|044|
- Kate...Dlaczego masz taką minę? - zapytałam. - Co się z nim dzieje?
Kobieta głośno westchnęła, po czym upiła łyk swojej czarnej kawy.
- Jordan...On...- zaczęła, jednak szybko przerwała. W jej oczach momentalnie pojawiły się świeczki, a twarz przybrała bardzo smutny wyraz. W tamtym momencie jej gesty tylko potwierdziły mi, że sprawa z Jordanem to nie przelewki. Wiedziałam, że muszę przygotować się na bombę nieprzyjemnych informacji, która za moment na mnie spadnie.
- Spokojnie...- złapałam ją za dłoń, aby dodać trochę otuchy. - Proszę, powiedz mi wszystko...-powiedziałam. - Martwię się o niego i o moją rodzinę.
Kate nagle oprzytomniała.
- O twoją rodzinę? Czy mój syn sprawia Ci kłopoty? - podniosła wzrok.
Westchnęłam ciężko.
- Po prostu od pewnego czasu otrzymuję od niego bardzo nieoczywiste wiadomości. - otuliłam dłońmi filiżankę . - Pyta się w nich o której wrócę do domu, przeprasza mnie, a za moment wyjeżdża z tekstem, czy ma odebrać Scarlett ze szkoły. - mruknęłam. - Widziałam się też z nim pod moją pracą. Zachowywał się dziwnie, oczy latały mu na boki, był poddenerwowany i w ogóle...Przerażający. - zmarszczyłam brwi. - Ja naprawdę muszę wiedzieć co się dzieje i na czym stoję. Co się stało w Bostonie? Czy on potrzebuje jakiejś pomocy? - spojrzałam kobiecie w oczy.
Kate schowała twarz w dłoniach, po czym pokręciła głową zrezygnowana.
- Jordan po wyjeździe z Bostonu nie umiał poradzić sobie ze stresem i całym ciężarem jaki na nim spoczął, przez co jego charakter zaczął zmieniać się nie do poznania...- zaczęła. - Nie znam całej prawdy, jednak wiem, że zaczął spotykać się z nie za ciekawymi ludźmi, którzy pomogli mu wejść w świat narkotyków i jakiś bójek ulicznych.
- Bójek ulicznych? – zmarszczyłam czoło.
- Tak, bójek. – westchnęła. – Spotykali się, aby odreagować stres. Dzięki przemoc spuszczali z siebie ciśnienie, które wytwarzało się w nich poprzez problemy w pracy, w domu...Idiotyczny pomysł, jednak Jordan odkąd wyjechał do Massachusetts miał tylko takie. – mruknęła. – Kiedy w szpitalu dowiedzieli się, że bierze udział w tej fanaberii a do tego, że zażywa narkotyki, niemalże od razu zwolnili go z dyscyplinarnie z pracy.
-Czyli Jordan obecnie nie pracuje jako lekarz? – zapytałam dla pewności.
- Nie pracuje, ani nie będzie pracował. – powiedziała. – Kiedy wieści się rozeszły żaden ze szpitali nie chciał go przyjąć. Boże, tyle lat edukacji, tyle włożonych pieniędzy i czasu, a on to po prostu od tak zaprzepaścił. – łzy pojawiły się w jej oczach.
- Nie mogę w to uwierzyć... - parsknęłam sytuacyjnym śmiechem
- Ja też...
- Czyli...Te jego dziwne zachowania to narkotyki, tak? – spojrzałam na Kate.
- Zgadza się. – skinęła głową.
Wszystko już było jasne.
- Czy on zdaje sobie sprawę z tego jak się zachowuje? - zapytałam.
- Tak. - przytaknęła. - Wie, że kiedy zażywa te świństwa zmienia się w kompletnie inną osobę, jednak mimo to nie potrafi przestać. Wszystko zabrnęło za daleko. - westchnęła. - Mój syn jest całkowicie zagubiony.
- Nie sugerowaliście mu odwyku?
- Sugerowaliśmy, jednak kiedy tylko zaczynaliśmy ten temat Jordan wściekał się i wychodził z domu. Każda próba była bezsensowna. - powiedziała. - Prawdę mówiąc na ten moment razem z mężem mamy bardzo słaby kontakt z naszym dzieckiem. - spuściła wzrok. - I to jest tym wszystkim najbardziej bolesne.
Jeśli mam być z wami szczera, spodziewałam się, że życiem Jordana zawładnęły narkotyki, jednak nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że dobrowolnie wdaje się w jakieś idiotyczne bójki. Po co to robił? Dlaczego kiedy wszystko go przerosło po prostu nie spakował walizki i nie wrócił do Los Angeles? Nic z tego nie rozumiałam. Po rozmowie z jego matką wiedziałam, że muszę otoczyć Scarlett jeszcze większą opieką i nie pozwolić Jordanowi zbliżyć się do niej nawet na kilometr. Bałam się, że kiedy będzie pod wpływem zrobi coś czego będzie do końca życia żałował, a moja rodzina długo będzie za to płacić.
Kiedy tylko opuściłam kawiarnie, od razu udałam się do Neverlandu. Chciałam opowiedzieć o wszystkim Michaelowi i wspólnie wymyślić jakieś rozwiązanie. Wiedziałam, że rozmowa z moim mężem może nie być niczym łatwym, ponieważ wciąż był wielce urażony czymś, co tak naprawdę nie było moją winą. Pomyślałam, że może kiedy przedstawię mu fakty zrozumie, że to Jordan mnie prześladuje i że nadzwyczajnie w świecie się go boje. Musieliśmy to jakoś załatwić. Chodziło w końcu o dobro naszej rodziny, prawda? Jackson musiał schować swojego durnego focha w kieszeń i zacząć myśleć jak na faceta przystało.
***
-Gdzieś ty znowu była? Martwiłem się. – na wejściu "powitał" mnie mój mąż.
- Tak? A myślałam, że jesteś na mnie wielce obrażony i masz mnie gdzieś. – powiedziałam, ściągając buty.
- Nie żartuj sobie, dobrze?
- No co? Jeszcze wczoraj uważałeś, że Cię zdradzam. – spojrzałam na niego.
- Może faktycznie zareagowałem zbyt ostro...
- Może? Zachowałeś się jak ostatni idiota, Jackson. – skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wiem, przepraszam. – podszedł do mnie bliżej. – Naprawdę się martwiłem.
- No proszę.
- Annie, przestań. – powiedział.- Wciąż jesteś moją narwaną i upierdliwą żoną. Nie darowałbym sobie gdyby coś ci się stało.
Spojrzałam na niego.
Ja? Upierdliwa?
- Tylko nie upierdliwą Jackson, dobrze? – przyznam się, że jego głupi żart nawet wywołał u mnie uśmiech.
Michael zaśmiał się pod nosem, po czym przyciągną mnie do siebie i mocno otulił rękoma.
Przysięgam, że mogłabym z nim tak stać godzinami. Wtedy czułam się jakby wszystkie problemy świata od mnie uciekły. Szkoda, że nie było to prawdą.
- Mike...Musimy porozmawiać. – spojrzałam na niego. – Sprawa jest poważna i... - westchnęłam - Chodzi o Jordana. – powiedziałam niepewnie.
- Co jest? – zapytał natychmiast.
Wzięłam głęboki wdech, po czym opowiedziałam mu o wszystkim. Prawdę mówiąc ulżyło mi, kiedy wyrzuciłam z siebie całą tą rozmowę z Kate. Nowe wieści, które przyniosło mi spotkanie z kobietą negatywnie wpłynęło na moje samopoczucie. Zaczynałam bać się o naszą rodzinę. Nie miałam pojęcia na co w tym momencie tak naprawdę było stać Jordana i jak daleko mógł posunąć się poprzez wszystkie swoje problemy z używkami. W głębi serca wiedziałam, że chłopak nie jest zły. Spędziłam z nim kilka ładnych lat i znałam jego prawdziwe oblicze jak nikt inny. To on jeszcze jakiś czas temu pomagał mi wychowywać Scarlett, to on dbał o nasze dobro i to on kochał nas, kiedy najbardziej tego potrzebowałyśmy. Taka osoba nie mogła być potworem. Miałam mętlik w głowie.
- Chcesz zgłosić to na policję? - zapytał Mike.
- Nie. - pokręciłam głową. - Po pierwsze media by za bardzo o tym huczały, a po drugie nie chcę zniszczyć mu życia.
- Annie, proszę Cię. - spojrzał na mnie.
- Michael, ja mówię poważnie. - powiedziałam. - Nie zapominaj, że jeszcze niedawno był kimś ważnym w życiu i moim i naszej córki. To nie jest zły facet.
Jackson westchnął głęboko. Widziałam, że zaczynam go wkurzać, jednak za wszelką cenę starał się być opanowany.
Dzięki Bogu, ostatnie czego potrzebowałam to kłótnia.
- Więc co zamierzasz?
- Nie wiem Mike. - oparłam się o oparcie krzesła. - Muszę to sobie wszystko przemyśleć. Jak na razie niech ochrona nie odstępuje młodej na krok. Musimy mieć oczy dookoła głowy.
Michael przytaknął, po czym złapał moją dłoń i złożył na niej czuły pocałunek, który natychmiast dodał mi otuchy. Uśmiechnęłam się delikatnie i przylgnęłam do mojego męża, wtulając się w jego koszulę.
- Powinnaś odpocząć.
- To nie głupi pomysł. Chyba tego potrzebuje.- spojrzałam na niego. - Ale zanim to zrobię chciałabym się jeszcze przejść i przewietrzyć.
- Mam iść z tobą? - zapytał.
- Wolałabym pobyć sama. - mruknęłam. - Muszę sobie wszystko poukładać. - dodałam.
- Jasne, kochanie. - cmoknął mnie w czoło. - Może za ten czas zrobię ci kolację? - uśmiechnął się.
- Przecież ty nie umiesz gotować. - dogryzłam mu.
- Ej, bez takich. - oburzył się. - Zaraz się obrażę i będziesz musiała spać w salonie na kanapie.
Roześmiałam się w głos.
- Chciałbyś.
***
Po rozmowie z Michaelem udałam się do ogrodu, aby trochę przewietrzyć umysł. Byłam kompletnie przytłoczona ostatnimi wydarzeniami. Tak naprawdę miałam związane ręce. Z jednej strony musiałam chronić moją rodzinę i nie pozwolić Jordanowi zbliżyć się do niej, a z drugiej miałam odczucie, że chciałabym mu pomóc. Wiem, że przez całą tą część historii brzmię jak jakaś naiwna dziewczyna, która sama nie wie czego chce, jednak musicie zrozumieć, że ta sytuacja była dla mnie naprawdę ciężka. Ten facet pomógł mi jak nikt inny i gdybym od tak zgłosiła go na policję i wsadziła za kratki, nie wybaczyłabym sobie, że zniszczyłam mu życie. On potrzebował odwyku, a nie więzienia. Mówiłam to już nie raz, ale powtórzę to po raz kolejny. Jordan nie był zły, tylko zagubiony.
Idąc alejkami Neverlandu usłyszałam jakiś szelest tuż za moimi plecami. Nie przejęłam się tym zbyt bardzo, bo przecież co mogło mi grozić przy tak strzeżonym obiekcie jakim był nasz dom? No właśnie. Nic.
Jednak...
Okazało się, że pod latarnią najciemniej.
Momentalnie poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu i przykłada coś do twarzy. Szarpnęłam się, jednak na marne. Zapach, którym nasączona była ściereczka był na tyle mocny, że z sekundy na sekundę czułam się coraz słabsza.
No i stało się.
Odleciałam.
***
No hej!
W końcu jestem z nowym rozdziałem, który jest mega krótki i słaby, no ale zawsze coś :)
Powiem wam, że ktoś na górze bardzo nie chciał, aby ten rozdział pojawił się na wattpadzie. Najpierw popsuła mi się ładowarka od laptopa, później Pan, który miał ogarnąć mi ten nieszczęsny zasilacz zrobił mi zwarcie, które spaliło mi stary komputer :') Później musiałam czekać do wypłaty, żeby kupić jakiś nowy sprzęt, a następnie kiedy już miałam napisany prawie cały rozdział Word stwierdził, że wystąpił jakiś błąd i straciłam wszystko co miałam. :))))))))))))))))
fml
Także moje drogie, cieszmy się tym co mamy.
Co sądzicie o sprawie z Jordanem? I co sądzicie o zachowaniu Annie?
Dajcie znać!
Oczywiście witam moich nowych czytelników, których trochę przybyło <3
Wiem, że nie odpisywałam na komentarze dotyczące nowego rozdziału, jednak nie chciałam was zwodzić po raz kolejny mówiąc, że notka pojawi się niedługo, kiedy tak naprawdę sama nie wiedziałam kiedy ją wstawię.
Musicie mi to wybaczyć.
Nie przedłużając, liczę na jakiś mały odzew od was :) Chcę zobaczyć ile osób jeszcze ze mną zostało i czyta te wypociny xd
Także kochane...
Miłego wieczoru <3
anniexyzz
Ps: Co tam u was? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro