Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|035|

Kolejnego ranka cała nasza trójka zasiadła do śniadania. Tego dnia Marry miała wolne, więc przyrządzenie posiłku spadło na Michaela. Jeśli mam być szczera, wyszło mu to całkiem nieźle. Niby zwykłe naleśniki, ale w porównaniu do tego jak gotował kiedyś, smakowały jak najlepszy rarytas świata. Mała zajadała się nimi jak szalona, a my popijając poranną herbatę, rozmawialiśmy o naszej przyszłości.

- Chciałbym, abyście jeszcze dzisiaj przewiozły tutaj swoje rzeczy. - powiedział Mike.

- Nie uważasz, że to nieco za wcześnie? - spojrzałam na niego.

- Dlaczego? - zmarszczył brwi.

- Wiesz, dopiero co się zeszliśmy.

- No i co w związku z tym? - zapytał. - Kocham was i chcę mieć was jak najszybciej przy sobie. - dodał.

- A co jeśli jednak nam nie wyjdzie? - upiłam łyk herbaty.

- Nie biorę nawet takiej opcji pod uwagę. - odsunął się delikatnie od stołu. - Dzisiaj jedziemy po wasze rzeczy i koniec tematu. - powiedział stanowczo.

Westchnęłam i pokręciłam głową.

- Uparty jesteś. - mruknęłam.

- Nauczyłem się od Ciebie. - pokazał mi język, po czym cmoknął w usta.

Zaśmiałam się i spojrzałam na Scarlett, która jedząc kawałek naleśnika, rysowała coś na poplamionej od dżemu kartce papieru. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym otarłam jej umorusaną buzię.

- Ostatnio pomyślałam sobie, że to może najwyższy czas, aby zapisać Scarlett do przedszkola. - spojrzałam na Michaela.

- Co? Nie ma mowy. - pokręcił głową, po czym zaczął jeść naleśnika.

Michael cierpiał na syndrom typowego tatusia, który nie może pogodzić się z upływem czasu. Na siłę wmawiał sobie, że Scarlett nadal jest tym maleństwem, które ledwo co nauczyło się chodzić i mówić. Na swój sposób było to nawet urocze, jednak uważam, że był to idealny czas, aby pogodzić się z okrutną rzeczywistością.

- A to niby dlaczego? - zapytałam.

- Bo ja się nie zgadzam. Na razie jesteśmy w domu, a jak zacznie się trasa wynajmiemy opiekunkę.

- Michael, ale tutaj nie chodzi o to, że nie mamy jej z kim zostawić, tylko o to że powinna złapać jakiś kontakt z rówieśnikami. Czy tego chcesz czy nie, ona za dwa lata zaczyna szkołę podstawową. - powiedziałam.

- Myślałem o nauce w domu.

- Ty chyba oszalałeś. - zaśmiałam się sytuacyjnie.

- Nie, dlaczego? - spojrzał na mnie całkiem poważnie.

- Nie zgadzam się. To, że jest córką Michaela Jacksona nie oznacza, że wszystko będzie miała podstawione pod nos. Musi się nauczyć poczucia obowiązku.

- No nie wiem...

- Michael, ona w końcu dorośnie. Czy tego chcesz czy nie. Nie zatrzymasz czasu. - złapałam go za rękę.

Mike westchnął głośno, po czym spojrzał na małą. Po jego oczach dało się poznać przed jak bardzo ważną i trudną decyzją stoi. Było mi go trochę szkoda, jednak byłam pewna, że to wszystko na pewno wyszłoby im na dobre.

- Może masz rację...- mruknął.

- Zawsze mam racje. - powiedziałam, na co obydwoje się zaśmialiśmy.

- Dobrze, dzisiaj poszukamy jakiś prywatnych przedszkoli. - uśmiechnął się lekko.

- I to mi się podoba, Jackson. - cmoknęłam go w usta. - Kocham Cię.

- A ja Ciebie, księżniczko.

Po zjedzonym śniadaniu, od razu pojechaliśmy do mojego mieszkania, aby zabrać chociaż część rzeczy. Muszę przyznać, że dawno tak bardzo nie narzekałam jak przy pakowaniu moich ubrań. Nienawidziłam przeprowadzek, a to była już trzecia od początku lat dziewięćdziesiątych. Gorzej być nie mogło.

- Kochanie, czyja to koszula? - pomachał mi przed oczami fioletowym materiałem.

- Moja. - mruknęłam.

- Męska? - zapytał.

- Prawdopodobnie zabrałam ją Jordanowi. - wrzuciłam sweter do walizki. Michael wytrzeszczył oczy, po czym szybko podszedł do worka na śmieci i wyrzucił ubranie.

- Co ty odwalasz? - zmarszczyłam czoło.

- Nie będziesz chodziła w jego koszulach.

- Kiedy ty się taki asertywny zrobiłeś? - podparłam się dłońmi o biodra. - Poza tym, to ładna koszula. Nie przesadzaj.

- Nie przesadzam. Dam Ci jakieś swoje. Mam dużo ładniejsze niż ta, którą wyrzuciłem. - podszedł do mnie.

- Ty jesteś po prostu nienormalny, Jackson. - pokręciłam głową.

- Wiem, ale mnie kochasz. - wyszczerzył się i mnie przytulił.

- Masz szczęście. - zaśmiałam się, po czym wróciliśmy do pakowania.

*3 godziny później*

- Szefie, mam te broszury. - powiedział Robert, kładąc kilka kartek na stole.

- Dziękuję. - mruknął beznamiętnie Mike.

Robert opuścił salon, a my zgodnie z umową, rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniego przedszkola dla Scarlett. Muszę przyznać, że było w czym wybierać. Chłopaki postarali się i poprzywozili świetne oferty z samych prestiżowych szkół. Byłam oczarowana większością z nich, jednak po minie mojego partnera widziałam, że nic nie przypada mu do gustu. Z każdą kolejną broszurą krzywił się i kręcił głową, co oznaczało tylko jedno. Będzie bardzo ciężko.

- I jak kochanie? - usiadłam obok, przytulając się do jego ramienia.

- Nie wiem. - mruknął. - Nic mi się nie podoba. - westchnął.

- Wiedziałam, że tak będzie. - pokręciłam głową.

- Co masz na myśli? - spojrzał na mnie.

- A to, że byłam pewna twojego zrzędzenia. - powiedziałam. - Dlatego odłożyłam kilka ofert, które najbardziej mi się spodobały i to w te miejsca pojedziemy, aby wybrać jedno odpowiednie.

- Ale...

- Bez żadnych "ale", misiu. - uśmiechnęłam się. - Postanowiłam. - cmoknęłam go w polik, po czym zebrałam broszurki i zabrałam się za wykonywanie telefonów.

Przeczuwałam, że Michael będzie bardzo utrudniał cały proces szukania przedszkola i w prawdzie wcale się nie pomyliłam.

Tydzień później jeździliśmy po całym L.A w poszukiwaniu szkoły dla naszego maleństwa. Muszę przyznać, że przebrnęliśmy przez całą masę miejsc, które były wprost niesamowite. Był jednak jeden, mały problem. A mianowicie mój facet. Jeżeli ktoś kiedykolwiek powie wam, że Michael Jackson to ugodowa osoba, proszę...Nie wierzcie mu. W życiu nie spotkałam się z większą marudą niż on. Podczas rozmów z dyrektorami, cały czas zadawał jakieś durne pytania, stawiał Bóg wie jakie wymagania i do tego za każdym razem odmawiał zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć. Miałam ochotę go zamordować i uwierzcie, że byłam tego bliska. Był nie do wytrzymania.

- Nasze przedszkole powstało w roku 1980 i już od samego początku cieszy się dużym zainteresowaniem. - uśmiechnęła się dyrektorka placówki. - Stawiamy głównie na przygotowanie maluchów do życia szkolnego, jednocześnie kładąc nacisk na naukę nowych rzeczy.

- A czy to nie za wcześnie na naukę? - zapytał Mike.

Westchnęłam, wiedząc że już zaczyna odstawiać cyrk stulecia.

- Nie. Dzieci w tym wieku chłoną wiedzę niczym gąbka wodę. - powiedziała. - To świetny wiek na naukę. A w szczególności języków. - dodała.

- No nie wiem...- mruknął, na co od razu dostał dyskretną sójkę w bok.

- Proszę wierzyć mi na słowo. - posłała mu uśmiech. - Co do języków, nasza szkoła oferuję naukę hiszpańskiego, francuskiego oraz języka włoskiego. Jesteśmy jedynym przedszkolem o tak rozszerzonej ofercie.

- Już mi się podoba. - spojrzałam na Michaela, na co on przewrócił oczami.

- Oprócz nauki języków, dochodzi także rytmika, rysunek oraz zajęcia techniczne. - dodała. - Jestem pewna, że wasza córka będzie zadowolona z uczęszczania do naszego przedszkola. Gwarantujemy poszerzanie wiedzy i masę zabawy.

- Brzmi świetnie, jednak myślę że ani ja, ani żona nie jesteś....

- Mąż chciał powiedzieć, że bardzo chętnie zapiszemy naszą córeczkę na wasze zajęcia. - przerwałam mu, robiąc szczególny nacisk na słowo "mąż".

- Wspaniale. - zaśmiała się. - W takim razie, zapraszam do gabinetu obok. Załatwimy wszystkie formalności. - wskazała na białe drzwi.

Gdybyście tylko widzieli minę Michaela...

 Kiedyś się zastanawiałam jak wygląda srający kot na pustyni i teraz, widząc twarz mojego faceta...Myślę, że znalazłam odpowiedź.

Przez całą drogę powrotną Mike nie odezwał się do mnie ani słowem. Był zły za to, że zgodziłam się zapisać małą do tamtego przedszkola. Ale szczerze? Nie czułam ani krzty poczucia winy. Wiem, że zrobiłam dobrze i gdybym siedziała cicho, jak mysz pod miotłom nigdy nie udałoby się nam zakończyć tych poszukiwań. Szczególnie, jeśli bralibyśmy pod uwagę herezję Michaela...

Kiedy tylko weszliśmy do domu, mała od razu przyleciała do nas, opowiadając nam o tym co robiła z Robertem i Kevinem. Wszystko zdawałoby się być piękne, no...Może aż do pewnej chwili.

- Szefie...- zaczął Kevin.

- Tak?

- Myślę, że jest coś...- westchnął. - Co powinieneś zobaczyć.

- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany Mike.

- Niech szef czyta. - podał mu gazetę. Michael natychmiast chwycił za nią i pochłoną się w lekturze. Jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona ze złości, a ręce zaczęły całe latać. Był wściekły.

- Nie wierzę...

- Co się dzieje? - zapytałam, podchodząc bliżej.

- "Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że gwiazda muzyki pop - Michael Jackson powrócił do swojej byłej partnerki, z którą ma czteroletnie dziecko. Lisa Marie Presley, zapytana o komentarz do całej tej sytuacji odpowiedziała "Nie zdziwiłabym się jeśli byłaby to prawda. Michael zdradzał mnie z tą kobietą od samego początku. To samolubni ludzie, których nie obchodzą inni. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w przyszłości może ucierpieć na tym ich córka.""

- Nie zrobiła tego...- pokręciłam głową.

- Zrobiła. - westchnął głośno. - Boże, jak ja mogłem się związać z takim potworem. - przetarł twarz dłońmi.

- Nie mogę uwierzyć, że zaczęła mieszać w to wszystko Scarlett. - prychnęłam.

- Ona nie ma żadnych skrupułów. - powiedział. - Dobrze, że do rozwodu pozostały tylko dwa tygodnie. - usiadł na schodach. - Chcę się jej pozbyć raz na zawszę.

- Wszystko się ułoży. - usiadłam obok, łapiąc go za rękę.

- Musi. - uśmiechnął się delikatnie, całując moją dłoń. 

Kiedy dowiedziałam się, że Michael i Lisa są w separacji, myślałam że obydwoje będziemy mogli raz na zawsze zapomnieć o tej kobiecie. Jak widać myliłam się. Po raz kolejny próbowała wszystko zniszczyć, dodatkowo oczerniając nas w prasie. Nie mogliśmy na to pozwolić. Nie teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać. To był nasz czas, którego nikt nie mógł nam popsuć. Nikt. 


Dobry wieczór!

Na wstępie przepraszam za tak krótki rozdział. Nie bijcie, pls :( 

W ramach pocieszenia mogę wam zdradzić, że w życiu Michaela i Annie wydarzy się coś wielkiego :) Zgadniecie co? XD

Z przykrością oświadczam, że powoli zbliżamy się do końca TWYMMF :(
Ale spokojnie, mam jakieś plany na przyszłość jeśli chodzi o Michaela i Annie XD

Tymczasem, korzystając z okazji chciałabym was serdecznie zaprosić na moje nowe opowiadanie, które nosi tytuł "Youth Gone Wild" :)

Będzie mi niezmierni miło, jeśli wpadniecie i rzucicie okiem na to maleństwo :) Zależy mi na waszej opinii :)

Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do napisania kolejnych części :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro