|012|
Przebudziłam się około godziny trzeciej. W pokoju panowała kompletna cisza, która od czasu do czasu była przerywana mruczeniem kota. Przeciągnęłam się i zaczęłam powoli otwierać oczy. Pierwsze widok jaki ujrzałam, to niezasłonięte okna. Zawsze, ale to zawsze zapominaliśmy zasunąć zasłon, przez co każdy kto miałby ochotę podejść pod nasze okna, mógłby mieć dokładny wgląd w to co robi Król Popu i jego partnerka w swojej sypialni. Na dobór wszystkiego powiem, że ochrona od czasu do czasu robiła nocny obchód wokół domu. Miałam tylko nadzieję, że tamtego wieczoru nikt nie zdecydował się na żaden patrol.
Westchnęłam delikatnie i obróciłam się na bok, chcąc wtulić się w ramiona mojego partnera, jednak zamiast niego ujrzałam Leo, który leżał na poduszce i przyglądał mi się tymi swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Uśmiechnęłam się i podrapałam go delikatnie za uchem.
- A gdzie się podział twój Pan, skarbie? Hm? - uśmiechnęłam się i usiadłam, szukając wzrokiem mojej piżamy i szlafroku. W odpowiedzi otrzymałam miauknięcie. Zaśmiałam się delikatnie i zaczęłam nakładać na siebie ubrania.
Kiedy byłam już odziana wstałam, od razu kierując się w stronę gabinetu Michaela. Byłam niemalże w stu procentach pewna, że tam go zastanę, ponieważ zawsze gdy nie mógł spać, chodził tam i tworzył.
- Nie ładnie tak zostawiać swoją kobietę samą w łóżku. - powiedziałam, kiedy weszłam do królestwa Mike'a. Siedział przy biurku, pisząc coś na już prawie zapełnionej kartce papieru. Wyglądał uroczo. Miał na sobie swoją ulubioną czerwoną piżamę, w której mógłby przechodzić całe dnie. Jego niesforne, czarne loczki były tym razem związane w niskiego kucyka. Szczerze mówiąc, uwielbiałam kiedy tak upinał włosy. Wyglądał wtedy tak nieziemsko, że nic tylko patrzeć i podziwiać.
- Wybacz, obudziłem się i później już nie mogłem zasnąć. Postanowiłem, że trochę popracuję. - uśmiechnął się.
- Po takim wieczorze to powinieneś spać jak suseł. - zaśmiałam się i usiadłam mu na kolanach.
- Tak? - uniósł brew, jednocześnie posyłając mi zalotny uśmiech.
- Tak, kochanie. - cmoknęłam go w usta. Mike zagryzł dolną wargę. - Już wszystko pozałatwialiście? - zapytałam.
- Prawie. - oparł się o oparcie fotela. - Jeszcze pozostało zabukować hotele.
Pokiwałam głową
- Za tydzień już jedziesz...- mruknęłam, bawiąc się palcami. Michael westchnął ciężko i przytulił mnie do siebie.
- Wiem, skarbie. - ucałował mój policzek. - Będę codziennie dzwonił.
- No ja myślę. - zaśmiałam się smętnie. Nawet nie wiecie jak bardzo nie chciałam, aby mnie opuszczał. Przy poprzednim wyjeździe miałam wrażenie, że umrę z tęsknoty. Fakt, dzwoniliśmy do siebie dwa, a nawet trzy razy dziennie, jednak taka rozmowa pomagała tylko na chwilę. Kiedy odkładałam słuchawkę, automatycznie robiło mi się przykro, a moja tęsknota pogłębiała się jeszcze bardziej. Często miałam ochotę rzucić wszystko, wsiąść w samolot i lecieć do niego, jednak nie było to takie łatwe. Miałam przecież pracę i masę innych spraw na głowie. Muszę przyznać, że bycie w związku z muzykiem wcale nie jest takie proste.
- A właśnie, kochanie...- zaczęłam. - Mam dobre wieści. - uśmiechnęłam się lekko.
- W takim razie zamieniam się w słuch. - odwzajemnił uśmiech.
- Wraz z dziewczynami chcemy otworzyć naszą wspólną szkołę tańca. - powiedziałam. Twarz Michaela od razu zrobiła się bardziej żywa. Patrzał na mnie ciekawskim wzrokiem, po czym zalał mnie falą pytań.
- Wspaniale! Kiedy ją otwieracie? Od kiedy o tym myślicie? Mogę pomóc?
Zaśmiałam się i pogłaskałam go po policzku. Zachowywał się jak dziecko, które dowiedziało się, że jedzie na wycieczkę do Disneylandu. Był przesłodki.
- Okej, w takim razie po kolei. - uśmiechnęłam się. - Jeszcze nie wiem, kiedy ją otwieramy. Najpierw musimy pozałatwiać wszystkie sprawy. Dalej...wraz z Christiną zaczęłyśmy o tym rozmawiać jakoś dwa tygodnie temu. - powiedziałam. - Dziewczynom natomiast powiedziałam o wszystkim wczoraj. - uśmiechnęłam się. - I nie, nie możesz pomóc. Chcę uporać się ze wszystkim sama.
- Ale kochanie...- zmarszczył czoło.
- Bez żadnych "ale"- powiedziałam stanowczo. - I tak masz już zbyt wiele na głowie.
- To może chociaż się dorzucę. - zaproponował.
- Skarbie, naprawdę nie trzeba. - uśmiechnęłam się. - Mamy już osoby, które nas wesprą finansowo.
- Kto to taki? - zapytał.
- Rodzice Christiny. - odpowiedziałam, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, z której momentalnie zszedł cały entuzjazm.
- Czemu nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - zapytał pretensjonalnym tonem. - To ja powinienem Ci pomóc a nie obcy ludzie.
- Michael daj spokój, to nie są obcy ludzi. - powiedziałam.
- Jak to nie? Ile ich znasz? - zapytał. - To do mnie powinnaś się zwrócić o pomoc. W końcu jesteśmy parą, prawda? - wstał, jednocześnie stawiając mnie na podłogę. Westchnęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Kochanie, proszę Cię. - zaczęłam. - Nie chcę, żebyś marnował na mnie tysiące dolarów, tylko dlatego że zamarzyła mi się szkoła tańca.
- A to niby dlaczego? - zapytał.
Znów zmarszczył czoło, a to oznaczało już tylko jedno.
Kłótnie.
- A dlatego, że chce na wszystko zapracować sama. - zaczynałam się poważnie irytować.
- Przepraszam bardzo, ale przecież bierzesz pieniądze od rodziców Christiny! Tak chcesz na to zapracować?!
Przysięgam, że jeszcze chwila a w porannej gazecie widniałyby nagłówki "Michael Jackson uduszony przez nieznaną kobietę w Neverland Ranch"
- Cholera jasna, Michael! - wkurzyłam się. - Mam odłożone pieniądze, sama płacę za swoją część! Jej rodzice sponsorują to tylko w połowie- krzyknęłam.
- To ładnie sama na to zapracowałaś! - ciągnął swoje wywody, podchodząc do drzwi. - Powinnaś mi o tym wszystkim powiedzieć. Przecież jesteśmy parą i powinniśmy się wspierać! - wrzasnął. - Ale nie, ty wolisz wsparcie wszystkich poza moim! - rzucił na odchodne i zniknął za drzwiami.
Westchnęłam wściekła. Takim myśleniem doprowadzał mnie do szału. Nie chciałam od niego pieniędzy, bo od zawsze byłam nauczona, że na wszystko muszę sobie zapracować sama. Teraz pewnie myślicie: "Ale Annie, przecież zgodziłyście się na wsparcie ze strony rodziców Christiny". Owszem, zgodziłyśmy się, jednak jak już wcześniej wspominałam, ja swoją część finansuje z moich prywatnych oszczędności, które udało mi się odłożyć przez kilka lat. I uwierzcie mi, że zamierzam nadal pracować na mój własny interes. Michael żył w przekonaniu, że musi zawsze spełniać każdą moją zachciankę. Nie było w tym nic złego, jeśli chodziło o jakieś drobnostki typu jedzenie czy cokolwiek podobnego, jednak kiedy w grę wchodziło coś dużego, wtedy po prostu nie mogłam pozwolić, aby wydawał na mnie kolosalne sumy.
Poszłam do kuchni, aby napić się wody i trochę ochłonąć. Myślałam, że ta rozmowa potoczy się zupełnie inaczej. Wiem, że Mike chciał dobrze, jednak musiał też wiedzieć, że nie zawsze będę zgadzała się na jego propozycję. Najgorsze w tym wszystkim było to, że był tak bardzo uparty, że nie dało się mu nic przetłumaczyć.
Po kilkunastu minutach postanowiłam, że czas wracać do łózka. Ze szklanką wody w dłoni ruszyłam w stronę sypialni. Kiedy tylko do niej weszłam, ujrzałam obrażonego Michaela, odwróconego dupą do drzwi. Pokręciłam głową i położyłam się obok. Nie mając ochoty już na nic, ułożyłam się na lewym boku i starałam się zasnąć.
Następnego dnia moja cała złość odeszła w niepamięć. Nie potrafiłam się długo gniewać na nikogo, szczególnie na osoby, które kochałam. Michael jeszcze słodko spał, wtulony w swoją poduszę. Uśmiechnęłam się i ucałowałam go w nosek, po czym wstałam. Ubrałam na siebie moje ulubione krótkie spodenki i biały top, po czym zeszłam na dół, aby pomóc Marry w przygotowaniu śniadania dla mnie i Michaela.
- Cześć, jak tam? - wpadłam do kuchni, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Witaj, Annie. - powiedziała Marry. - Wszystko w porządku, ale...jest coś co chyba powinnaś zobaczyć...- niepewnie podsunęła mi kilka gazet, które leżały na blacie. Zmarszczyłam brwi i wzięłam jedną z nich w dłoń. Spojrzałam na nagłówek, który mówił: "Michael Jackson i tajemnicza blondynka. Przelotny romans czy prawdziwy związek?". Westchnęłam i spojrzałam na zamieszczone poniżej zdjęcie, które przedstawiało mnie i Michaela trzymających się za ręce pod domem jego rodziców. Zaklęłam w duchu i chwyciłam za pozostałą prasę.
"Król Popu w towarzystwie młodej kobiety. Kim jest owa blondynka?"
"Michael Jackson i jego nowa narzeczona."
- Pięknie...- mruknęłam pod nosem. Ani ja, ani Michael nie chcieliśmy, aby nasz związek wyszedł na jaw. Bynajmniej jeszcze nie teraz. Mike chciał uchronić mnie przed okrutnością dziennikarzy, którzy nie oszukujmy się, potrafią być bezlitośni. Nie chciał, aby wypisywali na mój temat rzeczy, które kompletnie mijałyby się z prawdą. Ja też nie chciałam, aby ktoś wchodził z brudnymi buciorami w nasze życie prywatne. Jak dotąd,dobrze szło nam ukrywanie naszej miłość, no ale oczywiście nic co jest piękne nie trwa wieczne. To musiało kiedyś wyjść na światło dzienne.
Do kuchni wszedł Mikey. Wciąż miał na sobie swoją czerwoną piżamę, jednak jego włosy były nieco bardziej poczochrane. Miał dość skruszoną minę. Widać było, że równie jak ja żałował wczorajszej wymiany zdań. Nie chcąc doprowadzić do niezręcznej ciszy, od razu się z nim przywitałam.
- Dzień dobry, kochanie. - podeszłam i cmoknęłam go w usta. Wydawał się być zaskoczony. Chyba myślał, że będę na niego obrażona na zabój.
- Dzień dobry. - objął mnie w tali i uśmiechnął się czule. - Przepraszam za wczoraj. Nie powinienem się tak unosić.
- Ja też przepraszam, że krzyczałam. - wtuliłam się w jego tors. - Zapomnijmy o tym, bo mamy dużo większy problem na głowie.
- O czym ty mówisz? - spojrzał na mnie. Westchnęłam i sięgnęłam po prasę, po czym wręczyłam ją w ręce Michaela. Chwycił ją i zaczął przeglądać gazetę po gazecie. Uważnie analizował każde słowo i zdjęcia w nich zawarte.
- Cholera...- zaklął i usiadł na krześle. - Nie sądziłem, że przyjadą pod dom moich rodziców. Myślałem, że wymknęliśmy się z Neverlandu dość dyskretnie.
- Kochanie, oni są tak sprytni, że nawet z zawiązanymi oczami by Cię znaleźli. - westchnęłam i postawiłam przed nim kubek herbaty. - Co z tym zrobimy?
- Nie mam pojęcia...- mruknął. - Na razie zostawmy to w spokoju. Może sprawa ucichnie. - powiedział. - Jak nie, to wtedy coś zadziałamy. - odłożył gazety i spojrzał na mnie.
Pokiwałam głową.
- Głodny? - zapytałam.
- I to jeszcze jak. - uśmiechnął się.
- To ja coś przygotuję. - odezwała się Marry, która jak dotąd siedziała cichutko jak myszka.
- Pomogę. - powiedziałam i podeszłam do niej. Nie protestowała, bo wiedziała że i tak nic nie wskóra. Uwielbiałam gotować z Marry, ponieważ zawsze przypominało mi to o czasach, kiedy pomagałam mamie w kuchni. Bardzo za nią tęskniłam. Co prawda, rozmawiałyśmy przez telefon, nawet kilka razy w tygodniu, jednak o wiele bardziej wolałam mieć ją u swojego boku. To samo tyczyło się taty i brata.
Kiedy śniadanie było gotowe, razem z Michaelem zasiedliśmy do stołu w jadalni, po czym zabraliśmy się za konsumpcje naszego dania.
- Jakieś plany na dziś? - zapytał.
- Za 20 minut muszę jechać po Charlotte. - zaczęłam . - Zawiozę ją do Josha i pojadę po Christinę i Judy. Z nimi pojadę załatwić pierwsze sprawy dotyczące szkoły. - napiłam się. - Później pojadę do pracy, a po niej wracam do domu. - uśmiechnęłam się.
- Czyli zobaczymy się dopiero wieczorem? - zapytał smutno. Pokiwałam głową.
- Niestety, kochanie. - powiedziałam, po czym spojrzałam za zegarek. - O cholera, już 10?! - krzyknęłam i poderwałam się z krzesła. - Myślałam, że jest za dwadzieścia.- napiłam się szybko herbaty.
- Już jedziesz? - zapytał.
- Tak, przepraszam, że nie dokończyłam z tobą śniadania, ale już jestem spóźniona. - powiedziałam i cmoknęłam go szybko w usta. - Zobaczymy się wieczorem.
- Kocham Cię. - puścił mi oczko.
- Ja Ciebie też. - uśmiechnęłam się i wybiegłam z kuchni. Założyłam buty, chwyciłam za klucze, po czym pospiesznie opuściłam nasz dom. Wsiadłam w auto i ruszyłam w stronę domu Judy, gdzie tymczasowo mieszkała Charlie. Miałam tylko nadzieje, że jej rozmowa z Joshem przebiegnie pomyślnie i że nie zostawi jej w tak ciężkiej sytuacji.
Bo w końcu... prawdopodobnie to on jest ojcem dziecka Charlotte.
Jeżeli dotrwałeś do końca pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro