Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|038|

Wpadające przez szybę promienie słońca przerwały mój sen. Przetarłam twarz dłońmi, po czym leniwie zerknęłam na zegarek, który wskazywał dopiero godzinę ósmą. Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl o porannym leniuchowaniu, a następnie przeniosłam swój wzrok za okno. Z ręką na sercu oświadczam, że poranki w Bangkoku należały do tych najprzyjemniejszych. To cudowne, świeże powietrze, które zaraz po przebudzeniu wdzierało się do moich nozdrzy, wprawiało mnie w niesamowicie dobry nastrój. Niektórzy pewnie teraz pomyślą, że bezsensu zachwycam się taką błahostką. Uwierzcie jednak, że tutejsze powietrze diametralnie różniło się od tego kalifornijskiego, które było całkowicie przesiąknięte spalinami i innym świństwami. Przebywanie w takim miejscu było dla nas swoistym rarytasem i przede wszystkim ogromną ucieczką od cuchnącego Los Angeles.

Unosząc do góry ręce, porządnie się przeciągnęłam. Rozejrzałam się po pokoju, po czym powoli przeniosłam wzrok na miejsce obok. Ku mojemu zdziwieniu Michael już nie spał. Leżał na boku, podpierając głowę o dłoń. Nie mogłam pohamować swoich kącików ust, widząc jak mój narzeczony przygląda mi się z promiennym uśmiechem. Bez słowa zatonęliśmy w swoich objęciach, obdarowując się porannym buziaczkiem.

- Jak się spało? - zapytał Mike, odgarniając kosmyk włosów za moje ucho.

- Bardzo dobrze. - pogłaskałam go po policzku. - A tobie?

- Również. - odpowiedział krótko, po czym zaczął składać delikatnie pocałunki na mojej szyi.

Uśmiechnęłam się i odsunęłam głowę na bok, aby ułatwić mu pieszczenie mojej skóry. Powoli ułożyłam dłoń na jego plecach, kreśląc palcami bliżej nieokreślone wzroki. Kochałam całowanie po szyi i za każdym razem, kiedy Michael to robił dosłownie się rozpływałam. Doskonale wiedział kiedy wykorzystać moją słabość.

Nie minął nawet moment, a Mike już znajdował się nade mną. Czułam jak jego dłonie błądzą po moim nagim ciele, przyprawiając mnie tym samym o dreszcze. Oplotłam swoje uda w okół jego bioder, na co on przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Zaczął schodzić coraz niżej pocałunkami, tym razem skupiając się na moich piersiach. Zagryzłam dolną wargę, a z moich ust wymknęło się ciche mruknięcie. Michael spojrzał na mnie, uśmiechając się tajemniczo, po czym docisnął swoje wargi do moich, obdarowując mnie namiętnym pocałunkiem. Zarzuciłam ręce na jego szyję, natychmiastowo odwzajemniając pieszczoty. Momentalnie poczułam jak mój narzeczony złącza nasze ciała w jedność. Byłam lekko zaskoczona szybkim obrotem sprawy, jednak nie mogę powiedzieć że narzekałam. Uśmiechnęłam się, nie odrywając swoich ust od mojego partnera nawet na moment. Zapowiadał się naprawdę przyjemny poranek, tylko że...Wraz z pierwszymi ruchami bioder Michaela usłyszeliśmy cieniutki, ale bardzo donośny głos pewnej małej osóbki.

- Co ty robisz mojej mamusi?!

Zastygliśmy.

Dosłownie nie mieliśmy pojęcia co powinniśmy zrobić. Oderwać się od siebie, odwrócić, czy może odpowiedzieć naszej córce na jej bezpruderyjne pytanie. To był pierwszy raz, kiedy Scarlett przyłapała nas w tak jednoznacznej sytuacji. Pod żadnym względem nie byliśmy na to przygotowani, no ale trzeba było jakoś z tego wybrnąć...

- Przyt...ulam ją...- mruknął.

- Na pewno? - podparła ręce na biodrach.

- Tak...- spojrzał na nią.

- A mogę też? - zapytała, idąc w kierunku naszego łóżka.

- Kochanie, poczekaj. - powiedziałam szybko. - Idź do pokoju po poduszkę i misia. Chyba nie chcesz, żeby został tam sam i płakał. - dodałam.

- Zaraz przyjdę. - skinęła głową, po czym ile sił w nogach pobiegła do swojego pokoju.

Kiedy tylko sylwetka naszej córki zniknęła nam z pola widzenia, jak oparzeni odsunęliśmy się od siebie. Chwyciliśmy za nasze porozrzucane dookoła łózka ubrania i szybko zarzuciliśmy je na siebie. Następnie ponownie spoczęliśmy na materacu, udając że nic się nie stało. 

Obydwoje odetchnęliśmy z ulgą.

- Mało brakował...- mruknął Mike.

- Wiem...- spojrzałam na niego. - To twoja wina.

- Nie prawda. - zmarszczył czoło.

- Prawda.

- Nie. - usiadł. - Niby czemu ja mam być temu winny? - zapytał.

- Bo to Ciebie od samego rana przyrodzenie swędzi. - powiedziałam.

- A ty to niby tego nie chciałaś? - zaśmiał się.

- Nie obracaj kota ogonem. - uśmiechnęłam się lekko.

- Jestem! - krzyknęłam uradowana Scarlett, wdrapując się na nasze łóżko.

- Świetnie. - uśmiechnęłam się, przytulając ją do siebie. - Obejrzymy coś? - zapytałam.

- Tak! - krzyknęła radośnie.

- Ja wybieram. - powiedział Mike.

- Nie tata!

No i zaczęła się kłótnia.

Odkąd pamiętam Mike i Scarlett potrafili godzinami wykłócać się o to jaką bajkę powinniśmy włączyć. Mała za każdy razem chciała oglądać "101 dalmatyńczyków", natomiast jej tatuś "Piotrusia Pana". Nie było nic gorszego niż te dwie, uparte, skrzeczące żaby, próbujące krzykami wmusić w siebie swoją ulubioną produkcję. Nie ma co ukrywać, że Scarlett była nieodrodną córką swojego ojca i to w pewnych momentach było przerażające.

- Jak skończycie się na siebie piłować, to mnie zawołajcie. - wstałam. - Idę wziąć prysznic. - dodałam, po czym zaczęłam kierować się w stronę łazienki.

Po zrobieniu zaledwie kilku kroków, poczułam jak cały otaczający mnie świat zaczyna wirować. Zamrugałam kilka razy, myśląc że ów zawrót szybko minie, jednak na marne. Kołowanie stało się do tego stopnia silne, że gdyby nie stojąca niedaleko mnie szafka, runęłabym na zimną posadzkę.

- Kochanie. - Mike zerwał się z łóżka, natychmiast do mnie podbiegając. - Nic Ci nie jest? - zapytał.

- N-nie...- spojrzałam na niego, uśmiechając się słabo.

- Na pewno? - przytulił mnie do siebie.

- Mhm, po prostu za szybko wstałam. - uśmiechnęłam się słabo.

Mike zmierzył mnie wzrokiem

- No dobrze...- mruknął. - Usiądź na chwilę, nie chcę żeby Ci się coś stało.

Skinęłam głową, po czym bez słowa wykonałam jego prośbę.

***

W samo południe, kiedy mój stan już nieco się poprawił, zdecydowaliśmy się na wycieczkę po stolicy Tajlandii. W towarzystwie Kevina i Roberta, udaliśmy się do pobliskiego zoo, które na ulotkach opisywane było jako najlepsze w całej okolicy. Niestety, ze względu na naszą obecność zwierzyniec musiał zostać zamknięty, co było nieco niezręczne. Poprzez niecałe dziesięć lat znajomości z Michaelem, powinnam być przyzwyczajona do sytuacji, w których ja, on, czy Scarlett, będziemy traktowani trochę "inaczej" niż reszta ludzi. W rzeczywistości, pomimo upływu czasu w ogóle nie mogłam przywyknąć do takiego stylu życia. W domu, pracy czy wśród przyjaciół, byliśmy zwyczajnymi, prostymi amerykanami, którzy nie wyróżniali się z tłumu niczym szczególnym, jednak kiedy wspólnie wychodziliśmy w jakiekolwiek miejsce publiczne, stawaliśmy się sensacją lokalnych gazet. Wydaje mi się, że poprzez naszą normalność, która była chowana w domowym zaciszu, ciężko było mi się przełamać do życia w świecie reflektorów. Może własnie dlatego wolałam nie pokazywać się zbyt często na jakichkolwiek galach czy innych tego typu przyjęciach.

***

Po wspaniałej godzinie spędzonej w tamtejszym zoo, zaczął doskwierać nam głód. Całą piątką udaliśmy się do restauracji, którą wybrała Scarlett, aby posilić się porządnym obiadem.

- Jak Ci się podoba wyjazd? - zapytałam z uśmiechem swoją córeczkę.

- Jest super! - powiedziała uradowana Scarlett. - A Kevin, a wiesz że tata dzisiaj przytulał mamę? - spojrzała na naszego ochroniarza.

Michael nagle zaczął krztusić się swoim napojem. Szczerze? Nie byłam zadowolona z tego co powiedziała mała, ale muszę przyznać, że widok dławiącego się Mike'a był tak cholernie zabawny, że nie mogłam pohamować śmiechu.

Wiem, byłam wspaniałą narzeczoną.

- Jak to przytulał? - zapytał Kevin, nie bardzo rozumiejąc co młoda ma na myśli.

- Jeśli nadal chcesz mieć prace, nie brnij w tę rozmowę. - wydukał Mike, próbując opanować kaszel.

- Ale...Co? - chłopak był bardzo zmieszany.

- No bo jak dzisiaj weszłam do pokoju mamy i taty, to tata leżał na mamie i mu tyłek było widać. - zaśmiała się. - I jeszcze nim tak śmiesznie ruszał. - dodała.

Ochroniarze spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym wybuchnęli śmiechem. W sumie to się im nie dziwie. Nie dość, że właśnie dowiedzieli się od pięcioletniej dziewczynki, że ich szef uprawiał seks, to jeszcze mała powiedziała to w taki sposób, że chyba każdy leżałby na ziemi, śmiejąc się w niebo głosy.

- Nooo, a jak się zapytałam co robi mojej mamusi to mi powiedział, że ją przytula. - nabrała kawałek sałaty na na widelec. - Ale ja mu trochę nie wierzę. Tak się nie przytula. - spojrzała wrogo na Michaela.

Mike pokręcił głową.

- No szefie, gratulację porannych przytulasków. - zażartował Robert.

- Uważaj sobie. - Michael spojrzał na swojego ochroniarza, śmiejąc się pod nosem.

Ogólnie rzecz biorąc, cały obiad miał minąć w miłej atmosferze, jednak jak zwykle musiało się coś wydarzyć...

- Mamusiu, buzia mnie boli...- powiedziała Scarlett.

- Jak Cię boli? - zapytałam, odgarniając jej włoski na bok.

- Szczypie mnie...- dotknęła swoich ust.

- Pokaż się. - mruknęłam, przysuwając ją bliżej siebie.

Zaczęłam przyglądać się uważnie jej drobnej buzi. Na jej wargach można było dostrzec niewielką opuchliznę, połączoną z coraz mocniejszym zaczerwienieniem, co kompletnie mi się nie spodobało. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że jej stan spowodowany jest atakiem alergii. Szczerze mówiąc, trochę spanikowałam. Wiedziałam, że Scarlett jest alergiczką, jednak nie spodziewałam się, że jej uczulenie może się ujawnić akurat teraz. Z resztą, nikt się nie mógł tego spodziewać...

Kiedy na jej czole pojawiło się kilka kropelek potu, a oddech zaczął znacząco przyspieszać, ogarnęło mnie potworne przerażenie...

- Co się dzieje? - zapytał Robert.

- Chyba ma atak alergii. - mruknęła, zaczynając przerzucać sałatę w jej daniu. - Cholera, tutaj są orzechy. - wstałam.

- Przecież wyraźnie zaznaczyłem, że w sałatce ma ich nie być. - warknął wściekły, ale i przestraszony Mike.

- Wiem, ale jak widać...- urwałam spoglądając na małą. - Musimy zabrać ją jak najszybciej do szpitala. - powiedziałam, wstając z miejsca.

Mike szybko poszedł w moje ślady, po czym wziął na ręce Scarlett i nie czekając na nikogo zaczął wychodzić z restauracji. Położyłam na stole kilka bahtów, które przez zignorowanie naszej prośby kompletnie im się nie należały, a następnie w towarzystwie Kevina dołączyłam do Michaela, Scarlett i biegnącego za nimi Roberta.

Czym prędzej wsiedliśmy do naszego wypożyczonego samochodu, ruszając w kierunku pobliskiego szpitala. Przysięgam, że chyba nigdy w życiu nie byłam bardziej przerażona niż wtedy. Tak bardzo chciałam pomóc Scarlett, jednak za nic nie potrafiłam. Gdybym tylko mogła, przejęłabym całe jej cierpienie na siebie...Było mi jej okropnie szkoda.

- Mamusiu, boli...- zapłakała.

- Spokojnie kochanie, zaraz Pan doktor Ci pomoże. - pogłaskałam ją po główce.

Mała skinęła grzecznie główką, po czym wtuliła się w Michaela, wylewając łzy w jego koszulę. Mike spojrzał na nią ze łzami w oczach, co dosłownie łamało mi serce. Zaczął gładzić jej włosy dłonią, a po chwili dało się słyszeć pierwsze słowa piosenki, którą uwielbiała Scarlett...

- Ben, the two of us need look no more, we both found what we were looking for...

Spojrzałam na nich z czułością. Podczas opisywania wam mojej historii z Michaelem, wiele razy wspominałam jak bardzo cieszyłam się, że to właśnie on jest ojcem mojego dziecka. W momencie, kiedy poprzez jej ulubioną piosenkę próbował odciągnąć jej uwagę od cierpienia, po raz kolejny utwierdził mnie fakcie jakimi szczęściarami jesteśmy mając go u swego boku. Codziennie obserwowałam miłość, jaką darzył naszą córkę i byłam wdzięczna Bogu za to, że zesłał nam taką osobą jak on.

Kiedy tylko podjechaliśmy pod szpital, Michael wysiadł z auta, wciąż trzymając Scarlett w swoich ramionach. Nie czekając na nikogo od razu wbiegł do budynku.

- Halo, potrzebujemy lekarza. - powiedział Robert, który wleciał do środka zaraz po Michaelu.

- Co się dzieje? - zapytał jeden z doktorów, który znajdował się akurat na recepcji.

- Mała zjadła orzechy. Jest uczulona. - szybko wyjaśniłam.

- Łóżko. - zwrócił się do pielęgniarek, które już po chwili podjechały szpitalnym legowiskiem. - Proszę zostać na korytarzu. - lekarz spojrzał na nas, podając Scarlett tlen.

- Ale jak to?! Przecież jesteśmy rodzicami! Powinniśmy tam być! - Michael zaczął się awanturować.

- Niech państwo tutaj zostaną. - nie zważając na krzyki Mike'a, mężczyzna w towarzystwie dwóch pielęgniarek, zabrał małą na salę.

Przetarłam twarz dłońmi i oparłam się o ścianę. Byłam kompletnie załamana, a świadomość że nie mogę być przy moim dziecku w takim momencie, sprawiała że traciłam siły do wszystkiego. Spojrzałam na wściekłego Michaela, który chodził w tę i z powrotem po korytarzu.

- Mikey...- mruknęłam, podchodząc do mojego narzeczonego. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz...- przytuliłam się do jego torsu.

- Wiem...- westchnął, otulając mnie ramionami.

Godziny mijały, a my siedzieliśmy jak na szpilkach. Zero odzewu ze strony lekarzy dosłownie doprowadzało nas do ostateczności. Nie mieliśmy pojęcia co dzieje się ze Scarlett, a to w tym wszystkim było najgorsze. Dopiero po upływie niespełna trzech godzin, na korytarzu zjawił się doktor, który przyjmował małą. Mężczyzna powiedział, że sytuacja z dusznościami została opanowana, po czym zezwolił na odwiedziny naszego dziecka. Te słowa były dla nas ogromną ulgą. Ile sił w nogach pobiegliśmy do sali, w której znajdowała się nasza córeczka.

Scarlett siedziała na łóżku, przykryta po same uszy kołdrą. Wlepiała w nas swoje wielkie, brązowe ślepia, którymi mogłaby zahipnotyzować każdego. Widzą, że jest w o wiele lepszym stanie, kamień spadł mi z serca. Powoli podeszliśmy do niej, posyłając jej uśmiech pełen wsparcia.

- Jak się czujesz kochanie? - zapytałam, całując jej czółko.

- Już lepiej, ale jeszcze trochę boli mnie buzia...- spojrzała na mnie. - A gdzie byliście?

- Czekaliśmy na korytarzu. - Mike uśmiechnął się delikatnie.

- A czemu nie weszliście ze mną?

- Lekarze nam nie pozwolili. - wyjaśniłam, odgarniając loczka z jej buzi. - Nie chcieli, aby ktokolwiek przeszkadzał. - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Aha. - mruknęła. - W sumie to racja. Tata to panikarz. - powiedziała.

Parsknęliśmy śmiechem.

- Dobrze to ujęłaś, skarbie. - pogłaskałam ją po włosach.

- Wredoty. - Mike pokręcił głową, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Pić mi się chce...- mała przytuliła do siebie lalkę.

- W takim razie, pójdę Ci coś kupić. - uśmiechnęłam się, wstając z miejsca. - Zaraz wracam. - rzuciłam na odchodne, po czym ruszyłam przed siebie.

I w tym momencie poczułam się dokładnie tak samo jak o poranku...

Znów wszystko w okół mnie wirowało w zniewalającym tempie.

Tym razem nie byłam w stanie tego opanować.

Jedyne co pamiętam, to upadek na ziemię.

***

- Annie...- usłyszałam męski głos.

- Czy mama nie żyje? - zapytała Scarlett. 

Natychmiast otworzyłam oczy, jednak szybko tego pożałowałam. Te cholerne lamperie niemalże od razu mnie oślepiły.

 Okropność 

- A nie, żyje! -dodała po chwili mała.

- Co jest? - usiadłam.

- Zemdlałaś...- mrukną Kevin.

- Czy wam dzisiaj całkiem odwaliło?! - wydarł się Michael, aka największa "drama queen" w całej Tajlandii. - Najpierw ona świruje, teraz ty! Ja zwariuje! - dodał.

- Szefie, spokojnie...- powiedział Robert.

- Jak się Pani czuje? - zapytał lekarz, który właśnie wszedł do sali.

- Dobrze. - poprawiłam sukienkę.

- Świetnie, w takim razie zapraszam Panią na badania. - uśmiechnął się.

- Co? Jakie badania? Nic mi nie jest. - wstałam.

- Zemdlała Pani.

- To tylko przez nerwy. -machnęłam ręką. - Wie Pan, za dużo wrażeń. Nie potrzebują żadnych badań.

- Właśnie, że potrzebujesz. - wtrącił się Mike. - Niech Pan ją zabierze. - zwrócił się do lekarza.

- Ale..

- Żadnych "ale", kotku. - powiedział. - Dzisiaj rano też prawie zemdlałaś. To nie jest normalne.

- Tak, ale...

- Powiedziałem coś. - spojrzał na mnie wymownie.

Westchnęłam, wiedząc że nie mam żadnych szans na jakąkolwiek dyskusję. Ucałowałam mała w czółko, po czym w towarzystwie lekarza udałam się na pobranie krwi.

Przyznam, że czekając na wyniki morfologii okropnie się nudziłam. Doskonale wiedziałam, że nic mi nie jest i nie wiedziałam po co Mike robi takie wielkie halo ze zwykłego omdlenia. Mój stan spowodowany był jedynie przemęczeniem i nerwami, związanymi z dzisiejszą sytuacją w restauracji. Nic poza tym. Mój narzeczony jak zwykle przesadzał.

Kiedy tylko zobaczyłam jak lekarz wchodzi do sali, natychmiast usiadłam. Mężczyzna posłał mi uśmiech, a następnie zaczął przedstawiać mi moje wyniki.

- Więc Panno Rose, badania nie wykazały niczego poważnego. - powiedział, przyglądając się kartce. - Hemoglobina, leukocyty, monocyty w normie...- mruknął. - Trombocyty również...Wygląda na to, że jest Pani zdrowa jak ryba. - uśmiechnął się.

- Mówiłam. - odwzajemniłam gest. - Ale oczywiście nikt mi nie wierzył. - dodałam.

Brunet zaśmiał się pod nosem.

- Oczywiście. - powiedział. - Dla pewności wykonami jeszcze jedno badanie.

- No dobrze. - westchnęłam.

- Zaraz przyjdzie do Pani lekarka. - schował długopis do kieszeni. - Teraz proszę odpoczywać. - po raz ostatni posłał mi uśmiech, a następnie opuścił pokój.

Opadłam na poduszkę, wlepiając swój wzrok w sufit. Szczerze mówiąc nie tak wyobrażałam sobie nasz wyjazd do Tajlandii. Myślałam, że pozwiedzamy, pokąpiemy się w oceanie i ogólnie spędzimy ten czas jak najlepiej się da. Tymczasem, nasza wycieczka skończyła się na pobycie w pobliskim szpitalu. Lepiej być nie mogło, czyż nie? To jest właśnie nasze szczęście.

Z użalanie się nad sobą wyrwał mnie głos lekarki. Podniosłam swój wzrok, a przed moimi oczami stanęła śliczna, młoda kobieta, od szczęście wręcz emanowało.

- Dzień dobry. - powiedziała z bardzo zabawnym akcentem.

- Witam. - uśmiechnęłam się.

- Pani Rose...- mruknęła, przeglądając kartę. - Dobrze, czy jest Pani gotowa, aby rozpocząć badanie? - zapytała.

- Oczywiście. - skinęłam głową.

- Świetnie. - kobieta odeszła od mojego łóżka, znikając za specjalną, lekarską zasłonką.

- Zaraz...Po co to Pani? - zapytałam głupio, kiedy szatynka podjechała do mojego łóżka z maszyną do wykonywania USG.

- Spokojnie. - posłała mi uśmiech. - Mam do Pani parę pytań.

- Zamieniam się w słuch.

- Czy w ostatnim czasie odczuwała Pani mdłości, bądź inne tego typu dolegliwości? - zapytała.

- W sumie to poza zawrotami głowy nie zaobserwowałam niczego podobnego. - zaczęłam bawić się palcami.

- Okej.- mruknęła. - A czy występowały bóle głowy?

- Tak, ale to tylko zwykła migrena. - wzruszyłam ramionami. - Często się z nią zmagam.

- Dobrze...- zapisała coś. - Ostatnie pytanie, kiedy Pani miała ostatni raz miesiączkę? - spojrzała na mnie.

- Jak dobrze pamiętam, to...- zmarszczyłam czoło. - Ponad...półtora miesiąca temu...O cholera...- zrobiłam wielkie oczy.

- Niech się Pani uspokoi. - posłała mi uśmiech. - Zaraz się wszystkiego dowiemy.

Kobieta włączyła maszynę, po czym nasmarowała mój brzuch dziwną mazią. Już po chwili zaczęła jeździć po mojej skórze bliżej niezidentyfikowanym urządzenie, uważnie obserwując ekran. Ja natomiast, starałam się stwarzać pozory osoby opanowanej, gdzie tak naprawdę w środku cała drżałam. Oczy latały mi jak szalone. Nie mogłam się zdecydować czy powinnam patrzeć na wnętrze mojego brzucha, czy na reakcję Pani doktor. Byłam dosłownie spanikowana, a najlepsze było przede mną...

- No, widzę że wszystko jest w porządku. - uśmiechnęła się.

- To dobrze. - odetchnęłam z ulgą.

- Ciąża rozwija się prawidłowo.

- Co?! - krzyknęła.

- Niech się Pani uspokoi. - spojrzała na mnie.

- Przepraszam...- westchnęłam.

- Chce Pani zobaczyć dziecko? - zapytała.

Spojrzałam na nią jak na kosmitkę. Przez chwilę byłam w takim szoku, że nawet nie wiedziałam o co jej chodzi. Nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć, jednak moje matczyne odruchy wzięły górę w odpowiednim momencie.

- Mhm...- mruknęłam, spoglądając na czarno biały obraz, w którym za cholerę nie mogłam niczego dostrzec.

- Tutaj znajduje się dzidziuś. - wskazała na odpowiednie miejsce. - Z tego co widzę, to już czwarty tydzień grzeje się w Pani brzuszku. - dodała.

- Cz-czwarty?

- Tak, czwarty. - spojrzała na mnie, odkładając to dziwne urządzenie na bok. - Gratulację, Panno Rose. - posłała mi uśmiech.

W momencie, w którym dowiedziałam się o mojej ciąży, byłam po prostu zszokowana. Przez cały ten czas, pomimo znaczących objawów, w ogóle nie przeszło mi przez myśl, że w moim brzuszku może rozwijać się kolejna miłość mojego życia. Wiem, że moje zachowanie przy badaniu pozostawiało wiele do życzenia, jednak uwierzcie, że tak wielka wiadomość była dla mnie czymś dość wstrząsającym. Przez cały czas myślałam, że Scarlett będzie moim jedynym dzieckiem, a tymczasem dowiaduje się, że za dziewięć miesięcy przyjdzie na świat nowy członek Jacksonowej rodzinki. Taka nowina zbiła mnie kompletnie z tropu. Pomimo wyraźnego zdziwienia i dziwnego zachowania z mojej strony, w głębi duszy bardzo cieszyłam się z tak rewelacyjnej nowiny. Myślę, że wtedy potrzebowałam troszkę czasu, aby pogodzić się z tym co właśnie miało się zadziać w moim, a właściwie naszym życiu...

Trzymając wydruk z USG w dłoni, wpatrywałam się w tą maleńką fasolkę, której za żadne skarby świata nie chciałam spuścić z oczu. To dzieciątko było takie maleńkie...Bałam się, że kiedy odwrócę wzrok, nie będę mogła dostrzec go ponownie...

- Kochanie? - usłyszałam głos Michaela nad moją głową. - Czy my...- usiadł obok mnie, patrząc się na czarne zdjęcie.

- Tak, Michael. - skinęłam głową. - Będziesz tatą. - spojrzałam na niego ze łzami w oczach.

Wyjazd do Tajlandii był kolejnym, cudownym wspomnieniem, które można było odłożyć do kolekcji pod tytułem "Nie do zapomnienia"

***

No hej!

Standardowe pytania - Jak wrażenia? :)

Ogólnie fabuła tego rozdziału mega mi się podoba, ale mam małe wątpliwości co do opisów, które moim zdaniem są tragiczne XD  
W tym rozdziale mamy przyjemność powitać postać Scarlett, w którą wciela się Madison Pettis. :) Wiem, że przez całe opowiadanie przewinęło się wiele rzekomych postaci dziewczynki, jednak cały czas starałam się znaleźć tą odpowiednią, niezastąpioną Scarlett XD Mam nadzieje, że wybaczycie mi to zamieszanie :(

A i chciałabym zaznaczyć, że doskonale wiem że postać Scarlett wygląda na więcej niż pięć lat, jednak bardzo chciałam już teraz ją wprowadzić. Liczę, że nie będzie wam to przeszkadzać, a wasza wyobraźnia będzie widziała ją jako uroczą pięciolatkę :)

Zarzucę wam też ciekawostkę i powiem, że scena z uczuleniem była inspirowana jednym z moich ulubionych filmów, w którym grała właśnie Madison :) Jeżeli znacie tytuł tego filmu, napiszcie mi to koniecznie! :)

Dobra, kończąc tą chaotyczną notkę, chciałabym zaprosić was ponownie na moje drugie opowiadanie, które nosi tytuł "Youth Gone Wild". :) Historia zdecydowanie różni się od tej z TWYMMF, ale myślę że może wam się spodobać <3

Ps: Dziękuję za ponad 4500 wyświetleń! 

anniexyzz

Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro