Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|034|

Nazajutrz, obudziłam się ze strasznym bólem głowy i suchością w ustach. Przysięgam, że dawno nie czułam się tak tragicznie. Od zawsze źle przechodziłam kaca, jednak ten był wyjątkowo okrutny. Miałam wrażenie, że ktoś poprzedniej nocy bił mnie czymś ciężkim po głowię, a tego ranka wszystko dawało o sobie znać. Do tego nieznośnego bólu, dochodziły jeszcze okropne nudności, które dosłownie uprzykrzały mi życie. Okropność, no ale cóż...

Jakby to powiedział Slash - takie skutki picia wódki.

Odgarnęłam potargane kosmyki włosów, które walały się po całej mojej twarzy i delikatnie podniosłam głowę. Rozejrzałam się po pokoju. Nie należał do mnie, jednak doskonale go znałam. Usiadłam i porządnie się przeciągnęłam. Czułam jak mój kręgosłup wydaje z siebie bardzo nieprzyjemny dźwięk, na który od razu się wzdrygnęłam. Przetarłam twarz dłońmi, po czym zdałam sobie sprawę, że miejsce obok mnie jest przez kogoś okupowane. W sumie to od razu wiedziałam kto śpi na wspomnianej wcześniej połówce, jednak dla upewnienia odwróciłam głowę, aby dokładniej zorientować się w całej tej sytuacji. Moje domysły były jak najbardziej trafne. Tuż obok mnie leżał śpiący Michael. Jego długa ręka spoczywała między moimi udami a podbrzuszem, z czego tak naprawdę wcześniej nie zdałam sobie sprawy. Chyba byłam zbyt zajęta zaklinaniem w myślach na stan mojego samopoczucia, żeby zauważyć taką drobnostkę.

Dokładnie zlustrowałam jego smukłe ciało. Miał na sobie jedynie bordowe bokserki, a na jego szyi i torsie widniało kilka malinek. Jego krótkie, pokręcone loczki opadały swobodnie na poduszkę i jego nieskazitelną buzię. Przełknęłam głośno ślinę, po czym przeniosłam swój wzrok na siebie. Moje ciało było otulała błękitną koszula Michaela, która w dodatku była cała odpięta. Rozumiecie? Cała. Od góry do dołu. Przysięgam, że zrobiło mi się słabo. Po pierwsze, nie miałam pojęcia co zaszło pomiędzy nami jeszcze kilka godzin temu, ponieważ poprzednią noc pamiętałam jak przez mgłę, a po drugie, spałam w łóżku swojego byłego, równe cztery dni po rozstaniu z moim ówczesnym chłopakiem. Jak ja mogłam się tak zachować? Po cholerę ja tyle wypiłam? Wyrzuty sumienia, połączone z kacem moralnym zabijały mnie od środka.

- Dzień dobry, piękna. - poczułam ciepłe usta Michaela na swoim policzku.

- Dzień dobry? - spojrzałam na niego. - Co tu się działo? - zapytałam.

- No wiesz...- uśmiechnął się.

- Kurwa właśnie nie wiem! - krzyknęłam.

Mike się zaśmiał.

- Spokojnie. - usiadł wygodnie. - Więc, jakby to powiedzieć...

- Najprościej jak się da.

- Wiesz, tego się nie da od tak opisać...- wyszczerzył się.

- Jezu my się przespaliśmy... - mruknęłam, łapiąc się za głowę. - Na pewno się przespaliśmy. Nie wierzę, że to zrobiłam. Nie, ja nie wierzę, że ty to zrobiłeś! Jak mogłeś mnie przelecieć, kiedy byłam kompletnie nawalona i nieświad....- i w tym momencie mój atak agresji został przerwany przez namiętny pocałunek, którym obdarował mnie Mike. Przez dobrą chwilę byłam kompletnie zszokowana i nie wiedziałam co się dzieje, jednak szybko odpłynęłam pod wpływem jego pieszczot. Jak zwykle nie potrafiłam mu odmówić. Przysięgam, że to była moja największa wada, której nie mogłam się wyzbyć za żadne skarby świata. Zarzuciłam ręce na jego szyję i powoli zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Mikey położył mnie na materac, po czym oderwał się od moich ust.

- Uspokoiłaś się? Dasz mi dojść do słowa? - zapytał.

Pokiwałam grzecznie głową, zerkając na jego usta.

Nie to, że chciałam więcej, ale...

No dobra, może chciałam.

Nie ważne.

- Wczoraj, kiedy chciałem już wychodzić z pokoju, poprosiłaś, abym z tobą spał. Zgodziłem się i kiedy mieliśmy już zasypiać, pocałowałem Cię w czoło. Powiedziałaś mi, że wolałabyś takiego buziaka w usta, więc go dostałaś. Kiedy tylko chciałem się od Ciebie oderwać, ty zaczęłaś całować mnie jeszcze namiętniej, przez co oczywiście straciłem głowę. Tyle. - powiedział.

- Czyli nic między nami nie zaszło? - chciałam się upewnić.

- Można tak powiedzieć.

- Można tak powiedzieć? - uniosłam brwi ku górze.

- No...całowaliśmy się i dotykaliśmy się tu i tam...- oblizał usta.

- Dot...gdzie? - westchnęłam i zmarszczyłam brwi.

- No a gdzie mogliśmy się dotykać?

- Dobra. - przewróciłam oczami. - Ale nic nie...

- Nie. - zaprzeczył. - To były tylko niewinne pieszczoty. Skończyło się na kilku malinkach i nic poza tym. Nie umiałbym kochać się z tobą w takim stanie. Nie zrobiłbym Ci tego, mimo że nalegałaś.

- Nalegałam?

- Nawet bardzo. - zaśmiał się.

- Boże...- schowałam twarz w dłoniach. - Nienawidzę siebie. -mruknęłam.

- Przestań, ciesz się że skończyłaś tutaj ze mną, a nie ze Slashem i resztą gunsów w jakiejś melinie. - zaśmiał się.

Fantastycznie pocieszenie, nie ma co.

Spojrzałam na niego i pokręciłam głową. Uśmiech nie schodził z jego ust nawet na moment, czego nie można powiedzieć o mnie. Nie było mi ani trochę do śmiechu, zważając na to co odwaliłam zeszłej nocy. Bałam się nawet zapytać co robiłam, kiedy byliśmy jeszcze w klubie. Jestem pewna, że działo się tam wiele i że proces zabierania mnie do domu wcale nie przebiegł od tak prosto. Postanowiłam jednak nie poruszać tego tematu. Życie w niewiedzy jest czasem najlepszym wyjściem.

- Zejdę na dół i przygotuję nam jakieś śniadanie. - powiedział, po czym podniósł się z łóżka. - Ubierz się, chociaż...jak dla mnie mogłabyś chodzić tak cały dzień. - zagryzł wargę, na co ja automatycznie otuliłam się koszulą. - No, ale w domu są chłopaki i Marry, więc...wolałbym, żeby nie oglądali Cię w tym wydaniu. - uśmiechnął się, po czym puścił mi oczko, złapał za kilka ubrań i wyszedł z sypialni.

Westchnęłam i opadłam bezsilnie na poduszkę. Nie mogłam sobie wybaczyć tamtego wieczoru. Chciało mi się krzyczeć i gdybym mogła zapadłabym się pod ziemię.

- Dlaczego akurat ja...- mruknęłam sama do siebie.

Pokręciłam głową, po czym podniosłam się z łózka. Zarzuciłam na siebie wczorajsze ubrania i poprawiłam nieco moją fryzurę, która była w opłakanym stanie. Wyglądałam tragicznie i tak też się czułam. Chciało mi się wymiotować i do tego ten ból głowy...Jęknęłam żałośnie pod nosem i odeszłam od lustra, nie mogąc dłużej na siebie patrzeć. Spokojnym krokiem wyszłam z sypialni. Zaczęłam podążać w stronę kuchni, skąd dało się słyszeć głos Michaela i Marry. Na początku nie mogłam zrozumieć co mówią, jednak kiedy podeszłam bliżej wszystko stało się bardziej wyraźne.

- Annie jeszcze śpi? - zapytała kobieta.

- Nie, ubiera się. - mruknął Mike.

- Wybacz, że zapytam, ale...Czy wy znów jesteście razem?

- Nie. Jeszcze nie. - powiedział.

- Jeszcze?

- Jeszcze. - powtórzył. - Teraz, kiedy jest znów sama...Ja ją muszę odzyskać, Marry. Już raz pozwoliłem jej odejść...Drugi raz nie może mieć miejsca. Kocham ją najbardziej na świecie...Ją i Scarlett. One muszą być znów moje...

- Dzień dobry, Marry. - postanowiłam wejść do kuchni i przerwać im rozmowę. - Co tak świetnie pachnie? - zapytałam.

- Jajecznica ze szczypiorkiem, pomidorem i grzankami. - uśmiechnęła się.

- Wiecie co lubię. - zaśmiałam się, łapiąc za czajnik.

- To ja wymyśliłem. - powiedział dumnie Mike.

- Już sobie tak nie słodź. - spojrzałam na niego.

- Zołza. - pokazał mi język. - Dobra, jadę po Scarlett. Dacie sobie radę? - zapytał, ubierając kurtkę.

- Nie Michael, na pewno sobie nie poradzimy. Proszę nie odchodź. - rzuciłam sarkazmem w jego stronę.

- Zabawne. - złapał za kluczki od auta.

- Zaraz, jedziesz sam samochodem? - postawiłam czajnik na gazie.

- No tak.- poprawił włosy.

- Przecież ty nie umiesz jeździć. - oparłam się o blat.

- Umiem!

- Mhm.

- Nie wierzysz we mnie? - podszedł bliżej mnie.

- Nie to, że w Ciebie nie wierzę...- mruknęłam.- Po prostu nie ufam Ci, kiedy masz nogę na gazie. - wzruszyłam ramionami.

- Prosisz się, Annie. Oj prosisz się. - uśmiechnął się, kręcąc głową na boki.

- Prosi to się świnka, Mikey. - poprawiłam mu kołnierzyk od koszuli. - A teraz jedź już, bo stęskniłam się za swoim dzieckiem. - dodałam.

- A dostanę coś na do widzenia? - zapytał, zagryzając wargę.

- Kopa w chudą dupę?

Westchnął głośno.

- Widzę, że sam muszę sobie to wziąć. - przekręcił oczami, po czym cmoknął mnie w usta i bez słowa wyszedł.

Spojrzałam na Marry, która chichotała pod nosem i spłonęłam w rumieńcach. Muszę przyznać, że byłam trochę zaskoczona zachowaniem Michaela. To nie tak, że mi się nie podobało...Po prostu nie spodziewałam się tego buziaka. Fakt, podsłuchałam, że Michael chce mnie odzyskać, jednak nie sądziłam, że od razu posunie się do takich rzeczy. W sumie, pewnie poprzednia noc dała mu zielone światło w kilku sprawach...Mimo wszystko muszę przyznać, że jego otwartość mi się podobała. Ba, nawet mi jej brakowało.

***

Na przestrzeni ostatnich siedmiu dni, Michael nie odstępował mnie na krok. Mówiąc to, mam na myśli, że przyjeżdżał do nas każdego dnia, kupował mi kwiaty, zapraszał nas do Neverlandu i był na moje każde skinięcie, jakkolwiek źle to brzmi. Za każdym razem, kiedy jego noga tylko przekraczała próg mojego mieszkania, atmosfera wypełniała się bardzo pozytywną energią, która była wręcz zaraźliwa. Jego obecność sprawiała, że zapominałam o wszystkich problemach i po prostu cieszyłam się chwilą. Każdy moment spędzony w jego towarzystwie uświadamiał mnie w tym jak bardzo za nim tęskniłam. Jak bardzo tęskniłam za jego bliskością, dotykiem, głosem...za wszystkim. Możecie teraz pomyśleć, że miałam to wszystko na wyciągnięcie ręki, bo przecież Jordan przez ten czas był tuż obok mnie. Jednak poprzez ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w moim życiu utwierdziłam się w fakcie, że tak naprawdę moja relacja z nim była nieco toksyczna. Oczywiście na starcie chcę zaznaczyć, że nie chodzi tutaj o niego, tylko o mnie. Spójrzmy prawdzie w oczy, ja go nadzwyczajnie w świecie wykorzystałam. Chciałam za wszelką cenę zapchać nim dziurę w sercu, pozostawioną po Michaelu, przez co porównywałam go do niego na każdym kroku. Jordan chciał zrobić wszystko, aby zapewnić mi i Scarlett godne, spokojne życie i pracował na to ciężko. Ale mi było mało... Był dla nas dobry, dbał o nas i nadzwyczajnie w świecie nas kochał, ale to WCIĄŻ było za mało. Nie był nim, a ja chciałam tylko i wyłącznie jego. Chciałam go z powrotem. Myślę, że na moim przykładzie można dowieść, że zranieni ludzie nie nadają się do związków. Nie nadają się, bo poprzez swoje zranienie, ranią innych. Ja właśnie w taki sposób krzywdziłam Jordana wmawiając mu, że go kocham, kiedy tak naprawdę w moim sercu był ktoś inny. Nie chcę żebyście pomyśleli, że miałam na niego kompletnie wywalone, a całe trzy lata związku były wymuszone. Nie. Jordan był dla mnie kimś bliskim. Kimś z kim uwielbiałam przebywać. Jednak mam wrażenie, że traktowałam go jak najlepszego przyjaciela, a nie partnera. Nie potrafiłam pokochać go całym sercem, ponieważ moja miłość była i jest zarezerwowana dla jednego mężczyzny. I to już do końca życia.

Zegarek wskazywał godzinę dwudziestą trzecia trzydzieści, a ja nie mogłam zmrużyć oczu. Siedziałam na parapecie w mojej sypialni z kubkiem gorącej herbaty i podziwiałam krople deszczu, które odbijały się o asfalt przed domem. Uwielbiałam deszcz. Uwielbiałam, kiedy woda płynęła po moich szybach, a w powietrzu unosił się ten orzeźwiający zapach. W takie dni najbardziej lubiłam zawinąć się po same uszy w ciepły, polarowy koc, chwycić za dobrą książkę i pochłaniać się w jej fabule godzinami. Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem, takie dni nazywałam "pogodą kocykową", z czego zawsze śmiała się moja rodzina. Za każdym razem "dokuczali" mi tym zwrotem, bądź robili jakieś kawały, które z początku doprowadzały mnie do szału. Powiem wam, że żarty żartami, ale ta z pozoru śmieszna nazwa przyjęła się do tego stopnia, że każdy domownik używał tego sformułowania, kiedy tylko zaczynał padać deszcz. Można powiedzieć, że od małego byłam prekursorem śmiesznych, rodzinnych zwrotów. Parsknęłam śmiechem na samo wspomnienie i pokręciłam głową. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu, który rozbrzmiał się po całym pokoju. Wychyliłam się w kierunku szafki nocnej, na której leżała moja komórka, spojrzałam na wyświetlacz, po czym z uśmiechem na ustach nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Tak?

- Cześć, mała. - powiedział Michael.

- Cześć, mały. - zaśmiałam się.

- Ej, tylko nie mały. - udał oburzenie. - Dobrze wiesz, że to nieprawda.

- Jesteś pokręcony. - westchnęła, uśmiechnięta.

- Wiem, wspominałaś.

Zaśmiałam się.

- Co tam? Nie możesz spać? - zapytałam.

- Niestety. - mruknął. - Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. - dodał natychmiast.

- Nie, spokojnie. Też nie mogłam usnąć.

- Świetnie. - powiedział. - Wiesz, zaczął padać deszcz i od razu pomyślałem o tobie. Dobrze wiem jak bardzo go kochasz.

Uśmiechnęła się szeroko, przenosząc swój wzrok za okno.

- Miło, że pamiętasz. - powiedziałam.

- Nie mógłbym zapomnieć.

Kąciki moich ust nie mogły zwrócić się ku dołu.

- To co? Skoro tak o mnie myślałeś, to może wymyśliłeś coś ciekawego, co? - oparłam głowę o szybę.

- W zasadzie to tak.

- Więc, zamieniam się w słuch.

- Zastanawiałem się czy...- zaczął. - Czy może nie zechciałabyś pójść jutro ze mną na kolację?

- Bardzo chętnie. - rzuciłam bez zastanowienia. - Kiedy, gdzie i na którą godzinę mam być gotowa?

- Co powiesz o jutrze? - zapytał

- Świetnie. Pasuje mi.

- Może o siódmej? Przyjadę po Ciebie.

- W takim razie, będę gotowa na czas. - zapewniłam.

- Super. - czułam, że uśmiecha się od ucha do ucha po drugiej stronie słuchawki. - Robert przyjedzie szybciej po małą i zabierze ją do Neverlandu. Marry na pewno się nią zajmie.

- Mam nadzieję, że Slash nie będzie jej pomagał. - zaśmiałam się.

- O to się nie martw. - powiedział. - Wiesz co ta pierdoła ostatnio zrobiła? Prawie mi włosy podoalił...- zaczął opowiadać mi przezabawną historię, która mogła skończyć się o tragicznie.

Ach, ta przyjaźń.

Następnego dnia, zgodnie z umową, o godzinie dziewiętnastej byłam już gotowa do wyjścia. Kiedy Michael wysłał mi smsa, że czeka na dole, podeszłam do lustra i po raz ostatni przejechałam dłońmi po swojej beżowej, obcisłej sukience. Spryskałam swoje ciało ulubionymi perfumami, po czym chwyciłam za moją niewielką, czarną torebkę na złotym pasku i zawiesiłam ją na swoim ramieniu.

Na dole byłam zaledwie pięć minut później. Bez problemu znalazłam samochód, którym przyjechał Michael. Byłam dość zdziwiona, że jest bez żadnej ochrony. Przecież w każdej chwili mogła napaść go jakaś fanka bądź dziennikarz, co jestem pewna, nie skończyło by się tak dobrze. Pospiesznie podeszłam do czarnego Rolls Royce'a, do którego natychmiast wsiadłam.

- Hej. - cmoknęłam go w polik. - Mam nadzieje, że nie czekałeś długo.

- Nie, w porządku. - uśmiechnął się. - Pięknie wyglądasz. - zmierzył mnie wzrokiem.

- Dziękuję i wzajemnie. - zapięłam pas. - Czemu jesteś sam? Nie boisz się, że ktoś Cię zaatakuje? Reporterzy i fani czyhają na każdym kroku. - spojrzałam na niego.

- Wybłagałem chłopaków o chwilę wolności. - zaśmiał się, przekręcając kluczyki w stacyjce. - Chciałem, żebyśmy spędzili ten wieczór tylko we dwoje. - ruszył.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- No dobrze, więc dokąd mnie zabierasz?

- Niespodzianka. - powiedział.

- No nie, nie znoszę niespodzianek. - westchnęłam.

- Wiem. - zaśmiał się. - Jesteś na nie zbyt niecierpliwa.

- To prawda. - poszłam w jego ślady.

Jechaliśmy dość długo, jednak podróż minęła nam fantastycznie. Cały czas rozmawialiśmy, śmieliśmy się, a nawet śpiewaliśmy nasze ulubione piosenki, świetnie się przy tym bawiąc. Po niespełna trzydziestu minutach, dojechaliśmy na cudowne wzgórze, z którego widać było piękną, niewielką, seledynową rzeczkę. Kochałam takie miejsca i chyba nie muszę mówić jak bardzo byłam nim oczarowana. Michael doskonale wiedział jak mnie zadowolić i po raz kolejny mu się to udało. Tęskniłam za tego typu niespodziankami...

- I jak wrażenia? - objął mnie od tyłu.

- Ja..Nie...Wow...- zaniemówiłam.

Michael zaśmiał się, po czym zaczął składać pocałunki na mojej szyi, policzku i uchu.

- Ciesze się, że Ci się podoba. - wyszeptał.

Przez całe ciało przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Delikatnie odwróciłam głowę, aby zobaczyć jego buzię, po czym posłałam mu najpiękniejszy uśmiech jaki tylko mogłam. Mike pogładził mnie po policzku, a następnie delikatnie cmoknął moje wargi. Odsunął się ode mnie i podszedł do samochodu, z którego wyciągnął koc i niewielki wiklinowy koszyk. Czas zaczął kolację...


- Nie mogę Ci wybaczyć, że ściąłeś te włosy. - zmarszczyłam czoło, po czym zamoczyłam usta w soku.

- Aż tak mi w nich źle? - zapytał.

- Nie jest Ci w nich źle, ale...- westchnęłam. - Kochałam te loczki. - wydymałam dolną wargę.

Mike zaśmiał się i objął mnie ramieniem.

- Obiecuję, że zapuszczę je dla Ciebie na nowo. - dotknął palcem mojego nosa.

- No, trzymam za słowo. - uśmiechnęłam się.

- Nie jest Ci zimno? - zmienił temat, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho.

- Przyznam, że zrobiło się nieco chłodniej...- mruknęłam.

Michael natychmiastowo ściągnął z siebie swoją czarną marynarkę i otulił nią moje ramiona, po czym przytulił mnie do siebie.

- Lepiej, kochanie? - zapytał.

- Lepiej, ale czy ty nie zmarzniesz? - spojrzałam na niego.

- O mnie się nie martw. - uśmiechnął się. - Ja jestem gorący chłopak. - puścił mi oczko.

- Nie wytrzymam z tobą. - zaczęłam się śmiać.

- A co? Może powiesz, że to nie prawda?

- Nigdy w życiu. - przytuliłam się bardziej.

- No. - cmoknął mnie w czoło. - Jak dobrze znów mieć Cię przy sobie. - wyszeptał.

- Jeszcze będziesz wspominał te cztery lata spokoju. - zaśmiałam się.

- Uwierz, że o wiele bardziej wolę zamieszanie niż spokój. - oparł głowę o moją.

- W takim razie, miło mi to słyszeć. - uśmiechnęłam się.

Nastała cisza, która w takim miejscu była absolutnie odprężająca. Michael gładził palcem moją dłoń, a po chwili zaczął nucić jakąś nieznaną mi piosenkę. Uwielbiałam, kiedy sobie coś podśpiewywał. Jego głos był tak kojący, że mogłam go słuchać godzinami i nie miałam go w ogóle dość. Był cudowny. Z resztą co ja wam będę opowiadać. Wy najlepiej o tym wiecie.

Jedno muszę przyznać. Ta kolacja była magiczna.

Dwie godziny później byliśmy już w Neverlandzie. W całej posiadłości panowała kompletna cisza, która była aż zadziwiająca. W Nibyladnii zawsze się coś działo, bez względu na godzinę. Powolnym krokiem weszliśmy do domu, po czym od razu skierowaliśmy się do góry, aby zajrzeć do naszej córeczki. Kiedy tylko otworzyliśmy drzwi, ujrzeliśmy jej małą sylwetkę, która spała pod swoim ulubionym, różowym kocykiem, przytulona do niewielkiej maskotki. Wyglądała jak najsłodszy aniołek świata. Na sofie, która stała obok łóżeczka spała Marry, która zapewne chciała być przy Scarlett w razie gdyby czegoś potrzebowała. Uśmiechnęłam się pod nosem i razem z Michaelem wycofaliśmy się z pokoju.

- Śpią jak zabite. - zaśmiałam się, odwracając w stronę Mike'a.

- Mhm. - podszedł do mnie i objął mnie delikatnie w tali.

- Na nas chyba też już pora, co? - posłałam mu uśmiech, po czym odsunęłam się od niego, chcąc udać się do sypialni.

- Annie. - złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.

- Tak? - spojrzałam na niego.

Zamilkł.

Przez chwilę przyglądał mi się z tym swoim niesamowitym, tajemniczym uśmiechem, na widok którego kolana się pode mną uginały. Następnie powoli podszedł do mnie i złapał delikatnie za dłonie.

- Kocham Cię. - powiedział, zbliżając się do mnie na niebezpieczną odległość. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo Cię kocham... - odgarnął kosmyk włosów za moje ucho.

Uśmiechnęłam się.

- Michael, ja...- chciałam coś powiedzieć, jednak przerwałam, kiedy poczułam jego ciepłe wargi.

Patrzałam się na niego jak zahipnotyzowana. Chciałam, żeby mnie całował i powtarzał w kółko te dwa magiczne słowa. Tak bardzo za nim tęskniłam...

- Kocham Cię i chcę Ci to udowodnić. - szepną mi na ucho. Poczułam jak chwyta mnie za uda i podnosi do góry. Mimowolnie otuliłam jego biodra swoimi nogami, nie odrywając wzroku od jego cudownych, czekoladowych oczu. Nie musiałam czekać długo, aby poczuć smak jego ust. Złapałam go delikatnie za buzie i kompletnie oddałam się pocałunkowi. Mike zaczął podążać w stronę swojej sypialni, rozpinając jednocześnie zamek od mojej sukienki. Przyznam, że szło mu to dość opornie, ponieważ robił to na ślepo. W błyskawicznym tempie dotarliśmy do jego królestwa. Michael wręcz rzucił mnie na łóżko, po czym natychmiast zsunął ze mnie moją ulubioną sukienkę. Przywarł do mnie całym ciałem i ponownie mnie pocałował. Czułam jak robi mi się potwornie gorąco. Jego język gładził moje podniebienie, a ręka delikatnie ugniatała moje udo i pupę. Powoli przeniosłam swoje dłonie na jego białą koszulę. Pewnie dotarłam do guzika, który znajdował się przy kołnierzu i od niego zaczęłam rozpinać jego odzienie. O dziwo poszło mi to dość sprawnie, bo już po krótkiej chwili Mike był pozbawiony górnej części garderoby.

Zaraz po tym, przeniósł swoje usta na moją szyję, pieszcząc przy tym każdy jej skrawek. Z moich ust wydobył się cichy pomruk, którego nie mogłam dłużej zachowywać dla siebie. Michael uśmiechnął się po nosem, po czym zaczął schodzić niżej. Jego wargi czułam dosłownie wszędzie. Na klatce piersiowej, na brzuchu, biodrach, udach...wszędzie. Powoli chwycił za dolną część mojej bielizny i zwinnym ruchem zsunął ją z mojego ciała. Zagryzłam wargę, a krótki moment później cały pokój wypełniał się głośnym jękiem, którego za żadne skarby świata nie mogłam pohamować. Byłam taka przeszczęśliwa, że znów miałam go na wyciągnięcie ręki. Znów był mój. Tylko mój. Czułam się fantastycznie, kiedy okazywał mi swoją miłość. Znów mogłam cofnąć się o parę lat wstecz, kiedy byliśmy najszczęśliwszą parą na świecie. Tak bardzo go kochałam...

Nasze usta po raz kolejny przywarły do siebie. Układając ręce na jego torsie, powoli położyłam go na łóżku, po czym pozbawiłam go reszty ubrań. Zwinnie weszłam na jego uda, po czym śmiało otarłam się o jego męskość, dzięki czemu w nagrodę otrzymałam głośne westchnięcie. Uśmiechnęłam się, a następnie złączyłam nasze ciała w jedność. To było coś fantastycznego. Coś czego potrzebowaliśmy obydwoje już od bardzo dawnego czasu. Potrzebowaliśmy swojej bliskości.

W końcu zdobyliśmy to, czego tak naprawdę pragnęliśmy. 


- Wiesz, że już nigdy nie pozwolę Ci ode mnie odejść? - zapytał, kiedy było już po wszystkim.

Spojrzałam na niego, uśmiechając się pod nosem.

- Jesteś już moja. - powiedział.

- Na zawsze?

- Na zawsze.


Witam, kochane! :)

Co powiecie o rozdziale? Nie za szybko ich pogodziłam? XD Ogólnie mam mieszane uczucia co do tej części. Wydaje mi się, że mogłam napisać ją lepiej.

Czekam na wasze komentarze i opinie! 

Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro