Na Psa urok
- Łapa?
Spod grubych warstw kołdry odpowiedział mu tylko pomruk, a kokon który Black uwił sobie na środku łóżka z czterema kolumienkami drgnął lekko.
- Łapa, wstawaj! - Remus nie poddawał się łatwo. Jego ręka powędrowała na sam czubek kokona, gdzie przez niewielki otwór wystawał kawałek czarnej czupryny przyjaciela.
Wewnątrz panowała iście piekielna temperatura i Lupin nie miał pojęcia jak ludzka istota może wytrzymać w takich warunkach dłużej niż kilka minut, ale Syriusz wydawał się tym zupełnie nieporuszony, ciepłolubna bestia. Remus złapał kołdrę od środka i pociągnął z całej siły, żeby choć trochę rozszczelnić miękką kryjówkę przyjaciela i po chwili jego oczom ukazała się przystojna twarz młodego Blacka. Aż westchnął pod nosem i zatrzymał się na chwilę. Rzadko miał okazję oglądać go z tak bliska, w dodatku zupełnie bezkarnie. A tak lubił na niego patrzeć...
Na blade, kształtne wargi, teraz delikatnie rozchylone. Miękkie, idealne włosy, spływające gładką falą na wysokie, jasne czoło. Oczy, w tym momencie skryte pod powiekami, w kolorze nieba w tym magicznym momencie w którym dzień zmienia się w noc. Były tak ciemne, że tylko przy naprawdę dobrym świetle można było zauważyć, że w rzeczywistości są granatowe, nie czarne. Lupin znał je na pamięć. Potrafiły błyszczeć na kilkanaście różnych sposobów, a on potrafił rozróżnić każdy z nich.
Kiedy był zirytowany.
Kiedy się z czegoś cieszył.
Kiedy knuł coś z Jamesem.
Na widok czekoladowego ciasta.
I jeden specjalny. Za każdym razem, kiedy mówił do niego 'Luniaczku'. Ten uwielbiał najbardziej.
- Luniaczku? - usłyszał cichy, zaspany pomruk i drgnął gwałtownie. Chyba trochę za długo się zasiedział. Nie miał nawet pojęcia kiedy jego dłoń wplątała się w czarne kosmyki, przeczesując je niemal odruchowo, ale teraz cofnął ją pospiesznie. Niedobrze by było, gdyby Syriusz przyłapał go w takiej chwili słabości.
Musiał odchrząknąć, zanim zdołał wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Na to jedno słowo, jak zawsze, coś ciepłego rozlało się w dole jego brzucha, obezwładniając go na krótką chwilę.
- Musisz wstać - odpowiedział w końcu, dużo ciszej i bardziej miękko niż planował. - Spóźnisz się na trening i James cię zabije. Obiecał mi to, kiedy wychodził pół godziny temu. Powiedziałem, że jakoś cię dobudzę.
Black nie słuchał. Nadal nie otwierał oczu, a ciche pochrapywanie świadczyło o tym, że znów udało mu się przysnąć.
- Łapa! - Remus był coraz bardziej zdesperowany. - Trening!
Odpowiedział mu cichy chichot i po chwili poczuł dłoń Blacka na swojej nodze. Zanim zdążył zorientować się co się wydarzyło, silne ramię sprowadziło go do pozycji leżącej i przycisnęło mocno do rozgrzanego ciała.
- Syriusz, co ty... - policzki Lunatyka zrobiły się raptem tak czerwone, że skrzaty z powodzeniem mogłyby usmażyć na jego twarzy jajecznicę dla połowy zamku. - Puść mnie, ja...
Wszelki protest ucichł, kiedy poczuł nos Blacka na swoim karku, do wtóru gorącego oddechu.
Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, od miejsca w którym nos Syriusza drażnił delikatne włoski, aż do kości ogonowej. Skóra w miejscach w których go dotykał paliła żywym ogniem, mimo kilku warstw ubrania.
- Ale trening... - ostatnia heroiczna próba oporu wypadła wyjątkowo słabo, głównie dlatego, że ciężko było mu się skupić na czymkolwiek, co nie było ciałem Blacka. Jego zapachem. Jego...
- Luniaczku - głos Syriusza nadal był senny i przyjemnie zachrypnięty, a każde jego słowo budziło nową falę dreszczy w napiętym jak struna Lupinie. - Jest sobota. W soboty nie wstaję przed jedenastą i Rogacz dobrze o tym wiedział rezerwując boisko. Może mieć pretensje tylko do siebieeeee - ostatnie słowo niemal zagłuszyło głośne ziewnięcie.
Remus chciał jeszcze zaprotestować... Ale było mu tak dobrze. Z Blackiem wtulonym w jego plecy. Z jego ręką obejmującą Lupina w pasie jakoś tak... Zaborczo.
Czując jak jego policzki osiągają kolejny poziom purpury, odnalazł dłoń Blacka pod kołdrą i nieśmiało, z wahaniem splótł ich palce, gotów w każdej chwili się wycofać.
Przez kilka sekund nic się nie wydarzyło i był już niemal pewien, że Łapa znów zasnął. A potem palce czarnowłosego zacisnęły się odrobinę na jego palcach. Miękkie, gorące wargi zbliżyły się nieco do jego karku...
Serce Remusa zamarło na chwilę, żeby zaraz ruszyć z podwójną siłą, gdzieś w okolicy jego gardła, gdy poczuł delikatne muśnięcie w tym wrażliwym miejscu jakim jest zagłębienie tuż na granicy włosów.
I mógłby przysiąc, że Black się uśmiecha...
A po kilku chwilach znów spał w najlepsze.
Drań.
______
Tak, nadal twierdzę, że opowiadanie jest zakończone xD. Tylko wena mnie chwyciła na malutkiego lemona :3. Może z czasem 'miniaturka' zmieni się w 'miniaturki' i postanowię dodać jeszcze kilka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro