Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|030|

Kolejnego dnia obudziłam się w sypialni Michaela.  Byłam kompletnie unieruchomiona, ponieważ czyjeś ciepłe dłonie były owinięte wokół mojej tali. Podniosłam głowę i zaspanym wzrokiem przeleciałam po całym pokoju. Szczerze mówiąc, miałam jakieś deja vu. Czułam się dokładnie tak samo jak może z trzy, cztery lata temu, kiedy to wciąż mieszkałam w tej sypialni. Usiadłam i przetarłam swoje brązowe oczy dłońmi, po czym spojrzałam na miejsce obok. Michael nie spał. Leżał odwrócony w moją stronę i wgapiał się nieobecnym wzrokiem w pustą ścianę. Prawdopodobnie nawet nie zauważył, że się obudziłam. Jego ręce spoczywały na moim ciele, trzymając mnie szczelnie przy sobie. Był bardzo blady, a jego twarz była kompletnie pozbawiona tego blasku, który zawsze u niego gościł. Nie był już sobą.

- Mikey...- położyłam się z powrotem, twarzą do niego.

- Hm? - zmarszczył czoło, przyglądając mi się zdezorientowany.

- Spałeś coś? - zapytałam, odgarniając kosmyk włosów z jego smutnej buzi.

- Nie wiele. - westchnął. - Może z godzinę...Nie mogłem kompletnie zasnąć. Zbyt wiele siedzi w mojej głowie. - położył się na plecach.

- Wszystko się wyjaśni, zobaczysz.

- Annie, jestem oskarżony o molestowanie, rozumiesz? - warknął. - Mam duże wątpliwości czy tu się coś wyjaśni.

- Przecież jesteś niewinny. - usiadłam.

- Co z tego? - zapytał z wyrzutem. - Będą chcieli mnie wsadzić to mnie wsadzą. Najgorzej, że Scarlett będzie musiała wychowywać się bez ojca. - westchnął ciężko.

- Przestań...

- Co przestań? Taka prawda, Annie. - przetarł twarz dłońmi. - Nawet nie chcę myśleć co się wydarzy, kiedy tylko przekroczę próg więzienia i...

- Utkasz ten swój pusty łeb, Jackson?! - krzyknęłam, starając się nie rozpłakać. Takim gadaniem doprowadzał mnie do szału. - Na mózg Ci padło? Co ty w ogóle wygadujesz za pierdoły?! Już nie pamiętasz co mi zawsze powtarzałeś?! Kłamstwa m...

- Kłamstwa mogą wygrać sprint, ale to prawda wygrywa cały maraton. - przewrócił oczami. - Tak, pamiętam. - mruknął.

- Właśnie, więc co się stało z twoim myśleniem, Mike? - zapytałam, łapiąc go za dłoń. - Doskonale wiesz, że nie jesteś niczemu winny, a cała sprawa toczy się w okół pieniędzy. - powiedziałam.

- Racja...- westchnął.

- Obiecuję Ci, że wszystko się ułoży i że będzie tak jak dawniej. - pogładziłam jego dłoń. - Będzie dobrze, rozumiesz?

- Mhm...

- I nie próbuj myśleć, że może być inaczej. - uśmiechnęłam się delikatnie.

Pokiwał głową.

- Dziękuję, że jesteś. - spojrzał na mnie. - Gdyby nie ty...nie wiem co by ze mną było.

- Nie musisz mi dziękować. - znów się położyłam.

- Właśnie, że mu...- przerwał, kiedy to usłyszęliśmy jakieś szmery dochodzące zza drzwi. Obydwoje spojrzeliśmy się na siebie wyraźnie zdezorientowani, bo w końcu...kogo przywiałoby o siódmej rano do Neverlandu? W sumie, odpowiedź była prostrza niż się tego spodziewaliśmy.

- No elo. -powiedziała jedna, kudłata małpa. - PUKNĘLIŚCIE SIĘ?!

- Zamknij się Slash. - warknął Mike, zawstydzony słowami przyjaciela. - Po cholerę przyjechałeś tutaj tak rano?

- Stary, ja nawet stąd nie wylazłem.

- Siedzisz tutaj od wczoraj?

- No, a co? Nie można? - rzucił się nam w nogi.

- Gdzie się tu uwalasz z tą gitarą?! - krzyknął Michael. - I zgaś tego peta, tutaj się nie pali!

- Dzizas, jaki ty sztywny jesteś, Jackson!

- Dzi...zas? - spojrzałam na Saula.

- No dzizas kurwa! - krzyknął. - Jezus, czujesz o co chodzi?  - zapytał.

- Nie wierze, że wciąż się z tobą zadaje. - Mike nakrył się cały kołdrą.

- Dobra, nie pierdol loczuś. - powiedział. - Przejdźmy do konkretów. Czy ta śpiewająca gnida zamoczyła? - zwrócił się w moją stronę.

Spojrzałam na niego jak na debila, po czym pokręciłam głową.

- Nie znam Cię. - mruknęłam i wstałam.

- Gdzie idziesz? - zapytał Michael, wystawiając głowę spod kołdry.

- Zrobić coś do jedzenia. - zaczęłam ubierać jego kapcie. - Poza tym niedługo będę musiała spadać. Scarlett jest u Judy i trzeba ją odebrać. - odgarnęłam włosy.

- Ooo, przyjedziecie z młodą w odwiedziny do wujcia Slasha? - zapytał Saul.

- W sumie nie głupi pomysł. - uśmiechnęłam się. - W takim razie, co powiecie na lekką zmianę planów? Ja pojadę po małą, a wy zrobicie śniadanie? - spojrzałam wyczekująco na chłopaków.

- Mmm, no nie wiem. - jęknął Slash. - Będę musiał wstać, a poza tym nie jestem najlepszym kucharzem.

- Poradzicie sobie. - przewróciłam oczami. - Jeśli będzie wam to szło mozolnie, zawsze możecie poprosić Marry o pomoc. - powiedziałam. - A tymczasem drodzy Panowie, uciekam. Przyjadę za godzinę, góra dwie - mruknęłam i nie czekając na jakiekolwiek pożegnanie opuściłam sypialnie Michaela.

Będąc na korytarzu, poprawiłam nieco swój wygląd. Palcami przeczesałam moje długie, blond włosy, a rozmyty tusz pod oczami zmyłam kawałkiem chusteczki. Kiedy wyglądałam już w miarę reprezentacyjnie, wyszłam z domu i od razu skierowałam się w stronę mojego ukochanego, czarnego autka. Wsiadłam do niego, a następnie przekręciłam kluczyk w stacyjce. Ruszyłam.

Jadąc uliczkami Los Angeles, cały czas rozmyślałam o ostatnich wydarzeniach. Nadal nie rozumiałam dlaczego Ci ludzie tak bardzo chcieli zniszczyć Michaelowi życie. Znaczy, znałam powód...w końcu cały czas rozchodziło się o kasę, jednak kompletnie nie mogłam pojąć do czego byli zdolni, aby zaspokoić swoje rządzę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że poprzez ich fałszywe oskarżenia, do więzienia mógł pójść niewinny człowiek, a oni wzbogaciliby się na cudzej krzywdzie. Bałam się o losy Michaela, bo w końcu zostały postawione mu solidne zarzuty. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby mu pomóc, dlatego postanowiłam udać się o poradę do Josha.

- Hej, co tak wcześnie? - zapytała zaspana Charlotte, kiedy otworzyła mi drzwi. Pojechałam do niej od razu po odebraniu Scarlett. Nie chciałam tracić ani chwili, bo nie było na to czasu.

- Muszę porozmawiać z Joshem. - mruknęłam, wchodząc do mieszkania. - Jest w domu?

- Jest i chyba domyślam się o co chodzi. - powiedziała. - Jak tam Mike? Trzyma się jakoś? - skrzyżowała ręce na piersi.

- Jakoś tak, ale...- westchnęłam. - Nie będę ukrywać, że bardzo ciężko to znosi.

- Nie mogę uwierzyć jakimi świniami są rodzice tego dzieciaka. - prychnęła. - Chcą wsadzić niewinnego człowieka, tylko dlatego że zachciało się im bogactwa. - dodała.

- Nawet nic nie mów. - pokręciłam głową i spuściłam wzrok.

Charlotte spojrzała na mnie ze skruchą w oczach.

- Zawołam Josha. - poklepała mnie po ramieniu i zniknęła w swojej sypialni.

Udałam się do kuchni, gdzie usiadłam razem ze Scarlett na jednym z krzeseł. Nie czekałyśmy zbyt długo na przybycie partnera mojej przyjaciółki, z czego bardzo się ucieszyłam, bo cisza i to co panowało w mojej głowie dosłownie mnie zabijało. Tamtego dnia Josh dał mi kilka rad, które były bardzo istotne w sprawie pomiędzy Michaelem a rodzicami tamtego chłopca. Nie będę wchodzić tu w szczegóły, bo nie chcę zanudzać was tymi wszystkimi prawnymi duperelami, które i tak są w większości niezrozumiałe. Umówiliśmy się , że Josh jeszcze tego samego dnia przyjedzie do Neverlandu i porozmawia z Michaelem. Cieszyłam się, że zgodził się nam pomóc. Byłam mu ogromnie wdzięczna.

Po krótkich, jednak bardzo pomocnych odwiedzinach w domu Charlotte, postanowiłam pojechać do domu, aby przebrać siebie oraz Scarlett w świeże ubrania. Chciałam również porozmawiać chwilę z Jordanem, z którym nie widziałam się od wczoraj i opowiedzieć mu o wszystkim czego się dowiedziałam.

Kiedy tylko przekroczyłam próg naszego mieszkania, od razu poczułam że coś jest nie tak. Wszędzie panowała przerażająca cisza, a w powietrzu unosiła się woń dymu papierosowego. Postawiłam na ziemi Scarlett, a ta od razu pobiegła do salonu.

- Jordan! - krzyknęła.

- Hej, maleńka. - usłyszałam głos swojego partnera, który nie wydawał się być jakoś specjalnie zadowolony.

Odwiesiłam na wieszak swój beżowy płaszcz, po czym powolnym krokiem ruszyłam w stronę dużego pokoju. Już na wejściu napotkałam się na piorunujący wzrok Jordana, który dosłownie przeszył mnie na wylot. Doskonale wiedziałam, że jest na mnie wściekły i że prawdopodobnie za chwile dojdzie do sprzeczki.

- Cześć. - mruknęłam i cmoknęłam go w usta. - Jak tam w pracy?

- Jak tam w pracy? - uniósł brwi do góry. - W pracy świetnie, a jak noc u Jacksona? - zapytał, zaciągając się papierosem.

- Przestań. - westchnęłam. - I nie pal w domu. Tutaj jest dziecko. - podeszłam i zabrałam mu fajkę, którą natychmiastowo odgasiłam.

- Ja nie przestane, Annie. - warknął. - Nie podoba mi się, że u niego nocujesz.

- Daj spokój, przecież nic złego nie zrobiłam.

- Jak to nic złego nie zrobiłaś? Wiesz jak ja się czuję ze świadomością, że moja kobieta spędza całą noc w domu swojego byłego narzeczonego?! - podniósł głos.

- Nie drzyj się przy Scarlett. - wycedziłam.

- Jak chcesz. - powiedział, po czym chwycił za pilota od telewizora i włączył ulubioną bajkę małej. Następnie złapał mnie za dłoń i niemalże na siłę zaciągnął do kuchni. - Teraz mi możesz jakoś to wszystko wytłumaczyć?

- Jordan, doskonale wiesz, że Michael potrzebuje wsparcia i...

- A przepraszam, on nie ma żony?! - przerwał mi. - To chyba ona powinna być teraz przy nim, a nie ty! - podszedł do okna.

- Lisa go zostawiła, kiedy dowiedziała się o tym wszystkim!

- I co? Dlatego ty musiałaś lecieć i pocieszać biednego Jacksona?! - krzyknął. - Już zapomniałaś ile przez niego ryczałaś?!

- Nie zapomniałam! - podeszłam bliżej. - Ale to ojciec mojej córki i nic tego nie zmieni, rozumiesz?! Już do końca życia będziemy rodziną, a rodzina powinna się wspierać jakbyś nie wiedział!

- A co ze mną?! - wplątał palce w swoje włosy. - Ja już się nie liczę?! Teraz jak już nie ma Lisy, znów zaczniesz do niego lgnąc, a ja pójdę w odstawkę?!

- Przestań pieprzyć bzdury. - warknęłam. - Doskonale wiesz, że tak nie będzie. - przekręciłam oczami. - To Ciebie kocham i to z tobą jestem. Rozdział z Michaelem jest już zamknięty. - dodałam.

- To po cholerę u niego spałaś?!

- Bo jest załamany! - wrzasnęłam. - Poza tym, co ty sobie w ogóle w tym blond łbie uroiłeś, co?! Przecież byłam tam tylko po to, aby z nim porozmawiać! Do niczego między nami nie doszło! Dodałam mu trochę otuchy i tyle! Nie dotknęliśmy się, a tym bardziej nie spaliśmy w jednym łóżku! - skłamałam, ale co mogłam innego zrobić? Gdyby Jordan dowiedział się, że tamtej nocy dzieliłam sypialnie z Michaelem, prawdopodobnie obraziłby się na śmierć, bądź co gorsza, zostawiłby mnie. Tego nie chciałam. Nie chciałam ponownie czuć się samotna i niekochana. Jeszcze jakiś czas temu powiedziałabym, że moje uczucia co do Jordana są nikłe, a nasz związek stoi pod jednym, wielkim znakiem zapytania, jednak teraz, po upływie takiego czasu, śmiało mogę przyznać, że pokochałam go całym sercem, pomimo tego, że w w mojej głowie wciąż siedział Mike. To on mnie wspierał, dbał o mnie i pomagał zaleczyć rany pozostawione po przykrych wydarzeniach z poprzednich miesięcy. Jordan stał się dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie i bardzo go kochałam, dlatego nie chciałam go stracić.

- To Cię nie usprawiedliwia. - powiedział.

- Wiesz co? Nie chce mi się z tobą dłużej gadać. - prychnęłam, wychodząc z kuchni.

- No tak, najlepiej uniknąć tematu! - krzyknął za mną.

Nie odezwałam się więcej.

Poszłam do sypialni, gdzie zmieniłam swoje wczorajsze ubrania na te czyste, po czym wstąpiłam do łazienki. Tam umyłam twarz, wyszorowałam zęby i rozczesałam porządnie włosy. Na koniec nałożyłam delikatny makijaż i od razu poczułam się jak nowo narodzona.

Po wykonanej toaletce, zajęłam się Scarlett, którą wykąpałam i również przebrałam. Wszystko poszło mi dość sprawnie, jednak kiedy poszłam do kuchni w celu przygotowania czegoś do jedzenia, natknęłam się na zrzędliwego Jordana, który musiał zdenerwować mnie jeszcze bardziej.

- Co? Nie idziesz dzisiaj do swojego chłopaka? - zapytał.

- Przestań, dobrze? - spojrzałam na niego z politowaniem, wyjmując z szafki herbatę.

- Dlaczego mam przestać? - oparł się o blat. - Przecież tak lubisz spędzać z nim czas.

- Nie zachowuj się jak dziecko. - warknęłam.

- Ja się nie zachowuję jak dziecko, tylko pytam kiedy znów odwiedzisz swoją największą miłość.

Tego było już za wiele. Rzuciłam pudełkiem i dosłownie wyparowałam z kuchni. Wzięłam na ręce Scarlett, uprzednio chwytając za nasze kurtki i wyszłam z domu. Rozumiałam, że Jordan był zazdrosny i w sumie miał do tego prawo, ale nie musiał zachowywać się tak bezczelnie wobec mnie. Byłam wściekła, a ciśnienie podskoczyło mi do maksimum.

Wyszłam z budynku i od razu wsiadłam do samochodu. Bez zastanowienia udałam się w stronę Neverlandu. W końcu obiecałam chłopakom, że przywiozę Scarlett.

Na miejscu byłam jakieś dwadzieścia pięć minut później. Opuściłam auto i razem ze Scarlett, pewnym krokiem podeszłyśmy do drzwi, które po chwili otworzyła nam poirytowana Marry.

- Dobrze, że jesteś. - powiedziała na wejściu.

- Co się stało? - zapytała, obawiając się najgorszego.

- Jak to co się stało? Michael się upił. -pokręciła głową.

- Upił się? - zmarszczyłam brwi. Marry skinęła głową. - Coś czuję, że Slash maczał w tym swoje brudne paluchy. - westchnęłam, ściągając kurtkę małej.

- Ej, bez takich. - odezwał się o dziwo trzeźwy Hudson. - Nie mam z tym nic wspólnego. - skrzyżował ręce.

- To prawda. - powiedziała Marry. -Saul pomagał mi robić naleśniki. Michael powiedział, że za chwilę do nas dołączy, tylko weźmie szybką kąpiel. Wyszło tak, że nie było go półtora godziny, a Slash znalazł go kompletnie zalanego w salonie.

- Zaraz sobie z nim porozmawiam. - mruknęłam. - Zwrócicie uwagę na Scarlett? - zapytałam.

- No pewnie! - uśmiechnął się Slash. - Chodź do mnie, mała Guendolinko. - wziął ją na ręce.

- Wuuujek, a dlaczego masz takie wielkie włosy? - zapytała, bawiąc się swoją bluzeczką.

- A trwałą sobie pierdolnęłem.

- Słownictwo, Hudson. - warknęłam.

- Pier..Pieroln...Ciooo? - mała spojrzała na nas zdezorientowana.

- Nic skarbie, nie słuchaj wujka. - powiedziała Marry.

Pokręciłam głową i udałam się do salonu, gdzie siedział Michael. Obok niego stała butelka wódki i kilka puszek po piwie. Sam wyglądał jak siedem, pijanych nieszczęść, co nie wróżyło nic dobrego. Westchnęłam i usiadłam na przeciwko niego.

- O mała, już jesteś. - wymamrotał.

- Jestem. - mruknęłam. - Chwile mnie nie było, a ty musiałeś już narozrabiać? - zapytałam.

- Przepraszam...

- Mnie nie przepraszaj, to ty będziesz się męczyć z kacem, a nie ja. - wzruszyłam ramionami. - Tylko mam nadzieje, że masz świadomość, że poprzez alkohol nie uciekniesz od problemów, prawda?

- Tak, wiem...- westchnął.

- Obiecaj mi, że już więcej się nie upijesz. - powiedziałam.

Michael milczał. Wpatrywał się we mnie nieobecnym i przybitym wzrokiem. Wydawałoby się, że myśli nad odpowiedzią, jednak tutaj nie było nad czym myśleć. Mike musiał mi to obiecać. Alkohol to żadne rozwiązanie.

- Halo, Jackson. - pomachałam mu dłonią przed oczami. - Zawiesiłeś się czy jak? Masz mi to obiecać, rozumiesz? - przybliżyłam się do niego.

- Obiecuje...- szepnął.

- Nie słyszę.

- Obiecuję. - powiedział nieco głośniej.

- No. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Dzisiaj wpadnie Josh. Udzieli Ci kilku porad. - poklepałam go po dłoni.

- Nie musiałaś go fatygować. Przecież mam prawnika. - oblizał usta, po czym przeleciał cały stół w poszukiwaniu czegoś do picia.

- Wiedzy nigdy  za wiele. - podałam mu butelkę z wodą. - A teraz proszę się ogarnąć i przyjść do kuchni, bo twoja córeczka już czeka. - rzuciłam i wyszłam z salonu.

Czułam jak Michael odprowadza mnie wzrokiem po same drzwi, jednak postanowiłam sobie nic z tego nie robić. W końcu tylko się przyjaźniliśmy, a ja miałam chłopaka. Boże, sama nie wierzę w to co mówię. Spędziłam z nim całą noc i to w jednym łóżku, a pieprze bzdury, że "nic sobie z tego nie robię" i że "tylko się przyjaźnimy". Czasem sama siebie nie rozumiem.

Powolnym krokiem weszłam do kuchni, gdzie siedziała już cała reszta wesołej rodzinki. Slash trzymał na kolanach małą i karmił ją pokrojonym naleśnikiem z dżemem. Był to naprawdę fantastyczny widok. Gitarzysta bardzo lubił Scarlett i za każdym razem był pierwszy do zabawy, bądź pilnowania jej. Wbrew pozorom Saul miał bardzo dobre podejście do dzieci i było mu z nimi do twarzy. Nic tylko czekać, aż sam zacznie przyjeżdżać z małymi Hudsonami do Neverlandu.

- Zjesz naleśnika? - zapytała Marry.

- Bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się. - Umieram z głodu. - wyciągnęłam talerz z szafki.

- Nie umieraj, kto nam będzie tę małpę ogarniać? - mruknął Slash, nabijając na widelec kolejny kawałek placka.

- Dzień Dobry. - powiedział Michael, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

- Tata! - krzyknęła Scarlett, zrywając się z nóg swojego wujka. Michael na widok małej momentalnie się rozpromienił i wziął ją w swoje ramiona. - Fuuuj, tata śmierdzisz.

Wszyscy parsknęli śmiechem.

- Przepraszam skarbie. - zaśmiał się. - To się już nie powtórzy. - ucałował ją w główkę.

- A tata, a wiesz cooo? Ostatnio Pani niania...- i zaczęła opowiadać swoje niesamowite historie, które dało się słuchać godzinami. Mała miała tylko dwa lata, a była taką gadułą jakiej świat jeszcze nie widział. Potrafiła z łatwością przegadać niejednego dorosłego, dzięki czemu większość świeżo poznanych osób brało ją za starszą. No cóż, paplaninę bez dwóch zdań odziedziczyła po swoim ojcu.

Reszta dnia minęła dosyć spokojnie. Po godzinie szesnastej przyjechał Josh. Nie ma co ukrywać, że jego rozmowa z Michaelem trwała dość długo, jednak mimo wszystko cieszyłam się, że bez niczego zgodził się udzielić kilku porad. Wiecie, dobrze było przyjaźnić się z adwokatem. Przynajmniej mogliśmy być świadomi większości praw i przepisów, co niesamowicie ułatwiało sprawę.Byłam bardzo wdzięczna za pomoc, którą udzielił Michaelowi w tamtym okresie czasu. Pokazał, że zawsze możemy na niego liczyć.

Był już późny wieczór, kiedy zdecydowałam, że pora wracać do domu. Ubrałam małą, po czym pożegnałam się z Marry. Już miałam wychodzić, kiedy to usłyszałam wołanie Slasha.

- Hej Rosie, podrzucisz mnie na chatę?

- Musisz mówić na mnie Rosie? - zapytałam.

- Muszę. Nie moja wina, że masz tak samo na nazwisko jak ta ruda szczota z zespołu. - włożył ręce do kieszeni. - To jak?

- Podwiozę Cię. - uśmiechnęłam się.

- Już jedziecie? - na schodach pojawił się Mike, który jeszcze do tej pory drzemał w swoim gabinecie. Biedak po spotkaniu z Joshem usnął na kanapie i żadne z nas nie miało serca go budzić.

- Już późno, więc...

- Odprowadzę was do auta. - uśmiechnął się delikatnie.

Wszyscy ruszyliśmy na zewnątrz. Slash wziął małą, po czym wsadził ją w fotelik i przypiął pasami. Na szybko pożegnał się z Michaelem, zapewniając że wpadnie kolejnego dnia i wsiadł do auta. Zostaliśmy sami.

- Musicie jechać? - zapytał Mike.

- Musimy. - powiedziałam. - Jordan pewnie na nas czeka. - dodałam.

- Jordan...- spojrzał gdzieś w bok, poirytowany.

- Wiem, że go nie lubisz, ale to mój facet.

- Niestety wiem. - westchnął. - Nawet nie wiesz ile bym dał, żeby mieć was tutaj na wyłączność...

- Przestań...

- Ale to prawda. - skierował swój wzrok na mnie. - Tęsknie za wami i każdego dnia żałuje, że wtedy pozwoliłem wam odejść...- podszedł bliżej.

- Co się stało to się nie odstanie...- mruknąłem, po czym spojrzałam na swoje buty. - Teraz naprawdę już czas na nas...

- Odwiedzicie mnie jeszcze? - zapytał z nadzieją w głosie.

- No pewnie. - uśmiechnęłam się. - Tymczasem trzymaj się i myśl pozytywnie.

- Jasne...

- I nie waż się tknął alkoholu, bo Ci nogi z tej chudej dupy powyrywam.

- Chciałaś powiedzieć z tej chudej, seksownej dupy. - poprawił mnie.

- Debil. - zaśmiałam się.

- I tak wiem, że na mnie lecisz. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

Ponownie się zaśmiałam i wtuliłam w jego tors. Po chwili skierowałam się do auta, po czym wsiadłam na miejsce kierowcy. Wszyscy pomachaliśmy Michaelowi na pożegnanie i ruszyliśmy w drogę.

- Wy jesteście pojebani. - powiedział nagle Slash.

- O co Ci chodzi? - spojrzałam na niego.

- Kochacie się a i tak wolicie się męczyć osobno. - przewrócił oczami.

- Slash...to że się kochamy to już nic nie znaczy...

- Jak to nic nie znaczy? Od kiedy jebana miłość nic nie znaczy? - zapytał.

- Nie klnij przy małej. - warknęłam.

- Młoda śpi, a ty nie zmieniaj tematu. - wskazał na mnie palcem.

- Nie zmieniam tematu. - westchnęłam. - Poza tym, co to za wąty? I od kiedy zrobiłeś się taki ckliwy jeśli chodzi o uczucia? - zmarszczyłam brwi.

- Odkąd się was naoglądałem. - powiedział. - Nigdy w życiu nie widziałem bardziej popapranej relacji niż wasza.

- Nasza relacja nie jest popaprana. - mruknęłam.

- Jak nie? Kochacie się, nienawidzicie, kłócicie, potem przychodzicie do siebie, śpicie razem, może się jeszcze jebaliście, ale nie chcecie się mi przyznać. - spojrzał na mnie. - A do tego próbujecie nawzajem sobie udowodnić jak to wam się dobrze wiedzie bez siebie, spotykając się z jakimiś przydupasami. - wyciągnął paczkę fajek.

- Myślałam, że lubisz Jordana. - powiedziałam.

- Słuchaj, ten twój Jerry to mi koło dupy lata. - wsadził papierosa do ust. - Ale Jackson go nie lubi, a z racji tego, że jest moim przyjacielem, ja też do niego sympatią nie pałam. - dodał.

- No tak, solidarność plemników. - pokręciłam głową.

- Właśnie kurwa, właśnie. - zapalił fajkę. - Wiem, że jest dla Ciebie dobry, ale twoje miejsce jest przy Michaelu. Doskonale o tym wiesz.

Nie odezwałam się więcej. Slash miał we wszystkim rację i zdawałam sobie z tego sprawę, jednak nie chciałam do siebie tego dopuścić. W ciszy zaparkowałam auto pod domem przyjaciela. Pożegnaliśmy się, po czym natychmiastowo udałam się do domu. Byłam zmęczona tym dniem i jedyne o czym marzyłam to długa kąpiel.

Wchodząc do mieszkania, od razu udałam się do pokoju Scarlett, gdzie położyłam ją do łóżeczka. Po cichu wyszłam z jej królestwa i poszłam do łazienki. Odkręciłam kurek, a do wanny zaczęła lecieć czysta, gorąca woda. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i związałam włosy w wysoki kok, po czym wskoczyłam do wanny, zanurzając swoje ciało w śnieżnobiałej pianie.

Byłam na maksa zrelaksowana. Nie obchodziło mnie nic. Rozkoszowała się gorącą wodą i przyjemnymi zapachami, który dostarczał mi mój ukochany olejek o zapachu jaśminu. Potrzebowałam tego wszystkiego.

Kąpiel sprawiła, że kompletnie się wyłączyłam. Byłam w swoim świecie, do którego nikt nie miał dostępu. Szkoda tylko, że po otworzeniu oczu zderzyłam się z okrutną rzeczywistością i o mało co nie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam kucającego przy wannie Jordana. Wiecie, nie chodziło, że wyglądał źle, bo tak nie było, ale o to że kompletnie nie słyszałam jak wchodził i cały czas żyłam w przekonaniu, że jestem w tej łazience sama.

- O matko. - zakryłam twarz dłońmi.

- Z tego co wiem to twoją matką nie jestem. - zaśmiał się. - Ale mogę być kim innym jeśli tylko chcesz. - uśmiechnął się jednoznacznie.

- Zabawne. - przekręciłam oczami. Wciąż byłam na niego zła za te wywody w kuchni. Nawet jego piękne, maślane oczy nie robiły na mnie wrażenia.

- Przepraszam za to jak się zachowałem rano. - zaczął jeździć palcem po moim kolanie. - Nie powinienem się tak wybuchać, nawet jeśli byłem cholernie zazdrosny...

- Jordan, ja naprawdę nic z nim nie robiłam. - spojrzałam na niego. - Musisz mi zaufać. - dotknęłam jego dłoni.

- Wiem i naprawdę Ci ufam, tylko...postaw się w mojej sytuacji. - mruknął. - Zakładam, że też byś się wkurzyła, gdybym nocował u swojej byłej...

- No..racja. - westchnęłam. - Ja też przepraszam i obiecuje, że to był ostatni raz, kiedy nocowałam w Neverlandzie. - spojrzałam na niego.

Jordan pokiwał głową.

- Kocham Cię. - cmoknął mnie w usta, uśmiechnięty.

- A ja Ciebie. - zagryzłam wargę. - Dlaczego się nie przebrałeś? - zapytałam, zauważając, że ma na sobie te same ubrania, w który wrócił z pracy.

- W sumie...zapomniałem. - zaśmiał się lekko.

- Powinieneś się wykąpać po pracy, nie uważasz? - pokręciłam głową.

- Masz absolutną rację, kochanie. - powiedział, po czym wstał i zaczął się rozbierać. - Rób mi miejsce.

- Ej, a kto powiedział, że Ci pozwalam wtryniać się w moją kąpiel relaksacyjną, hm? - zmarszczyłam czoło.

- Uwierz, że umilę Ci tą kąpiel bardziej niż te twoje mazidła. - wskazał na moje olejki, po czym wskoczył do wanny.

- Nie obrażaj, dobrze? Nie obrażaj.

- Cicho, dawaj buziaka. - uśmiechnął się, po czym zatopił się w moich wargach.

Jordan miał rację, był idealnym umilaczem kąpieli.





No i jest rozdział trzydziesty!

Jak wrażenia? Co sądzicie o kłótni Jordana i Annie? Ja osobiście uważam, że chłopak miał się o co wkurzyć XD

Powiem wam, że pisząc ten rozdział załapałam jakiegoś laga mózgu i zdarzało się, że nie mogłam złożyć normalnego zdania XD To chyba uroki przemęczenia, nie wiem XD

Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro