Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|015|

Kolejnego dnia obudził mnie porządny ból głowy i suchość w ustach. Otworzyłam oczy, jednak równie szybko je przymknęłam, ponieważ światło, które wchodziło przez niezasłonięte okna natychmiast mnie oślepiło. Westchnęłam i delikatnie podniosłam się, opierając z tyłu na łokciach. 

Przeleciałam wzrokiem po pokoju. Wszędzie panował kompletny nieład. Nasza pościel i moje ubrania były porozrzucane po całej podłodze. Spaliśmy nakryci jedynie prześcieradłem, bez ani jednej poduszki pod głową. Spojrzałam na Michaela, który jeszcze smacznie spał u mojego boku. Odgarnęłam mu włosy z czoła i czule cmoknęłam jego nosek.
Poprzednią noc pamiętałam jak przez mgłę. Nie należałam do osób, które często spożywały alkohol, dlatego też nie trzeba było mi wiele, aby uchlać się jak świnia.
Westchnęłam głęboko i nie mając innego wyjścia wstałam, po czym podeszłam do komody. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej świeżą bieliznę. Kiedy miałam już nakładać na siebie majtki, usłyszałam zaspany głos.

- Podoba mi się taki widok z rana.

Pokręciłam głową i zakładając majtki na pupę, odwróciłam się w stronę łóżka, na którym leżał rozwalony i bardzo zadowolony Michael.

- Nie ładnie tak podglądać. – powiedziałam. Mike zaśmiał się, nie spuszczając ze mnie wzroku. Ubrałam bieliznę i koszulę mojego chłopaka - jak to już miałam w zwyczaju, po czym wcisnęłam się obok niego i przytuliłam.

- Boli mnie głowa. – mruknęłam.

- Wczoraj nieźle pobalowałaś. – zaczął gładzić moje włosy. – Pamiętasz coś w ogóle?

- Nie wiele. – spojrzałam na niego. – Odwaliłam coś?

Michael się zaśmiał.

- W sumie to nie. – powiedział. – Tylko byłaś napalona jak komornik na szafę. – wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Spojrzałam na niego zdezorientowana, bo w końcu jaki komornik do cholery? I jaka szafa?

- Co? O czym ty mówisz?

- Tak mi wczoraj powiedziałaś. – Michael ledwo co hamował śmiech.

- A...Aha...

„Nigdy więcej nie tkniesz alkoholu, Annie." – pomyślałam i spojrzałam na mojego faceta, który dalej się ze mnie śmiał.

- Przestań. – zaśmiałam się i uderzyłam go żartobliwie w klatę. – Nawet nie chcę wiedzieć, co jeszcze gadałam. – usiadłam.

- Szczerze mówiąc, to więcej się do mnie dobierałaś, niż rozmawiałaś. – uśmiechnął się. – I czemu zabierasz mi laczki? – zapytał, kiedy zakładałam na stopy jego ulubione kapcie.

- Bo są wygodne. – wstałam i spojrzałam na niego.

- Są o cztery rozmiary na Ciebie za duże. – usiadł. – W czym ja będę chodził?

- Nie wiem, Jackson. – rzuciłam, kiedy wychodziłam z naszej sypialni.

Zeszłam do kuchni, gdzie niemalże od razu rzuciłam się na butelkę z wodą, wypijając połowę jej zawartości za jedynym zamachem. Byłam tak spragniona, jak chyba nigdy w życiu. Tamtego dnia zdecydowałam, że nie tknę alkoholu przez bardzo długi czas. Jedna przebalowana noc, nie jest warta cierpień, które trzeba było znosić kolejnego ranka. Otworzyłam lodówkę, w poszukiwaniu jakiś ciekawych produktów, z których mogłabym przygotować śniadanie. Poprzedniego dnia Michael dał Marry wolne i przyrządzanie posiłków spadło na nas. Wyciągnęłam kilka jajek, pomidora i szczypior z zamiarem usmażenia ulubionej jajecznicy mojego chłopaka.
Ten lipcowy dzień zdecydowanie należał do jednych z najgorętszych. Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że temperatura sięgała nawet do dwudziestu dziewięciu stopni w cieniu, co było dosłownie potworne. Jednak kiedy mieszkało się w L.A na dłuższą metę, można było przyzwyczaić się do wysokich temperatur, które były normą w tamtym stanie.
Ten dzień zapowiadał się niesamowicie, ponieważ miały odwiedzić nas dzieci z domu dziecka, które Michael zaprosił przy naszej ostatniej wizycie w tamtej placówce. Obydwoje nie mogliśmy doczekać się ich przyjazdu.

- She's got the look, Wanting no break time, She's got the look, she's driving me wild...- usłyszałam za swoimi plecami, kiedy smażyłam jajecznice. Uśmiechnięta odwróciłam głowę w kierunku Michaela, cały czas mieszając drewnianą łyżką, jajka na patelni.

- Co to za piosenka? – zapytałam.

- A taka nowa. – puścił mi oczko i objął od tyłu.

- Tak? Ciekawe kto Cię tak przyprawia o wściekłość. – zaśmiałam się, wyłączając gaz.

- No jak to kto? – cmoknął mnie w ucho. Odwróciłam się w jego stronę i zarzuciłam ramiona na jego szyję. – Taka jedna blondyna, która lubi na mnie krzyczeć. – otarł nosem o mój nos. – Ta piosenka jest o tobie.

- Chciałabym usłyszeć ją całą. Wiesz, znam tylko kilka pierwszych zdań, które udało mi się przeczytać parę miesięcy temu, kiedy wyszedłeś z pokoj...u...- zatrzymałam się, kiedy uświadomiłam sobie, że wydałam samą siebie. W końcu miałam kategoryczny zakaz czytania tekstu, dopóki nie będzie skończony.

- Wiedziałem, że ciekawość Cię przerośnie. – Michael zaczął się śmiać. Przewróciłam oczami i cmoknęłam go w usta.

- Siadaj, nakładam śniadanie. – powiedziałam i wyjęłam talerze.

Kilka godzin później po całym Neverlandzie biegała gromadka dzieci, która była wprost oczarowana atrakcjami, które zastały ich na miejscu. Latały od kolejki do kolejki, kłócąc się kto pierwszy powinien wejść do wagoniku lub kto szybciej powinien dostać lody. Najcudowniejszy w tym wszystkim był Michael, który ganiał wszędzie razem z nimi i kiedy było trzeba, od razu interweniował i załagadzał konflikt. Widząc go otoczonego dziećmi, uświadomiłam sobie jakim cudownym ojcem będzie w przyszłości.

- Neverland tętni życiem. – uśmiechnęła się Janet, która również tego dnia złożyła nam wizytę.

- To prawda. – poprawiłam moje okulary przeciwsłoneczne. – Aż miło popatrzeć.

- Może niedługo i wasze maleństwa będą tutaj hasać. – powiedziała, dolewając nam soku.

- Możliwe, że pewnego dnia tak się stanie. – spojrzałam na nią. – Myślę jednak, że nie nastąpi to zbyt prędko.

- Nie chcesz mieć dzieci? – napiła się soku.

- Oczywiście, że chcę, ale nie teraz. – powiedziałam. – Lada moment Michael wyjeżdża w trasę i nie będzie go aż pięć miesięcy. – westchnęłam. - To nie jest odpowiedni moment.

- W sumie racja. – oparła się o oparcie krzesła. – Pewnie niedł...- przerwała i nagle obydwie zaczęłyśmy piszczeć. Naszą spokojną rozmowę przerwał Michael wraz z dziećmi, którzy postanowili urządzić sobie bitwę na balony z wodą. Kilka z nich obrzuciło nas owymi balonami, a reszta, w tym Mike, zaczęła pryskać nas wodą z pistoletów. Razem z Janet poderwałyśmy się gwałtownie z miejsca, na co reszta zareagowała szybką ucieczką. Chwyciłyśmy za dwa pistolety o nazwie „Super Soaker" i wtedy rozpoczęła się prawdziwa wojna.
Ganialiśmy jak szaleni po całym podwórku chlapiąc się bez opamiętania. W pewnym momencie mój facet wpadł na cudowny pomysł. Otóż, kiedy pomagałam jednemu chłopczykowi zawiązać buty, ten chwycił za wiadro z wodą i wylał całą jego zawartość wprost na mnie.

Stanęłam w bezruchu.

- Już po tobie, Jackson. – powiedziałam, odgarniając mokre włosy do tyłu.

 Złapałam za kilka balonów z wodą i pobiegłam za nim. Biegliśmy dość długo, jednak w pewnym momencie, kiedy Michael myślał, że wciąż go gonię, skręciłam w bok kierując się w jego ukochane miejsce. Znałam go zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć dokąd zmierza. Skrótem w mgnieniu oka dotarłam pod ogromne drzewo, na którym Michael mógł przesiadywać godzinami. Pospiesznie wspięłam się niemalże na samą górę, starając się nie upuścić ani jednego balona.

Nie musiałam długo czekać na pojawienie się Michaela. Szybko wdrapał się na pierwsze gałęzie drzewa, chowając się za liśćmi i czekając na mnie. Ja natomiast, powoli przesunęłam się w takie miejsce, które umożliwiało mi wcelowanie balonem prosto w niego, po czym bez zastanowienia wyrzuciłam „pocisk" na jego głowę.

- 1:1, kochanie. – powiedziałam dumnie. Michael powoli spojrzał na mnie, ocierając wodę ze swojej twarzy.

- Zabije. – mruknął i zaczął wdrapywać się do mnie. Śmiejąc się chciałam wejść wyżej, jednak Michael złapał mnie i położył na wielkiej gałęzi. – Nie wiedziałem, że umiesz wspinać się na drzewa. – cmoknął mnie w usta.

- No widzisz, wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – uśmiechnęłam się i odgarnęłam mu kosmyk włosów z czoła. Mike uśmiechnął się i połączył nasze usta w pocałunku. Odsunął delikatnie mokry materiał od mojej podkoszulki i zaczął gładzić mój brzuch. Mruknęłam pod wpływem jego dotyku, po czym zaczęłam bawić się jego włosami, które były związane w niski kucyk. Myślę, że gdyby nie szukające nas dzieci i Janet, spędzilibyśmy na tym drzewie o wiele więcej czasu.

***

W końcu przyszedł dzień, w którym ja i Michael wybieraliśmy się na rozdanie nagród MTV. Był to dla nas bardzo ważny dzień, ponieważ właśnie wtedy mieliśmy oficjalnie ogłosić światu fakt, że jesteśmy razem. Jadąc w limuzynie, cały czas ściskałam rękę Michaela do tego stopnia, że w pewnym momencie syknął z bólu. Byłam przerażona...

- Przepraszam...- mruknęłam.

- Wyglądasz dzisiaj tak pięknie, że jestem gotów wybaczyć Ci wszystko. – uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta, po czym obleciał wzrokiem od góry do dołu. Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz w życiu byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Moja beżowa, długa sukienka z głębokim dekoltem w połączeniu z biżuterią, którą dostałam od Michaela specjalnie na tę okazję, prezentowała się świetnie. Włosy miałam upięte w pięknego koka, z którego wypadały pojedyncze, pokręcone pasemka, a dzięki Karen – makijażystce Michaela, każdy detal mojego makijażu był dokładnie dopracowany. Mój mężczyzna wyglądał równie dobrze. Ubrany był w czerwoną koszulę, na którą nałożoną miał czarną marynarkę. Jego spodnie były w tym samym kolorze, co nakrycie. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że miałam najprzystojniejszego mężczyznę na całym świecie.

Uśmiechnęłam się i westchnęłam.

- Bardzo się denerwuje...

- Spokojnie, kochanie. – cmoknął mnie w dłoń. – Pamiętaj, że cały czas jestem obok Ciebie. – posłał mi ciepły uśmiech. 

Limuzyna powoli zwalniała, a nam ukazał się tłum, który czekał pod "Universal Amphitheatre"

– Gotowa? – spojrzał na mnie i nie czekając na odpowiedź wysiadł z limuzyny, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę, aby mi pomóc. Chwyciłam go i wyszłam z pojazdu, a moim oczom ukazały się tysiące fanów oraz reporterów, którzy oślepiali nas fleszem aparatów. Mike uśmiechając się, pomachał w stronę krzyczących jego imię osób i złapał mnie za rękę. Po czerwonym dywanie skierowaliśmy się w stronę wejścia, gdzie czekała na nas ścianka, przy której musieliśmy chwilę postać, aby paparazzi mogli porobić nam zdjęcia. Powiem wam, że byłam z siebie dumna. Nie przewróciłam się, nie potknęłam, nie powiedziałam niczego głupiego, po prostu pełen sukces.

Przechodząc do całej ceremonii muszę powiedzieć, że było to niesamowite przeżycie. Myślałam, że będąc z Michaelem powoli zacznę się przyzwyczajać do towarzystwa sławnych osób, jednak grubo się myliłam. Kiedy tylko zobaczyłam Prince'a, o mało co nie osunęłam się z siedzenia na ziemię, nie wspominając już o tym co czułam, kiedy zobaczyłam całe Guns N'Roses. Starałam się nie stwarzać żadnych pozorów, jednak w środku cała piszczałam.

- Mam być zazdrosny? – zapytał rozbawiony Michael. Spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Hm? – mruknęłam.

- Wgapiasz się w Prince'a, jakbyś miała się zaraz na niego rzucić. – zaśmiał się.

- Durny jesteś, Jackson. – pokręciłam głową z uśmiechem. – Jedyną osobą, na którą byłabym gotowa się rzucić jesteś ty.

- I taka odpowiedź mi się podoba. – zaśmiał się i cmoknął mnie w usta.

Huczne rozpoczęcie "Video Music Awards" zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Na scenie przewinęli się tacy artyści jak Prince, Suzanne Vega, Pink Floyd, George Michael czy nasza kochana Janet, dla której razem z rodziną Jacksonów klaskałam najgłośniej. Największy sukces podczas tej gali odnieśli INXS, którzy odbierali nagrodę aż pięć razy. Ostatnia nagroda pod tytułem "Video Vanguard Award", należała do Michaela.

- Nagroda "Video Vanguard Award" nie jest poświęcona, aby nagrodzić tylko jeden teledysk danego artysty, ale całą jego karierę i wkład jaki włożył w instytucję muzyczną. – powiedział Arsenio Hall. – W tym roku ta nagroda wędruje do mężczyzny, który wniósł ogrom pracy, serca oraz zaangażowania w wyprodukowanie muzyki, którą możliwe, że słuchają miliony osób na tym świecie. Jego imię to Michael Jackson, a oto jego historia. – dokończył uśmiechnięty i w tym momencie na wielkim bilbordzie ukazała się twarz Diany Ross, która mówi słynne zdanie „Panie i Panowie, najbardziej fantastyczna grupa na całym świecie - The Jackson 5" , po czym na ekranie zaczęły pojawiać się urywki teledysków Michaela, począwszy od jego kariery w rodzinnym zespole, a skończywszy na klipach z jego solowych albumów. Po tym krótkim filmie, słychać było jak fani Mikey'a wykrzykują jego imię najgłośniej jak się da.

- Tak, moi drodzy! Michael Jackson! – krzyknął Arsenio. – Michael, zapraszamy!

Michael wstał, po czym chwycił mnie za rękę. Byłam bardzo zmieszana i nie wiedziałam co się dzieje. Cały czas byłam przekonana, że Mike wyjdzie na scena sam, beze mnie. Nie byłam gotowa, aby stanąć przed tysiącami ludzi, jednak w tamtym momencie nie było odwrotu i musiałam towarzyszyć Michaelowi w odbieraniu nagrody. Na początku się opierałam i nie chciałam wstawać, ale kiedy Mikey pociągnął mnie mocniej za rękę, automatycznie podniosłam się z siedzenia. Pani Katherine razem z Rebbie podśmiewały się z całej tej sytuacji, która za pewne z boku wyglądała komicznie. Spokojnym krokiem weszliśmy na scenę, gdzie Arsenio uściskał nas oboje i wręczył Michaelowi nagrodę.

- Dziękuję, kocham was. – powiedział Michael, po czym się zaśmiał. – Jestem bardzo wdzięczny, że mogłem uczestniczyć w tak wspaniałej gali, którą przepełniają naprawdę wspaniali muzycy. -uśmiechnął się. – Moje podziękowania chciałbym skierować głównie do Boga, który sprawił, że wszystko stało się możliwe, do moich rodziców – Katherine i Josepha Jackson...Dziękuję. – wskazał na swoich rodziców, którzy siedzieli w pierwszym rzędzie. – Dziękuję Quincy'emu Jonesowi za owocną współpracę, całej wytwórni Epic Records, moim fanom oraz co najważniejsze, dziękuję mojej wspaniałej dziewczynie Annie Rose. - odwrócił się w moją stronę, po czym delikatnie chwycił mnie za dłoń, przyciągając do siebie. – Dziękuję, że jesteś przy mnie w tych lepszych i gorszych chwilach, za to, że zawsze cierpliwie czekasz, aż wrócę z trasy. Dziękuję, że każdego dnia wywołujesz na mojej twarzy uśmiech. Jesteś dla mnie największą motywacją, kocham Cię. – zakończył przemowę, po czym zatopił swoje usta w moich. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach, a nogi zaczynają się uginać. Wszyscy zebrani nagrodzili wypowiedź Mike'a głośnym aplauzem. Michael podziękował po raz ostatni, po czym zeszliśmy ze sceny.

Po gali udaliśmy się na prywatne przyjęcie organizowane przez MTV, na którym byli prawie wszyscy nagrodzeni i występujący artyści. Poznałam dużo interesujących osób w tym gitarzystę Guns N'Roses – Slasha, z którym Michael dyskutował na temat współpracy nad kilkoma piosenkami na kolejny album. Podczas całej tej imprezy zaobserwowałam jedną, interesującą rzecz. Kiedy Michael rozmawiał z osobami, z którymi nie był na co dzień, zachowywał się jak uroczy, nieśmiały chłopak, który chce być dla wszystkich miły i nie chce nikogo urazić. Był całkiem inny niż na co dzień, kiedy był w towarzystwie rodziny i najbliższych przyjaciół.

Nieraz aż ciężko było uwierzyć, że to ten sam Michael, który potrafi z rana wparować do kuchni i sprzedać mi niespodziewanego klapsa, po którym ciężko jest mi usiąść na tyłku przez co najmniej kilka dobrych minut.

***

Dokładnie pamiętam jak parę dni po pamiętnej gali VMA, Michael przyszedł do jadalni, gdzie wypełniałam ostatnie papiery odnośnie najmu lokalu. Usiadł obok mnie, rozkładając ogromną mapę na stole. Spojrzałam na niego pytająco, nie mając zielonego pojęcia, co ma na myśli. W odpowiedzi otrzymałam jedynie tajemniczy uśmiech.

- Po co Ci ta mapa? – zapytałam w końcu.

- Już tłumaczę. – uśmiechnął się, odkładając dokumenty na bok. – Pamiętasz, że za niedługo jadę w trasę i nie będzie mnie, aż pięć miesięcy?

- Jak mogłabym zapomnieć, że spędzę tyle czasu w samotności? To awykonalne, kochanie. – westchnęłam.

- Niestety nie będzie mnie w sierpniu, przez co nie spędzimy razem ani twoich, ani moich urodzin...- mruknął ponuro. – Dlatego w ramach wynagrodzenia, chciałbym zabrać Cię w jakieś ciekawe miejsce. – uśmiechnął się.

- Wow. – odgarnęłam włosy. – Cudowna propozycja.

- Więc...Zgadzasz się? – spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

- Pewnie, przed otwarciem mamy trochę wolnego czas, więc czemu nie. – uśmiechnęłam się. – A gdzie chcesz jechać? – zapytałam.

- To miejsce wybierzesz ty. – podsunął mi mapę, po czym stanął za mną i zawiązał mi oczy chustką.

- Ale, że tak bez patrzenia?

- Tak. – cmoknął mnie w głowę. – Daj rękę. – złapał mnie za dłoń. – Gdzie zatrzyma się twój palec, tam pojedziemy. - położył moją rękę na papierze. – Śmiało, skarbie.

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam wybierać miejsce. Jeździłam długo po śliskiej powierzchni, dopóki nie stwierdziłam, że najechałam na odpowiednie miejsce. Podekscytowana ściągnęłam materiał z moich oczu i od razu usłyszałam...

- Jedziemy na Dominikanę, kochanie.

Zapowiadała się ciekawa wycieczka. 

***

Wydarzenia, które miały miejsce w tym rozdziale podczas gali VMA w roku 1988, są w większości zmyślone. Jak wiadomo ani Michael, ani Janet Jackson nie pojawili się w Universal Amphitheatre, a sam Michael swoją nagrodę odebrał będąc w Londynie :) 

https://youtu.be/MQbUZH3etQw

Nie mogę uwierzyć, że to już piętnasty rozdział. Mam wrażenie, jakbym dopiero wczoraj zaczęła pisać to opowiadanie. :(

Jeżeli dotarłeś do końca pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro