XVIII
Wstałem o 12:29. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i... Kurwa, wiadomości od Lindsey.
Lindsey:
Boisz się chodzić do szkoły po naszym zerwaniu tchórzu?!
Lindsey:
Nawet porozmawiać się boisz? Twój przyjaciel, jakiś niemrawy bez ciebie w szkółce kochaniutki. Mimo, że jak zwykle, uganiają się za nim dziewczyny.
Lindsey:
No chodź do tej zasranej szkoły bezuczuciowy śmieciu.
Lindsey:
Chcesz żeby ludzie się z Ciebie wyśmiewali, mój drogi?
Lindsey:
Ojj... Sam się o to prosisz! Opowiem wszystkim jakim jesteś tchórzem i świnią!
Nie miałem ochoty nawet odpisywać na te wiadomości. Ale no co raz się żyje, czyż nie?
Gerard:
Weź spierdalaj dziewczyno. Mów im sobie co chcesz. Mam to gdzieś. I szczerze? Współczuję twojemu przyszłemu chłopakowi (jeśli w ogóle ktoś Cię zechce). Nie mówię, że jesteś brzydka. Ale właśnie wyrobiłaś sobie u mnie zdanie. Już wiem jaka jesteś na wylot.
Miałem nadzieję, iż nic nie odpisze. Jednak się myliłem...
Lindsey:
Daj mi pare minut, a cała szkoła Cię znienawidzi. Do nie zobaczenia Gee.
Dobra, wywalone w nią. Mam gdzieś ją, ludzi w tej szkole i ogólnie wszystkiego. A co do Franka to, nie mam pojęcia co zrobić. Chyba najzwyczajniej w świecie poproszę go o spotkanie i sobie to wyjaśnimy. Nie chciałem pierdolić się w tańcu, więc od razu do niego napisałem.
Głupi Przychlast 🍆:
Frank, musimy pogadać. Dzisiaj, po lekcjach, u mnie. Cześć.
Chciałem być stanowczy. Może jeszcze wczoraj chciałem go unikać, ale doszedłem do wniosku, iż to nie ma sensu. Trzeba to wyjaśnić. I to już.
Kurdupel 🌈:
Dobra, będę.
***
O około 16:03 zadzwonił dzwonek do drzwi. Zwlokłem się z kanapy i pognałem do drzwi. Wpuściłem Iero do środka.
-Kawy, herbaty?- zapytałem z grzeczności
-Po pierwsze, nie lubię kawy. Po drugie, chciałeś o czymś porozmawiać- wszedł w głąb mojego mieszkania, a ja ruszyłem za nim.
-A, Oh... No tak.- powiedziałem szybko
-Więc o co chodzi?- spytał udając, że o niczym nie wie
-Chciałbym... Abyśmy zapomnieli o tym incydencie tamtego wieczoru i... tym poranku... Sądzę, że tak będzie lepiej dla nas obu.- westchnąłem
-A...Aha.- w jego oczach ujrzałem łzy.- INCYDENCIE POWIADASZ? Skoro Tobie tak łatwo jest zapomnieć, to proszę bardzo. Mi nie przyjdzie to tak łatwo. No bo jednak wiesz... Wyznałem Ci swoje uczucia. A ty? TY CHCESZ KURWA ZAPOMNIEĆ?!- krzyknął pod koniec, a po jego policzku spłynęła łza
-Frank ja...
-Dobra, Gerard. Jesteś żałosny. Nie tłumacz się nawet. A i nie zdziw się jak cała szkoła będzie Cię wyzywała od świń. To sprawka Lindsey.- przerwał- Wiesz co mimo, iż mnie tak potraktowałeś to radzę Ci uważać na siebie.
-Znaczy no... Ale...
-Zamknij się już- mówił przez łzy- Idę stąd. Nie mam ochoty tu być. Cześć.- wstał, wyszedł, a następnie trzasnął drzwiami z całych sił.
No to zjebałem. Po caaaaałej linii. Czemu jestem taką niezdarą...
———
Taki gówniany, ale co tam. Niedługo koniec tego czegoś. Ale powiem wam coś co może wam zniszczyć życie, a mianowicie: szykuje się nowy Frerard.
Papa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro