|003|
Neverland wywarł na wszystkich zdecydowanie ogromne wrażenie. Było to przepiękne miejsce, o niesamowicie przyjaznej atmosferze, która szybko się udzieliła się całemu towarzystwu. Znajdowało się tam dosłownie wszystko. Kino, wioska indiańska, XIX-wieczny Dziki Zachód, wesołe miasteczko, kolejki. Jestem pewna, że nie jedno dziecko marzy, aby zamieszkać w takiej Nibylandii. Sama byłam oczarowana tamtym miejscem.
Kiedy dotarliśmy do posiadłości, od razu powitał nas Michael wraz z paroma osobami z wytwórni. Już od początku okazał wszystkim dużo przyjaźni i ciepła, przez co natychmiast go polubiliśmy. Opowiadał nam jak bardzo się cieszy, że będzie mógł z nami pracować i o tym, że Smooth Criminal będzie czymś wielkim. Zaznaczył też, że od poniedziałku będzie czekać nas ogrom pracy, która po czasie oczywiście wszystkim nam się opłaci. Zagwarantował, że spędzimy razem pracowite, ale i cudowne dwa tygodnie.
***
Siedziałam przy stole z Judy i Adamem. Adam był jednym z tancerzy, z którym od razu załapałyśmy dobry kontakt. Czego nie można było zarzucić naszemu nowemu koledze, to zdecydowanie braku urody. Był bardzo przystojnym, wysokim blondynem o zielonych oczach. Większość dziewczyn się za nim oglądało, a w tym oczywiście Judy. Siedziałam i znudzona, jedząc mój kawałek tortu, przysłuchiwałam się ich rozmowie. Pewnie się teraz zastanawiacie jak mogłam się nudzić w posiadłości Michaela Jacksona, gdzie jest milion ciekawych rzeczy i ludzi w okół mnie...Otóż wbrew pozorom ciężko było mi się odnaleźć w sytuacji, gdzie otacza mnie duża ilość nieznanych osób. Zawsze ciężko było mi wykonać pierwszy krok i zacząć rozmowę z kimś nowym. Oczywiście starałam się z tym walczyć, jednak była to moja najsłabsza strona, która nie za bardzo chciała mnie opuścić.
Kiedy zjadłam swój deser stwierdziłam, że poszukam Charlotte, która już jakiś czas temu zniknęła w towarzystwie jakiegoś bruneta. Założyłam na ramię moją małą torebkę i wyszłam z domu. Szłam przez alejkę, która ciągnęła się chyba przez cały Neverland. Wydawało się, że nie było jej końca. Podziwiałam piękne widoki, na które dosłownie nie mogłam się napatrzeć.
Kiedy przebyłam spory kawał drogi, postanowiłam że na chwilę przystanę i poszukam wzrokiem mojej przyjaciółki, po której wciąż nie było ani śladu. Moje oczy przeleciały wszystkie zakamarki znajdujące się w okół mnie, jednak nie dostrzegłam nigdzie Charlie. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i zdecydowałam, że wrócę do środka. Kiedy tylko zrobiłam obrót, chcą się stamtąd oddalić, natychmiast przestraszona odsunęłam się do tyłu. Powód był prosty. Ktoś za mną stał. Mój gwałtowny ruch spowodował, że o mało co nie upadłam na trawę. Gdyby nie to, że osoba, która stała za mną złapała mnie w porę, miałabym gwarantowane leżenie na glebie.
- O Boże...- wymruczałam z zamkniętymi oczami.
- Spokojnie. - usłyszałam czyjś śmiech. Faktycznie, sytuacja śmieszna jak cholera. Bardzo się uśmiałam.
Kiedy tylko otworzyłam oczy, ukazał mi się rozbawiony Michael.
- Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam z wyrzutem. - To nie jest zabawne.
- A właśnie, że jest. - znów się zaśmiał. Zmrużyłam oczy mierząc go, po czym w końcu sama się zaśmiałam.
- To co, w ramach przeprosin może się przejdziemy? - zapytał uśmiechnięty.
- Czemu nie - odwzajemniłam uśmiech i ruszyliśmy przed siebie.
- Jak masz na imię? - spojrzał na mnie.
- Annie. - odpowiedziałam poprawiając torebkę na ramieniu.
- Ty jesteś jedną z tych dziewczyn od Johna, jeśli się nie mylę. Tak? - zmarszczył delikatnie brwi, rzucając mi pytające spojrzenie. Pokiwałam głową.
- Czyli dobrze pamiętałem. - zaśmiał się delikatnie. - Więc Annie, czemu spacerujesz całkiem sama, co?
- Szukałam swojej przyjaciółki, która zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach z jednym z twoich tancerzy - wyjaśniłam. - A ty czemu za mną stałeś? - zaśmiałam się.
- Chciałem cię przestraszyć - powiedział śmiertelnie poważnie. Stanęłam, skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam jedną brew. Michael odwrócił się w moją stronę i wybuchnął śmiechem, który po chwili udzielił się i mi. - A tak serio, to zauważyłem że stoisz zupełnie sama i stwierdziłem, że się z tobą przywitam - uśmiechnął się.
- Wszystko jasne - pokiwałam głową. - Chociaż powiem Ci, że było to najbardziej wstrząsające zapoznanie się z kimś jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Na pewno długo tego nie zapomnę. - oboje parsknęliśmy śmiechem.
Spacerowaliśmy dość długo, przy czym nasze buzie dosłownie nie zamykały się nawet na chwilę. Mieliśmy ogrom wspólnych tematów, które co chwilę podsuwaliśmy sobie nawzajem. Rozmawialiśmy ze sobą tak swobodnie, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że znam go od lat.
- Co powiesz na przejażdżkę diabelskim młynem? - Michael rzucił propozycję, kiedy znajdowaliśmy się pod karuzelą.
- Pewnie - uśmiechnęłam się i wsiedliśmy na ogromne koło.
Tym razem podziwiałam Neverland z góry. Nie muszę chyba wspominać, że po raz kolejny siedziałam zupełnie oczarowana tym miejscem. Nie mogłam oderwać oczu od widoku, co nie uszło uwadze Michaela.
- Chyba Ci się podoba moja Nibylandia. - usłyszałam. Spojrzałam na niego.
- Chyba? Tutaj jest przepięknie. - powiedziałam przenosząc ponownie wzrok na całą posiadłość. - Magiczne miejsce. - uśmiechnęła się.
- Widzisz, chciałem, żeby Neverland był moim oderwaniem od rzeczywistości. Z resztą nie tylko moim. Chciałem, uszczęśliwić nim innych ludzi, a w szczególności dzieci. - wyjaśnił.
- Chyba Ci się to udaje, co? - spojrzałam na niego uśmiechnięta. Od razu rozpromieniał.
- Tak myślę. Zapraszam tutaj całe rodziny, żeby mogli odpocząć od wszystkiego... - powiedział. - Annie, gdybyś zobaczyła radość tych wszystkich dzieci, a w szczególności chorych...to jest widok nie do opisania. Zapominają o tych wszystkich problemach i nieprzyjemnościach, których doświadczają. To coś niesamowitego. - kiedy o tym opowiadał, był przepełniony masą emocji, które można było dostrzec na jego twarzy.
- Chciałabym to kiedyś zobaczyć na własne oczy. - powiedziałam.
- I zobaczysz. - zapewnił. - Bo mam nadzieje, że mnie kiedyś odwiedzisz. - spojrzał na mnie. Pokiwałam głową, posyłając mu najszczerszy uśmiech jaki tylko mogłam kiedykolwiek komuś podarować.
Po jakimś czasie młyn skończył obrót, a my rozmawiając udaliśmy się z powrotem do domu. Kiedy weszliśmy, wszyscy byli w salonie. Stali w okół producenta trzech ostatnich albumów Michaela z kieliszkiem szampana w dłoni.
- Michael! Wreszcie jesteś! - powiedział entuzjastycznie Quincy Jones. - Chodź tu szybko. - dodał uśmiechnięty. Michael podszedł do niego, a ten podał mu jego kieliszek.
- Chcielibyśmy wznieść toast za naszą współpracę. - powiedział Quincy.
- Tak, mam nadzieje, że wszystko pójdzie po naszej myśli i przeżyjemy razem cudowne dwa tygodnie. Zdrowie. - Michael uniósł delikatnie kieliszek, po czym napił się z niego. Reszta towarzystwa, łącznie ze mną poszła w jego ślady.
- Dobrze widziałam, że spacerowałaś z Michaelem po wesołym miasteczku? - zapytała moja zguba. Spojrzałam na Charlie i tylko się uśmiechnęłam. Przyjaciółka odwzajemniła mój gest i stuknęła się ze mną kieliszkiem.
To był wspaniały wieczór. Byłam w najpiękniejszym miejscu na świecie i poznałam kilka nowych, naprawdę fajnych osób, z którymi w późniejszym czasie nawiązałam bardzo przyjazne relacje. Co do samego Michaela to nie spodziewałam się, że w ogóle będziemy mieli okazję pobyć i zamienić kilka zdań sam na sam. Najlepsze było to, że kiedy tak rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, on zachowywał się jak zwykły, przeciętny człowiek. Ani trochę nie obnosił się ze swoją pozycją w świecie show-biznesu, co było bardzo pozytywne. Był miłym facetem.
Po raz ostatni tego wieczoru spojrzałam na niego. Stał i rozmawiał z kilkoma osobami ze swojej wytwórni. Upiłam łyka swojego szampana, kiedy to Michael napotkał mój wzrok. Uśmiechnął się tajemniczo i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nigdy bym nie przypuściła, że moja pierwsza wizyta w Neverland Ranch zakończy się aż tak pomyślnie.
***
Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro