|037|
15 listopada 1995 rok.
W połowie listopada Michael miał dawać koncert w Teksasie, a dokładnie w moim rodzinnym mieście. Była to idealna okazja, aby w końcu wykorzystać zaproszenie rodziców i złożyć wizytę w naszym rodzinnym domu. Przysięgam, że sama myśl o przebiegu tego spotkania przyprawiała mnie o dreszcze. To miała być nasza pierwsza wizyta w Austin, odkąd ja i Michael postanowiliśmy do siebie wrócić. Nie miałam zielonego pojęcia jak moi bliscy będą się zachowywać w stosunku do niego, bo w końcu nie ma co ukrywać... Ich relacje uległy kolosalnej zmianie. Nie było już tak jak kiedyś i to mnie nieco martwiło. Najszersze obawy miałam co do mojego ojca, który na przestrzeni ostatnich czterech lat bardzo obwiniał Michaela o rozpad naszego związku. Uważał, że bardzo mnie skrzywdził i że nie zasługiwał ani na mnie, ani na Scarlett. Bałam się, że podczas obiadu nie daj boże rozpocznie jakąś niepotrzebną kłótnie, bądź urazi Michaela. Patrząc przez ten pryzmat, miałam już gotowe różne monologi, które mogłyby się przydać w razie nieprzyjemnego incydentu. Wiecie, kiedy jest się oczkiem w głowie tatusia, jest się niestety skazanym na chorobliwą troskę, bez względu na wiek. W takich wypadkach trzeba być przygotowanym na wszystko.
W drodze do domu moich rodziców, atmosfera w aucie była bardzo mieszana. Ja i Mike stresowaliśmy się jak cholera, natomiast Scarlett i Slash szaleli w najlepsze. No właśnie. Slash. Ta kudłata małpa była kolejnym z powodów, dla których tak bardzo obawiałam się dzisiejszego obiadu. Pewnie zdążyliście zauważyć, że Saul i jego kultura osobista już dawno rozstali się ze sobą i teraz obydwoje żyją własnym życiem. Nie ma co ukrywać, że gitarzysta nie należał do najbardziej błyskotliwych osób i nie krępował się przyozdabiać zdań soczystymi, wulgarnymi wyrazami. Ponadto, często lubił dzielić się z ludźmi swoimi cudownymi przeżyciami, które były aż nie do pojęcia. Martwiłam się o jego zachowanie. Bałam się, że albo powie coś co nie spodoba się moim rodzicom, a w szczególności mamie, albo że zacznie podrywać dziewczynę Jamesa i będzie wielki problem. Po Hudsonie można było spodziewać się wszystkiego i to było najbardziej przerażające.
Ale! Pewnie się zastanawiacie co tak właściwie Saul robił z nami w Austin. Otóż jak już pewnie wiecie, w czerwcu bieżącego roku Michael wydał kolejny album, który nosił tytuł "HIStory". Nowa płyta w przypadku MJ'a, jak i innych artystów, oznaczała nową trasę koncertową. Z racji tego, że Slash wystąpił gościnnie w takich piosenkach jak na przykład "Black or White", czy "D.S", Mike poprosił go o kilka wspólnych występów. Oto cała historia, skąd wytrzasnęliśmy Slasha.
Miałam tylko nadzieje, że Bóg ma nas w opiece...
- Slash, pamiętaj że masz nie przeklinać. - powiedziałam.
- Pamiętam. - mruknął, odpalając papierosa.
- Nie pal tutaj. Scarlett jest obok. - warknęłam. - Masz też nie opowiadać żadnych durnych historii i masz się nie upić.
- Mała, spokojnie. - wyją z ust fajkę. - Umiem się zachować u obcych ludzi. W końcu mam już dwadz..nie...dziew...nie dwadzieścia o...- zmarszczył czoło. - Ile ja mam kurwa lat?
- Trzydzieści, pierdoło saska. - spojrzałam na niego.
- Ja pierdole, już mam trzy dychy?! - wrzasnął.
- Boże. - pokręciłam głowią i spojrzałam na Michaela, który siedział z wzrokiem wbitym za szybę.
Westchnęłam delikatnie i przysunęłam się bardziej do niego. Chciałam dodać mu trochę otuchy, ponieważ wiedziałam jak bardzo się denerwował. Sama byłam w niezłych nerwach, jednak za wszelką cenę starałam się tego nie pokazywać. Nie chciałam dawać mu dodatkowych powodów do zmartwień, kiedy tak naprawdę był już jedną, wielką kupką nerwów. Powoli przesunęłam ręką po jego udzie, po czym złapałam go delikatnie za dłoń. Natychmiast odwrócił głowę w moją stronę posyłając mi słaby uśmiech. Odwzajemniłam gest, splatając nasze palce w jedność. Położyłam głowę na jego ramieniu i czekałam, aż dotrzemy na miejsce.
W sumie, nie trwało to zbyt długo.
- W końcu jesteście! - powiedziała entuzjastycznie mama, kiedy otworzyła nam drzwi.
- Witaj. - uśmiechnęłam się i uściskałam ją najmocniej jak tylko mogłam.
- Tęskniłam za wami. - pogłaskała mnie po plecach.
- My za wami też. - ucałowałam jej policzek.
- Michael, chodź tutaj szybko. - odsunęła się ode mnie, po czym złapała swojego zięcia w ramiona.
Widziałam, że ten z pozoru mały gest wywołał na twarzy Mike'a ogromny uśmiech. Moja mama uwielbiała go pod każdym pozorem i cieszyłam się, że bez względu na to co było, nie straciła do niego sympatii. To naprawdę złota kobieta. Michael również przytulił ją do siebie, a stres który towarzyszył mu od samego rana zaczął powoli ustępować.
Na przedpokój wyleciała reszta rodzinki. Ku mojej uciesze wszyscy wciąż pałali do Michaela ogromnym ciepłem, a nieprzyjemne wydarzenia z przeszłości zostawili za sobą.
Był tylko jeden, maleńki problem.
Chodzi mianowicie o Jamie i jej dość...nietypowe zachowanie. Dziewczyna, kiedy tylko zobaczyła Slasha, o mało co nie rzuciła mu się na szyję. Właściwie to nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od samego początku nie chciała odstępować go na krok. Chodziła za nim, zagadywała go, nawet starała się go dotykać, a to wszystko na oczach Jamesa. Mój brat, tak jak każdy inny facet na jego miejscu, był cholernie zazdrosny o swoją dziewczynę i przez cały dzień dosłownie walczył ze sobą, aby nie wybuchnąć i nie zrobić awantury. Ogólnie rzecz biorąc, udawało mu się pohamować swoją wściekłość tylko do pewnego momentu.
- Idę do toalety. - powiedział Slash. - Przepraszam na chwilę. - uśmiechnął się i udał się w stronę łazienki. Tak na marginesie, byłam bardzo zaskoczona jego wręcz wzorowym zachowaniem tego dnia. Ani nie przeklinał, ani nie pieprzył bzdur. Wypowiadał się dość kulturalnie...Byłam z niego okropnie dumna.
- Co? Nie lecisz za nim? - zapytał James, kiedy Saul opuścił salon.
- O co Ci chodzi?
- To ty mi powiedz o co tobie chodzi. - warknął. - Biegasz za nim cały dzień.
- Nie wymyślaj. - mruknęła.
- Ja mogę dopiero zacząć wymyślać.
- Uspokoisz się? - spojrzała na niego.
- A ty przestaniesz uganiać się za Slashem?
- Wiesz co? - rzuciła serwetkę na stół. - Nie mam zamiaru wysłuchiwać tych głupot. - powiedziała, po czym opuściła pokój.
W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Wszyscy zerkali na siebie, nie wydając nawet najmniejszego dźwięku. W sumie, to nie było tak, że ich zachowanie odebrało nam mowę. Po prostu baliśmy się, że jedno źle wypowiedziane zdanie może dolać oliwy do ognia.
- Niezła jest, co? - prychnął James. - Może już siedzi z nim w łazience. - dodał.
- Na pewno nie...- mruknęłam.
- Skąd mam mieć pewność. - spojrzał na mnie. - Może zdradza mnie już od jakiegoś czasu.
- Nie wygląda na osobę, która posunęłaby się do czegoś takiego. - odezwał się Mike.
- Ta? I diagnozuje to osoba, która zostawiła moją siostrę dla córeczki Presleya? - James zaśmiał się sytuacyjnie.
Michael zamilkł, głośno wzdychając. Nie odezwał się, w przeciwieństwie do mnie, gdzie w środku cała się gotowałam.
- Ej, nie pomyliło Ci się coś? - warknęłam. - Pilnuj swojej dziewczyny, a nie wywlekasz sprawy z przeszłości.
James jakby otrząsnął się z tej beznadziejnej złości. Patrzał na mnie tymi swoimi wielkimi oczami tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego co przed chwilą powiedział.
- Przepraszam. - mruknął Michael, wstając z miejsca.
- Jesteś z siebie zadowolony? - zapytałam wskazując głową na drzwi, przez które przed chwilą wyszedł Mike.
- Nie chciałem...
- Co ty chciałeś, a co nie to mnie mało interesuję. - odsunęłam się na krześle. - Po wszystkich się tego spodziewałam, ale nie po tobie. - prychnęłam. - Masz przeprosić Michaela i nie wtrącać się w sprawy pomiędzy nami. - rzuciłam na odchodzę i opuściłam pokój.
Nie miałam zamiaru dłużej ciągnąć jakiejkolwiek dyskusji.
Wyszłam z domu i niemalże od razu natknęłam się na siedzącego na schodach Michaela. Było mi go tak szkoda...Ta smutna buzia i oczka łamały mi serce. Powoli podeszłam i usiadłam obok niego. Wtuliłam się w jego tors i posłałam mu delikatny uśmiech.
- Przepraszam za Jamesa...- mruknęłam. - Nie wiem co w niego wstąpiło.
- W porządku. - cmoknął mnie w głowie. - Ten błąd z Lisą będzie się za mną ciągnął do końca życia. W sumie to mi się należy. - westchnął.
- Przestań. - powiedziałam. - Po rozwodzie uwolnimy się od niej raz na zawszę. Zaczniemy żyć tak jak kiedyś, zobaczysz. - uśmiechnęłam się.
- Tak, ale to nie zmienia faktu, że...
- Kochanie, koniec tematu. - ucałowałam jego malinowe usta. - To co było kiedyś nie ma już znaczenia. Żyjmy tym co jest teraz, a nie rozpamiętujmy.
- Może masz rację...- przytulił mnie mocniej.
- A Jamesem się nie przejmuj. - powiedziałam. - To co...
- Annie, możesz nas na chwilę zostawić? - usłyszałam łagodny głos mojego brata za swoimi plecami. Odwróciłam delikatnie głowę, po czym spojrzałam na Michaela. Ten skinął delikatnie głową, dając mi znak że mogę wrócić do domu i cmoknął mnie lekko w usta. Odwzajemniłam pocałunek, a następnie podniosłam się z miejsca. Udałam się z powrotem do domu.
Chłopaki szybko się pogodzili, a tamten dzień skończył się bardzo pomyślnie. Temat naszego rozstanie nigdy więcej nie został poruszony przez moją rodzinę.
Całe szczęście.
***
Nazajutrz, ja, Michael, Slash i Scarlett od samego południa siedzieliśmy na "CG Arena", gdzie miał odbyć się jeden z koncertów. Jeżeli kiedyś wyobrażaliście sobie tą świetną atmosferę, która panuje za kulisami zaraz przed koncertem, to niestety będę musiała wam wszystko popsuć i powiedzieć, że nie jest tak kolorowo jak może się wydawać. Za sceną panuję jeden, wielki burdel. Dosłownie. Każdy lata w tę i nazad, starając się sprostać wymaganiom Michaela, wywołując przy tym niezłe zamieszanie. Nie ma co ukrywać, że mój facet był zwykłą "drama queen", która stresowała każdą osobę z personelu swoimi kosmicznymi wymogami i rozkazami. Po części go rozumiałam, bo w końcu nie oszukujmy się...Michael był jedną z najpopularniejszych osób w świecie show-biznesu i nie mógł pozwolić sobie, aby jakiś jeden, mały błąd zepsuł jego występ. Musiał trzymać wszystkich w ryzach. Jednak mimo wszystko myślę, że czasami lubił też ostro przegiąć i wyżywać się na tych ludziach. Wiecie, stres przed koncertami robi swoje, nawet jeśli masz za sobą trzydziestodwuletni staż. Poza tym Mike był perfekcjonistą, a perfekcjoniści mają to do siebie, że wszystko musi być po ich myśli. Wiecie, po trupach do celu.
- Ty Jackson, a jak wlecisz z "Dangerous" to będę mógł wbiec na scenę i pośpiewać z tobą? - zapytał Slash.
- Nie sądzę, żebyś podołał. - Mike parsknął śmiechem.
- Ja nie podołam? Pojebało Cię? - zapytał. - Myślisz, że ja tańczyć i śpiewać nie umiem?
- Tak.
- Oszty kurwa...- mruknął pod nosem. - To patrz. - wskazał na niego palce, po czym zaczął wyć i wykonywać dziwne ruchy, które miały przypominać taniec Michaela na scenie. Jeśli mam być szczera, Slash nie przekonał ani mnie, ani Michaela do swoich umiejętności scenicznych. Przez cały jego "występ", który przypominał co najmniej atak padaczki, nie mogliśmy pohamować śmiechu ani na moment. Przysięgam, że był to przekomiczny widok.
O godzinie dwudziestej Mike w towarzystwie tancerzy i reszty muzyków wyszedł na scenę , rozpoczynając swoje show miksem piosenek "Scream", "They Don't Care About Us" oraz "In The Closet". Tłum dosłownie oszalał. Wszyscy głośno krzyczeli, śpiewali i skandowali imię mojego partnera, co było wręcz miodem dla moich uszu. Uwielbiałam, kiedy ludzie okazywali mu tyle miłości podczas jego występów, jednocześnie udowadniając jak bardzo ważną postacią jest w ich życiu. Wiedziałam również, że mimo tego że Michael nie do końca lubił trasy koncertowe to...Dobra, wróć. Może zwrot "nie do końca" to zbyt lekkie określenie, więc zacznijmy jeszcze raz. Michael nienawidził tras. Rozłąka z rodziną, te wszystkie przygotowania i przemęczenie wysysały z niego chęć do życia. Zawsze mi się żalił, że ma dość podróżowania po świecie i że gdyby tylko mógł, zamknąłby się z nami w domu i nie opuszczał go przez najbliższy rok. Jednak, pomimo tych wszystkich negatywnych aspektów, Michael kochał występować dla fanów. Niezły paradoks, co? Ale taka prawda. Mike uwielbiał integrować się z fanami poprzez koncerty. Ich uśmiech, czy nawet same reakcję na jego osobę utwierdzały go, że ma dla kogo wychodzić na scenę i wylewać siódme poty. Po prostu kochał tych ludzi.
Cały koncert przebiegał jak marzenie. Występ Slasha i Mike'a jak zwykle rozniósł wszystko. Dzięki Bogu Saul nie tańczył, ani nie śpiewał, co zdecydowanie wpłynęło pozytywnie na jego dalszą karierę. Obawiam się, że gdyby zawył lub wykonał moonwalk, biedak zostałby wyśmiany lub obrzucony jakimiś niezidentyfikowanymi przedmiotami.
Tamten wieczór był dla nas dość wyjątkowy, ponieważ Scarlett po raz pierwszy widziała swojego ojca w "pracy". Nasza córeczka jak dotąd była zbyt młoda, aby jechać na jakikolwiek koncert Michaela i wydaje mi się, że nie do końca orientowała się kim tak naprawdę był jej tatuś. W każdym bądź razie, od samego początku koncertu siedziała wbita w siedzenie, wsłuchując się w każde wyśpiewane przez Michaela słowo. Kiedy po arenie rozbiegła się pierwsza melodia piosenki "Heal The World", mała od razu uśmiechnęła się od ucha do ucha. Ta piosenka zdecydowanie należała do jej ulubionych. Michael zapoznał ją z tym utworem już od pierwszych dni jej życia, dzięki czemu tekst tej piosenki miała w małym paluszku. Kiedy na scenę zaczęły wchodzić dzieci, Mike podbiegł do miejsca, w którym siedzieliśmy i zabrał Scarlett na scenę. Młoda na początku nie wiedziała za bardzo o co chodzi, a sama obecność tysięcy ludzi bardzo ją krępowała. Na szczęście, jak to z tymi Jacksonami bywa, młoda szybko poczuła się na scenie jak ryba w wodzie i zaczęła śpiewać razem ze swoim tatą. Przysięgam, że widok Michaela i Scarlett na scenie zapamiętam do końca życia. Byli razem tak uroczy, że przez cała piosenkę nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Coś cudownego.
***
- Kochanie! - krzyknął Michael, wchodząc do salonu.
- Tak? - wstałam.
Michael stał w progu, uśmiechając się do mnie tajemniczo.
- Mów. - podeszłam bliżej. - Udało się? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, że tak! - podbiegł do mnie i zapał mnie w swoje ramiona, podnosząc do góry. - W końcu uwolniono mnie od tej małpy! - okręcił na wokół własnej osi.
- Tak się cieszę. - wtuliłam się w niego, nie ukrywając mojego szczęścia.
- Myślisz, że ja nie? - cmoknął mnie w usta. - Musimy to uczcić.
- Tylko jak? - spojrzałam na niego.
- Pomyślałem sobie, że moglibyśmy gdzieś wyjechać. - powiedział. - Wiesz, zanim pojadę w trasę. Chcę spędzić z wami czas w jakimś ciekawym miejscu. - postawił mnie na ziemi.
- No dobrze, więc co proponujesz?
- Tajlandia. - uśmiechnął się.
- Brzmi ciekawie. - pocałowałam go krótko.
- Super, to pakuj walizkę.
- Co? Już? - zapytałam zdziwiona.
- A co myślałaś? - zaśmiał się. - Jedziemy dzisiaj wieczorem. - dodał.
- Nie możemy. - zaprotestowałam. - Musiałabym załatwić sobie wolne w pracy i porozmawiać z wychowawczynią Scarlett o....
- Spokojnie misia, o wszystkim pomyślałem.
- Knułeś za moimi plecami. - skrzyżowałam ręce na piersi, posyłając mu uśmiech.
- Jak zawsze. - wzruszył ramionami.
- Głupol.
- Tak, wiem. - zaśmiał się. - A teraz uciekaj na górę się pakować. - klepnął mnie w tyłek.
Pokręciłam głową i wykonałam polecenie.
Rok 1996 od początku przyniósł nam dużo pozytywnych wieści oraz przygód, a nowina o rozwodzie Michaela i Lisy była pierwszym punktem naszej życiowej passy. Jeszcze tego samego dnia wsiedliśmy w nasz prywatny samolot i wylecieliśmy do stolicy pięknej Tajlandii. Byłam maksymalnie podekscytowana, ponieważ od zawsze marzyłam o tym, aby pewnego dnia zawitać w Bangkoku. Nie dość, że na każdym kroku otaczały nas same niesamowite widoki, to jeszcze nasz hotel należał do tych z najwyższych lotów. Piękne, duże łóżko, przyozdobione jedwabną pościelą. Długie, kawowe zasłony i dywan w tym samym kolorze, tylko upiększały cały apartament. Byłam oczarowana każdym najmniejszym szczegółem tamtego miejsca.
- I jak się podoba, dziewczyny? - zapytał Mike, obejmując mnie od tyłu w pasie.
- Super! - powiedziała uradowana Scarlett, biegając po całym pokoju.
- Kochanie? - ucałował moje ucho.
- Jest cudownie. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję, skarbie. - odwróciłam się w jego stronę.
- Nie ma za co. - odgarnął mi włosy za ucho. - Poza tym...Dziękować będziemy sobie wieczorem, kiedy Scarlett będzie już spała. - wyszeptał mi na ucho, po czym nie czekając na żadną reakcję z mojej strony, wpił się w moje usta. Objęłam jego szyję rękoma, oddając się całkowicie chwili. Mike całował tak dobrze, że gdybym mogła rozpłynęłabym się pod wpływem jego pieszczot. Czułam, że totalnie odlatuje. Dopiero cieniutki głos naszej córki sprowadził mnie na ziemie.
- Fuuuj.
Razem z Michaelem oderwaliśmy się od siebie, spoglądając na nasze dziecko. Mała stała skrzywiona, przyglądając się nam z pogardą. Wiecie, była w tym wieku, gdzie chłopcy są głupi, a buziaki obleśne. Nieszczęsna faza dorastania, aczkolwiek chyba każda z nas przez nią przechodziła. Obydwoje parsknęliśmy śmiechem, po czym odsunęliśmy się od siebie, rozpoczynając przygotowania do naszej tajlandzkiej przygody.
Pierwszym punktem naszej wycieczki była ogromna plaża. Przysięgam, że w życiu nie widziałam czystszej wody niż właśnie w tamtym miejscu. Nawet ta na Dominikanie za nic nie dorównywała tej tajlandzkiej. Mała od razu pobiegła się pluskać, a ja i Michael spoczęliśmy niedaleko pomostu w kawałku cienia.
- Czemu nie przyjechaliśmy tutaj wcześniej? - zapytał Mike, rozglądając się na boki. - Tutaj jest cudownie.
- To prawda. - pokiwałam głową. - Bardzo się cieszę, że zaproponowałeś akurat to miejsce. - spojrzałam na niego.
- Przyjemność po mojej stronie. - objął mnie ramieniem. - Wszystko dla moich księżniczek. - dodał.
- Kocham Cię, wiesz? - uśmiechnęłam się.
- Coś tam wiem. - zaśmiał się, całując mnie w usta. - Nawet nie wiesz jak pięknie dzisiaj wyglądasz. - zagryzł wargę, lustrując mnie w wzrokiem.
Szczerze mówiąc, nie uważałam że wyglądam jakoś super wyjątkowo. Miałam na sobie zwykły, zielony, jednoczęściowy strój kąpielowy, a do tego narzutkę w kwiaty. Moją twarz przyozdabiały okulary przeciwsłoneczne z czerwonymi oprawkami i tyle. Nic nadzwyczajnego.
- Dziękuję, kochanie. - uśmiechnęłam się.
- Mama, tata, chodźcie! - krzyknęła Scarlett.
Parsknęliśmy śmiechem, po czym od razu wstaliśmy i poszliśmy do wody. Resztę dnia spędziliśmy na kąpaniu i bawieniu się z naszą córeczką w przeróżne gry, które udało jej się wymyślić. Mała była niesamowicie kreatywna i potrafiła wykąbinować coś z niczego, dzięki czemu nie potrzebowała zbyt wiele, aby zająć sobie czymś czas.
W każdym bądź razie, do hotelu wróciliśmy około godziny dwudziestej pierwszej ze śpiącą Scarlett na rękach. Michael zaniósł ją do jej pokoiku, a ja udałam się do łazienki, aby wziąć krótki prysznic. Wieczorna rutyna nie zajęła mi zbyt wiele czasu i już po dziesięciu minutach byłam z powrotem w pokoju, gdzie siedział mój narzeczony. Na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha i wstał. Szczerze, doskonale wiedziałam co mówił jego uśmiech. Znałam go zbyt dobrze, żeby nie zdawać sobie sprawy co chodzi mu go głowie. Mike zbliżył się do mnie, po czym objął mnie w tali, przyciągając bliżej siebie.
Zaśmiałam się delikatnie.
- Co się tak uśmiechasz? - zapytałam, odgarniając loczka za jego ucho.
- Mam tak piękną narzeczoną, że nie mogę się powtrzymać. - zmierzył mnie wzrokiem.
- No, Pan też jest niczego sobie, Panie Jackson. - uśmiechnęłam się znacząco, rozpinając pierwszy guzik od jego koszuli.
- A co Pani robi? - zagryzł dolną wargę.
- Pomagam się Panu rozebrać. - spojrzałam na niego.
- To w takim razie, może ja pomogę też Pani. - powiedział, po czym pocałował mnie namiętnie. Szybko chwycił za moją koszulkę i zwinnym ruchem ściągnął ją z mojego ciała. Stałam przed nim jedynie w dolnej części bielizny, starając się odpiąć te cholerne guziki od jego koszuli. Mike złapał mnie za uda i podciągnął do góry. Owinęłam nogi wokół jego bioder, a ten przetransportował nas na to ogromne łóżko.
Muszę przyznać, że ta noc skończyła się naprawdę ciekawie.
Ale...
Na tym nie kończyła się nasza tajlandzka przygoda...
***
Cześć kochani!
Przepraszam, że ten rozdział pojawia się tak późno, ale niestety nie miałam kiedy się za niego zabrać. Ostatnio mam masę na głowie. Wiecie, szukanie pracy, problemy ze studiami i bieganie po lekarzach robią swoje :/ Prawdę mówiąc, rozdział miał pojawić się już wczoraj, jednak razem ze znajomymi postanowiliśmy skorzystać z ostatnich dni naszych wakacji i spędzić ten weekend nad jeziorem :)
Mam nadzieje, że chociaż długość tej części wynagradza wam trochę te nieszczęsne czekanie. :)
Koniecznie piszecie jak wrażenia po tym rozdziale.
Stęskniłam się za waszymi komentarzami i z ogromną chęcią je poczytam i odpowiem na nie. <3
A, i mówicie jak tam wam minął pierwszy tydzień w szkole!
Pozdrawiam!
anniexyzz
Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro