44
Kiedy przekroczyłem próg klasy, miałem nadzieję, że dzisiejszy dzień nie będzie aż tak intensywny. Ale to była tylko złudna nadzieja. Od momentu, gdy wszedłem do szkoły, poczułem na sobie spojrzenia. Jeśli bycie w centrum uwagi przez blond włosy było uciążliwe, to różowy kolor wyniósł to na nowy poziom.
Sensacja dnia.
Każdy mój krok odbijał się echem, jakby różowy kolor emanował własną energią, która przyciągała spojrzenia jak magnes. Szeptali. Śmiali się. Nawet nauczyciele mieli problem z ukryciem swoich uśmiechów.
„To tylko włosy" – powtarzałem sobie w myślach, ale uczucie bycia obnażonym w tłumie było nie do zniesienia. Miałem ochotę cofnąć czas i nigdy nie przyjmować tego głupiego zakładu z Heeseungiem.
Zakład.
„Zawsze bądź pewny swoich możliwości, Sunoo" – słowa Heeseunga wróciły jak echo. Myślałem, że dam radę pokonać go w karaoke. Byłem pewien, że „Bohemian Rhapsody" w moim wykonaniu wstrząśnie nim do głębi. Niestety, to on wstrząsnął mną, kiedy idealnie zaśpiewał każdą nutę. Teraz ja byłem tym, który zapłacił cenę, a cena miała kolor intensywnego różu.
Wszedłem do klasy z głową wysoko uniesioną, próbując zignorować śmiechy. Usiadłem na swoim miejscu i od razu poczułem, że ktoś mnie obserwuje. Sooyeon. Jej spojrzenie było mieszanką zdziwienia i czegoś, co przypominało rozbawienie.
– Nie śmiej się – rzuciłem z półuśmiechem, czując, że jeśli ona się roześmieje, stracę całą swoją obronę.
– Przepraszam – odpowiedziała, próbując zachować powagę, ale jej oczy zdradzały, że ledwo powstrzymuje się przed wybuchem śmiechu. – Ale musisz przyznać, że różowy to odważny wybór.
Westchnąłem, opierając głowę na dłoniach.
– To nie wybór, to kara. – Uśmiechnąłem się kwaśno. – Zakład z Heeseungiem.
– No cóż, kara czy nie, wygląda całkiem... ciekawie. – Jej głos zadrżał lekko, jakby nie była pewna, czy powinna mnie pocieszać, czy raczej podziwiać moją determinację.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, drzwi klasy otworzyły się z hukiem. Wszyscy spojrzeli w stronę wejścia. Minho i Felix.
Ich obecność była jak cień.
Felix spojrzał prosto na mnie, a jego wzrok przebił się przez moje próby zachowania spokoju. Każdy krok, jaki robił w stronę swoich ławek, wydawał się wydłużać czas. Czułem, jak adrenalina zaczyna buzować w moim ciele. Zacisnąłem dłonie na blacie ławki, próbując opanować oddech.
Obok mnie Sooyeon zesztywniała. Jej ręce, które wcześniej drżały lekko z nerwów, teraz zaciskały się na książce, jakby to była jedyna rzecz, która mogła ją uchronić przed światem. Felix usiadł z Minho z tyłu klasy, ale zanim to zrobił, rzucił nam krótkie, pełne pogardy spojrzenie.
– Wszystko w porządku? – zapytałem cicho, nachylając się w stronę Sooyeon.
Z początku nie odpowiedziała. Wzrok miała wbity w podręcznik, jakby jego zawartość nagle stała się najbardziej fascynującą rzeczą na świecie. W końcu skinęła głową, ale jej drżący głos zdradzał coś zupełnie innego.
– Tak... skupmy się na lekcji.
Jej słowa były spokojne, ale drżenie w głosie mówiło więcej niż chciała. Czułem, jak coś ściska mnie w środku. Nie mogłem zostawić tego tak. Felix i Minho zrobili coś, czego jeszcze nie rozumiałem, ale byłem pewien, że nie pozwolę im na więcej. Nie tym razem.
Przez całą lekcję czułem na sobie ich spojrzenia. Palące, intensywne, jakby próbowały mnie złamać. Felix i Minho ani na chwilę nie odwracali wzroku. Nawet gdy nauczyciel zadawał pytania, a klasa odpowiadała, oni wydawali się bardziej zainteresowani mną niż tym, co dzieje się na tablicy.
Starałem się skupić na notatkach, ale czułem, jak moje serce bije szybciej z każdą minutą. Myśli krążyły wokół tego, co mogło się wydarzyć. Co planowali? Czy mieli zamiar coś zrobić, czy tylko mnie zastraszać?
Kiedy dzwonek ogłosił przerwę, poczułem ulgę. Ale ta ulga trwała zaledwie kilka sekund. Felix i Minho od razu ruszyli w moją stronę, pewni siebie, z drwiącymi uśmieszkami na twarzach. Ich kroki były powolne, ale każdy z nich zdawał się odbijać echem w mojej głowie.
Wstałem z ławki, gotowy na cokolwiek, co miało nadejść. Wiedziałem, że tym razem nie mam dokąd uciec. Zaciśnięte pięści Minho i złowrogie spojrzenie Felixa mówiły wszystko.
– No i co teraz, różowy? – zaczął Minho z drwiną, zbliżając się coraz bardziej.
Felix już otwierał usta, gdy nagle...
Niki.
Pojawił się znikąd, stając między mną a nimi. Jego spojrzenie było chłodne, niemal lodowate. Twarz miał napiętą, a w oczach błyszczała determinacja. Niki wyglądał, jakby był gotów na wszystko, i to wystarczyło, by atmosfera zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.
– Macie jakiś problem? – zapytał spokojnie, ale w jego głosie wyraźnie słychać było ostrzeżenie.
Felix i Minho zawahali się. Ich pewność siebie zniknęła w jednej chwili. Minho cofnął się o krok, jakby nagle przypomniał sobie, że są w szkole, a nie na ulicy. Felix spojrzał na Nikiego z ukosa, jakby próbował ocenić, czy warto ryzykować.
– Nie, wszystko w porządku – wymamrotał Minho, rzucając mi ostatnie, nienawistne spojrzenie, zanim odszedł. Felix podążył za nim bez słowa.
Niki spojrzał na mnie, a jego twarz złagodniała.
– Wszystko okej? – zapytał, jakby to, co właśnie się wydarzyło, było codziennością.
– Tak... Dzięki – odpowiedziałem, czując, jak napięcie opuszcza moje ciało.
Niki spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, który ciężko było odczytać. Przez chwilę milczał, a potem, zamiast odejść, usiadł na mojej ławce, jakby to było najbardziej naturalne na świecie. Zrobił to w swoim stylu – nonszalancko, z pewnością siebie, która potrafiła wywołać respekt.
– Masz dziwnych znajomych – rzucił z lekkim uśmiechem, ale w jego oczach wciąż była ta chłodna powaga.
Poczułem się trochę nieswojo, nie wiedząc, jak zareagować. Był tutaj, w centrum uwagi, i sprawiał, że cała sytuacja wydawała się mniej przytłaczająca. Tylko dlaczego on się tutaj pojawił?
– Nie nazwałbym ich znajomymi – odpowiedziałem cicho, starając się opanować emocje, które wciąż we mnie buzowały.
Niki spojrzał na mnie uważnie, jego wzrok był przenikliwy, jakby analizował każdy mój ruch.
– Wiem. Dlatego tu jestem. – Oparł łokieć na blacie i lekko pochylił się w moją stronę. – Jeśli znów będą coś kombinować, daj mi znać.
Zaskoczyło mnie, że tak po prostu się zaangażował. Był jednym z tych chłopaków, którzy nie szukali konfliktów, ale kiedy sytuacja wymagała stanowczości, potrafił postawić na swoim.
– Dlaczego to robisz? – zapytałem, zanim zdążyłem się powstrzymać.
Niki wzruszył ramionami, jakby odpowiedź była oczywista.
– Bo nie mogę patrzeć, jak ktoś jest traktowany jak śmieć, kiedy na to nie zasługuje. Poza tym... – Jego uśmiech stał się trochę bardziej rozbawiony. – Zawsze chciałem zobaczyć Minho, jak odchodzi z podkulonym ogonem. No i jesteś przecież moim przyjacielem. Przyjaciele sobie pomagają, Sunoo.
Nie mogłem powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Było coś w jego sposobie bycia, co sprawiało, że napięcie powoli ze mnie schodziło.
– Dzięki, Niki. Naprawdę.
– Nie ma sprawy – odpowiedział, stukając mnie lekko w ramię. – Tylko pamiętaj, Sunoo, jak coś, to jestem tutaj.
Został na mojej ławce przez resztę przerwy, ignorując ciekawskie spojrzenia innych. W jego obecności czułem się trochę bezpieczniej, jakby to, co się wydarzyło wcześniej, było mniej przerażające. I choć wciąż miałem w sobie dużo lęku, wiedziałem, że z kimś takim obok będzie łatwiej przetrwać ten dzień. Nawet przestałem się zastanawiać dlaczego chłopak się tutaj pojawił, bo było to do niego nie podobne. Cieszyłem się jego obecnością, ponieważ to oznaczało, że mogę liczyć na chwilę spokoju między lekcjami.
💦💦💦
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro