Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|013|

- Obiecaj, że będziesz dzwonić...- powiedziałam zalana łzami. Kolejna trasa, kolejna rozłąka i powtarzająca się sytuacja, która miała miejsce kilka tygodni temu. Nienawidziłam pożegnań.

- Będę dzwonił codziennie, przysięgam. - ucałował mnie w czoło. - Tylko błagam, nie płacz już. To mi łamie serce, księżniczko. - poprosił, na co ja rozpłakałam się jeszcze bardziej. Patrząc na tę sytuację z boku można by było stwierdzić, że po prostu histeryzowałam. W końcu Michael nie zostawiał mnie na zawsze, tylko na niecałe dwa miesiące. Jednak każda kobieta, która żyje u boku podróżującego muzyka wie jak ciężkie są takie wyjazdy. Ciągła tęsknota jest czymś naprawdę ciężkim do zniesienia, w dodatku kiedy widzisz swojego mężczyznę na niemalże każdym kanale muzycznym, słyszysz go jadąc autem czy napotykasz się na jego zdjęcia przeglądając poranną gazetę. Między mną a Michaelem była ogromna więź, która niesamowicie utrudniała nam takie sytuacje.

- Kocham Cię, Annie. - odgarnął kosmyk włosów za moje ucho.

- Ja Ciebie też. - łzy wciąż lały się z moich oczu strumieniami. Michael otarł dłonią moje mokre policzki, po czym spojrzał mi głęboko w oczy.

- Wiesz, że jesteś najpiękniejszą kobietą na całym świecie? - uśmiechnął się. Zaśmiałam się delikatnie poprzez łzy.

- Nie słodź mi tak, Jackson. - połaskotałam go po szyi.

- Będę Ci słodził już do końca życia, kochanie. - cmoknął mnie w usta. - A nawet jeden dzień dłużej. - wyszeptał.

W oczach znów pojawiły się świeczki, jednak uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przybliżyłam się do Michaela i zatonęłam w jego ustach. Przyciągnął mnie bliżej siebie, jakby bał się, że mu ucieknę, po czym zaczął odwzajemniać moje pocałunki. W tamtym momencie nie liczyło się dla nas nic. Staraliśmy się rozkoszować ostatnimi wspólnym chwilami, przed wyjazdem, które jakby nie patrzeć były cudowne. Chciałam żeby ten pocałunek trwał wiecznie, jednak głos Kevina rozwiał moje pragnienie.

- Szefie, musimy jechać na lotnisko.

Michael oderwał się delikatnie ode mnie, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Momentalnie zrobił się bardzo ponury, a w jego cudownych, czekoladowych oczach pojawiły się łzy.

- Muszę iść... - mruknął, patrząc na swoje buty.

- Będę tęskniła, Mikey...- powiedziałam, starając się opanować płacz.

- Ja też, kochanie. - westchnął. - Ja też...- złapał mnie za twarz i po raz ostatni złożył pocałunek na moich ustach. Złapał za swoją walizkę, posyłając słaby uśmiech w moim kierunku. Odwrócił się, po czym zaczął kierować w stronę czarnego samochodu. Stałam na schodach, patrząc się jak mój ukochany opuszcza nasz dom. Serce pękało mi na pół, jednak wiedziałam, że ta trasa jest nieunikniona. Miliony ludzi na całym świecie czekało, aby zobaczyć Michaela. Nie mógł ich zawieść. A ja? Ja po prostu musiałam to przeżyć.

Dwa tygodnie później.

Dni mijały, a wieść o naszym związku była tematem numer jeden w każdej gazecie plotkarskiej. Przez cały ten czas liczyłam, że ci cali dziennikarze od siedmiu boleści, znajdą sobie inny temat do pisania i sprawa jako tako ucichnie, jednak stało się inaczej. Z biegiem czasu wynajdowali coraz to nowsze informacje oraz zdjęcia dotyczące naszego związku. Wypisywali przeróżne historie na temat naszego poznania, z których jakby nie patrzeć, czasem mieliśmy niezły ubaw. Jednak muszę przyznać, że cała ta medialna szopka sprawiała, że zaczynałam się frustrować. Przez cały mój żywot wiodłam sobie spokojne życie, u boku kochającej rodziny i wspaniałych przyjaciółek. Tańczyłam, pracowałam, dokształcałam się, aż tu nagle stałam się gorącym tematem w durnych tabloidach. Nie byłam na to gotowa, ale wiedziałam, że muszę przez to przejść. Decydując się na życie z Michaele, doskonale wiedziałam na co się pisze. W końcu mój facet był jednym z najbardziej popularnych artystów ostatnich lat. To oczywiste, że prędzej czy później media zaczęłyby się interesować moją osobą.

- Może powinniście to wszystko raz na zawsze sprostować? - zapytała Janet, która pewnego dnia złożyła mi niespodziewaną wizytę.

- Nie mam pojęcia. To Michael musi zadecydować co dalej z tym zrobimy.- mruknęłam.
- Myślałam, że nasz temat w końcu im się znudzi.

- Kochana, oni tak łatwo nie znudzą się nowym związkiem samego Michaela Jacksona. - spojrzała na mnie. - To hieny. Będą drążyć temat, dopóki nie powiecie tego, czego chcą usłyszeć. - dodała.

Westchnęłam ciężko.

- Chyba masz rację. - przetarłam twarz dłońmi. - Na dobór wszystkiego Mike jest teraz w trasie i muszę czekać do jego powrotu, aby wyjaśnić tę sprawę.

Janet pokiwała głową.

- Tęsknisz za nim? - zapytała nagle.

- Nawet nie wiesz jak bardzo...- powiedziałam, patrząc się w podłogę. - Jakbym mogła rzuciłabym wszystko i pojechała do niego.

- Wiesz, zawsze możesz to zrobić. - uśmiechnęła się, wstając.

- To nie jest takie proste. - chwyciłam za mój kubek, po czym upiłam z niego łyka herbaty.

- Dlaczego? Jest weekend, jutro nie musisz iść do pracy, a bilet do Minnesoty nie kosztuje fortunę. - powiedziała.

- Sama nie wiem... - mruknęłam.

- Zastanów się nad tym dziewczyno. - stanęła obok mnie i dyskretnie dała kuksańca w żebro.

Wieczór spędzałam samotnie w salonie, czekając na telefon od mojego ukochanego. Z miską popcornu oglądałam "Świat Według Bundych", który ostatnimi czasy stał się moim ulubionym serialem. Wiem, że dla niektórych ta produkcja była dość kontrowersyjna i niekonwencjonalna, zważywszy na dość wulgarne zachowanie głównych bohaterów, jednak ja osobiście darzyłam ich wielką sympatią. Lubiłam to, że nie byli wyidealizowaną, schematyczną, amerykańską rodziną, tylko żyli jak prości, może trochę zbyt szczerzy ludzie, zmagającymi się z codziennymi problemami. Szczególnie do gustu przypadła mi głowa rodziny - Al Bundy i jego Schopenhauerowskie przemyślenia.

W pewnym momencie, moje wgapianie się w ekran, przerwał dźwięk telefonu. Jak oparzona zerwałam się z kanapy i chwyciłam za słuchawkę.

- Halo? - powiedziałam pełna nadziei, że po drugiej stronie usłyszę głos Michaela.

- Hej, dziewczyno. - odezwał się damski głos.

- O...Christina...- mruknęłam zawiedziona.

- Widzę, że cieszysz się, że mnie słyszysz. - powiedziała sarkastycznie. 

Zaśmiałam się delikatnie.

- Przepraszam, ale czekam na telefon od Michaela. Co tam?

- Chciałam się zapytać, czy może znalazłaś jakiś lokal? - zapytała.

- Niestety nie...- mruknęłam. Poszukiwania miejsca, gdzie mogłybyśmy otworzyć naszą szkołę nie miały końca. Wszędzie ceny były albo za wysokie, albo warunki nie spełniały naszych standardów. Mówią, że Los Angeles to wielkie miasto z masą perspektyw, a znalezienie porządnego lokalu w dobrej cenie graniczyło niemalże z cudem.

- Mi też się nie udało. - westchnęła. - Sprawdziłam już wszystkie oferty i nadal nic.

- W końcu nam się uda. Może od przyszłego tygodnia do gazet wejdą jakieś nowe oferty. - powiedziałam.

-Może i masz rację...No nic, nie zajmuje Ci dłużej linii. - zaśmiała się. - Czekaj na telefon od swojego Romea. Do zobaczenia.

- Cześć. - odłożyłam słuchawkę i westchnęłam. Już miałam wracać na kanapę, kiedy to znów usłyszałam dźwięk telefonu.

- Halo? - odebrałam od razu.

- Stałaś pod telefonem?- zapytał rozbawiany Michael. 

Parsknęłam śmiechem.

- Nie, po prostu przed chwilą dzwoniła Christina. - powiedziałam. - Akurat jak zakończyłyśmy rozmowę, zadzwoniłeś ty. - uśmiechnęłam się.

- A myślałem, że tak bardzo za mną tęsknisz, że cały dzień stoisz przy telefonie, czekając aż zadzwonię. - zaśmiał się.

- Jesteś pokręcony. - powiedziałam, cały czas szczerząc się sama do siebie.

- Ale mnie kochasz. - stwierdził. - Co moje kochanie dzisiaj robiło? - zapytał. Zaczęłam opowiadać przebieg mojego dnia. Rozmawialiśmy grubo ponad godzinę, kiedy to Michael musiał iść przygotować się do występu. Niechętnie odłożyłam słuchawkę, wzdychając ciężko.

Usiadłam z powrotem na kanapie i chwyciłam za miskę, stawiając ją sobie na brzuchu. Znów zaczęłam zajadać się popcornem, jednak tym razem zamiast oglądać szalone perypetie rodzinny Bundych, zaczęłam rozmyślać nad słowami Janet. Szczerze, nie widziałam żadnych przeciwwskazań, aby odwiedzić Michaela. W końcu był weekend, a ja potrzebowałam małego odpoczynku od tego całego zamieszania związanego ze szkołą. Dodatkowo, nie widziałam Michaela od dwóch tygodni, co skłaniało mnie do tego wyjazdu jeszcze bardziej. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wstałam. Poszłam do pokoju, wyciągnęłam z szafy moją walizkę, po czym zaczęłam wrzucać do niej wszystkie potrzebne ubrania. Nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę Mike'a.

***

W Minneapolis wylądowałam około godziny dwudziestej pierwszej. Pierwsze co zrobiłam po odebraniu bagażu, było złapanie taksówki, na którą, dzięki Bogu, nie musiałam długo polować.

- Pod "Metropolitan Center", poproszę. - powiedziałam, kiedy wsiadłam do pojazdu.

- Już się robi, Panienko. - wąsaty taksówkarz w średnim wieku posłał mi sympatyczny uśmiech.
- Wie Panienka, że tam dzisiaj gra ten cały Michael Jackson? - zapytał.

- Naprawdę? - zapytałam, śmiejąc się pod nosem.

- A jakże! - powiedział donośnie. - Co jak co, ale chłop ma kawał głosu. - przyznał.

- Średnio go lubię. - mruknęłam.

- A to niespotykane. Teraz to każda szaleje na jego punkcie. - spojrzał w lusterko. - Moja młodsza córcia to cały pokój ma poobklejany w jego plakatach.

- Ile córeczka ma lat? - zapytałam.

- W lipcu kończy piętnaście. - uśmiechnął się. - Przypomina mi Panienka tą nową kobietę Jacksona. - powiedział.

Parsknęłam śmiechem.

- Wydaje się Panu.

Kiedy przemiły Pan taksówkarz przywiózł mnie pod Metropolitan Center, ujrzałam od cholery ludzi. Zapłaciłam za podwózkę i wysiadłam z auta, cały czas mając w głowie to, że będę musiała obmyślić plan jak dostać się za kulisy. Nie zastanawiając się długo postanowiłam wejść do olbrzymiego budynku, bo w końcu od czegoś musiałam zacząć. Nie było to łatwe zadanie ze względu na otaczające mnie stado fanek, które najchętniej podeptałyby siebie nawzajem, byleby tylko dostać się na koncert. Mimo wszystkich trudności, jakoś udało mi się dostać do środka. Będąc w "Metropolitan Center", nie miałam zielonego pojęcia, gdzie powinnam udać się dalej. Rozglądałam się na prawo i lewo, próbując coś wykombinować. Przyznam, że proces dostania się do mojego partnera nie był taki prosty, niż myślałam. Po krótkim zastanowieniu postanowiłam, że pójdę w miejsce, gdzie znajdowało się najwięcej ludzi. Mówiąc krótko, był to strzał w dziesiątkę.

Podchodząc bliżej zobaczyłam Kevina i Roberta, którzy pilnowali aby niepożądane osoby nie dostały się tam gdzie nie powinny. Z uśmiechem udałam się w ich stronę.

- Hej chłopaki. - powiedziałam radośnie.

- Annie? - zapytał zszokowany Robert. - Co ty tutaj robisz?

- Przyjechałam do mojego faceta. - uśmiechnęłam się.

- No to szef się ucieszy. - zaśmiał się Kevin, wpuszczając mnie za kulisy. - Ostatnio chodził bardzo przybity. Tęskni za tobą.

"Oo...moje kochanie" - pomyślałam.

- Ja za nim tez tęskniłam. - spojrzałam na chłopaków. - Dlatego tutaj jestem.

- W takim razie, leć sobie na niego popatrzeć. - Robert zaśmiał się, a ja poszłam zobaczyć mojego ukochanego. Podeszłam bliżej sceny, a moim oczom ukazał się najseksowniejszy mężczyzna na całym świecie, wykonujący piosenkę "Dirty Diana". Zagryzłam wargę i opierając się o ścianę, oglądałam występ Michaela. Ubrany był w obcisłe, czarne spodnie, które na nogawkach miały małe, ciemne, skórzane paski. Muszę przyznać, że takie spodnie idealnie podkreślały jego zgrabne pośladki.

No co? Ja też lubiłam jego tyłek, równie dobrze jak on mój.

W każdym bądź razie, spodnie przyozdabiał duży, błyszczący pasek, który był jednym z bardziej widocznych dodatków tego stroju. Srebrna, błyszcząca kurtka idealnie dopełniała całą stylizację, sprawiając że Michael wyróżniał się na scenie.

Mike wykonał jeszcze dwie piosenki, zanim zorientował się, że jestem za sceną. Dokładnie pamiętam moment, kiedy mnie ujrzał. Cały znieruchomiał i wybałuszając oczy na wierzch, kurczowo trzymał mikrofon przy sobie. Najśmieszniejsze było to, że przez ten cały szok o mało co nie pokręcił słów przy śpiewaniu "Workin' Day and Night". Kiedy zorientował się, że zamiast drugiej zwrotki znów zaczął śpiewać pierwszą, zaczerwienił się i szybko poprawił. Zrobił to w tak uroczy sposób, że o mało co się nie rozpłynęłam.

Po wykonaniu "Beat it", "Billie Jean" oraz "Bad", Mike zszedł ze sceny, od razu chwytając mnie w swoje ramiona i ściskając z całej siły.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał.

- Przyleciałam do Ciebie na weekend. - uśmiechnęłam się i ucałowałam jego piękne usta.

- Pomyliłem się przez Ciebie! - powiedział z udawaną pretensją. Wzruszyłam ramionami.

- Lecisz na mnie. - westchnęłam niewzruszona. Michael zaczął się śmiać, po czym pocałował mnie bardzo namiętnie.

Z Metropolitan Center pojechaliśmy do hotelu. Michael od razu poszedł pod prysznic, natomiast ja, czekając na niego, położyłam się na chwilę, aby chociaż trochę odpocząć po podróży. Mike był padnięty jeszcze bardziej niż ja, jednak mimo to uparł się, że zabiera mnie kolację i koniec. Próbowałam przekonać go, abyśmy zostali w pokoju, jednak jak zwykle musiał postawić na swoim. Po czasie jednak stwierdziłam, że nie jest to wcale taki najgorszy pomysł, ponieważ zaczynałam robić się głodna.

Chwyciłam za gazetę, która leżała na szafce nocnej i zaczęłam czytać jakiś artykuł dotyczący nadchodzącego albumu zespołu Guns N'Roses. Po paru minutach usłyszałam, że drzwi od łazienki się otwierają. Spojrzałam w tamtą stronę znad gazety, a moim oczom ukazał się Michael w samym ręczniku obwiązanym wokół bioder. Uśmiechnęłam się i odłożyłam gazetę.

- Co tam czytałaś? - zapytał szukając bokserek.

- A nic takiego. - mruknęłam i wstałam, przyglądając się mu uważnie. - To skoro już latasz taki rozebrany, to może zostaniemy w hotelu? Co ty na to? - zapytałam przytulając się do pleców mojego chłopaka, błądząc palcami po jego brzuchu.

- Nie ma mowy. - uśmiechnął się.

- Dlaczego? - zaczęłam zjeżdżać dłońmi coraz niżej, jednak Michael gwałtownie odwrócił się w moją stronę.

- Zachowujesz się bardzo nieprzyzwoicie, Panno Rose. - powiedział, śmiejąc się pod nosem.

- I kto to mówi? - zapytałam, na co w odpowiedzi dostałam mocnego klapsa w pupę. - Ała! Jackson! - zaśmiałam się.

- Klaps wychowawczy. - powiedział. - A teraz daj mi się kobieto ubrać. - cmoknął mnie soczyście w usta i zaczął się ubierać.

Kiedy Michael był już gotowy do wyjścia, udaliśmy się na sam dół, gdzie znajdowała się hotelowa restauracja. Było po godzinie dwudziestej trzeciej, przez co wszędzie panowały pustki. Nie narzekałam, ponieważ dzięki temu mogliśmy zjeść kolację w spokoju.

- Jak Ci minął lot? - zapytał Mike.

- W miarę. - uśmiechnęłam się i wzięłam łyka wina. - Wiesz, że dzisiaj taksówkarz powiedział, że jestem podobna do nowej dziewczyny Michaela Jacksona? - spojrzałam na mojego partnera.

- Doprawdy? I co mu odpowiedziałaś?- zaśmiał się.

- Że się mu wydaje. - wzruszyłam ramionami, po czym poszłam w ślady Mikey'a.
- A właśnie...Wiesz, że jest pewna sprawa, którą musimy rozwiązać. - mruknęłam. Miałam tu oczywiście na myśli całą sytuację z mediami.

- Wiem i nawet już mam pomysł co zrobimy. - powiedział.

- Co?

- Pójdziesz ze mną na galę MTV. - spojrzał na kelnera, który własnie przyniósł nasze jedzenie. Siedziałam wryta w siedzenie, przyglądając się Michaelowi z wytrzeszczonymi oczami. Ja i gala MTV? Czy on oszalał?

- Coś ty powiedział? - zapytałam.

- To co słyszałaś. - chwycił za sztućce. - Annie, błagam Cię. Nie rób takiej miny. Musisz się przyzwyczaić, że jako moja kobieta będziesz musiała mi towarzyszyć na takich uroczystościach.

- A co jeśli nie? - zapytałam. Od razu otrzymałam wzrok typu "Nie utrudniaj". Westchnęłam i zaczęłam w ciszy jeść. Wiedziałam, że będę musiała się na to zgodzić, bo po pierwsze, chciałam wspierać Mikey'a podczas odbierania nagrody i po drugie to całe medialne przedstawienie musiało zostać raz na zawsze wyjaśnione. Moja reakcja w takim momencie była taka a nie inna, ponieważ nie byłam gotowa na tego typu słowa. Nigdy nie byłam na żadnych galach i po prostu bałam się, że nie będę umiała zachować się odpowiednio w takiej sytuacji. Jednak kiedy Michael zaczął opowiadać mi, że nie będzie wcale tak źle jak mi się wydaje i że takie gale przebiegają raczej w miłej atmosferze, moje obawy zaczęły powoli odchodzić, no i oczywiście zgodziłam się na udział w tej uroczystości.

Po kolacji wróciliśmy do pokoju. Niemalże od razu położyliśmy się do łóżka. Obydwoje byliśmy bardzo zmęczeni i jedyne o czym marzyliśmy to sen. Michael położył się na plecach i objął mnie ramieniem. Ułożyłam głowę na jego klatę, a nogę zarzuciłam na uda. Wtuliłam się i próbowałam zasnąć, kiedy usłyszałam jak Mikey się zaśmiał. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na niego.

- Z czego się śmiejesz? - zapytałam.

- Nawet nie wiesz jak dobrze znów czuć pięćdziesiąt trzy kilo żywej wagi, uwalone na całym moim ciele. - uśmiechnął się. Zaśmiałam się delikatnie i cmoknęłam go w usta. Miałam najukochańszego chłopaka na świecie.

- Kocham Cię, Mike. - wtuliłam się.

- Ja Ciebie też, mała. - cmoknął mnie w głowę i przytulił mocniej.

Ten przyjazd był zdecydowanie najlepszą decyzją jaką podjęłam w tamtym czasie. 

***

Jeżeli dotrwałeś do końca pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro