Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|008|

- Cholera...umieram...- usłyszałam za swoimi plecami.

Odwróciłam się wciąż zaspana i spojrzałam na Michaela. Leżał praktycznie nieruchomo z twarzą w poduszce. Chyba kogoś dopadł kac.

Zaśmiałam się pod nosem. 

- Co? Główka boli? - usiadłam i pstryknęłam go w ucho.

- Mhm...- wymruczał. Pokręciłam głową i wstałam. Podeszłam do mojej walizki w poszukiwaniu czegoś co mogłabym na siebie ubrać. Wyciągnęłam czarne legginsy i zwykłą szarą bluzę, po czym zaczęłam szukać świeżej bielizny.

- Pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - spojrzałam na niego.

- Nie wiele...- powiedział niewyraźnie, po czym położył się na plecach. - Pamiętam, że nie mogłem znaleźć twojego pokoju.

Zaśmiałam się i usiadłam obok.

- Ale jednak Ci się udało..- uśmiechnęłam się.

- Tak, tylko zanim to zrobiłem próbowałem otwierać pokój Franka. - przejechał dłońmi po twarzy. - Gdyby nie Kevin i Robert dzisiaj obudziłbym się obok mojego managera. - skrzywił się.

- To byłaby zapewne romantyczna noc. - parsknęłam śmiechem. 

Michael pokręcił głową.

- Gadałem jakieś głupoty? - odgarnął swoje czarne loki.

- Kiedy zapytałam skąd masz klucze do mojego pokoju odpowiedziałeś "Kobieto, mam na imię Michael Jackson. Ja mogę wszystko."- zaśmiałam się delikatnie. - Generalnie to później mnie przepraszałeś, nie chciałeś iść do siebie, nie mogłeś rozpiąć guzików od koszuli, znów mnie przepraszałeś i na końcu powiedziałeś, że wiesz że na Ciebie lecę. - skończyłam wymieniać. Michael zaczął się śmiać, jednak na jego policzkach można było dostrzec lekkie rumieńce.

- Jesteś pokręcony, Jackson. - zaśmiałam się. Michael przyciągnął mnie do siebie, przez co wylądowałam na jego klacie.

Leżeliśmy w kompletnej ciszy. Dokładnie przyglądałam się jego twarzy. Był bardzo blady i miał ogromne cienie pod oczami. Od razu było widać, że kac dawał się we znaki. Kilka loczków jak zwykle opadało na jego twarz. Przysięgam, wyglądał niesamowicie. Cały czas uśmiechał się, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na sekundę. Palcem zataczał kółeczka na moim biodrze, które było delikatnie odkryte. Było naprawdę przyjemnie. Tak...inaczej niż do tej pory.

W pewnym momencie, przeleciał mnie wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując się na moich nogach. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie jestem jakoś specjalnie odziana. Ubrana byłam jedynie w za dużą koszulkę z logiem zespołu Queen, która dosięgała do połowy mojego uda. Oprócz niej miałam na sobie majtki i nic poza tym. Delikatnie zawstydzona, naciągnęłam moją koszulkę bardziej na pupę i nogi. Wtedy wzrok Michaela powędrował z powrotem na moją twarz.

- Dlaczego Frank odesłał Twoją dziewczynę? - zapytałam, starając się odwrócić jego uwagę od mojego zawstydzenia. W sumie, jednocześnie chciałam go delikatnie zdenerwować. W końcu nie robiłam tego już masę czasu. Trzeba było trochę to nadrobić.

Michael zmrużył oczy, po czym klepną mnie żartobliwie w udo.

- Ała! - krzyknęłam i się zaśmiałam.

Wiedziałam, że to go zirytuje.

- Ile mam Ci powtarzać, że ja i Tati tylko się przyjaźnimy? - zaczął mnie łaskotać. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.

- Proszę przestań. - wiłam się po całym łóżku, próbując uciec od łaskoczącego mnie Michaela.

- Nie. - śmiał się, nie zaprzestając torturom.

- Już nie będę, naprawdę. - wydusiłam poprzez śmiech. W końcu przestał.

- Powiedzmy, że Ci wierzę. - pstryknął mnie w nos. Zaśmiałam się delikatnie, patrząc na niego.

Zapadła cisza. Znów przyglądaliśmy się sobie nawzajem, jednak byliśmy już w innej pozycji niż wcześniej. Tym razem to ja leżałam na plecach, natomiast Michael usadowił się na swoim lewym boku, podpierając głowę o rękę.

- Swoją drogą ładne sobie przezwiska dajecie. Tati...no, no . - powiedziałam, jednak szybko tego pożałowałam, bo Michael znów zaczął mnie bezlitośnie łaskotać. Ponownie leżałam zwinięta w kłębek, próbując uniemożliwić mu dostęp do miejsc, gdzie miałam łaskotki.

- Michael, proszę. Teraz już naprawdę nie będę. - krzyczałam.

- Nie wierze Ci. - kontynuował swoje poczynania.

- Obiecuje, proszę już koniec.- złapałam go za ręce. Uśmiech nie schodził z naszych twarzy. W pewnym momencie Michael delikatnie splótł nasze dłonie, po czym powoli przywarł je do łóżka. To wszystko było takie inne niż dotychczas. Patrzałam się na niego jak zahipnotyzowana. Nie umiałam ani na moment odwrócić wzroku od jego pięknych, czekoladowych oczu. Czułam, że zaczyna mi się robić coraz bardziej ciepło, przy czym serce chciało wyskoczyć z mojej piersi. Michael przygryzł delikatnie swoją dolną wargę i odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. Nie traciliśmy kontaktu wzrokowego nawet na chwilę. W tamtym momencie jedyne czego chciałam to pocałunek. Widziałam po nim, że też tego pragnął, jednak wydawał się być nieco niepewny.

Powoli złapałam go za policzek, po czym delikatnie zaczęłam gładzić go moim kciukiem. To dało mu zielone światło. Znów przygryzł wargę i zaczął powoli się do mnie zbliżać. Cały czas uważnie przyglądałam się jego każdemu ruchu, nie chcąc niczego stracić. Był tak blisko, że czułam na sobie jego oddech. Nasze nosy delikatnie się stykały. Znieruchomiałam. Nie musiałam długo czekać, aby poczuć smak jego ust.

Na początku delikatnie je musnął, jakby chciał się upewnić czy na pewno może się do tego posunąć. Po chwili, już nieco bardziej pewnie złożył krótki pocałunek na moich ustach, który natychmiast odwzajemniłam. Myślałam, że to wszystko potrwa dłużej, jednak Michael oderwał się ode mnie. Wyglądał jakby właśnie ocknął się z jakiegoś transu. Odsunął się od mojego ciała na bezpieczną odległość. Obydwoje byliśmy wyraźnie zawstydzeni tym, co zaszło parę sekund temu. Usiadłam i odgarnęłam swoje włosy na bok.

Atmosfera zrobiła się gęsta.

- To...może ubiorę się i pójdę po śniadanie...- mruknęłam nie patrząc na niego. Złapałam ubrania, które wcześniej sobie przygotowałam i poszłam do łazienki. Założyłam na siebie wszystko co ze sobą przyniosłam, po czym bez słowa wyszłam z pokoju.

24 grudnia 1987 roku.

W całym domu unosił się zapach cynamonu i jabłek. Wraz z mamą siedziałyśmy w kuchni kończąc przygotowywania do dzisiejszej kolacji. Mój tata wraz z moim starszym bratem - Jamesem, od rana puszczali świąteczne piosenki, dzięki czemu mogliśmy jeszcze bardziej wczuć się w świąteczny klimat. Wyjrzałam za okno. Z nieba leciały ogromne płatki śniegu, które powoli okrywały asfalt przed naszym domem. Całe sąsiedztwo było pięknie przyozdobione w różnego rodzaju kolorowe lampki, których światło cudownie oświetlało ciemną ulice. Był to wspaniały widok, który od razu wpędził mnie w cudowny nastrój. Spojrzałam na moją mamę, która nuciła pod nosem piosenkę "Let it Snow". Uśmiechnęłam się i zaczęłam z powrotem pomagać przy przygotowywaniu ciasta, kiedy to do kuchni wszedł mój tata.

- Annie, telefon do Ciebie. - powiedział, uśmiechając się podejrzanie.

- Kto to? - zapytałam, wycierając ręce w ściereczkę.

- Michael Jackson. - poruszał brwiami.

Nikomu nie wspominałam o moich uczuciach do Michaela, jednak mój tato wiedział, że nie jest mi on obojętny. Zawsze jako pierwszy wyczuwał, że jestem w kimś zauroczona lub zakochana. I tak też było i tym razem. Znał mnie zbyt dobrze, żeby przegapić taki szczegół.

Pokręciłam głową i podeszłam do telefonu.

- Słucham?

- Cześć piękna.- powiedział, na co automatycznie się uśmiechnęłam.

- Cześć, jak tam? Już u rodziców? - zapytałam.

- Tak, już od jakiejś godziny. - odpowiedział. - Mama stwierdziła, że nauczy mnie gotować. - zaśmiał się.

- I jak jej idzie? - uśmiechnęłam się.

- Słabo, kompletnie się do tego nie nadaje. - ponownie się zaśmiał. - Dzięki Bogu u siebie w domu mam kucharki, bo bym chyba zginął. - stwierdził.

Zaśmiałam się.

- A właściwie skąd masz ten numer? - zapytałam.

- Judy.

- Wszystko jasne. - pokiwałam głową.

- Wiesz, dzwonie do Ciebie w konkretnej sprawie. - zaczął.

- Zamieniam się w słuch. - oparłam się o ścianę.

- Moja przyjaciółka wyprawia przyjęcie, na które dostałem zaproszenie. - powiedział. - I tak się zastanawiam czy może nie zechciałabyś mi na nim towarzyszyć?

- Oczywiście. - zgodziłam się bez namysłu. - Tylko jeśli mogę wiedzieć...Co to za przyjaciółka? - zapytałam.

- Tatiana.

Zapadła cisza. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czułam, że na moje twarzy zaczyna malować się wściekłość. Już miałam powiedzieć, że to jednak nie wypali, kiedy to usłyszałam falę śmiechu po drugiej stronie słuchawki.

- Michael, jesteś okropny! - również zaczęłam się śmiać. - Już na serio myślałam, że chcesz mnie do niej zabrać.

- Nie zrobił bym Ci tego. - śmiał się. - Wiem, że wciąż jesteś zazdrosna.

- Przestań, lepiej powiedz mi kim jest ta twoja przyjaciółka. - zmieniłam szybko temat.

- Elizabeth Taylor. - usłyszałam.

- Wow...- mruknęłam zaskoczona.

Zapowiadało się na ciekawe przyjęcie.

***

Kilka dni później zawitałam w posiadłości Michaela. Był piątek, co oznaczało przyjęcie u Elizabeth. Byłam bardzo podekscytowana na samą myśl o poznaniu tak niesamowitej aktorki, jednak jednocześnie bałam się, że może nie nadam się do tego towarzystwa lub zachowam się niewłaściwie. Mike wspomniał, że ma być tam sporo osób ze świata show-biznesu, co stresowało mnie jeszcze bardziej. Starałam się mimo wszystko myśleć jak najbardziej pozytywnie. Michael zapewniał mnie, że większość z nich to przemili ludzie i na pewno mnie zaakceptują. Wierzyłam mu na słowo.

Ostatni raz spojrzałam w lusterko w "moim" pokoju. Byłam ubrana w czerwoną sukienkę na ramiączkach, która idealnie przylegała do mojej figury. Do tego, postawiłam na klasyczne czarne szpilki, które dodawały mi kilka centymetrów. Moje długie blond włosy pokręciłam w piękne loki i pozostawiłam rozpuszczone. Na powiekach namalowałam zwyczajne kreski, zakończone delikatną jaskółką, natomiast na usta nałożyłam czerwoną szminkę, która idealnie komponowała się z moją sukienką. Poprawiłam ostatni raz włosy i wyszłam z pokoju. Powoli schodziłam na dół, gdzie miał czekać na mnie Michael. 

Jednak...kiedy byłam już na przedpokoju nigdzie nie mogłam go znaleźć.

- Michael? - zwołałam i rozejrzałam się dookoła. - Mikey, gdzie jesteś? Czekam na dole. - powiedziałam i odgarnęłam włosy. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Westchnęłam i już miałam kierować się w stronę jego sypialni, kiedy zauważyłam że stoi na górze i opiera się o balustradę. Obserwował mnie z delikatnym uśmiechem, jednocześnie zagryzając dolną wargę.

Pokręciłam głową i posłałam mu uśmiech.

- Wołałam Cię. Czemu się nie odzywasz? - zapytałam.

- Zaniemówiłem. - zaczął schodzić po schodach. - Wyglądasz przepięknie. Nie mogę się na Ciebie napatrzeć. - powiedział.

Czułam jak zaczynam się czerwienić.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Ty również świetnie się prezentujesz.

- Dziękuję mała. - puścił mi oczko. - Gotowa? Możemy już iść?

- Pewnie. - powiedziałam i ruszyliśmy do wyjścia. Wsiedliśmy do auta, które zawiozło nas do domu Elizabeth Taylor.

Już na wejściu zostaliśmy przywitani przez masę sławnych osób, o których poznaniu mogła wcześniej tylko marzyć. Paul McCartney, Diana Ross...Nie byłam gotowa na to spotkanie. Zbyt wiele cudownych osób w jednym miejscu. Wraz z Michaelem zaczęliśmy szukać Elizabeth, z którą obydwoje bardzo chcieliśmy się przywitać. Nie było to łatwym zadaniem przy takiej ilości osób, jednak po czasie udało nam się ją odnaleźć. Była ubrana w śliczną granatową sukienkę oraz żakiet w tym samym kolorze. Towarzyszyło jej dwóch brunetów, z którymi prowadziła zaciętą rozmowę.

- Witaj Liz. - powiedział Michael, kiedy podeszliśmy bliżej.

- Michael! Cudownie Cię widzieć! - powiedziała entuzjastycznie i wyściskała Michaela, po czym spojrzała na mnie.- A co to za ślicznotka? Czy to ta słynna Annie, o której mi ciągle opowiadasz? - zapytała. 

Michael spłoną w rumieńcach.

 Zaśmiałam się delikatni i wyciągnęłam dłoń w stronę Elizabeth.

- Annie Rose, miło mi poznać. - powiedziałam uśmiechnięta.

- Elizabeth Taylor, mi również bardzo miło. - przedstawiła się i uścisnęła moją dłoń, po czym ku mojemu zdziwieniu przytuliła mnie tak, jakby znała mnie od lat. Momentalnie zrobiło mi się bardzo miło.

- A więc słynna Annie? Czyżby Michael mnie obgadywał? - zapytałam żartobliwie i spojrzałam na swojego przyjaciela.

- I to jeszcze jak! - powiedziała Liz.

- Ej, nie prawda! - Michael zaczął się śmiać.

- Prawda, prawda. Chodźmy moja droga, poopowiadam Ci wszystko ze szczegółami. - Liz objęła mnie i zaczęłyśmy się oddalać. - Później Ci ją oddam. - rzuciła jeszcze na odchodne. 

Z Liz spędziłam wspaniałe chwile. Rozmawiałyśmy o wszystkim, jednak naszym głównym tematem był Michael. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, jednak więcej na ten temat dowiecie się nieco później.

Po godzinie pierwszej postanowiliśmy, że czas wracać do domu. Anthony - kierowca Michaela, czekał już na nas pod posiadłością. Wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę Neverlandu.

- I jak Ci się podobało? - zapytał Michael.

- Było cudownie. - uśmiechnęłam się. - Elizabeth jest niesamowita. Mam nadzieje, że polubiła mnie tak samo jak ja ją.

- Pokochała Cię. - powiedział uśmiechnięty. 

Odwzajemniłam jego uśmiech.

- Jestem okropnie zmęczona. - mruknęłam. - Mogę się przytulić? - spojrzałam na niego.

- Nie musisz o to pytać. Zawsze możesz. - uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest i przysunęłam się do niego. Położyłam nogi na jego kolanach i wtuliłam się w jego tors. Michael natomiast objął mnie i przyciągnął jeszcze bliżej siebie.

- Nogi mi odpadają. - powiedziałam, przymykając oczy. - Nienawidzę szpilek.

- Nie dziwie się. - zaśmiał się delikatnie. - Pięknie dzisiaj wyglądałaś...- odgarnął mi włosy.

- Dziękuję, Mikey. - uśmiechnęłam się i spojrzałam do niego. - Mówisz mi to dzisiaj chyba setny raz. - zaśmiałam się delikatnie i pstryknęłam go w nos.

- Wiem i powiem to kolejne sto razy. - puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się i ponownie przytuliłam do jego klatki.

Zapanowała cisza. 

W jednej chwili zrobiłam się bardzo senna.

- Michael? - zaczęłam.

- Tak?

- Możesz mi coś zaśpiewać? - zapytałam bawiąc się guzikiem od jego marynarki.

- Oczywiście. - powiedział. - Chciałabyś usłyszeć coś konkretnego?

- Nie, zaskocz mnie. - uśmiechnęłam się. 

Zapanowała cisza, która została szybko przerwana pierwszymi słowami piosenki...

- Hey pretty baby with the high heels on. You give me fever Like I've never, ever known...- usłyszałam znajomą melodię. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- You're just a product of loveliness, I like the groove of your walk, your talk, your dress... - wraz z kolejnymi wersami, poczułam rękę Michaela na moim kolanie, która wędrowała coraz wyżej, aż do mojej sukienki. Spojrzałam na jego dłoń, która teraz gładziła obszar skóry, zakrywany przez materiał.

- I feel your fever from miles aroundI'll pick you up in my car and we'll paint the town...- kontynuował. Przeniosłam mój wzrok na niego. Patrzał się na mnie z tym swoim zniewalającym uśmiechem. Przybliżał się do mnie, nie przestając śpiewać. - Just kiss me baby and tell me twice. That you're the one for me...- byliśmy tak blisko siebie, że czułam jego oddech na sobie. Dosłownie, dzieliło nas jedynie kilka centymetrów. Chciałam już go pocałować, kiedy to on odsunął się kawałek ode mnie i szepnął...

- The way you make me feel...- po czym pocałował mnie bardzo namiętnie. 

***

Przepraszam, jeżeli rozdział jest zbyt długi, ale normalnie poniosło mnie jak nauczyciela przy wypłacie i nie mogłam przestać pisać. XD

Jeżeli wytrwałeś do końca, pozostaw po sobie jakiś ślad.Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro