|033|
- Wydaje mi się, że to już wszystko...- powiedział Jordan, odkładając na ziemie jedną ze swoich walizek.
Westchnęłam i oparłam się o ścianę. Było mi okropnie przykro. Nie mogłam uwierzyć, że po trzech latach związku, od tak się rozstajemy.
- Naprawdę ze mną nie pojedziecie? - zapytał, łapiąc mnie za dłonie.
- Naprawdę. Już Ci tłumaczyłam. - mruknęłam, spuszczając głowę.
- Nie chcę tak tego kończyć...
- Nie mamy wyboru. - spojrzałam na niego. - Nie będzie Cię aż rok, a związek na odległość nie ma sensu...- powiedziałam.
- Wiem...- westchnął. - Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - uśmiechnął się słabo.
- Ja też. - poszłam w jego ślady.
Jordan przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym spojrzał na zegarek i spuścił wzrok.
- Muszę już iść...
- Rozumiem...- zagryzłam nerwowo wargę.
- Kocham Cię. - złapał mnie za policzek.
- Ja Ciebie też...
Jordan spojrzał mi głęboko w oczy, a następnie zatopił swoje usta w moich. Pocałunek nie trwał zbyt długo, ponieważ czas nam na to nie pozwalał. Kiedy tylko się pożegnaliśmy mój teraz już były chłopak, podszedł do Scarlett i wziął ją na ręce, przytulając mocno do siebie.
- A gdzie jedziesz? - zapytała, bawiąc się kołnierzykiem od koszuli.
- Jadę do pracy. - uśmiechnął się.
- A kiedy wrócisz?
- Za rok.
- A to długo? - spojrzała na niego.
- Trochę. - westchnął. - Ale szybko minie. - dotknął palcem jej noska.
- Czyli wrócisz na moje urodziny?
- Oczywiście. - uśmiechnął się i cmoknął ją w głowę.
Przyglądałam się tej scenie z bólem serca. Nienawidziłam pożegnań, tym bardziej kiedy zamykały one jakiś rozdział w moim życiu. Na początku do mojej relacji z Jordanem podchodziłam nieco sceptycznie, jednak po tak długim okresie czasu stał się dla mnie kimś ważnym. Fakt o tym, że nie zobaczę go przez najbliższe dwanaście miesięcy, sprawiał że czułam się naprawdę źle. No ale co mogłam na to poradzić? Nic. Życie toczyło się dalej.
Trzy dni później...
- Wyglądasz jak zombie. - powiedziała Judy, kiedy tylko weszłam do szkoły.
- Dzięki. - przekręciłam oczami, odkładając moją torebkę na bok.
- Spałaś coś? - zapytała.
- Mało. - westchnęłam. - Jakoś nie mogłam zasnąć. Rozmyślałam nad ostatnimi wydarzeniami...Wiesz, czy dobrze zrobiłam, że nie wyjechałam z Jordanem. - usiadłam.
- Słuchaj, nie masz co się nad tym rozwodzić. Co się stało, to się nie odstanie. - podeszła bliżej. - Poza tym, doskonale wiesz, że podjęłaś dobrą decyzję. Tutaj jest twoje miejsce, nie w jakimś śmiesznym Bostonie.
- Niby tak...- westchnęłam.
- Tęsknisz za nim, prawda?
- W sumie to...nie wiem. - mruknęłam. - Fakt, jest mi bez niego dziwnie, ale...to tylko kwestia tego, że byłam do niego przyzwyczajona...Myślę, że z czasem moje uczucia się jakoś ustatkują.- spojrzałam na nią. - W każdym bądź razie, nie rozpaczam. - dodałam.
- Mhm...- pokiwała głową. - A tak zmieniając trochę temat, pamiętasz Jasona? Był choreografem Michaela, kiedy kręciliśmy "Smooth Criminal".
- A tak, pamiętam. Co z nim?
- Dzisiaj rano go spotkałam i powiedział, że fajnie by było gdybyśmy wpadły do klubu Nightingale Plaza i poświętowały z nim jego urodziny. - uśmiechnęła się. - Mówił, że będzie kilka fajnych, znanych osób i że zapowiada się świetna zabawa.
- Mhm...- mruknęłam.
- Także, szykuj się na wieczór. - szturchnęła mnie łokciem w żebro.
- A kto powiedział, że idę? - zapytałam.
- Ja. - powiedziała. - Nawet nie ma opcji, że w piątkowy wieczór będziesz gniła w domu.
- A może ja właśnie chcę sobie pognić w domu? - spojrzałam na nią.
- Chyba oszalałaś. - zmierzyła mnie wzrokiem. - Tak szczerze Annie, kiedy ostatnio byłaś na jakiejś imprezie? I wesele Charlie się nie liczy.
- No...- podrapałam się za uchem.
- Właśnie, nawet nie pamiętasz. - nie dała mi dojść do słowa. - Robimy sobie babski wypad i koniec. Scarlett i Nicka zostawi się z Adamem i Joshem. Nic im się nie stanie jak jednego dnia pobędą sobie pełnoetatowymi niańkami. - wstała. - Masz być gotowa na dwudziestą. Przyjedziemy po Ciebie. - oparła ręce na biodrach. - A teraz przebieraj się i lecimy na zajęcia.
Nie miałam jakiejkolwiek szansy na sprzeciw. Mimo, że bardzo nie chciało mi się iść na tę imprezę to i tak wiedziałam, że gdybym została w domu, Judy razem z dziewczynami wytargałaby mnie za kudły i zaprowadziła do tego klubu. Jednak, pomimo mojej niechęci, starałam się wyciągnąć jakieś plusy z tej sytuacji. W końcu mogłam iść i wybawić się jak za starych, dobrych czasów. Znów mogłam poczuć się, jakbym miała osiemnaście lat.
Po powrocie do domu zrobiłam obiad dla siebie i małej. Tak jak zwykle zjadłyśmy go przy bajce, którą wybrała Scarlett. Przyznam, że przygody królika Bugsa niemalże natychmiastowo przywołały masę miły wspomnień. W moich młodzieńczych latach, razem z Jamesem potrafiliśmy oglądać "Zwariowane Melodie" godzinami. Kochaliśmy wszystkie postacie, które ukazywały się w tej kreskówce i przebrnęliśmy chyba przez każdy odcinek. Miło było chociaż w małym stopniu wrócić do najlepszych lat mojego życia.
Około godziny dziewiętnastej, Adam przyjechał po Scarlett i zabrał ją do siebie. Szczerze? Nienawidziłam zostawiać małej z kimś innym niż z Michaelem. Zawsze bałam się, że może nie dopilnują jej do końca, albo że będzie sprawiała masę kłopotów...Tak wiem, że byłam nadopiekuńcza, jednak taka rola matki. Jesteśmy stworzone do nadmiernego pilnowania naszych pociech. Nic nie można na to poradzić.
Równe czterdzieści minut przed wyjście, rozpoczęłam przygotowania. Nie zamierzałam jakoś specjalnie szaleć z wyglądem, dlatego wykonałam mój codzienny makijaż, który polegał na nałożeniu podkładu, pudru i tuszu do rzęs. Jedynym elementem, który postanowiłam dodać, była szminka w kolorze różu. Kiedy moja twarz wyglądała w miarę dobrze, przeszłam do wybierania kreacji. Nie chciało mi się wskakiwać w żadne obcisłe kiecki i szpilki. Ostatnim czego pragnęłam było męczenie się całą noc w niewygodnych ubraniach. Tego wieczoru postawiłam na zwykłe, obcisłe jeansy, bluzkę, która delikatnie odkrywała mi brzuch oraz ciemną, skórzaną kurtkę. Włosy rozpuściłam, a na nogi założyłam białe adidasy. Spojrzałam po raz ostatni w lustro i przyznam, że byłam zadowolona. Czułam się atrakcyjnie, a moja kreacja zadowalała mnie w stu procentach.
Z rozmyśleń wybił mnie dźwięk mojej komórki. Szybkim ruchem chwyciłam za urządzenie, a moim oczom ukazał się sms od Christiny, który mówił, że dziewczyny już czekają na dole. Złapałam za moją małą torebkę i wrzuciłam do niej kilka niezbędnych rzeczy, po czym podeszłam ponowienie do lustra i na odchodne poprawiłam swoją fryzurę. Ostatni raz przeleciałam wzrokiem po całym mieszkaniu i pognałam do drzwi. Szybko uporałam się z zamknięciem ich i już po kilku minutach byłam w taksówce z dziewczynami.
Muszę przyznać, że cały klub prezentował się bardzo dobrze. Nie był jakoś przesadnie ustrojony, a muzyka, którą puszczał DJ należała do tych najlepszych. Razem z dziewczynami podeszłyśmy do baru, gdzie zamówiłyśmy sobie po drinku. Prawdę mówiąc, pochłonęłyśmy go prawie na raz. Brzmi może dziwnie, jednak nie miałyśmy ani chęci, ani czasu na siedzenie godzinę nad szklanką. Chciałyśmy iść jak najszybciej na parkiet i dać się ponieść tańcu.
Kiedy tylko dałyśmy się porwać muzyce, natychmiast przestałam żałować, że w ogóle się tutaj zjawiłam. Nawet nie wiecie jak bardzo uwielbiałam wypady do klubu w towarzystwie dziewczyn. Zawsze świetnie się bawiłyśmy, śmiejąc się, żartując i tańcząc. Było naprawdę cudownie, tylko że w pewnym momencie poczułam się obserwowana. Z początku chciałam nadzwyczajnie w świecie to olać, bo jak wiadomo, w takich miejscach zawsze znajdzie się mężczyzna, który zacznie wlepiać w Ciebie swój wzrok, szczególnie podczas tańca. Jednak, kiedy Charlotte wyszeptała mi na ucho "Odwróć się.", od razu domyśliłam się, że coś jest na rzeczy. Zdecydowanym ruchem odwróciłam się i spojrzałam na lożę, która znajdowała się tuż za mną. Moim oczom ukazała się grupka ludzi. Nie wszystkich znałam osobiście, jednak mimo tego doskonale wiedziałam kim są. Na kanapie siedziało prawie całe Guns N'Roses, Chris Tucker, nowy manager Mike'a, no i sam Mike, który okazał się być moim obserwatorem. Kiedy tylko nasze oczy się spotkały, szybko odwróciłam wzrok i powróciłam do tańca. Tym razem jednak, starałam się bardziej do niego przyłożyć. Może uznacie to za głupotę, ale chciałam dać Michaelowi mały pokaz...To brzmi naprawdę głupio, jednak myślę, że każda kobieta wie o co mi chodzi.
Niecałe trzydzieści minut później, zeszłam z parkietu, aby chodź trochę odpocząć po wyczerpującym tańcu. Pewnym krokiem podeszłam do baru i zajęłam jedno z miejsc.
- Poproszę wódkę z colą. - powiedziałam do rudowłosej kelnerki.
- Się robi. - posłała mi śmiech i zaczęła przygotowywać mojego drinka.
Odgarnęłam włosy, po czym sięgnęłam do torebki, aby wyciągnąć z niej portfel. Nie minęła chwila, a do mnie przysiadł się jakiś mężczyzna.
- Będziesz miała coś przeciwko jeśli dotyrzymam Ci towarzystwa, ślicznotko? - zapytał.
Już miałam odpowiadać, jednak dobrze znany głos mnie wyprzedził.
- Te, weź spierdalaj z tego krzesała. Pani jest zajęta.
Odwróciłam się i szeroko uśmiechnęłam na widok ogromnej szopy Slasha. Chłopak, który jeszcze niedawno do mnie zagadywał szybko się zmył i nie było po nim śladu. Saul usiadł na jego miejsce i również zamówił drinka.
- Co tam Rosie? - zapytał, odpalając papierosa.
- Przestań mówić na mnie Rosie. - powiedziała. - I dobrze, aktualnie jestem szczęśliwym singlem. - spojrzałam na niego.
- Ło kurwa, to wołam Jacksona! - prawie krzyknął.
- Przestań. - uderzyłam go lekko w ramie.
- No co? Odkąd Cię zobaczył na tym jebanym parkiecie, tak nie mógł oderwać od Ciebie wzroku. Już miałem sprawdzać czy mu przypadkiem nie stanął.
Spojrzałam na niego z politowaniem, po czym wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Chyba obydwoje wyobraziliśmy sobie tą sytuację.
- To co, skoro spotykamy się w takich okolicznościach, to wypadałoby się trochę napić. - spojrzał na mnie.
- Mówisz? - spojrzałam na niego.
- No normalnie, napierdalamy w palnik. - uśmiechnął się.
Tak jak powiedział, tak też się stało. Nawet nie pamiętam kiedy kompletnie ścięło mnie z nóg. Wiem jedynie tyle, że po jakimś trzecim drinku zaczęłam tłumaczyć Slashowi jak bardzo go szanuję, a to oznaczało że było już ze mną źle.
- Co tutaj się dzieje?
- Michael! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam mojego ex narzeczonego. - Boże, jak dobrze Cię widzieć!
- Ty Jackson, bo ja tutaj się normalnie zajebiście Annie zająłem. - powiedział nawalony Slash. - Nawodniłem ją i w ogóle. - czknął.
- No właśnie widzę jak ją nawodniłeś. - Mike pokręcił głową, przenosząc wzrok na mnie. - Chyba czas wracać do domu, co moja Panno?- podszedł bliżej mnie.
- No nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Mogę jechać, ale tylko wtedy, kiedy pojedziesz ze mną. - uśmiechnęłam się do niego.
Michael przyjrzał mi się uważnie, po czym zaśmiał się i pokręcił głową. Chyba moja próba skokietowania go wyglądała nie tak jak powinna.
- Sama tutaj przyjechałaś? - zapytał.
- Niee, z dziewczynami, ale one tam tańczą. - machnęłam ręką w stronę parkietu.
Michael skinął głową.
- Zaraz wrócę. - powiedział. - Slash, nie dawaj jej więcej alkoholu. - rzucił na odchodne.
- Tak, tak, tak. - gitarzysta skinął głową, po czym odebrał od barmanki dwa shoty wódki i podał mi jeden z kieliszków. - Ty Annie, chluśniem bo uśniem. - powiedział. Obydwoje przybliżyliśmy szkło do ust, a następnie zwinnym ruchem przechyliliśmy je, przez co cały alkohol wylądował w naszych ustach.
- Miałeś nie dawać jej więcej alkoholu. - warknął Michael, zjawiając się znikąd.
- A ty miałeś wrócić później.
- Zamknij się. Jedziesz z nami czy zostajesz? - zapytał.
- Zostaje, może jakąś laskę wyrwę. - wyszczerzył się.
- A gdzie jedziemy? - spojrzałam na niego.
- Do Neverlandu. - powiedział, pomagając mi wstać.
- O kurwa, tylko tam spokojnie w nocy. - Slash poruszał brwiami. - Łóżka nie połamcie. - dodał.
Michael rzucił mu mordercze spojrzenie, po czym bez słowa ruszyliśmy w kierunku tylnego wyjścia. Na zewnątrz czekał na nas czarny samochód, który jak się później okazało należał do Chrisa Tuckera.
- Dziękuję, że zgodziłeś się nas zawieźć. - powiedział Mike, kiedy byliśmy już w środku.
- Ej, nie ma problemu, stary. Dla przyjaciół wszystko. - uśmiechnął się.
- A ty moja droga bardzo dzisiaj narozrabiałaś. - mówił, jakbym była dzieckiem.
- Bardzo? - spojrzałam na niego.
- Bardzo.
- Hm, w takim razie należy mi się jakaś kara. - uśmiechnęłam się jednoznacznie.
W aucie nastała cisza, która była przerywana cichym śmiechem Chrisa. Michael był kompletnie zaskoczony moją wypowiedzią. Patrzał się na mnie co najmniej jakbym była jakimś przybyszem z kosmosu. Ja natomiast siedziałam uhachna, czekając na jakiekolwiek słowo z jego strony.
Mike westchnął głośno, po czym pokręcił głową. Chyba wolał przemilczeć ten temat, jednak ja byłam na tyle pijana, że nie pozwoliłam mu tak tego skończyć. Przysunęłam się do niego i oparłam głowę o jego ramie. Powoli zaczęłam podążać ręką w kierunku jego koszuli. Kiedy natknęłam się na guziki, zaczęłam odpinać jeden po drugim. Nie trwało to zbyt długo, ponieważ Mike szybko zabrał moją rękę i schował ją w swoich dłoniach.
- Nie prowokuj. - powiedział.
- Ja Ciebie nie prowokuje.
- Jak to nie? A to rozpinanie to co? - spojrzał na mnie.
- Jak zaczniecie się rozbierać, to was wysadzę. - odezwał się Chris.
- Spokojnie, Jackson mnie nie chcę. - wychyliłam się do przodu.
- Annie p...
- Co tam? Tak w ogóle mam na imię Annie. - przerwałam Michaelowi.
- Chris, miło Cię poznać. - zaśmiał się.
- Oglądałam "Piątek". Świetny film. - uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, miałem dużo frajdy przy nagrywaniu tego maleństwa. - powiedział. - Wiesz, że...- i tak zaczął opowiadać mi różna anegdotki z kręcenia tego filmu. Chciałabym wam przedstawić szczegóły, jednak byłam tak nawalona, że w połowie nie rozumiałam co on do mnie mówi, a drugiej połowy nie pamiętam. W każdym bądź razie, przez całą drogę rozmawiałam z Chrisem, kompletnie ignorując Michaela, który siedział obrażony w kącie. Patrzał się w okno i od czasu do czasu zerkał na nas z zazdrością w oczach.
- No, jesteśmy. - uśmiechnął się Tucker. - Miło było Cię poznać.
- To tak jak mi Ciebie! - powiedziałam entuzjastycznie.
- Tylko pamiętaj, mniej picia, więcej tańca. Piąteczka. - uniósł dłoń ku górze, w którą po chwili uderzyłam.
Michael pożegnał się z przyjacielem, po czym wysiedliśmy z auta i od razu skierowaliśmy się w stronę domu. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, od razu ściągnęłam buty i poszłam do kuchni. Byłam potwornie głodna i jedyne o czym marzyłam, to ogromna kanapka.
- Jest Marry? - zapytałam.
- Nie, jesteśmy sami. - mruknął. - Co ty robisz z tym masłem?
- Próbuję trafić w kanapkę, Michael. - spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
- Daj mi to, kobieto. - zaśmiał się, chwytając za chleb i nóż.
Chciałam wdrapać się na blat i spocząć na nim, jednak proces wchodzenia na niego szedł mi potwornie. Cały czas się ześlizgiwałam i nie mogłam na niego wskoczyć. Kiedy Michael zobaczył moje wygibasy, zaśmiał się i wziął mnie na ręce, po czym usadził mnie w upragnionym przeze mnie miejscu. Uśmiechnęłam się w geście podziękowania, a on wrócił do robienie kanapki.
- Tęsknie za Scarlett. - westchnęłam.
- Jutro zobaczysz i ją i Jordana. - powiedział.
- Jordana już nie ma. - westchnęłam.
- Co? Jak to? - spojrzał na mnie.
- Tak to. Wyjechał do Bostonu. - ziewnęłam. - Rozstaliśmy się. - wzruszyłam ramionami.
- Mhm...- uśmiechnął się pod nosem.
- A co? Startujesz na kandydata na mojego męża?
Michael zaśmiał się tylko, po czym podał mi moją kolację.
- Dziękuję, kochanie. - chwyciłam za kanapkę i zaczęłam ją pochłaniać. Szczerze, chyba nigdy nie zapomnę tego smaku. Z pozoru niby zwykły chleb, z masłem, sałatą i ogórkiem, jednak dla pijanego i głodnego człowieka, był to ogromny rarytas.
Kiedy tylko zjadłam moją kolację, razem z Michaelem udaliśmy się do sypialni, gdzie mieliśmy położyć się już spać. Mike zabrał ręcznik i udał się do łazienki. Ja w tym czasie miałam się przebrać, jednak szło mi to bardzo mozolnie, przez co siedziałam bez spodni i bawiłam się z Leo, którego nie widziałam już wieki.
- A ty nadal w ubraniach? - zapytał, kiedy wszedł do pokoju.
- Mhm. - mruknęłam, drapiąc kota.
- Miałaś się przebrać.
- Ale przyszedł Leo i chciał się bawić. - usiadłam.
- Przebieraj się. Jutro się z nim pobawisz. - podszedł bliżej.
- A pomożesz mi? - spojrzałam na niego. - Ledwo co spodnie ściągnęłam. - westchnęłam.
- Pomogę. - zaśmiał się. Chwycił za moją bluzkę i zwinnym ruchem ściągnął ją z mego ciała. Zabrał moje ubrania i odłożył je na krzesło, które stało niedaleko łózka, po czym podszedł do szafy i wyciągnął z niej swoją błękitną koszulę. Następnie podszedł do mnie i zaczął zakładać na mnie swoje ubranie.
- Kładź się. - powiedział i zgasił lampkę. - Dobranoc.
- A ty czemu się nie kładziesz? - spojrzałam na niego.
- Bo...myślałem, że lepiej będzie jak...
- Nie, nie, nie. - przerwałam mu. - Kładź się obok i mnie przytul.
- No dobrze. - powiedział bez zastanowienia, po czym położył się na miejsce obok. Szybko przylgnęłam do niego i ułożyłam swoją głowę na jego torsie. Mike objął mnie prawą ręką i przysuną jeszcze bliżej siebie.
- Nie uważasz, że tak jest przyjemnie? - uśmiechnęłam się.
- Mhm. - mruknął. - Teraz śpij. Jutro muszę wcześniej wstać i pojechać po Scarlett. - cmoknął mnie w czoło.
- No dobrze. - ziewnęłam. - Ale takiego buziaczka, to ja bym wolała tutaj. - wskazałam na moje wargi.
Mike zaśmiał się pod nosem, po czym złapał mnie za policzek i pocałował krótko w usta. Chciał się już ode mnie odsuwać, jednak ja mu na to nie pozwoliłam.
Pogłębiłam pocałunek.
Więcej z tego dnia nie pamiętam.
Witam!
Standardowe pytanie - Jak rozdział? :) Szczerze mówiąc, nie jestem z niego zadowolona... Ostatnio jakoś ciężko mi się piszę. Może jest to spowodowane stresem, nie wiem. Generalnie muszę nadrobić zaległości na wattpadzie, bo przez brak czasu narobiłam sobie ich w cholerę dużo.
Ps: Staram się o pracę w przedszkolu, więc jeśli możecie trzymajcie za mnie kciuki. XD
Jeżeli dotrwałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro