Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|011|

Siedziałam na schodach przed domem w towarzystwie cudownego, rudego kotka, który razem ze mną czekał na przyjazd moich gości. Szczerze mówią, ani ja, ani Michael nie mieliśmy pojęcia skąd wzięło się to pomarańczowe maleństwo, jednak od razu zdobył naszą sympatię, przez co postanowiliśmy go przygarnąć. Nadaliśmy mu imię Leo, ponieważ od początku wydawał się być bardzo majestatyczny. Szybko stał się naszym ulubieńcem, a w szczególności Michaela, który kompletnie oszalał na jego punkcie. Kupił mu nawet piękną, czarną obróżkę, która szczerze mówiąc tania nie była, ponieważ wisiorek z wygrawerowanym imieniem wykonany był ze złota. Mówiłam mu, że zwykła obroża, za kilka dolarów też będzie w porządku, jednak on upierał się przy swoim. Odpuściłam szybko, bo jak zwykle - jego racja, mój spokój.

Tego dnia miały odwiedzić mnie Charlie oraz Judy, przez co od rana chodziłam nabuzowana pozytywną energią. Nie widziałam się z dziewczynami około miesiąca, co w porównaniu do naszych poprzednich rozłąk, było czymś nadzwyczaj okropnym. Bardzo za nimi tęskniłam i od dłuższego czasu nie mogłam doczekać się, aż w końcu się spotkamy. Szczególnie, że tego dnia chciałam złożyć im ciekawą propozycję, która jak zakładałam, bardzo by się im spodobała.

Widziałam jak z oddali zbliża się czarny samochód. Pogłaskałam po raz ostatni Leo i szczęśliwa podniosłam się ze schodów, po czym szybko z nich zbiegłam. Auto przystanęło, a z niego wyłoniła się postać Judy.

- Annie! - pisnęła i zaczęła biec w moją stronę. Roześmiałam się na jej widok. Wyglądała tak przezabawnie, a za razem uroczo, że nie mogłam powstrzymać się od pokazania mojej radości. Bez zbędnych ceregieli od razu rzuciłyśmy się sobie w ramiona.

- Nie zostawiaj mnie już nigdy więcej. - powiedziała, ściskając mnie tak mocno, że o mało co nie straciłam oddechu.

- Bardzo tęskniłam, ty mój mały świrze. - zaśmiałam się i pogłaskałam ją po plecach.- Ale czy mogłabyś trochę poluzować uścisk? Dusisz mnie.

- O Jezu! - puściła mnie. - Wybacz Annie. - zaśmiała się delikatnie. Posłałam jej uśmiech, po czym spojrzałam w stronę samochodu w poszukiwaniu Charlotte. Muszę przyznać, że kiedy tylko ją zobaczyłam, natychmiast poczułam, że coś jest nie tak. Szła bardzo powoli. Wydawało się, jakby nie było jej spieszno do spotkania ze mną. Od razu widać było, że jest bardzo nieobecna, a ponad to zmizerniała. Miała podpuchnięte oczy, a jej cera zrobiła się ziemista. Spojrzałam pytająco na Judy, która wzruszyła ramionami i westchnęła.

- Nie chciała mi powiedzieć...- powiedziała cicho. Pokiwałam głową i znów spojrzałam na Charlotte. Zaczęłam podążać w jej stronę, chcąc jak najszybciej z nią porozmawiać.

Kiedy byłyśmy już na przeciwko siebie, wymusiła delikatny uśmiech.

- Hej. - mruknęła prawie bezdźwięcznie.

- Charlie...co jest? - zapytałam przyglądając się jej uważnie.

Nie odezwała się.

Jej oczy zaczęły błądzić po całym placu, a po chwili przybrały czerwony kolor i wypełniły się łzami. Podeszłam do niej i przytuliłam do siebie, najmocniej jak tylko mogłam. Wtuliła się we mnie i wybuchła płaczem. Judy natychmiast do nas podeszła, niewinnie przyglądając się temu wszystkiemu. Ja natomiast, gładziłam Charlotte po głowie, próbując chociaż trochę ją uspokoić.

- Charlotte...spokojnie. - wyszeptałam. - Chodźmy do domu. - odsunęłam się delikatnie od niej i objęłam ją delikatnie w pasie. Judy zabrała jej torbę, po czym otoczyła ją ramieniem z drugiej strony. We trzy ruszyłyśmy w stronę domu.

- Co się dzieje? - zapytałam, kiedy znalazłyśmy się już w salonie. Charlie schowała twarz w dłonie. Wyglądała jak wrak człowieka.

- Ja...- zaczęła, jednak szybko zamilkła.

- Spokojnie...- powiedziała Judy, głaszcząc jej plecy. - Pamiętaj, że nam możesz powiedzieć wszystko. Zawsze Ci pomożemy, nie ważne co by się działo. Jesteśmy twoimi przyjaciółkami.

Charlotte wytarła oczy, po czym wzięła głęboki wdech.

- Ja...jestem w ciąży. - powiedziała. 

Automatycznie w całym pokoju zapadła cisza. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że to żart, jednak kiedy nasza przyjaciółka zaczęła przyglądać się nam rozżalonym wzrokiem, uświadomiłam sobie, że to wszystko jest najczystszą prawdą.

- Co...- mruknęłam. - Kto jest ojcem? - to pierwsze pytanie, które nasunęło mi się na myśl.

- Prawdopodobnie Josh. - pokiwała głową.

- Prawdopodobnie? - uniosłam do góry brwi. - Jak to prawdopodobnie? Nie wiesz z kim spałaś?

- Bo...miesiąc temu...do Austin przyleciał Josh i... - zaczęła łkać. - I my wtedy...ale się pokłóciliśmy...i ja...- jej słowa były praktycznie niezrozumiałe. Szybko podałam jej wody, aby napiła się i trochę uspokoiła. Judy przytuliła ją mocno do siebie, a ja przyniosłam pudełko chusteczek, które w tamtej chwili było niezbędne.

Po czasie Charlotte w miarę opanowała emocje, dzięki czemu mogła spokojnie opowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło.

- Więc...miesiąc temu Josh odwiedził mnie w Austin. - westchnęła. - Spędziliśmy razem cudowną noc, jednak rano bardzo się pokłóciliśmy i...

- Zaraz, myślałam, że łączy was tylko przyjaźń. - przerwała jej Judy.

- Bo łączy, ale wiesz...przyjaźń bez zobowiązań... - wyjaśniła.

- Tak to się zawsze kończy. - powiedziała Judy. - To tylko seks, a później...- machnęła ręką, kręcąc głową.

Charlie spojrzała na nią wrogo.

- W każdym razie...Przy kłótni wykrzyczał mi, że nie chce mnie znać. Wściekłam się. Chciałam zapomnieć o nim i o tym całym zajściu, więc poszłam do klubu...

- Poszłaś sama do klubu? Oszalałaś? Chcesz, żeby ktoś zrobił Ci krzywdę? - tym razem to ja jej przerwałam. Zawsze martwiłam się o moje przyjaciółki, dlatego też wolałam, żeby nie paradowały samotnie po klubach. Jak wiadomo, w takich miejscach kręci się wielu podejrzanych typów.

- Wiem, że głupio zrobiłam, okej? - spojrzała na mnie. - Dacie mi teraz dokończyć, czy dalej będziecie wypominać mi każdy najmniejszy błąd jaki popełniłam podczas tamtej nocy?

Obydwie zamilkłyśmy, jednocześnie pozwalając jej dokończyć historię.

- Poszłam do tego klubu i poznałam faceta, upiliśmy się... - mruknęła. - Przespaliśmy się ze sobą. Tyle.

Zapadła cisza. Żadna z nas nie spodziewałaby się takiego zachowania po Charlotte. Zawsze była odpowiedzialną, zdecydowaną, twardo stąpającej po ziemi dziewczyną, która nie pozwala sobie na głupie wybryki po alkoholu. Była najrozsądniejsza z naszej trójki i to zawsze ona odwodziła nas od złych pomysłów. Nie mogłam uwierzyć, że za jeden błąd musi aż tak bardzo płacić. Oczywiście, nie zrozumcie mnie źle, nie uważam że bycie w ciąży jest czymś złym, wręcz przeciwnie - uważam, że to cudowny stan, jednak w przypadku Charlotte była to dosyć skomplikowana sytuacja. Po pierwsze była tylko kelnerką, a jak wiadomo kelnerki nie zarabiają kokosów. Na pewno nie wystarczyłoby to na utrzymanie jej i dziecka. Po drugie nie miała nikogo przy sobie, bo wszyscy jej bliscy mieszkali w Los Angeles, no i po trzecie...Nie była pewna kto jest ojcem.

- Powiedzcie coś, błagam. - Charlotte przerwała ciszę. - Opierdolcie mnie, cokolwiek. Tylko błagam was, nie milczcie...

- Co Ci mamy powiedzieć? - zapytałam. - Musimy rozwiązać jakoś tę sprawę. Jutro pojedziesz do Josha i mu o wszystkim powiesz.

- Nie. - powiedziała stanowczo. - Powiedział, że już więcej nie chce mnie widzieć na oczy.

- Charlotte, czy ty sobie kpisz? - odezwała się Judy. - Jesteś w ciąży i to prawdopodobnie z nim. Naprawdę chcesz odwalać cyrki i go w niczym nie uświadamiać, tylko dlatego, że w złości powiedział kilka przykrych i zapewne nieprawdziwych słów? Naprawdę tylko dlatego chcesz być samotną matką?

- Nie...- burknęła. - Macie racje...Jutro do niego pojadę i mu o wszystkim powiem. - przetarła twarz dłońmi.

- Pamiętaj, że nie jesteś z tym wszystkim sama. - powiedziałam. - We wszystkim Ci pomożemy. Prawda Judy?

- Jasna sprawa. - uśmiechnęła się. Charlotte westchnęła i pokręciła głową.

- Boże jestem taka głupia...- mruknęła. - Jak ja nas utrzymam...

- Poradzisz sobie. - Judy poklepała ją po plecach. - A tak zbaczając z tematu. Gdzie jest Michael? - zapytała.

- Pojechał z managerem załatwiać jakieś sprawy dotyczące trasy. Wróci wieczorem. - powiedziałam. - A tak a propos utrzymania, zarabiania i tak dalej...- zaczęłam. - Może i jest na to rozwiązanie.

Dziewczyny spojrzały na mnie pytająco. 

Uśmiechnęłam się tajemniczo.

- Własna szkoła tańca. - rzuciłam hasło. - Co wy na to?

Obie wydawały się być dość zdezorientowane. Spoglądały na siebie zmieszane, nie odzywając się nawet słowem. Rzuciłam im ponaglające spojrzenie, nie mogąc doczekać się ich odpowiedzi.

- Kurde, zawsze! - krzyknęła entuzjastycznie Judy, kiedy wszystko do niej dotarło. - Ale, jak? Kiedy? Za co?

- Słuchajcie, przy ostatniej trasie udało mi się trochę zarobić, dzięki czemu mogłam zaoszczędzić, także o kwestię finansową nie musimy się martwić. - powiedziałam. - Poza tym znam osobę, która bardzo chętnie wejdzie z nami w ten interes.

- Kto to taki? - zapytała Charlie.

- Moja znajoma - Christina. - uśmiechnęłam się. - Poznałam ją w trasie. Okazało się, że też o tym marzy i od jakiegoś czasu odkładała pieniądze własnie na otworzenie własnego tanecznego biznesu. - tłumaczyłam. - Ponadto, kiedy jej rodzice usłyszeli o tym, stwierdzili, że to świetny pomysł i chętnie pomogą rozkręcić nam ten interes. - powiedziałam. - Także mamy dobry start. Pytanie tylko czy wy w to wchodzicie?

- Oczywiście! - taka odpowiedź mi się podobała. Tego dnia siedziałyśmy dość długo rozmawiając na temat ciąży Charlotte i naszej przyszłej działalności. Zaczęłyśmy nawet robić biznesplan i szukać w gazetach miejsca, które mogłybyśmy wynająć. Mimo, że ten dzień rozpoczął się dość burzliwie, to i tak uważam go za udany.

Późnym wieczorem wzięłam długą kąpiel, po czym położyłam się do naszego wygodnego łózka z książką w ręku. Chciałam zrelaksować się po dniu pełnym wrażeń, jednak nie było to takie łatwe, ponieważ ciąża Charlotte nie dawała mi spokoju. Cały czas zastanawiałam się jak Josh zareaguje na tę nowinę i przede wszystkim jak Charlie poradzi sobie w roli matki. Z rozmyśleń wyrwał mnie Michael, który wrócił do domu.

- Cześć, kochanie. - powiedział. Spojrzałam w jego stronę. Stał oparty ramieniem o framugę drzwi, przygryzając wargę w uśmiechu. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam ku niemu ręce. Od razu zjawił się przy łóżku i wziął mnie w swoje ramiona, całując namiętnie moje usta.

- Tęskniłam. - oderwałam się.

- Ja też, księżniczko. - znów połączył nas gorącym pocałunkiem. Wplotłam dłoń w jego czarne loki, starając cieszyć się chwilą. Michael wsunął dłoń pod moją koszulę, jednocześnie błądząc nią po moich plecach. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Czułam jak Michael pragnie mnie coraz bardziej, jednak mi ciężko było myśleć o czymś innym niż Charlotte. Kompletnie nie mogłam skupić się na czułościach Mike'a. Nagle, położył mnie całą na łóżku i zaczął cmokać po szyi.

- Kochanie, muszę Ci powiedzieć coś ważnego.

- Mhmm? - wymruczał, nie odrywając się ode mnie nawet na moment.

- Charlotte jest w ciąży. - spojrzałam na niego.

- To chyba dobra wiadomość. - zaczął rozpinać guziki od koszuli.

- Tak, ale ona nie wie kto jest ojcem. - powiedziałam i podparłam się lekko na rękach. Michael spojrzał na mnie zdziwiony. - Być może jest nim Josh, ale to nic pewnego.

- Dzwoniłyście do niego? - znów zaczął pieścić ustami moją szyję i dekolt.

- Nie, jutro mamy wszystko załatwić. - wyjaśniłam.

- Wszystko będzie dobrze, skarbie. - rozsuną na boki koszulę i zaczął schodzić pocałunkami niżej. Westchnęłam i spojrzałam na niego.

- Nic sobie z tego nie robisz. - warknęłam pod nosem. - Tylko się do mnie dobierasz.

- Kochanie, po prostu stęskniłem się na swoją kobietą. - spojrzał na mnie. - Charlotte jest odpowiedzialną osobą. Na pewno da sobie radę. - powiedział, znajdując się na przeciw mojej twarzy. - Josh wydawał się być bardzo uczciwy, więc jeśli to jego dziecko, na pewno go nie zostawi. Poza tym będziemy jej pomagać jak tylko będziemy mogli. Nie masz się o co martwić. - ucałował moje wargi. Uśmiechnęłam się.

- Na takie coś czekałam. - pocałowałam go delikatnie. - Kocham Cię, Michael.

- Ja Ciebie też, Annie. - uśmiechnął się, po czym zatopił swoje usta w moich. Nie próżnując, od razu zabrałam się za ściąganie jego koszuli. Odniosłam wrażenie, że bardzo mu się to spodobało, ponieważ szybko zdarł ze mnie piżamę. Przechodząc dalej, zaczął składając czułe pocałunki na każdym skrawku mojego ciała, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Chwyciłam za pasek u jego spodni, wywołując przy tym ogromny uśmiech na jego twarzy. Odwzajemniłam jego gest i zaczęłam ściągać z niego spodnie. Michael chwycił za moją pupę, przyciągając mnie bliżej siebie.

- Chyba bardzo się stęskniłeś. - przygryzłam wargę. Michael uśmiechnął się łobuzersko, lustrując mnie wzrokiem.

- Cholernie bardzo. - wymruczał mi do ucha.

Noc oczywiście spędziliśmy bardzo miło, jednak wciąż pozostała kwestia powiadomienia Michaela o moich planach dotyczących szkoły tańca. Nie miałam pojęcia jak zareaguje. 


Jeżeli dotrwałeś do końca pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro