. Właśnie tu pojawiały się pewne nieporozumienia, przez które Heesung próbował się już od jakiegoś czasu przedostać. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby Sunoo wysłał mu, ale także i Nishimurze jakieś konkretne znaki i wskazówki albo chociaż zacząłby zachowywać się mniej podejrzanie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro