Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na Psa urok

- Łapa?
Spod grubych warstw kołdry odpowiedział mu tylko pomruk, a kokon który Black uwił sobie na środku łóżka z czterema kolumienkami drgnął lekko.
- Łapa, wstawaj! - Remus nie poddawał się łatwo. Jego ręka powędrowała na sam czubek kokona, gdzie przez niewielki otwór wystawał kawałek czarnej czupryny przyjaciela.
Wewnątrz panowała iście piekielna temperatura i Lupin nie miał pojęcia jak ludzka istota może wytrzymać w takich warunkach dłużej niż kilka minut, ale Syriusz wydawał się tym zupełnie nieporuszony, ciepłolubna bestia. Remus złapał kołdrę od środka i pociągnął z całej siły, żeby choć trochę rozszczelnić miękką kryjówkę przyjaciela i po chwili jego oczom ukazała się przystojna twarz młodego Blacka. Aż westchnął pod nosem i zatrzymał się na chwilę. Rzadko miał okazję oglądać go z tak bliska, w dodatku zupełnie bezkarnie. A tak lubił na niego patrzeć...
Na blade, kształtne wargi, teraz delikatnie rozchylone. Miękkie, idealne włosy, spływające gładką falą na wysokie, jasne czoło. Oczy, w tym momencie skryte pod powiekami, w kolorze nieba w tym magicznym momencie w którym dzień zmienia się w noc. Były tak ciemne, że tylko przy naprawdę dobrym świetle można było zauważyć, że w rzeczywistości są granatowe, nie czarne. Lupin znał je na pamięć. Potrafiły błyszczeć na kilkanaście różnych sposobów, a on potrafił rozróżnić każdy z nich.
Kiedy był zirytowany.
Kiedy się z czegoś cieszył.
Kiedy knuł coś z Jamesem.
Na widok czekoladowego ciasta.
I jeden specjalny. Za każdym razem, kiedy mówił do niego 'Luniaczku'. Ten uwielbiał najbardziej.
- Luniaczku? - usłyszał cichy, zaspany pomruk i drgnął gwałtownie. Chyba trochę za długo się zasiedział. Nie miał nawet pojęcia kiedy jego dłoń wplątała się w czarne kosmyki, przeczesując je niemal odruchowo, ale teraz cofnął ją pospiesznie. Niedobrze by było, gdyby Syriusz przyłapał go w takiej chwili słabości.
Musiał odchrząknąć, zanim zdołał wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Na to jedno słowo, jak zawsze, coś ciepłego rozlało się w dole jego brzucha, obezwładniając go na krótką chwilę.
- Musisz wstać - odpowiedział w końcu, dużo ciszej i bardziej miękko niż planował. - Spóźnisz się na trening i James cię zabije. Obiecał mi to, kiedy wychodził pół godziny temu. Powiedziałem, że jakoś cię dobudzę.
Black nie słuchał. Nadal nie otwierał oczu, a ciche pochrapywanie świadczyło o tym, że znów udało mu się przysnąć.
- Łapa! - Remus był coraz bardziej zdesperowany. - Trening!
Odpowiedział mu cichy chichot i po chwili poczuł dłoń Blacka na swojej nodze. Zanim zdążył zorientować się co się wydarzyło, silne ramię sprowadziło go do pozycji leżącej i przycisnęło mocno do rozgrzanego ciała.
- Syriusz, co ty... - policzki Lunatyka zrobiły się raptem tak czerwone, że skrzaty z powodzeniem mogłyby usmażyć na jego twarzy jajecznicę dla połowy zamku. - Puść mnie, ja...
Wszelki protest ucichł, kiedy poczuł nos Blacka na swoim karku, do wtóru gorącego oddechu.
Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, od miejsca w którym nos Syriusza drażnił delikatne włoski, aż do kości ogonowej. Skóra w miejscach w których go dotykał paliła żywym ogniem, mimo kilku warstw ubrania.
- Ale trening... - ostatnia heroiczna próba oporu wypadła wyjątkowo słabo, głównie dlatego, że ciężko było mu się skupić na czymkolwiek, co nie było ciałem Blacka. Jego zapachem. Jego...
- Luniaczku - głos Syriusza nadal był senny i przyjemnie zachrypnięty, a każde jego słowo budziło nową falę dreszczy w napiętym jak struna Lupinie. - Jest sobota. W soboty nie wstaję przed jedenastą i Rogacz dobrze o tym wiedział rezerwując boisko. Może mieć pretensje tylko do siebieeeee - ostatnie słowo niemal zagłuszyło głośne ziewnięcie.
Remus chciał jeszcze zaprotestować... Ale było mu tak dobrze. Z Blackiem wtulonym w jego plecy. Z jego ręką obejmującą Lupina w pasie jakoś tak... Zaborczo.
Czując jak jego policzki osiągają kolejny poziom purpury, odnalazł dłoń Blacka pod kołdrą i nieśmiało, z wahaniem splótł ich palce, gotów w każdej chwili się wycofać.
Przez kilka sekund nic się nie wydarzyło i był już niemal pewien, że Łapa znów zasnął. A potem palce czarnowłosego zacisnęły się odrobinę na jego palcach. Miękkie, gorące wargi zbliżyły się nieco do jego karku...
Serce Remusa zamarło na chwilę, żeby zaraz ruszyć z podwójną siłą, gdzieś w okolicy jego gardła, gdy poczuł delikatne muśnięcie w tym wrażliwym miejscu jakim jest zagłębienie tuż na granicy włosów.
I mógłby przysiąc, że Black się uśmiecha...
A po kilku chwilach znów spał w najlepsze.
Drań.

______
Tak, nadal twierdzę, że opowiadanie jest zakończone xD. Tylko wena mnie chwyciła na malutkiego lemona :3. Może z czasem 'miniaturka' zmieni się w 'miniaturki' i postanowię dodać jeszcze kilka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro