XIX
Minął tydzień. Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Nie chodziłem do szkoły. Ale jednak w końcu trzeba, czyż nie? Oh...Poniedziałek... Jak ja NIENAWIDZĘ TEGO DNIA. Trzeba zapieprzać do tego piekła. Za co, kurwa, za co... Dobra nieważne.
Zwlokłem się leniwie z łóżka i pognałem do łazienki, jak zwykle.
Gdy byłem już wyszykowany, wziąłem mój plecak z zeszytem do wszystkiego, szkicownikiem, kilkoma ołówkami, czarnym długopisem, i gumką (do ścierania). Zszedłem na dół, zarzuciłem na siebie kurtkę i założyłem buty. Wyszedłem z domu i pognałem do szkoły.
***
Po moim wejściu do szkoły natychmiastowo podbiegła do mnie jakaś grupka dziewczyn. O chuj chodzi?
-Jesteś zwykłą świnią! Jak mogłeś zrobić to Lindsey?!?!- zaczęła drzeć się jedna z nich, ja po prostu poszedłem dalej olewając ich wypowiedzi
-Co boisz się przyznać?!- krzyknęła druga, były za mną ale zaczęły za mną iść
-No słucham! Czemu jej to zrobiłeś?!- znowu wtrąciła ta pierwsza, nie znam ich imion, bo po co?
-Nic nie odpowiesz? Aż takim tchórzem jesteś?!- powiedziała ta druga, były tam jeszcze dwie ale chyba nie chciały się wysilać. Ja szedłem dalej, nie chciało mi się odpowiadać, ale w końcu trzeba, no nie?
-Miałem być z nią z litości? Miałem być z nią nieszczęśliwy? Następnym razem pomyślcie zanim coś powiecie.- powiedziałem obojętnie i wywróciłem oczami. Nie chciało mi się rozmawiać z tak pustymi laskami.
-A nie byłeś szczęśliwy?- zaczęła mówić w konicu trzecia
-Chuj was to obchodzi.- rzuciłem i wszedłem do łazienki.
Niestety... Nie mogło to się skończyć dobrze. Stała tam dwójka chłopaków. Oczywiście co? Zaczęło się.
-Czemu zerwałeś z Lindsey śmieciu? To taka wspaniała dziewczyna.- powiedział jakby był wściekły
-To sobie z nią bądź.- fuknąłem podchodząc do zlewu
-Nie pyskuj!- pociągnął mnie za ramię- Chcesz mieć obitą mordę?! A no tak i tak zaraz będzie obita, po co ja się takiego śmiecia pytam o zdanie- uśmiechnął się złowieszczo, następnie uderzył mnie w twarz. Podszedł do nas również ten drugi i kopnął mnie w brzuch. Padłem na ziemie, a oni zaczęli mnie kopać. Nie istnieje takie powiedzenie „Leżącego się nie kopie" czy tam „Nie kopie się leżącego"? Nie pamiętam jak to szło...
Gdy stwierdzili, iż jestem już wystarczająco pobity, najzwyczajniej w świecie wyszli z łazienki udając, że nic się nie stało. A ja? Ja leżałem tam zwijając się z bólu na podłodze. Nie pójdę na lekcje, bo nauczyciele zauważą i będą kazali mi się tłumaczyć. A wtedy mógłbym mieć przesrane. Postanowiłem, że gdy tylko zadzwoni dzwonek, spróbuję jakoś przemieścić się do wyjścia, a następnie do domu niezauważony.
Po jakiś 3 minutach zadzwonił dzwonek, poczekałem jeszcze 5 minut żeby ludzie mogli wejść do klas. Potem wykończony próbowałem dojść do wyjścia ze szkoły. Jak na moje nieszczęście na lekcje spóźnił się Frank. Podbiegł do mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Kurwa Gee! Co Ci się stało?!- krzyczał
-Ciszej...- wymruczałem
-No dobra, dobra. Chodź musimy zadzwonić po karetkę.
-Chyba Cię pojebało? Ja idę do domu, odejdź.- powiedziałem gdy zauważyłem, iż stoi mi na drodze
-Odprowadzę Cię chociaż...- wymamrotał, a następnie wziął mnie pod ramię
***
Po długiej wędrówce dotarliśmy w końcu do mojego domu. Dałem klucze Frankowi, on otworzył drzwi, a po naszym wejściu je zamknął. Wtargał mnie jakoś ma górę, do mojego pokoju. Położył mnie i powiedział, że idzie zrobić nam herbatę.
Po chwili wrócił oznajmiając mi, że karetka już tu jedzie. Ja jedynie wydarłem się na niego, co spowodowało u mnie ogromny ból.
***
Po 10 minutach przyjechała karetka i zabrała mnie do szpitala...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro