|027|
Kolejnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i nałożyłam na siebie mój ulubiony, satynowy szlafrok. Przeczesałam włosy palcami, po czym udałam się, aby zobaczy kogo to przywiało o tej porze. Nacisnęłam na klamkę i pociągnęłam do siebie drzwi, a moim oczom ukazała się Christina. Jeśli mam być szczera, nie za bardzo ucieszyłam się na jej widok. Po raz kolejny przeżyłam ciężką noc i udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Byłam dosłownie padnięta i potrzebowałam snu, a nie pogaduszek.
- Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytałam, wpuszczając ją do środka.
- Przyszłam zobaczyć jak mieszkasz. - mruknęła, rozglądając się po mieszkaniu.
- O siódmej rano? - uniosłam jedną brew, na co przyjaciółka wzruszyła ramionami. Pokręciłam zrezygnowana głową, po czym udałam się do kuchni. Od razu chwyciłam za czajnik i napełniłam go wodą. W końcu, skoro już wstałam tak wcześnie to wypadałoby napić się zielonej herbaty.
- Co pijesz? - spojrzałam na nią.
- Co? - zapytała zdezorientowana.
- Pytałam czego się napijesz...- mruknęłam, przyglądając się jej bladej buzi.
- A...Możesz zrobić jakąś mocną kawę...
- Okej...- Christina wydawała się być bardzo nieswoja. Wyraz jej twarzy był jakiś nieobecny i smutny. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy, tylko wtedy jeszcze nie byłam świadoma co.
- Skąd masz te kwiaty? - zapytała.
- Michael mi je wysłał. - westchnęłam, sypiąc kawę do kubka. Christina spojrzała na mnie zdziwiona.
- Zerwał z tobą i wysyła Ci prezenty? - rozsiadła się przy stole.
- Najwyraźniej. - zalałam kubki gorącą wodą.
- Powinnaś mu je odesłać z dopiskiem, żeby wsadził je sobie w dupę. - powiedziała.
- Nie przesadzaj. - postawiłam nasze napoje na stole.
- Błagam Cię dziewczyno. Odjebał maniane, spotykał albo wciąż się spotyka z tą całą Presley'ową a ty jeszcze mówisz "nie przesadzaj"? - spojrzała na mnie.
- Nie mogę drzeć z nim kotów. Jest ojcem mojej córki i ze względu na nią musimy utrzymywać dobre stosunki. - upiłam łyk herbaty.
- Ty po prostu jesteś za miękka, Annie. - powiedziała. - Gdyby mnie tak facet potraktował...- zaczęła się wymądrzać, jednak udało mi się wejść jej w zdanie.
- Ale Cię nie potraktował, więc daruj sobie te mądrości.
Christina spojrzała na mnie z pogardą.
- Może tak spokojniej, co? - zapytała wściekła.
No tak, jak mogłam przerwać jej niezwykłe wywody. To przecież niedopuszczalne.
- To przestań ingerować w moje życie. - zmarszczyłam brwi. - Te twoje gdybanie mi nic nie pomoże. - dodałam.
- Czemu ty taka jesteś co? - wstała.
- Jaka? - przyznam, że zaczynała mnie porządnie denerwować.
- Właśnie taka. Udajesz najmądrzejszą i nie widzisz niczego poza czubkiem własnego nosa. Nie lubisz krytyki, Annie.
- Co ty w ogóle wygadujesz? - spojrzałam na nią.
- Prawdę. - podparła się dłońmi o stół. - I powiem Ci więcej. Twój związek rozpadł się właśnie dlatego, że nikogo nie słuchasz i...
- Chyba się trochę zapędziłaś. - podniosłam się z krzesła.
- Nie sądzę. - skrzyżowała ręce na piersi. - Zrobiłaś się zarozumiałą zołzą. Nic dziwnego, że Michael tego nie wytrzymał.
- Wystarczy. -warknęłam. - Wyjdź. - wskazałam dłonią na drzwi.
Rudowłosa spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona. Widać było, że kompletnie nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony.
- Nie rozumiesz? Wyjdź Christina. - powtórzyłam.
- Jak chcesz. - prychnęła, chwyciła za kurtkę i wyszła z mieszkania.
Byłam dosłownie wściekła. Rozumiem, że była moją przyjaciółką, ale to nie upoważniało jej do wtrącania się w moją relację z Michaelem, a co więcej, do pouczania mnie i wytykania błędów. Doskonale wiedziałam, że również przyczyniłam się do rozpadu naszego związku i nie potrzebowałam opinii osoby trzeciej na ten temat.
Kiedy tylko wyszła, usiadłam przy stole i po raz kolejny się rozpłakałam. Miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie dość, że przeżywałam ciężkie chwile to jeszcze moja najlepsza przyjaciółka zachowywała się wobec mnie bardzo nieprzyjemnie. Liczyłam na choć trochę wsparcia, jednak jak widać, nie na każdym można polegać.
Około godziny dwunastej obudziła się Scarlett. Jej radosny uśmiech, którym mnie przywitała, sprawił, że mój humor automatycznie uległ polepszeniu. Wzięłam ją na ręce i wyściskałam z całych sił. Kochałam tą małą istotkę cały moim sercem i nie wiem jak radziłabym sobie bez niej. Była moim oczkiem w głowie.
Mała zaczęła się kręcić na prawo i lewo, wskazując rączką na okno. Uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam w kierunku szyby. Tego dnia pogoda dopisywała jak nigdy. Świeciło słońce i było dość ciepło jak na ten miesiąc. Stwierdziłam, że nie możemy zmarnować sobotniego popołudnia na siedzeniu domu.
- Zjemy i idziemy na spacer. Co ty na to, robaczku? - spojrzałam na moje maleństwo, które po raz kolejny posłało mi prześliczny uśmiech. Cmoknęłam ją w czółko i ruszyłam do kuchni, gdzie zabrałam się za przygotowanie posiłku.
Wszystko poszło mi dość sprawnie. Nie minęłam nawet godzina, a my byłyśmy gotowe do wyjścia. Wsadziłam Scarlett w wózek, po czym wyprowadziłam go z mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz, a następnie nacisnęłam przycisk od windy. Kiedy zjechałyśmy na sam dół, wyszłyśmy z bloku, po czym od razu skierowałyśmy się do jednego z pobliskich parków.
Spokojnym krokiem spacerowałyśmy między pięknym drzewami, ciesząc się urokami zimowej pogody. Szczerze mówiąc, byłam w tym miejscu po raz pierwszy i przyznam, że od początku bardzo mi się podobało. Trawniki były przepełnione dziećmi, które grały w piłkę, psami, bawiącymi się ze swoimi właścicielami, a na ławeczkach siedzieli ludzie, którzy albo czytali książki, albo rozmawiali. Wszystko to wyglądało jak żywcem wyjęte z amerykańskiego filmu.
Podążając parkowymi alejkami, moim oczom ukazał się niewielki plac zabaw z ogromną zjeżdżalnią, piaskownicą i kilkoma huśtawkami. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym udałam się w jego kierunku. "Zaparkowałam" pojazd mojego dziecka zaraz przy jednej z ławeczek, po czym wzięłam moją małą córeczkę na ręce. Poprawiłam jej czapeczkę i ruszyłam w stronę zjeżdżalni. Kiedy posadziłam Scarlett na samym szczycie ślizgawki, nie za bardzo wiedziała o co chodzi. Był to jej pierwszy raz na tego typu wynalazku. Jednak, kiedy tylko zjechała, w mojej asyście oczywiście, z jej buzi wydobył się odgłos zachwytu, który dało się słyszeć na końcu miasta.
- Fajnie? - zaśmiałam się. Mała zaczęła podskakiwać na siedząco, co oznaczało, że zjeżdżalnia była strzałem w dziesiątkę. Posadziłam ją ponownie na samej górze, po czym wykonała tę samą czynność co poprzednio. Zjechała raz, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty, piętnasty...W końcu nie chciała w ogóle zejść. Kiedy tylko próbowałam wziąć ją na ręce i przenieść na coś innego, natychmiastowo zaczęła popadać w histerie, nie pozwalając mi kompletnie na nic. Była dosłownie taka sama jak jej tatuś.
- Jeszcze nie ma dość? - zapytał jakiś męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego blondyna o pięknych, szarych oczach. Miałam wrażenie, że już gdzieś go widziałam, jednak nie miałam pojęcia gdzie.
- Jak widać. - zaśmiałam się delikatnie. - Zjeżdża już tak z piętnaście minut i wygląda na to, że szybko nie przestanie. - dodałam.
- Mały uparciuszek z Ciebie, co? - powiedział do małej, na co ta schowała buzię w swoje drobne rączki. - Jaka słodka. - uśmiechnął się.
- Nie mogę się nie zgodzić. - poszłam w jego ślady.
- Jordan. - podał mi rękę.
Uśmiechnęłam się i chwyciłam za jego dłoń.
- Miło mi, A...
- Annie, wiem. - zaśmiał się delikatnie. - Kilka lat temu byłaś moją pacjentką. Poza tym, oglądam telewizję. - puścił mi oczko. - Ale spokojnie, nie robiłem wam zdjęć z ukrycia. - zaśmiał się.
- Całe szczęście. - mruknęłam. - Byłam twoją pacjentką? - zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie ową sytuację.
- Tak, byłem twoim lekarzem prowadzącym, kiedy miałaś wypadek samochodowy. - wyjaśnił.
- A, już pamiętam. - pokiwałam głową. - Cud, że mnie poznałeś.
- Wiesz, takich pacjentów się nie zapomina. - uśmiechnął się. - W końcu jesteś dziewczyną Michaela Jacksona.
- Byłam. - mruknęłam.
- A...rozumiem...- pomasował się po karku. - Wybacz.
- W porządku. - posłałam mu wymuszony uśmiech. - Jesteś tutaj sam? - zapytałam, jednocześnie zmieniając temat.
- Nie do końca. Widzisz tego małego urwisa, który wyrywa garściami trawę? - wskazał na małą, umorusaną blondynkę. Pokiwałam twierdząco głową. - To właśnie jej towarzyszę.
- Córka? - spojrzałam na niego.
- Nie, siostrzenica. - uśmiechnął się. - Nie mieli jej z kim zostawić, a ja mam dziś wolne, więc postanowiłem wesprzeć rodzinkę w potrzebie. - zaśmiał się delikatnie.
- To ładnie z twojej strony. - powiedziałam, na co Jordan skinął głową.
- Co powiesz na wspólną kawę? - zapytał nagle. - Gwarantuje świetną rozmowę, wyborne żarty i doborowe towarzystwo.
- Ale...że tak teraz? - spojrzałam na niego.
- Teraz.
Zamilkłam.
- Jeśli nie chcesz to...
- W sumie...- podrapałam się za uchem. - Kawy nie pijam, ale herbatę bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się lekko.
- Świetnie, w takim razie herbata. - klasnął w dłonie. - Chodźmy.
Szczerze mówiąc, trochę się zawahałam zgadzając się na to spotkanie. Cały czas czułam się tak, jakbym robiła coś źle. Po mojej głowie ciągle chodził Michael i odnosiłam wrażenie, że zachowuje się jak ostatnia latawica umawiając się z Jordanem. Wiecie, niby był to zwykły, nic nie znaczący wypad na herbatę, jednak w głębi duszy czułam się jakbym zdradzała Mike'a, mimo że miałam świadomość, że tak nie jest. W końcu już nie byliśmy razem. Próbowałam wmawiać sobie, że to tylko jednorazowe wyjście i że wszystko jest w najlepszym porządku.
Jeśli chodzi o samo spotkanie, to muszę przyznać, że lepiej być nie mogło. Jordan okazał się być przemiłym i inteligentnym facetem. Mieliśmy masę wspólnych tematów i identyczne poczucie humoru. Bardzo miło mi się z nim rozmawiało, przez co spędziliśmy w tej kawiarni dobre dwie godziny. Na samym końcu wymieniliśmy się numerami telefonu, w wypadku gdybyśmy chcieli się ze sobą skontaktować. Nie chcę żebyście teraz pomyśleli, że liczyłam na coś więcej z jego strony. Nie. Bardzo dobrze spędzało mi się z nim czas, przez co chciałam utrzymać z nim kontakt. Wiecie, zwykłe koleżeńskie relacje, nic więcej. W końcu to chyba nic złego, prawda?
Minął tydzień, a moje relacje z Christiną były wciąż bardzo chłodne. Cały czas doskonale pamiętałam naszą kłótnie, gdzie padło kilka słów za dużo. Nie czułam się winna, dlatego też nie miałam zamiaru pierwsza wyciągnąć dłoni ku zgodzie. Wiedziałam, że Christina chciała, aby wszystko powróciło do normy, jednak przez jej charakterek nie umiała podejść i wyjaśnić sprawy. Było tak aż do tego wieczoru.
Tego dnia sprzątałam halę. Musiałam ogarnąć cały bałagan, który zrobiliśmy razem z dzieciakami, podczas dzisiejszych zajęć. Była godzina dziewiętnasta, a ja byłam już bardzo zmęczona. Chciałam jak najszybciej jechać do domu, aby zwolnić do domu opiekunkę i zobaczyć się z moją córeczką, za którą swoją drogą bardzo tęskniłam.
- Może Ci pomóc? - zapytała Christina, która pojawiła się w drzwiach.
- Nie trzeba. - odparłam chłodno. - Idź lepiej do Charlie albo Judy.
- Dziewczyny już pojechały.- weszła wgłąb sali.
- Mhm. - mruknęłam, nawet na nią nie patrząc.
- Annie...- zaczęła. - Nie chcę, żeby nasze relacje tak wyglądały. - powiedziała.
- To nie ja do tego doprowadziłam. - chwyciłam za karton.
- Wiem, to wszystko moja wina. - podrapała się za uchem. - Wcale nie uważam, że jesteś zapatrzoną w siebie zołzą. Przepraszam...
- Christina, ja sobie po prostu nie życzę wtrącania się w stosunki pomiędzy mną a Michaelem, jasne? - spojrzałam na nią.
- Jasne. - pokiwała głową. - Obiecuje, że to był ostatni raz. Mam trochę problemów i wyładowałam całą złość na tobie...Jeszcze raz przepraszam...
- Jakie masz problemy?
- Daj spokój. - westchnęła i usiadła na parapecie.
- No mów. - podeszłam bliżej.
Christina wzięła głęboki wdech i przetarła twarz dłońmi.
- Kojarzysz mojego sąsiada? Tego bogatego maklera, co mieszka tuż pode mną.
- Chyba tak. Co z nim? - spoczęłam obok niej.
- Przespałam się z nim...
- I to jest ten problem? - szczerze, jej słowa mnie w ogóle nie zdziwiły. Christina co tydzień spała z innym facetem, więc byłam przyzwyczajona do tego typu sytuacji z jej strony.
- Problemem jest to, że przyłapała nas jego żona...- westchnęła. - No i chce mnie zniszczyć...
- Jak to?
- Tak to. Szmacisko uwzięło się na mnie do tego stopnia, że poszła do faceta, u którego wynajmuję mieszkanie i nagadała mu jakiś bzdur. - mruknęła.
- Jakich bzdur? - zmarszczyłam brwi.
- Że niby sprowadzam jakiś fagasów codziennie, że robię imprezy i zakłócam spokój...- oparła się o okno. - Koniec końców jest taki, że muszę wynieść się z tego jebanego mieszkania do końca tygodnia i dodatkowo zapłacić za wymianę drzwi i dzwonka, które zniszczyła.
- Masz się gdzie zatrzymać? - zapytałam.
- Mam. - spojrzała na mnie. - Dogadałam się z rodzicami. Powiedziałam im, że właściciel potrzebował tego mieszkania dla kogoś z jego rodziny i dlatego dostałam wymówienie. Na szczęście uwierzyli.
- Tyle dobrze...
- No tak. Obawiam się tylko, że nie pozbędę się jej tak szybko. - zagryzła nerwowo wargę.
- A czy takie zachowania nie są karalne? Ona Cię w końcu prześladuje...
- Nie mam pojęcia, Annie. - zeszła z parapetu.
- Pojedź jutro do Josha i poradź się go w tej sprawie. - powiedziałam.- Może da się to jakoś rozwiązać.
- Pojadę. - pokiwała głową. - Może mi się to przyda, bo cholera wie na co jeszcze ją stać. - odgarnęła włosy.
- Uważaj na siebie. - podeszłam do niej. - I pomyśl czy aby na pewno warto żyć takim życiem...Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem...- westchnęła. - Zmywam się. Padam na twarz. Poradzisz sobie? - rozejrzała się po sali.
- Pewnie. - uśmiechnęłam się lekko. - Wyśpij się porządnie, bo wyglądasz jak wrak człowieka.
- No dzięki kurwa. - zaśmiała się. - Jeszcze raz przepraszam. - przytuliła mnie.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się, gładząc jej plecy.
To było wiadome, że prędzej czy później ekscesy Christiny sięgną zenitu i będzie miała z tego powodu duże kłopoty. Nie miałam pojęcia jak dalej potoczy się sprawa z żoną tego maklera, jednak wiedziałam, że moja przyjaciółka musi bardzo na siebie uważać. Ta kobieta miała ogromną determinacje, aby pogrążyć Christinę i wydaje mi się, że zrobiłaby wiele, aby dopiąć swego. Miałam tylko nadzieje, że rudowłosa wyciągnie z tego wszystkiego solidną lekcję.
Niedługo po wyjściu Christiny, miałam kolejnego gościa. Kiedy skończyłam sprzątać salę, przeszłam do gabinetu, gdzie chciałam przejrzeć kilka papierów. Wtedy to drzwi od pokoju się otworzyły, a w nich staną sam Michael. Na jego widok cała zamarłam. Dosłownie. Miałam wrażenie, że serce przestało mi bić, a czas zatrzymał się w miejscu.
- Nie przeszkadzam? - zapytał.
- N-nie...- mruknęłam.
- Przywiozłem rzeczy Scarlett. - wskazał na reklamówkę z kilkoma drobiazgami, których zapomniałam zabrać z Neverlandu, kiedy mała była tam na weekend. - Przepraszam, że tak późno, ale niedawno wróciłem do domu i...
- Jasne, rozumiem. - wymusiłam uśmiech.
- Super...- poszedł w moje ślady. - A właśnie. Moja mama chciałaby zobaczyć się z małą. Miałabyś coś przeciwko, gdybym zabrał ją w środę? - zapytał.
- Nie ma problemu. - powiedziałam. - Odbierzesz ją od niani, bo ja niestety będę od rana w pracy. - dodałam.
- W porządku. - pokiwał głowę, kładąc rzeczy na krześle.
Nastała niezręczna cisza, która była przerywana odbijającym się o parapet deszczem. Michael przyglądał się mi uważnie. Nie miałam pojęcia czemu to robi, jednak poczułam się bardzo niekomfortowo. Spuściłam wzrok i podrapałam się za uchem. Moja twarz momentalnie zrobiła się czerwona, a ręce spociły mi się jak nigdy. Czułam się bardzo nieswojo.
- Dostałaś kwiaty? - zapytał po chwili.
- Tak...- mruknęłam. -Nie miałam okazji Ci nawet za nie podziękować. Więc...dziękuję. - spojrzałam na niego.
- Nie ma za co, Annie. - uśmiechnął się delikatnie. - Podobały Ci się chociaż?
- Tak, były piękne. - odgarnęłam włosy.
- W takim razie, bardzo się ciesze. - podszedł do mnie na niebezpieczną odległość. Automatycznie wlepiłam wzrok w podłogę. Poczułam jak ręka Mike'a chwyta za mój podbródek i unosi go ku górze, jednocześnie zmuszając mnie do spojrzenia na jego twarz.
- Nie musisz się peszyć. - powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. - Przeżyliśmy ze sobą tyle, że powinnaś czuć się ze mną tak swobodnie jak z nikim innym. - pogładził kciukiem mój policzek,
- No tak...- uśmiechnęłam się lekko.
Michael poszedł w moje ślady, po czym zagryzł delikatnie wargę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęsknie za tym uśmiechem. - powiedział, przyglądając się mi uważnie. - Brakuje mi Ciebie, Annie.
- Mi...Ciebie też. - mruknęłam.
Michael uśmiechnął się, po czym dokładnie zlustrował wzrokiem moją twarz. Po raz kolejny się speszyłam. Zaczął gładzić moją buzie palcem, skończywszy na przejechaniu kciukiem po wardze. Patrzałam jak zahipnotyzowana w jego piękne, brązowe oczy, nie mogąc oderwać się od nich nawet na moment. Tęskniłam za nim dzień w dzień, a teraz miałam go na wyciągnięcie ręki. Sama nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Mike zaczął powoli zbliżać swoje usta do moich. Nie minęła nawet chwila, a ja poczułam delikatne muśnięcie na moich wargach.
- Mogę? - zapytał, na co ja od razu pokiwałam głową.
Michael chwycił w dłonie moją twarz, po czym wpił się w moje usta bez jakichkolwiek zahamowań. Na początku całowaliśmy się dość delikatnie, jednak z sekundy na sekundy pożądanie pomiędzy nami zaczęło niebezpiecznie wzrastać, dzięki czemu zwiększyła się i namiętność naszego pocałunku. Czułam jak ręce Michaela zjeżdżają w dół, owijając się w okół mojej tali. Przyciągnął mnie do siebie, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję. Przysięgam, że chciałam, aby ten moment trwał wiecznie.Brakowało mi go tak bardzo, że w tamtej chwili byłam gotowa zrobić dla niego wszystko. Dosłownie. Tęskniłam za jego dotykiem, uśmiechem, zapachem...za wszystkim. Stojąc w jego objęciach i czując smak jego ust, ponownie poczułam się, że mam przy sobie mój cały świat. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mi go zabierał.
W pewnym momencie, Michael podniósł mnie do góry i usadził na dębowym biurku, które stało niemalże na środku gabinetu. Jedną dłonią gładził mnie po plecach, natomiast drugą błądził po udzie, wjeżdżając nią jednocześnie pod materiał od mojej sukienki. Oderwałam się delikatnie od jego ust i spojrzałam na jego rękę. Michael zaczął całować moją szyję i dekolt, przyprawiając mnie tym o dreszcze. Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie, co spotkało się z aprobatą ze strony Mike'a. Spojrzał na mnie z przygryzioną wargą, po czym chwycił za końcówkę mojej sukienki i pociągnął ją ku górze, ukazując jednocześnie całość moich nóg. Doskonale wiedziałam jak skończy się ten wieczór i choćbym nawet chciała, nie potrafiłabym powiedzieć stop. Wszystko zaszło za daleko.
Michael złapał za gumkę od moich rajstop, po czym zwinnie ściągnął je z mojego ciała i wyrzucił za siebie. Zagryzłam wagę, przyglądając się mu uważnie. Postanowiłam nie zostawać w tyle, więc pewnym ruchem chwyciłam za pasek od jego spodni i zaczęłam go odpinać. Poszło mi to dość sprawnie, ponieważ po chwili cała dolna część garderoby Mike'a była już odpięta i gotowa do ściągnięcia. Po raz kolejny połączyliśmy się w pocałunku. Czułam jak ręka Michaela wędruje ku dołu. Nie musiałam długo czekać, aby odczuć jak przejeżdża dłonią po mojej kobiecości, wywołując tym u mnie ciche mruknięcie. Uśmiechnął się zadziornie i pospiesznie ściągnął ze mnie zbędny materiał. Oczywiście nie pozostałam mu dłużna i zrobiłam to samo z jego spodniami i bokserkami. Mike szybko połączył nasze ciała w jedność. W tamtym momencie nie liczyło się dla nas nic poza nami. Nie myśleliśmy o tym co będzie później. Najważniejsza dla nas była właśnie ta chwila. Chwila, w której znów byliśmy razem. Tak jak kiedyś.
Kiedy było już po wszystkim, zaczęliśmy w ciszy nakładać na siebie ubrania. Ani ja, ani Michael nie mieliśmy odwagi się odezwać. Wszystko zabrnęło za daleko. W końcu mieliśmy dać sobie czas, a nie uprawiać seks na biurku w moim miejscu pracy. Doskonale wiedzieliśmy, że to nie tak miało wyglądać.
- To...chyba nie powinno mieć miejsca... - powiedział Michael.
- Chyba nie...- mruknęłam, poprawiając rajstopy.
- Najlepiej będzie...jak o tym zapomnimy...- pomasował się po karku.
- Masz rację...
- Pójdę już. - odwrócił się w stronę drzwi. - W środę będę po Scarlett. Cześć...- rzucił, po czym opuścił gabinet.
Zostałam sama.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Stwierdziłam, że nie będę przeglądać dziś żadnych papierów, bo i tak nie potrafiłabym się skupić.
Tak więc, ogarnęłam trochę swój wygląd, wsiadłam w auto i pojechałam do domu.
Do mojego dziecka.
Hejka :)
Nie sądziłam, że aż tak emocjonalnie podejdziecie do poprzedniego rozdziału. Wybaczcie, ale tak musiało być, no XD Nie może być cały czas cukierkowo XD
Tak a propos, to nie wspomniałam, że The Way You Make Me Feel osiągnęło ponad dwa tysiące odsłon! Chciałabym wam podziękować, że jesteście tu ze mną :) Mam najwspanialszych czytelników na całym świecie, przysięgam :)
Dobra, ale co powiecie o tym rozdziale? Spodziewaliście się takiej końcówki?
Dajcie znać!
Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro