𝟚.
꒰ ❛ książę z bajki ❜ ꒱
Yang Jungwon stukał palcami swojej prawej dłoni w drewnianą ławkę, natomiast lewą ręką zgiętą w łokciu podpierał brodę. Zobojętniałym wzrokiem skanował od góry do dołu każdego, kto wchodził do klasy. Nie miał zbyt dobrego humoru. Tego ranka jego budzik nie zadzwonił, przez co prawie spóźnił się na autobus, a jadąc do szkoły, tak pogrążył się w swoich myślach, że o mało nie przegapił przystanku. W dodatku miał dziwne przeczucie, że Jay tego dnia będzie wyjątkowo dużo mówił.
Szatyn westchnął głęboko, znudziło go już oglądanie uśmiechniętych twarzy kolegów.
W końcu uczniów było coraz więcej i więcej aż w klasie zrobiło się naprawdę głośno. Jednak to nie hałas wybudził Jungwona z transu, lecz czarny plecak, który ni stąd, ni zowąd pojawił się przed nim. Chłopak od razu się ożywił i z przyspieszonym biciem serca zaczął rozglądać się dookoła.
— Już myślałem, że się spóźnię, bo wiesz, musiałem zajść do sklepu po drodze. Ile minut zostało? Jeszcze dużo czasu. Możesz się przesunąć? Albo nie musisz, dam radę. — Czarnowłosy jak gdyby nigdy nic przeszedł przez ławkę, trochę się przy tym męcząc, ale już po chwili usiadł na swoim miejscu przy ścianie.
Jay w końcu się zjawił i najwyraźniej, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, humor miał wyśmienity, choć rzadko się zdarzało, żeby taki nie był. Brunet ledwo się wypakował, a już kilka rzeczy zdążyło mu spaść na podłogę, przez co zwrócił uwagę niektórych osób. On jednak nie przejmował się tym zbytnio i kontynuował swoją wypowiedź o niczym. Oczywiście mówił do siebie, gdyż przez to, że siedział pod ławką, prawie nie było go słychać.
W takich momentach Yang Jungwon zastanawiał się, czy nie powinien znaleźć sobie innych kolegów, takich „na poważnie". I to nie tak, że Jay był dla niego nic nieznaczący, jednak brązowowłosy czuł, jak jego nerwy powoli puszczają. Poza tym od jakiegoś czasu chciał mu zwrócić uwagę na parę rzeczy, jednak jakoś nigdy nie potrafił się za to zabrać. Co miał mu powiedzieć? „Wkurza mnie twoje istnienie"?.
Yang Jungwon i Jay przyjaźnili się razem już jakiś czas, a w zasadzie to od trzech lat, kiedy to dopiero w ostatniej klasie ich starej szkoły udało im się nawiązać nić porozumienia. Na początku byli tylko zwykłymi znajomymi i nawet nie pomyśleliby, żeby pogłębić jakoś relację. Jeśli by zapytać ich o to w jaki sposób się zaprzyjaźnili, oni sami by nie wiedzieli. To po prostu stało się ot, tak, jednak w większej mierze była to zasługa komunikatywnego, otwartego Jay'a, który pewnego razu sam z siebie przyczepił się do Jungwona.
Ich przyjaźń trwała i trwać nadal miała, aczkolwiek jeden z chłopców zaczął coś dostrzegać. Rozumiał, że odkąd rozpoczęli drugą klasę w szkole średniej, coś się zmieniło. Była to naprawdę paskudna zmiana, lecz nikt nie wiedział, czym była ona spowodowana.
— Myślałem trochę o scenariuszu — zaczął Jay — i doszedłem do wniosku, że pasowałbym na rolę księcia.
Jungwon roześmiał się.
— Jay, obstawiam, że nie przeczytałeś nawet tego scenariusza. Może i książę to główna rola, ale ma mało tekstu. A ja myślę — tutaj nachylił się w stronę przyjaciela, aby kontynuować wypowiedź przyciszonym głosem — że tobie przydałaby się rola, gdzie trzeba więcej kłapać dziobem.
Brunet nawet nie potrafił na to odpowiedzieć, więc tylko burknął coś pod nosem. Dobrze wiedział, że to jeden z gorszych dni Yang Jungwona, dlatego starał się być wyrozumiały. Jego przyjaciel zawsze na kilka dni przed swoimi zawodami stawał się... po prostu dziwniejszy. Jednak czy aby na pewno było to spowodowane zbliżającymi się zawodami?
Nagle Jungwon odsunął się na krześle i bez słowa wstał, idąc w stronę Heeseunga, który dopiero co pojawił się w klasie. Ci dwaj chłopcy ostatnio bardzo często ze sobą rozmawiali. Nietrudno było dostrzec, że naprawdę się polubili. Mieli wiele wspólnych tematów i choć ich poglądy troszkę się różniły, to świetnie się dogadywali. W dodatku obaj byli całkiem popularni, a co za tym idzie – na podobnym szczeblu w hierarchii.
Nie umknęło to uwadze Jay'a, który na samą myśl o tym, jak Jungwon klei się do tego wysokiego bruneta, stawał się naprawdę zazdrosny. Oczywiście uwielbiał Heeseunga i sam często z nim rozmawiał. Nie dziwił się, że każdy chciał się z nim kolegować, jednak zdecydowanie wolał, żeby nie kradł mu Yang Jungwona. Jay nie rozumiał też, dlaczego jego najlepszy przyjaciel traktuje Heeseunga tak dobrze. Przecież tak dogadywać zaczęli się na początku drugiej klasy, a problem był w tym, że minęły niecałe dwa miesiące, odkąd wrócili do szkoły. A jeszcze bardziej niż ta cudaczna znajomość z Heeseungiem Jay'a denerwowali znajomi Jungwona z innych klas, czyli jego ekipa „na boku". Najpewniej to oni mieli największy wpływ na zachowanie szatyna, a przynajmniej tak myślał czarnowłosy.
Jeśli już mowa o metamorfozie Yang Jungwona, nie chodzi tu raczej o jego podejście do życia, lecz samo zachowanie. Mimo że w oczach większości klasy dalej był tym uroczym i jednocześnie rozsądnym, pracowitym chłopakiem, to nieliczni również zaczęli dostrzegać pewne zmiany. Jungwon stał się bardziej nerwowy i niecierpliwy. Ci, którzy coś zauważyli, myśleli: „Ma gorszy okres". Jednak przez tę dziwną przemianę najbardziej cierpiał Jay, ponieważ to on najdłużej ze wszystkich znał Jungwona i to on był z nim najbliżej. A przynajmniej tak mogło się wydawać. Chwilami wszystko wracało do normy i było naprawdę dobrze, lecz przez większość czasu Jay miał ochotę płakać. Jungwon dosłownie z dnia na dzień zaczynał traktować go inaczej. Początki były łagodne, choć czarnowłosy już wtedy miał dziwne przeczucia. Intuicja podpowiadała mu, że dzieje się coś niepokojącego, ale on zachowywał się jak zwykle, nawet jeśli wewnętrznie nie mógł odpocząć. Minęło trochę czasu, zanim brunet naprawdę zorientował się, że z jego przyjacielem dzieje się coś nie w porządku. Jungwon zaczął być dla niego oschły, coraz częściej go krytykował i to dosłownie za wszystko, nawet za to, co wcześniej lubił w Jay'u. Ponadto teraz nie spotykali się tak często, gdyż najwidoczniej ktoś wolał wychodzić ze swoją nową ekipą. Na domiar złego Jungwon nie informował ciemnowłosego o niczym, nie mówił gdzie idzie, z kim się spotyka, ba, wcale nie musiał, Jay nie był jego matką, lecz zawsze lepiej powiedzieć o czymś takim swojemu przyjacielowi...
Do sali weszła kolejna ważna dla klasy osoba – Park Sunghoon. Chłopak otoczony przez kilka osób, które jednocześnie mówiły coś do niego, próbował bezpiecznie dojść do swojej ławki. Wcale nie patrzył na osaczające go grono koleżanek i kolegów. On po prostu chciał usiąść.
— Sunghoon, idealnie nadajesz się do roli księcia. Naprawdę nie chcesz go zagrać? Przecież masz do tego idealny wygląd. Nic ci nie brakuje! — lamentowała jedna z dziewcząt.
W przeciwieństwie do swojego kolegi wlokący się za grupką Jake wysłuchiwał próśb wielbicielek i żądań kolegów. Wszyscy pragnęli, a nawet byli święcie przekonani, że Sunghoon wcieli się w przystojnego księcia.
W końcu dwoje chłopców usiadło w swojej ławce, lecz malutki tłum dalej nad nimi marudził.
— Dobrze, zastanowię się nad tym — odpowiedział w końcu kandydat na główną rolę.
To najwyraźniej w jakimś stopniu zadowoliło tę napierającą na niego zgraję, bo ci nareszcie zostawili go w spokoju. Sunghoon głośno westchnął, przez co humor Jake'a od razu się poprawił.
— To nie jest śmieszne. Nawet nie wiesz jaki to dla mnie stres. Wszyscy nalegają, żebym został księciem — mówił z wyrzutem ciemnowłosy, choć z jego twarzy dało się wyczytać rozbawienie. Oczywiste było, że nie zgodzi się zagrać głównej roli.
Niestety nadszedł czas na decyzje. Lekcje rozpoczynali z ich wychowawcą, który zgodnie z tym, czego wczoraj zażądał, miał bezproblemowo przydzielić każdemu rolę. W głębi duszy oczekiwał, że uczniowe prędzej dogadali się ze sobą i podział nie będzie taki trudny.
Nauczyciel z uśmiechem wszedł do klasy. Zaklaskał w dłonie, stając na środku.
— Dobrze, jakie mamy propozycje, jeśli chodzi o role?
Cisza.
— Wczoraj tak chętnie dyskutowaliście, a teraz co? — Uniósł wysoko brwi i przeleciał wzrokiem przez wszystkie ławki. — Kto chce grać główną rolę, o której było tak głośno?
Tym razem odezwała się jedna z dziewcząt, proponując, żeby to Sunghoon wcielił się w rolę księcia. Ten od razu zaprotestował, a w klasie rozeszło się tylko długie i niezadowolone jękniecie, co jeszcze bardziej zestresowało chłopaka. Najwidoczniej cała klasa miała nadzieję, że to jemu przypadnie ta wspaniała rola.
— W takim razie ja się zgłaszam. — Rękę do góry podniósł Jay, a minę miał tak poważną, że Jungwon musiał odwrócić od niego wzrok, żeby się nie roześmiać, zresztą tak samo Sunghoon i Jake.
Nauczyciel nawet nie zdążył zareagować, gdyż nagle kolejna osoba zabrała głos.
— Wiem kto powinien zagrać księcia, proszę pana. — odezwał się Sunoo. — Riki.
Ponownie zapanowała głęboka cisza. Najprawdopodobniej żaden, ale to żaden z uczniów siedzących w tej klasie nie spodziewał się takiej propozycji. Co prawda Japończyk nie był typem szarej myszki i każdemu wdawała się we znaki jego obecność, lecz i tak na twarzach wszystkich malowało się zszokowanie, oczywiście oprócz Kim Sunoo oraz zaciekawionego nauczyciela, który wlepił pytające spojrzenie wprost w Rikiego.
Młody Nishimura nie wiedział co odpowiedzieć. Na samym początku nawet nie dotarło do niego, że to o nim mowa i że to Sunoo rzucił tę propozycję. I będąc zupełnie szczerym, gdyby nie on to powiedział, to Riki za żadne skarby by się nie zgodził. Cisza cały czas rosła, a milczący Japończyk tylko budował coraz to większe napięcie. Klasa utrzymywana była w niepewności jeszcze przez kilka naprawdę długich sekund, w ciągu których przez głowę wielkiego wybrańca przeszła setka niejasnych, splątanych myśli. Naprawdę nie wiedział, jak ma się zachować. Nie chciał też w jakiś sposób urazić Sunoo, a poza tym nie wytrzymywał już przez przeszywające go na wylot spojrzenia wszystkich koleżanek i kolegów oraz samego wychowawcy.
— N-nie wiem, czy to aby na pewno dobry pomysł — odezwał się niepewnie.
— Spokojnie, zawsze możesz to przemyśleć. To ważna rola, a nie widzę, żeby byli inni chętni... — Mężczyzna zamyślił się na chwilę. — Możesz mi dać jutro znać albo pojutrze. Mamy dużo czasu, a próbami zajmiemy się po stworzeniu scenografii.
Riki dalej lekko oszołomiony kiwnął tylko głową na znak, że taki układ mu się podoba.
— W domu myślałem trochę o rolach — kontynuował — i teraz ważne pytanie. Czy jest ktoś, kto chciałby być narratorem? — Cisza. — Tak przypuszczałem. Heeseung, może chciałbyś nim zostać? Nie musiałbyś uczyć się na pamięć, a potrzebujemy kogoś z dobrym głosem.
Chłopak, o którym wspomniał nauczyciel, trochę zmieszał się, słysząc taką pochwałę. Nie spodziewał się tego, lecz zgodził się prawie natychmiastowo. Nie był to jednak koniec miłych słów w jego stronę. Wychowawca podziękował mu i pochwalił przy wszystkich, mówiąc, że Heeseung jako członek samorządu odegrał znaczącą rolę w tworzeniu scenariusza. Nastolatek jeszcze bardziej się zawstydził i mimo że nie było czego się bać, w tej chwili nie miał odwagi podnieść wzroku i spojrzeć na reakcję klasy.
Tymczasem na drugim końcu klasy tuż przy ścianie swe niezadowolenie po cichu okazywał Jay. Twierdził, że został zignorowany i nawet nie wzięto go pod uwagę, nawet jeśli wyraźnie powiedział, że jest chętny, aby zagrać księcia.
— I co? Wstaniesz, zrobisz zamieszanie i pokłócisz się o głupią rolę? Daj spokój. — Jungwon przewrócił oczami. — Byłoby lepiej dla ciebie, gdybyś zagrał błazna.
Zgodnie z oczekiwaniami szatyna buzia jego kolegi zamknęła się w końcu.
— Jakieś inne propozycje? — Nauczyciel czekał na dalszy rozwój wydarzeń.
— W zasadzie to — Jay nieoczekiwanie podniósł rękę po raz kolejny — mogę zagrać błazna.
Po tych słowach ktoś z końca sali zachichotał, ale surowa mina nauczyciela uciszyła tę osobę w jednej chwili. Tak naprawdę mężczyzna również miał ochotę się zaśmiać, bo choć był wychowawcą tej klasy od początku drugiego roku, to zdążył poznać swych uczniów jako pierwszaków, kiedy został ich nauczycielem literatury. W dodatku uwielbiał Jay'a i sądził, że idealnie sprawdziłby się jako ten bohater.
Ostatecznie role przydzielono jeszcze przed dzwonkiem. Kiedy ten zapoczątkował przerwę, nie uczniowie pierwsi wyszli na korytarz, lecz sam nauczyciel.
Ni stąd, ni z owąd nad ławką Rikiego pojawił się jasnowłosy chłopak. Serce Japończyka o mało nie wyskoczyło klatki piersiowej. Został bardzo ładnie poproszony o zostanie księciem. Oczywiście Riki nie mógł powstrzymać się od zapytania, czemu sam Sunoo nie chciał zagrać tej roli, skoro tak niesamowicie mu na niej zależało. Blondyn bez namysłu odpowiedział, że nie chciał być głównym bohaterem, bo jego zdaniem nie ma odpowiedniego wyglądu. Oznajmił również, że lepiej mu będzie w roli pobocznej, gdyż nawet w niej skradnie serca wszystkich widzów.
— Jeśli będziesz miał kłopot z rolą, zawsze możesz do mnie przyjść. Ja akurat nie mam problemów z wyczuwaniem się i mimiką — wypowiadając to drugie zdanie, miał śmiertelnie poważną minę, lecz strasznie przy tym gestykulował. — Dlatego możesz na mnie liczyć. — Tutaj już posłał Nishimurze piękny, szeroki uśmiech, po czym z powrotem wrócił na swoje miejsce.
Innym problemem niż problem Rikiego, był problem Sunghoona. Nastolatek starał się nie patrzeć na dwóch idących w jego stronę chłopaków z rocznika. Kiedy ci byli już na tyle blisko, Sunghoon udawał, że magicznie ich zauważył i nawet uśmiechnął się szeroko. Wyszło prawie naturalnie. Nikogo nie zdziwiło, że tych dwoje chłopaków prosiło kolejny raz, by szatyn wyszedł z nimi i z resztą ekipy. Sunghoon jak zwykle zaczął kombinować, choć wiedział, że tamci już dawno go przejrzali. Nie sądził jednak, że jeszcze jedna odmowa była w porządku. Ostatecznie odpowiedział, że da im znać i napisze później.
— A już myślałem, że się zgodzisz — zaczął Jake.
— Wiesz — mówił bardzo cicho, aby nikt przypadkiem nie usłyszał — odmawiam im któryś raz i to się zaczyna robić dziwne. Poza tym jeden z tych kolesi zapytał mnie, czy ty i ja... Sam wiesz.
Jake prychnął, kiedy usłyszał ostatnie słowa kolegi. Już nawet miał rzucić dodatkowym żartem, kiedy nad ich stolikiem pojawił się jeszcze inny chłopak, który również nie należał do ich klasy i jak twierdził, musiał pilnie porozmawiać z Sunghoonem. Jake tylko przewrócił oczami i kazał swojemu przyjacielowi iść. W rezultacie został sam.
— Myślę, że Sunghoonowi też nie podoba się to wszystko, ale nie może ignorować tych ludzi — odezwał się siedzący przed nim Heeseung.
— Co masz przez to na myśli?
— Sunghoon jest strasznie popularny, ale nie tylko dzięki swojemu wyglądowi. Przez pierwszą klasę starał się być „cool". — Tutaj uczynił znak cudzysłowu. — Oczywiście naprawdę był w porządku, nikomu nie wadził, nie miał z nikim żadnych spięć. W dodatku nie odzywa się zbyt często, więc każdy go ma z takiego z wyższych sfer. I tutaj pojawia się problem. Sunghoonowi zaczęło to wszystko przeszkadzać. Pewnie sam zauważyłeś.
Jake najpierw zmarszczył brwi. Zastanawiał się skąd Heeseung tyle wiedział. Miał dobry kontakt z Sunghoonem, ale Jake szczerze wątpił, żeby ci dwaj rozmawiali ze sobą na takie tematy. Uświadomił sobie, że Heeseung był po prostu spostrzegawczy i zorientowany na ludzi. To dlatego dużo osób nazywało go swoim psychologiem.
— Sunghoon wydaje się być tym zmęczony i sam nawet mi to często mówi. Narzeka też, że spędzamy za mało czasu razem, ale i tak robi zupełnie co innego. Najpierw wydziwia, a potem i tak umawia się z jakimiś chłopakami. Wiesz, takimi z elity.
Jake sam nie wiedział, czemu powiedział to wszystko. Często rozmawiał z Heeseungiem, ale nie był z nim zbyt blisko. Pomyślał, że to jakaś magia, przez którą ten chłopak przyciągał do siebie ludzi z dziwnymi problemami.
Nie rozmawiał dalej na ten temat z brunetem, lecz zamyślił się, a myślał aż do końca następnej lekcji, po której nadszedł czas na wychowanie fizyczne. Uczniowe wyszli na korytarz.
Nagle z klasy wypadł Sunoo, którego pierwszym widokiem był podpierający ścianę Riki.
— Ni-ki! — Podbiegł. — Przemyślałeś to?
Japończyk zamrugał niepokojąco szybko.
— Minęła dopiero jedna lekcja! Jak mogłem to przemyśleć? Przez ten czas to ja w ogóle nie myślałem!
Na te słowa Sunoo się roześmiał.
— Sunghoon serio jest przystojny, tak samo Jay, ale oni nie mogą zagrać tej roli.
Sunoo przyznał się, że brał udział w tworzeniu scenariusza i był jednym z pomysłodawców oraz kiedy powstała rola księcia, od razu pomyślał o Rikim.
Wypowiedź kolegi dała młodemu Nishimurze coś w rodzaju wenetrznej odwagi i energii, więc powiedział, że zgodzi się zagrać tę ważną postać, ale postawił oczywiście warunek, aby Sunoo odwdzięczył się w jakiś sposób. Blondyn od razu uznał, że to niesprawiedliwe, ale Riki już go nie słuchał i ruszył korytarzem w kierunku sali gimnastycznej.
Chłopacy z tej klasy mieli wychowanie fizyczne łączone z chłopakami z innej. Mimo że tak było już od roku, to obie grupy nieszczególnie za sobą przepadały i często grały przeciwko sobie, dlatego mało kto nie brał tego na poważnie. Jeśli obie klasy były w przeciwnych drużynach, odbywała się prawdziwa walka na śmierć i życie. A najbardziej odpowiadało to ich nauczycielce, która uwielbiała oglądać tę prawdziwą rywalizację.
— O, Pulpet! Chyba ćwiczyłeś przez wakacje, co? — Do Sunoo odezwał się jeden z chłopaków z drugiej grupy. Nazywał go tak przez całą pierwszą klasę i jak się okazało, miał również zamiar dokuczać mu i teraz. A to wszystko zaczęło się przez jedną bluzę blondyna, która najwidoczniej strasznie go pogrubiła. Już więcej jej nie założył.
Sunoo nie odpowiedział na to, tylko cofnął się o dwa kroki, by usiąść w znajdującym się za nim pierwszym rzędzie granatowych trybun. Ręce skrzyżował na piersi i choć starał się, by nie wyglądać na urażonego, jego mina mówiła co innego.
Siedzący o dwa plastikowe siedzenia dalej Riki i jego kolega z ławki patrzyli na dręczyciela z mordem w oczach. Może i były nieliczne osoby w klasie, które nie przepadały za Kim Sunoo, ale nikt nigdy by nie pozwolił, aby mu dokuczano. Obaj chłopcy chcieli stanąć w obronie jasnowłosego, ale powstrzymał ich wzrok stojącego parę metrów dalej Heeseunga. „Nawet nie próbujcie" – tyle mówiło jego spojrzenie.
Ostatecznie nieprzyjazny chłopak odpuścił sobie i odszedł, a Sunoo zaczął lamentować. Riki starał się poprawić humor blondyna, zbliżył się do niego i rozśmieszał go, dopóki ten się nie uśmiechnął.
Zaraz obok nich usiadła kolejna wielce urażona osoba. Jay kręcił się chwilę, cały czas zmieniając pozycję, by było mu wygodnie. Wszyscy czekali aż coś powie, a to była tylko kwestia czasu.
W końcu wypalił:
— Zauważyliście, że z Yang Jungwonem jest coś nie tak?
— Nie wiem, nie rozmawiam z nim. Jeśli chcesz, możesz nam zawsze powiedzieć, co się dzieje. — Minęła chwila ciszy, zanim odezwał się Sunoo, który chciał pomoc, ale jeszcze bardziej pragnął zostać wtajemniczonym i usłyszeć ciekawą plotkę.
Brunet nawet nie zdążył odpowiedzieć, bo obok nich usiadł zrezygnowany Jake.
— Kolejny — skomentował Jay. — Nie martw się stary. Nam wszystkim się nie układa. Mój przyjaciel nagle jest do mnie wrogo nastawiony. Tego — wskazał na Sunoo — wyzywają od jakiś kotletów.
— Pulpetów! — Sunoo poprawił go, ale chłopak to zignorował.
— Tamtym — kontynuował, wskazując na Rikiego i jego kolegę — nie wiem co. Wszyscy tkwimy w tym samym bagnie, Jake. Chcesz podzielić się czymś z nami? — zapytał z troską, która w jego wydaniu brzmiała strasznie sztucznie i obciachowo.
Jake również nie zdążył odpowiedzieć, bo tuż obok usiadł wyraźnie zmartwiony Heeseung.
— Kolejny! A tobie co?
— Nic. — Wzruszył ramionami. — Już przed lekcją się źle czułem, bo na przerwie spotkałem panią od matematyki i powiedziała, że sprawdziła nasze klasówki.
Cisza. Każdego to bardzo zabolało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro