XIII
Po skończonych lekcjach zaprosiłem Franka do siebie. Nie sprzeciwiał się tylko ruszył za mną. Droga minęła nam w ciszy, ale nie takiej niezręcznej ciszy tylko takiej... chcianej? Jednak to nie zmieniało faktu, że dłużyliśmy drogę jak tylko się da. Do mojego domu doszliśmy dopiero po 30 minutach. Otworzyłem drzwi i wpuściłem Iero przodem. Zdjęliśmy buty i kurtki, a plecaki rzuciliśmy na oślep przed siebie. Ku mojemu zdziwieniu w domu była Donna.
-Gerard? Już jesteś?- doszedł do mnie głos z kuchni
-Tak mamo. Przyprowadziłem Franka.- oznajmiłem jej
-O, to świetnie!- powiedziała z entuzjazmem- Siadajcie do stołu, zaraz obiad.- uśmiechnęła się do nas gdy wkroczyliśmy do kuchni- A właśnie, Gerard zawołaj Mikey'ego, jest u siebie w pokoju.- dodała
-MIKEY ZŁAŹ!- krzyknąłem
-Idź po niego, a nie się drzesz.- powiedziała Donna
-Ehh...No dobra. Frank siadaj.
Iero usiadł, wymieniał się z Donną różnymi tematami. Ja w tym czasie poszedłem po Mikey'ego.
-Wstawaj leniu.- powiedziałem stanowczo
-Po co?- spytał blondyn
-A chcesz cokolwiek jeść, czy będziesz żywił się powietrzem?- zapytałem sarkastycznie
-Mogłeś tak od razu!- krzyknął z entuzjazmem, zerwał się z łóżka i pognał na dół, ja też ruszyłem na dół lecz o wiele, wiele wolniej.
Zasiadłem do stołu jako ostatni. Na stole zastałem spaghetti. Ooo tak... Wszyscy zajadali się ze smakiem. Gdy każdy skończył jeść, pomogłem mojej rodzicielce pozmywać naczynia. W tym czasie Frank czekał na mnie na kanapie. Po skończeniu tej jakże fascynującej czynności, wydałem rozkaz Frankowi, aby skierował się do mojego pokoju razem ze mną. Stwierdziliśmy, iż nie będziemy się przemęczać i będziemy oglądali jakieś filmy na Netflix'ie.
***
Jest godzina...23:39. Frank chciał już wychodzić kiedy zatrzymała go Donna.
-A gdzie ty się wybierasz Frank?- spytała z troską
-No... Do domu.- powiedział lekko zdziwiony pytaniem
-Nie ma nawet takiej mowy. Zostajesz u nas.- powiedziała stanowczo
-Ale...- zaczął
-Nie ma żadnego „ale" zostajesz i już. Tylko daj znać twojej mamie.
-Myślę, że nie trzeba...
-Trzeba, trzeba. Dzwoń do mamy, zostajesz tutaj.
-Ehh... No dobrze.- w końcu się zgodził, chyba wiedział, że moja mama mu nie odpuści.
Zawróciliśmy do mojego pokoju. Dałem Frankowi jakieś dresy, w których mógłby spać i ruszył do łazienki. W tym czasie ja rzuciłem się plackiem na łóżko i myślałem nad (chyba) istotnymi rzeczami.
Uświadomiłem sobie, że długo nie widziałem się z Lindsey, ale... ja nie wiem czy chciałem się z nią spotkać. Nie miałem na to jakoś ostatnio ochoty. Czemu? Nie wiem. Tak jakoś... samo.
Z rozmyślań wyrwał mnie Frank
-Gerard? Gerard kurwa żyjesz? Haloooo. Gee żyj. Ziemia do Way'a.
-Co? Jak? Znaczy... Tak żyję.- powiedziałem zakłopotany
-No na szczęście.- uśmiechnął się
-Czy ja wiem...
-O chuj Ci chodzi?
-O nic. Idę się myć.- powiedziałem szybko
-Em... No spoko?
Sam nie wiedziałem o co mi chodziło. Niech mi ktoś powie o chuj mi chodzi. Skoro sam nie umiem do tego dojść. Już chciałem zdejmować koszulkę, gdy dostałem wiadomość na messengerze.
Kochanie 💕:
Hej, kotku co dzisiaj porabiasz?
Gee 😍❤️:
Właśnie miałem iść pod prysznic.
Kochanie 💕:
A może bym tak... Wpadła do ciebie?
Gee 😍❤️:
Po pierwsze, słońce nie uważasz, że już jest za późno? Jest już pare minut przed północą. A po drugie to...
Kochanie 💕:
To?
Gee 😍❤️:
Frank u mnie dzisiaj nocuje.
Kochanie 💕:
Aha. To w takim razie... Dobranoc.
Gee 😍❤️:
Dobranoc złotko.
Czyli się obraziła. Nienawidzę jak ktoś piszę „Aha" bo to, według mnie, jest jednoznaczne z obrażeniem się. Nie chciałem, aby się obraziła, a że wiedziałem, iż jeszcze nie śpi postanowiłem jeszcze napisać.
Gee 😍❤️:
Ale możemy się gdzieś wybrać jutro. Co ty na to?
Kochanie 💕:
No... Okej. Gdzie i o której?
Gee 😍❤️:
O 16:00 u mnie?
Kochanie 💕:
Dobra, będę. A teraz serio dobranoc Gee bo jestem zmęczona.
Gee 😍❤️:
Przed chwilą chciałaś do mnie przyjść, ale okej... Dobranoc.
Po tej wiadomości rozebrałam się i wszedłem pod prysznic. Po półgodzinnym prysznicu, ubrałem jakieś dresy, w których spałem i ruszyłem ku pokojowi.
-Kąpiesz się dłużej niż ja. Nie wiedziałem, że tak można. Chociaż biorąc pod uwagę, iż tutaj jak na mnie kąpałem się krótko to...
-Przestań już pierdolić.- przerwałem mu ten słowotok.
-No dobra, dobra...
Podszedłem do półki z płytami i puściłem jakąś pierwszą lepszą z brzegu. Frankowi to nie przeszkadzało, ponieważ mieliśmy praktycznie takie same zainteresowania muzyczne. Położyliśmy się na łóżku, bo komu by się chciało ścielić na podłodze, a potem na tym spać? Ja z brzegu, a Frank od ściany. Mały kurdupel zasnął momentalnie. Ja natomiast miałem z tym lekkie problemy. Wpatrywałem się w Franka jak w jakiś jebany (jeszcze nie) obrazek. Dobra stop! Nie ma! Gerard masz dziewczynę! Zamknij te pojebane oczy i idź spać!
Po jakiejś godzinie myślenia nad dosłownie wszystkim, a zarazem niczym, w końcu zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro