XI
Przez dwa tygodnie Frank unikał mnie. Dosłownie, unikał. Gdy tylko mnie zobaczył zmieniał kierunek. Na lekcjach się do mnie nie odzywał, no bo nie miał możliwości usiąść z kimś innym. A no tak jak kogoś nie było to siadał gdzie indziej. Było mi...przykro. Nie wiedziałem czemu on to robi, jaki jest powód i chyba właśnie to mnie najbardziej zabolało. Gdybym znał powód, okej, spoko, ale bez powodu? Przecież nic mu nie zrobiłem. Chciałem już kilka razy do niego podejść, ale on jakby uciekał. Nie wiem, bał się konfrontacji ze mną czy co? Ale znowu to cholerne pytanie: CZEMU? Chciałem odzyskać przyjaciela, ale nie wiedziałem jak...
Nie mówiłem o tym Lindsey, lecz chyba zauważyła bo ciągle chodziłem za nią jak jakiś pieprzony rzep. Było mi głupio, a nawet bardzo głupio.
Okej dzisiaj jest... co to za dzień tygodnia oh, szatanie... A no tak, czwartek. Podejdę do niego, muszę zebrać się w sobie, nawet jeśli musiałbym go gonić. Dorwę go po lekcjach. Tak. To brzmi jak jakiś sensowny plan, brawo Gerard nareszcie myślisz.
***
Dobra minęło te kilka jebanych godzin, teraz tylko znaleźć Franka. Kurwa, przecież to graniczy z cudem, każdy teraz wybiega ze szkoły jak jakaś dzicz, jest mnóstwo ludzi... Jego można rozpoznać z daleka tylko i wyłącznie przez wzrost (chociaż mi na początku naszej znajomości to nie wyszło bo pomyliłem go z żulem). Okej po prostu wyjdę przed szkołę i poczekam na tego nadąsanego kurdupla. Mam nadzieję, że długa czekać nie będę musiał...
Stałem przed tym piekłem i ujrzałem... Iero. Tak. To napewno był on. Chciałem podejść bliżej, ale... zauważył mnie i przyspieszył. Ja również przyspieszyłem. Zaczął biec truchtem, to ja też. Zaczął biec, ja też. W końcu się zatrzymał żeby napić się wody. Chyba się poddał, wiedział iż jestem w stanie go gonić mimo, że z wf najlepszy nie byłem. Podszedłem do niego bliżej.
-Hej Frank.- powiedziałem z uśmiechem
-Ee... Hej.- powiedział jakby zawstydzony
-Czemu mnie unikasz? Znaczy no... Nie chcę się narzucać ale... Jednak jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.- lekko się uśmiechnąłem, na co on zrobił to samo
-Serio, sorry Gee...- wyjąkał cicho
-Mogę znać chociaż powód?- próbowałem pytać najłagodniej jak potrafiłem, wiedziałem iż Frank jest wrażliwy
-Lepiej nie... Po prostu przepraszam.
-No... Dobra, twoja decyzja.- powiedziałem lekko zawiedziony- Może pójdziemy do mnie?- zapytałem nagle
-Wiesz co... Dzisiaj nie mogę.
-A... Aha...- zrobiło mi się przykro, zawsze się zgadzał
-Nie wiem, możesz zaprosić Lindsey...
-Ej! Przestań! Ona mi nie zastąpi najlepszego przyjaciela!- zaśmiałem się lekko, na co on się uśmiechnął
-Serio dzisiaj nie mogę, sorry Gee...- powiedział prawie szeptem- Cześć- uśmiechnął się i poszedł, ale nie w stronę domu, tylko w zupełnie innym kierunku. Ja ruszyłem w swoją stronę, myśląc nad wszystkim.
————
Na początku przewidywałam, iż rozdziały będę publikowała codziennie, lecz ta cholerna nauka psuje mi plany. Mam mało czasu na wszystko, ale to nie miejsce na żalenie się moim nędznym życiem. Postaram się jak najczęściej wrzucać rozdziały. Dziękuje, koniec mojej wypowiedzi xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro