Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Pijany ze szczęścia


Rozdział sprawdzony przez betę :) 


***

 Stiles obudził się lekko zdezorientowany, bo z całą pewnością nigdy wcześniej nie było mu tak ciepło w środku nocy. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że to przez Dereka, który ciasno przylegał do jego ciała. Powoli wszystkie wspomnienia z popołudnia i wieczora napłynęły do jego rozespanego umysłu. Kiedy dotarło do niego, że od tej pory miał tego złego wilka tylko dla siebie, odczuł ochotę, by piszczeć jak psychofanka na koncercie swojego idola... I tylko siłą woli się przed tym powstrzymywał, a pomocna w poskramianiu wybuchu jego nadmiaru emocji okazała się być opalona, znajoma ręka oplatająca go w pasie oraz ciepły oddech na jego karku. Dlatego zamiast wierzgać i skakać pod sufit, bardziej wtulił się w ciało wilkołaka, myśląc o tym, że teraz mógł wytrzymać wystarczającą ilość czasu, zanim Derek się obudzi. Stilinski zastanawiał się, kiedy jego życie zaczęło przypominać jedną z baśni braci Grimm. Całkiem postawny i przystojny zły pan wilk i on, w swoich lekko za dużych bluzach z kapturami, prześladującym go wiecznie pechem i psującym się samochodem. Gdyby się uprzeć, to była w tym pewna prawidłowość...

Tylko do której postaci jestem podobny najbardziej? Czerwony kapturek? Nie, mój wilk raczej jest tym dobrym... Calineczka? Hm, czasami się tak czuję przy wilkołakach. Może kopciuszek? Nie, tutaj nie ma żadnego wielkiego balu. Śnieżka? To pasuje, tylko brak siedmiu krasnali. Mamy nawet dwie czarownice.

Nie zdawał sobie sprawy, że wszystkie te rozważania wypowiadał półgłosem i Derek bardzo dokładnie go słyszał. Chociaż zrozumienie poszczególnych słów czasami graniczyło z cudem, jednak lepszy słuch był pomocny. Wilkołakowi nie przeszkadzało nawet, że został obudzony w środku nocy, bo jeżeli budzikiem będzie Stiles, to on mógł nawet codziennie do końca życia wysłuchiwać baśniowych analogi do ich życia.

– Według mnie bardziej pasuje do nas piękna i bestia... ale jak tam uważasz – odezwał się brunet, szczypiąc Stilesa w biodro.

– Uhm? Nie chciałem cię obudzić, ale nie wziąłem leków na nadpobudliwość i szczerze to myślałem, że te całe bajkowe rozważania prowadzę myślach. – Młodszy lekko się zaczerwienił, bo Derek na pewno nie był szczęśliwy, że przez jego chorobę nie może się normalnie wyspać.

– Tak w zasadzie to całkiem przyjemna pobudka – odparł brunet, kompletnie dezorientując tym Stilinskiego. Spodziewał się złości niż takiego przyjaznego tonu. – Hej, co jest? – zapytał zaniepokojony Hale, bo zazwyczaj Stilesa nie szło uciszyć, a teraz milczał jak zaklęty. – Żałujesz? – Wzdrygnął się na samą myśl o tym, że młodszy jednak go nie chce.

– Co? Nie! Zgłupiałeś, Derek... Tylko uświadomiłem sobie, ile ja mam nawyków, przyzwyczajeń i do tego moje ADHD. Na pewno nie chcesz kogoś lepszego?

– Teraz to ty gadasz od rzeczy. Spałeś na mojej całej przemowie o kotwicach? – Przyciągnął chłopaka jeszcze bliżej, nos chowając we włosach szatyna i wdychając zapach szamponu zmieszany z zapachem Stilesa, w którym potrafił również wyczuć swoją własną woń. To bardzo satysfakcjonujące, a jego wilk wręcz skomlał z zadowolenia.

– Nie. Pamiętam, co mówiłeś. Nie rozumiem jednak, jakim cudem fatum nas dobrało... Ty jesteś doskonały, a ja... jestem tylko sobą – zakończył niemrawo i zacisnął dłoń na tej należącej do Dereka.

– Musimy jakoś pozbyć się tych twoich kompleksów. Z tego, co pamiętam, to nigdy nie byłeś jakoś szczególnie niezadowolony z tego, co widzisz w lustrze, czy też ze swojej osobowości. Coś się zmieniło?

– Zawsze mówiłeś, żebym się zamknął. Na początku myślałem, że jesteś po prostu wredny. – Derek skrzywił się lekko na wspomnienie o swoich niezbyt przyjaznych zachowaniach. Jednak to, co się już stało, się nie odstanie i jedyne, co mógł zrobić to przeprosić i spróbować wytłumaczyć młodszemu, skąd było wrogie nastawienie do każdego nowo poznanego człowieka. – Później stwierdziłem, że może faktycznie trochę za dużo mówię. Tylko że przez chorobę nie mogłem siedzieć cicho choćby przez pięć minut, a jeśli nie gadałem, to musiałem coś robić... gdzieś iść, spotkać się z kimś. – Stiles zmarszczył zabawnie nos i brwi, starając się sobie przypomnieć wszystkie swoje największe wady i jasno i wyraźnie przedstawić je Derekowi. Wolałby od razu przygotować go na najgorsze, niż później patrzeć, jak Hale go zostawia. Nie chciał nadziei na coś trwałego i na dłużej, jeśli później przez jakąś wpadkę musiałby znowu uczyć się żyć w pojedynkę. Zawsze był cholernie stały w uczuciach i poszedłby za tą drugą osobą na dno piekła i swoim niewyparzonym językiem przepędził każdego demona. Jeśli już mówić o jakichś jego miłostkach, to przecież w Lydii durzył się odkąd pamięta i przestał dopiero wtedy, kiedy Derek zdetronizował ją z tego tronu w sercu Stilinskiego. Młodszy już wiedział, że wilkołak nie tylko zajął to ozdobne krzesełko, ale też dobudował sobie do niego cały zamek i nigdzie się stamtąd nie wybiera. Cóż, próbował wszystkiego, żeby wyleczyć się z tych uczuć.

– Stiles, nie miałem nigdy tego na myśli... czasami faktycznie ciężko było cię uciszyć, ale nie chciałem żebyś to zmieniał. ADHD czy niekończące się monologi to część ciebie i nie chciałbym żebyś się zmienił we mnie. – Derek westchnął krótko, łapiąc cenny oddech. – Zawsze lubiłem słuchać jak mówisz, tylko że mnie to rozpraszało. Widywaliśmy się zazwyczaj przy jakichś kryzysowych, niebezpiecznych sytuacjach, gdzie nie mogłem sobie pozwolić na najmniejsze potknięcie. Cóż, i tu mamy źródło mojej wieloletniej frustracji, bo jesteś moim najskuteczniejszym rozproszeniem.

– Takiego komplementu jeszcze nikt mi nie sprzedał...

– Najważniejsze, że jest szczery. Mogę cię słuchać, choćbyś gadał kompletne bzdury, ale zazwyczaj to ty jesteś tym inteligentniejszym i muszę się chwilę zastanowić nad tym, co powiedziałeś, żeby to prawidłowo zrozumieć.

– Czy ty właśnie powiedziałeś, czy mi się tylko wydaje? Stwierdziłeś, że jestem mądrzejszy od ciebie, wilczku? – Stiles był lekko rozbawiony, ale też czuł się dowartościowany przez fakt, że starszy tak go postrzega.

– Tak między wierszami... – mruknął brunet we włosy Stilinskiego i zaśmiał się lekko. – Uprzedzając twoje kolejne pytanie: nie, nie dostaniesz tego na piśmie. Muszę dbać o opinie.

– Sądzę, że twojej reputacji gburowatego samotnika nie zaszkodzi zbytnio jeden szczupły, ale cholernie przystojny młodzieniec, rozmowa z własnym stadem i uśmiech raz na jakiś czas...

– Hm? Myślisz, że przesadziłem z ascetycznym klimatem?

– Zdecydowanie. Potrzebujemy ci trochę ocieplić wizerunek, bo inaczej w życiu moi sąsiedzi nie przestaną dzwonić do szeryfa, który, przypominam, jest także moim ojcem, kiedy mnie zobaczą w twoim towarzystwie.

– Tak myślę, że to byłby dobry początek... Nie przepadam za służbowymi wizytami twojego taty. Zazwyczaj kończą się dwiema bransoletkami na nadgarstkach.

– Uhm. – Stiles śmiał się już całkowicie ze sztucznie poważnego tonu wilkołaka i może tylko troszeczkę przez nadmiar oksytocyny w organizmie i fakt, że oddech starszego nadal łaskotał go we wrażliwe miejsce na szyi, dokładnie tam, gdzie Derek go naznaczył. – Dzięki – powiedział, po czym dodał odrobinę poważniej: – To nie tak, że jestem zakompleksionym, płaczącym w poduszkę chłopakiem z depresją. Tylko, że przy tym całym wilko-świecie czuję się słabszy. To wszystko... a ja bardzo nie lubię być postrzegany jako łatwy cel, czy ofiara.

– Nie jesteś, Stiles. Wiesz, że masz więcej sprytu i zwinności niż przeciętny człowiek... Jakoś prześlizgnąłeś się przez wszystkie mury obronne, które wokół siebie wzniosłem. Zanim się zorientowałem, ty już tu byłeś i ze złośliwym uśmiechem mówiłeś, że nigdzie się nie wybierasz... Tłumaczyłem sobie na wszystkie sposoby, że to złe i zamykałem te drzwi, ale ty właziłeś przez okna. Każdą możliwą luką w moim systemie obronnym... cokolwiek bym nie zrobił, ty i tak zawsze byłeś obok. Myślę, że już czas, żeby przestać uciekać i udawać, że nic nie ma. Po tej nocy dla reszty stada nie będzie żadnych wątpliwości, bo nasze zapachy wymieszały się do tego stopnia, że nie da się ich już rozróżnić. Nie ma mój i twój... jest nasz.

– Kurwa... Scott padnie na zawał – mruknął młodszy.

– Możliwe, ale nie przejmujmy się tym teraz, co?

– Okay. Jest trzecia w nocy, a to zdecydowanie za wcześnie na dbanie o samopoczucie Scotta... To co, śpimy?

– Tak... – Westchnął brunet.

– Hej, Der, co jest? – zapytał młodszy, widząc niezbyt szczęśliwą minę wilkołaka.

– Nic takiego... Po postu ostatnim razem, kiedy tak zasypialiśmy, rano obudziłem się sam, a ty straciłeś wszystkie wspomnienia. Mam takie cholerne deja vu. Boję się, że jak zasnę to ona wróci i znowu mi cię zabierze.

– Nigdzie się nie wybieram – powiedział pewnie Stiles, a domyślając się, do czego zmierza starszy, odwrócił się twarzą do niego i pomimo ciemności starał się dojrzeć oczy wilkołaka. – Nie sadzę, żeby powtórzyła ten numer z pamięcią kolejny raz... Jednak jak zapomnę to wystarczy, że mi przypomnisz... wiem, że to pewnie byłoby męczące na dłuższą metę, ale jeśli to cokolwiek zmienia, to moja decyzja za każdym razem byłaby taka sama.

– Przez seks do wspomnień... tylko ty mogłeś wpaść na tak genialny pomysł. – Westchnął Derek.

– Widzisz? Masz wyjątkowego chłopaka, ciesz się!

– Uwierz, że jestem pijany ze szczęścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro