𝟙𝟘.
꒰ ❛ konflikty budujące oraz niszczące ❜ ꒱
Yang Jungwon poczuł silne popchnięcie. Było to dość bolesne i na tyle mocne, że wylądował z powrotem w szatni. Na całe szczęście utrzymał równowagę i nie upadł na lodowate kafelki. Mógł przecież rozbić sobie głowę, stracić przytomność i... Zresztą nie to w tamtym momencie zaprzątało jego myśli.
Bał się. Po raz pierwszy tak bardzo obawiał się swojego przyjaciela. Dobrze wiedział, że Jay nigdy nic by mu nie zrobił, bo to nie było w jego stylu, jednak teraz przed Jungwonem stał wyższy i silniejszy chłopak, który wyglądał, jakby miał serdecznie dość tego cyrku. Brązowowłosy nie wiedział czego się spodziewać. Jay znów będzie chciał rozmawiać? Nakrzyczy na niego? Przywali mu? W twarz czy w brzuch?
— Daje ci ostatnią szansę, Jungwon. Jeśli nie...
Usłyszeli ciche szmery pod drzwiami. Wyraz twarzy Jay'a stał się jeszcze bardziej poirytowany. Brunet chwycił chłopaka mocno za ramię i dosłownie przeciągnął go na drugą stronę szatni, gdzie znajdowały się prysznice. Kiedy ciemnowłosy zatrzymał się, Jungwon w jednej chwili wyszarpał się i również okazał niezadowolenie. Jednak po chwili nagła odwaga zniknęła i jego całe wnętrze ponownie wypełnił niepokój.
— Masz szansę mi teraz wszystko wyjaśnić. Jeśli potrzebujesz zebrać się w sobie, dam ci czas. — Jay usiadł pod jednym z pryszniców, opierając się plecami o ścianę.
Cisza trwała trochę zbyt długo. Jungwon cały czas milczał. Czoło i brwi miał zmarszczone, a jego wzrok wędrował ku górze, co oznaczało, że naprawdę próbował przemyśleć swoją wypowiedź. Jay natomiast się niecierpliwił.
— Może będzie ci łatwiej, jeśli ja zacznę — westchnął siedzący na podłodze chłopak. — Powiem, jak ja to widzę. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Było dobrze, było fajnie, ale nagle tobie zaczęło coś nie pasować. Zacząłeś mnie ostro krytykować, a nawet obrażać. Często mnie ignorowałeś, przestałeś ze mną rozmawiać. Czułem, że tylko cię irytowałem i stałem ci na drodze.
— Masz rację — zaczął nieoczekiwanie Jungwon. — Irytujesz mnie. Naprawdę mnie irytujesz, Jay. A może irytowałeś mnie? Zacząłem cię nie lubić. Pewnego dnia obudziłem się i kiedy cię zobaczyłem, zaczęły się we mnie wzbierać same negatywne emocje. Im częściej się widzieliśmy i im życzliwszy dla mnie byłeś, tym bardziej się we mnie gotowało ze złości. Nie wiem, czy nadal tak jest. Myślę, że nie. Denerwuje mnie sam fakt, że takie coś miało miejsce.
Jay otworzył szeroko buzię ze zdziwienia. Jego przyjaciel wprost powiedział, że go nie lubił i najpewniej w dalszym ciągu go nie trawił. Może i ciemnowłosy nie był szczególnie emocjonalny pod innymi aspektami niż okazywanie szczęścia i gniewu, lecz to było wręcz niebywałe. Oczywiście zabolało to Jay'a, nawet jeśli zdawał sobie z tego sprawę. Teraz jednak usłyszał to, co starał się sobie uświadomić od jakiegoś czasu. Najokrutniejsza prawda. Yang Jungwon już od jakiegoś czasu nie traktował go jak przyjaciela.
— C-co? Skoro przestało tak być, to czemu...
— Jay — przerwał mu. Podszedł do chłopaka i kucnął przed nim. Byli bardzo blisko i wpatrywali się w siebie – Jay z lekkim przerażeniem, a Jungwon, który zdominował sytuację, ze spokojem. — Nieraz mówiłem ci, że jestem troszkę bardziej bezwzględny od innych ludzi. To prawda, jestem miły i serdeczny, ale nie przez cały czas. Potrafię nienawidzić. Jednak nie nienawidzę cię. Jesteś lepszy ode mnie. — Tutaj zrobił chwilę przerwy i westchnął głośno. — Pytałeś mnie czemu. Czemu nie będzie normalnie, skoro stwierdziłem, że przestałem myśleć o tobie źle? Wiesz, wstydzę się trochę. Nie trochę. Bardzo się wstydzę. Wstydzę się swojego zachowania, dlatego zachowuję się tak coraz częściej i nie umiem przestać. Problem tkwi tylko i wyłącznie we mnie. Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu pogrążyłem się i pogrążam się tylko bardziej i bardziej, aż dosięgnę samego dna. Samo myślenie o tym wszystkim okropnie mnie boli.
Jay w dalszym ciągu był oszołomiony. Jego wzrok biegał po brudnych przerwach między szarawymi kafelkami.
— W takim razie wybaczę ci wszystko. — Spojrzał Jungwonowi w oczy, klękając na kolana. — Nie musisz się wstydzić. Zapomnijmy o tym i wszystko będzie normalnie. Będzie tak jak dawniej.
Chciał zapewnić chłopaka, że nie był zły, że rozumiał go w jakimś stopniu, że wybaczył mu, że tęsknił za nim. Jednak te dobre intencje sprawiły, że Jungwon uśmiechnął się kpiąco. Najwyraźniej nic nie było w stanie go przekonać. Nawet szczere słowa byłego przyjaciela.
— Chciałbym cię posłuchać, ale nie potrafię. Jeszcze nie dosięgnąłem dna. Poczucie winy jest zbyt wielkie — wyjaśnił. Następnie podniósł się i powiedział coś, czego nikt by się nie spodziewał: — Pragnę, abyś mnie nienawidził.
Jungwon szybko nacisnął przycisk w kabinie, a sam odskoczył. Na Jay'a runął strumień lodowatej wody. Na szczęście nie zdążył przemoknąć, bo zareagował natychmiastowo. Jedynie włosy i plecy chłopaka były mokre.
Jay nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł. Ta sytuacja zmieniła się w jeden wielki absurd. Nie sposób nawet pojąć ile myśli przemknęło przez jego głowę w tamtej chwili. Zanim jednak się otrząsnął, Jungwona nie było już w szatni.
꒰—꒱
Chłopcy stali przez chwilę i patrzyli się to na siebie, to na drzwi, które przed chwilą się zatrzasnęły. Ledwie zdążyli się uspokoić po mrożącym krew w żyłach kawale, kiedy nagle Jay i Jungwon bez żadnych wyjaśnień zamknęli się w szatni. Pozostali chłopcy próbowali nawet podsłuchiwać, co działo się w środku, jednak to na nic.
— Może powinniśmy sobie iść i dać im spokój? — zaproponował Heeseung. — Ich przyjaźń chyba przechodzi kryzys.
Nim odeszli drzwi ponownie otworzyły się z hukiem, lecz ze środka wyszedł tylko Yang Jungwon.
— Zabiłeś go czy co? — zażartował Sunghoon, jednak chłopak nie odpowiedział na głupią zaczepkę i tylko wyminął zdezorientowanych kolegów.
Wszyscy spojrzeli na Heeseunga, czekając na wyjaśnienia, ale on tylko bezradnie wzruszył ramionami. Nie chciał zdradzać im nic więcej, więc zarządził powrót do klasy. Kiedy stanęli przed drzwiami sali, na korytarzu pod ścianą leżał plecak Jay'a. To jeszcze bardziej zbiło ich z tropu, jednak postanowili nie mieszać się w tę sprawę.
Jak się okazało, Jay już nie wrócił do klasy. Zniknął po raz ostatni widziany koło sali gimnastycznej. Ostatnią osobą, z którą było dane mu porozmawiać, był przewodniczący. Pare osób zauważyło jego zniknięcie, lecz nikt szczególnie się nie martwił. A pozostała szóstka oczywiście dostała kazanie od wychowawcy za „uciekanie i zabawę w szkole". Co niektórzy z ledwością powstrzymywali śmiech, znając całą prawdę. Tylko Jungwon i Heeseung nie uśmiechnęli się ani razu.
Praca w końcu się skończyła, plecak Jay'a zniknął z korytarza, a uczniowie mogli w spokoju udać się do swoich domów. Kiedy wszyscy zdążyli się rozejść, przed szkołą pozostało jeszcze sześciu uczniów.
— Widzę, że wszystko fajnie, super i ogólnie fantastycznie, ale czy tylko mnie niepokoi, co się stało z Jay'em? — zapytał w końcu Sunghoon, starając się nie patrzeć na Jungwona.
Milczenie. Żaden z nich nie miał zielonego pojęcia, co się stało. Ku zaskoczeniu najbardziej zaniepokojony był właśnie Sunghoon, który po prostu nie lubił problemów, a poza Jungwonem to on miał najlepszy kontakt z zaginionym kolegą. Jasne było, że Jay nie był głupi, więc poradził sobie i w tej chwili był naprawdę bezpieczny, lecz to nagłe zniknięcie zmroziło wszystkim krew w żyłach.
— Musiał po prostu wyjść wcześniej — odezwał się w końcu Jungwon, odwracając się tyłem do reszty. Na odchodne powiedział: — Nie czuł się dobrze. Chyba brzuch go bolał.
I tak po prostu odszedł. Bez pożegnania, bez niczego. Odszedł, a przed szkołą zostało już tylko pięciu uczniów.
— On chyba serio go zamordował. — Sunoo nachylił się w stronę Rikiego.
— Zawsze mnie niepokoił — zaczął Heeseung, lecz już na forum — choć przyznam, że jego wygląd nie idzie w parze z osobowością.
— A jeśli on współpracuje z ogrodnikiem? — wyparował Riki.
Jednak nikt nie chciał myśleć o przerażającym mężczyźnie, który, jak się okazało, przenosił fantomy do ćwiczenia przeprowadzania resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Głowy zaprzątał im tylko powrót do ciepłego, miłego domku. W końcu był już wieczór, a ich żołądki puste. Dlatego się rozdzielili. Jake i Sunghoon byli zmuszeni do pójścia we dwójkę w jedną stronę, za to pozostała trójka szła w drugą stronę, gdzie znajdował się ich przystanek autobusowy.
Heeseung czuł się naprawdę niezręcznie. Myślał, że Sunoo i Riki będą gadać jak najęci i nie byłoby w tym nic dziwnego, dzisiejszy dzień był naprawdę emocjonujący. Ci jednak nie odzywali się. Ta dwójka szła obok siebie – Riki wpatrzony gdzieś w ciemne, zachmurzone niebo, a Sunoo w przejeżdżające po ulicy samochody. Gdyby Heeseung chciał, mógłby maszerować między nimi, bo miejsce było jakby idealnie dla niego, jednak pozostał kawałek z tyłu. Ta cisza trochę go przytłoczyła, a sam kompletnie nie wiedział, o czym mówić.
W końcu dotarli na przystanek autobusowy. O tej porze był pusty, ponieważ nikt inny z niego nie korzystał, nie licząc uczniów z ich szkoły.
Sunoo najwyraźniej był w dobrym humorze. Jako jedyny z nich usiadł na ławce, uśmiechając się szeroko. Heeseung i Riki zostali w bezpiecznej odległości, jeden z jednej strony, drugi z drugiej. Czarnowłosy udawał, że nie widzi tego ogromnego uśmiechu jasnowłosego, bo bał się, że przez to będzie musiał z nim rozmawiać, a jego zapasy energii na dziś całkowicie się wyczerpały.
Jednak stało się, co miało się stać. Sunoo patrzył to na jednego, to na drugiego.
— Co? — zapytał Riki, udając pretensje.
— Podejdźcie tu do mnie. — Poklepał puste miejsca wokół siebie.
Tamci się zbliżyli. Riki od razu usiadł obok blondyna, natomiast Heeseung troszeczkę się obawiał.
— Wiem, że nie powinno mnie to interesować, ale... — przeciągnął. I tutaj zaczął pytać o relacje dwóch kolegów z klasy. Nawet sam zaczął snuć różne dziwne teorie i wymyślać scenariusze, zanim jeszcze uzyskał jakiekolwiek odpowiedzi. Ostatecznie zwrócił się do Heeseunga: — Ty na pewno coś wiesz. — Przysunął się bliżej.
Czarnowłosy pośpiesznie pokręcił głową, co wydało się jeszcze bardziej podejrzane. Nie miał zamiaru zdradzać niczego akurat tej dwójce. To mogłoby skończyć się naprawdę źle i dla niego, i dla Jungwona oraz Jay'a.
— Nie udawaj. — Sunoo przewrócił teatralnie oczami. — Przecież widzę, jak na każdej przerwie siedzisz i udajesz jakiś bezosobowy podmiot, który ma nie wiadomo jaką wiedzę na temat ludzkich uczuć. — Zaczął naśladować wrażliwca.
— Tak jest! — wykrzyknął rozbawiony Riki.
Na twarz Heeseunga wkradł się delikatny rumieniec. Nie sądził, że ktokolwiek to zauważy, a jeśli już, to nie będzie to tak postrzegane. Gdyby tylko okazało się jeszcze, że jego inni koledzy to dostrzegli, to mógłby zacząć kopać sobie grób.
— Dobra, to nieważne — zmienił temat jasnowłosy. — Po prostu chcę wiedzieć, co się dzieje z moimi kochanymi kolegami z klasy.
Heeseung poddał się i na początku zdradził tylko tyle, że ta dwójka pokłóciła się „o coś tam".
— O co? — dopytywali.
— Tego sam nie wiem, mogę jedynie się domyślać.
— A czego się domyślasz?
— Po prostu przestań pytać. To nie nasza sprawa. Ja również nie powinienem się w to wtrącać.
Cała trójka zamilkła na chwilę. Czy w ogóle warto było w to ingerować? Wszyscy wiedzieli, że z pewnością nie. Jednak to, co wydarzyło się tam w szatni, było jedną wielką tajemnicą, którą każdy chciał znać za wszelką cenę.
— Kłótnie chyba są oznaką, że nam zależy — zaczął Sunoo, a jego słowa wyraźnie przykuły uwagę pozostałych. — Przynajmniej ja tak myślę. Oczywiście nie zawsze tak jest, ale osoby, które najbardziej lubimy, wywołują u nas największe emocje, nieważne czy to absolutne szczęście, czy skrajna rozpacz — zrobił krótką pauzę. — Ja praktycznie z nikim się nie kłócę. Ewentualnie z moją mamą, ale jeśli nie bierzemy tego pod uwagę, to nie pamiętam mojej ostatniej sprzeczki. I w zasadzie to fajnie, że Jungwon i Jay wciąż mają siebie. To wygląda na poważną kłótnię, ale lepsze to, ażeby ci dwaj nie mieli nikogo. Myślę, że się pogodzą. Ich przyjaźń przetrwa wszystko.
Heeseung i Riki wysłuchiwali słów kolegi w kompletnej ciszy. Przy tym maksymalnym skupieniu, spojrzenia mieli wbite w ziemię. Jednak ich wzrok się różnił. W oczach Japończyka widoczny był nieuzasadniony strach. Prawdopodobnie przeraziła go mroczna strona przyjaźni, o której wspomniał jasnowłosy. Natomiast wzrok Heeseunga wydawał się troszkę pusty, troszkę zmęczony. Ciemnowłosy jak dotąd miał zupełnie inną opinię na temat przyjaźni Jungwona i Jay'a, a Sunoo postawił mu przed oczyma zupełnie nową perspektywę.
— Może i masz rację — zaczął Heeseung — ale ja nie wierzę, żeby tę ich całą relację dało się jakoś uratować. To staje się coraz bardziej toksyczne. Nie jestem pewien, czy warto dalej w to brnąć. Może i nie jest to łatwe, ale lepiej dla nich, gdyby zostawili to wszystko za sobą. — Podniósł spuszczony dotąd wzrok na siedzących obok chłopców. — Widzieliście w ogóle, jak Jungwon traktował Jay'a? A widzieliście, jak Jay próbował rozmawiać z Jungwonem oraz na siłę go zrozumieć i przytrzymać przy sobie? Może ich relacja z przyjaźni zmieniła się w przyzwyczajenie, które wydawało się bezpiecznym przystankiem, a z tego bezpieczeństwa zmieniło się tylko w nudę, a z niej zrodziła się nienawiść, lecz tylko u jednej ze stron?
Sunoo parsknął. Już dawno przestał analizować słowa kolegi.
— Chyba wolałbym się męczyć niż nie mieć nikogo — stwierdził.
Heeseung, który jak dotąd wypowiadał się ze stoickim spokojem, zmarszczył brwi. Poczuł, że ciśnienie w jednej chwili mu podskoczyło.
— Nie, nie, nie. Sunoo, ty kompletnie nic nie rozumiesz. — Starał się nad sobą zapanować, ale ta dziwna złość była zbyt silna. — Oni już nie mają siebie. To tylko Jay chce mieć z powrotem Jungwona. Przepraszam najmocniej, ale sam chciałbym, żeby wszystko między nimi się ułożyło. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy, z tego nic dobrego nie wyniknie.
— Skąd niby możesz to wiedzieć? — Sunoo skrzyżował ręce na piersi. — Ha! Wiedziałem! Rozmawiałeś z Jay'em! Czyli jednak musisz wiedzieć naprawdę dużo na ten temat.
Nie spodobało się to Heeseungowi. Chłopak nie wiedział, w jaki sposób miał odeprzeć ten atak, więc zwyczajnie pokręcił głową z niezadowoleniem i westchnął głośno. Ta dyskusja do niczego nie prowadziła, a ostatnia uwaga Sunoo sprawiła tylko, że Heeseung po prostu się obraził. Tylko Riki siedział i nerwowo ruszał nogą. On jako jedyny nie miał żadnego zdania w tej sprawie, dlatego musiał przefiltrować wcześniejsze odpowiedzi kolegów. Ostatecznie doszedł do własnego wniosku, który mógłby zamknąć buzie tamtej dwójki.
Kiedy Sunoo znów zaczął lamentować, Nishimura przerwał mu, mówiąc:
— A może pozwólmy zrobić im, co zechcą ze swoją relacją i nie plączmy się w to? Myślę, że to byłaby fantastyczna opcja. Szkoda, że nie wpadliśmy na to wcześniej! — Klasnął w dłonie. W jego głosie można było wyczuć ostrą ironię, która kompletnie nie spodobała się tamtej dwójce.
Chłopcy spojrzeli tylko gniewnie na Japończyka, przez co ten został trochę zbity z tropu. Może i ta niegrzeczność nie była konieczna, jednak nie chciał, żeby mocne argumenty przerodziły się w kłótnię, zwłaszcza dlatego, że Sunoo był dla niego ważny, a Heeseung zapewne doskonale o tym wiedział. Ta rozmowa i tak wprawiła już Rikiego w beznadziejny nastrój, więc nie chciał się już powstrzymywać. Wstał z ławki, włożył ręce do kieszeni i spojrzał na kolegów.
— Łatwo wam to wszystko mówić, bo żaden z was nie ma najlepszego przyjaciela. Myślicie racjonalnie, tylko dlatego, że was to nie dotyczy. To jednak trochę mało powiedziane. Pewnie nigdy was nie dotyczyło. Jeśli mam być szczery, akurat wasza dwójka jest skupiona tylko i wyłącznie na sobie.
Sunoo i Heeseung otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia. Nie mogli uwierzyć, że ktoś im to wytknął. Owszem zabolało ich to, ponieważ była całkowita prawda, jednak żaden z nich za żadne skarby świata nie przyznałby się do tego. Rikiemu udało się trafić w sedno, bo ani Sunoo, ani Heeseung nigdy w życiu nie mieli najlepszego przyjaciela. Przekonani o własnej wyjątkowości nie starali się wejść z kimś w głębszą relację. Oczywiście oboje rozmyślali po nocach, jak ważna musi być przyjaźń, a nawet sami wyciągali jakieś dziwaczne filozoficzne wnioski na ten temat, a ostatecznie oboje bytowali bez bliższej osoby.
— A ty niby masz najlepszego przyjaciela? — parsknął Sunoo, mierząc Japończyka wzrokiem. — Chętnie go poznam.
I niby wygrana leżała już po tej drugiej stronie, lecz Riki nie miał zamiaru się poddać.
— Przynajmniej ja się staram. Nie stawiam się w centrum wszechświata, nie jestem takim egocentrykiem jak wy — syknął. — Ale za to staram się, żeby polubił mnie pewien chłopak, który okazuje się okropnie toksyczny. Hmm, może dam wam podpowiedź? Kiedy wszystko gra, potrafi być naprawdę wspaniały i zabawny, jednak jest na tyle popularny, że każdy człowiek jest dla niego taki sam. Wszyscy chcą być przez niego zauważeni i to tylko tyle. Naprawdę! Tylko tyle! Ciekawe co się stanie, kiedy ten głupiutki chłopczyk będzie potrzebował pomocy, a nikogo przy nim nie będzie. Co będzie? Płacz i zgrzytanie zębów! A dlaczego? Bo tak naprawdę nie ma nikogo! — wybuchnął.
W tym samym czasie, gdy wypowiadał ostatnie słowa, zjawił się autobus. Poczerwieniały ze złości i ze wstydu Sunoo nawet nie żegnając się z kolegami, wsiadł do pojazdu. Tak jak wcześniej Jungwon, tak teraz i on kompletnie zignorował sytuację. Czuł, że jego serce skamieniało, a zamiast tych negatywnych uczuć, pojawiła się obojętność. I jego równie obojętną minę po raz ostatni zobaczyli Riki i Heeseung, zanim autobus odjechał.
Było coraz ciemniej, a słońce powoli zaczęło chować się za horyzont. Chłopcy dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego, jak późno było oraz jak bardzo głodni byli. Jednak myśli o ich kochanym domu oraz jedzeniu nie były w stanie przepędzić silnych uczuć, które tańczyły w ich sercach po przebytej rozmowie. Heeseung i Riki nie odzywali się do siebie, dopóki nie nadjechał autobus, którym oboje wracali.
— Nie sądzę, abyś w taki sposób zaprzyjaźnił się z Sunoo — powiedział Heeseung.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro