Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|002|


Tydzień minął w mgnieniu oka. Przez ten czas starałam się ogarnąć masę spraw wiążących się z wyjazdem. Największym wyzwaniem było załatwienie sobie wolnego w pracy. Z racji tego, że szef nie chciał dać mi i Charlotte urlopu w tym samym czasie aż na dwa tygodnie, musiałyśmy nieźle kombinować, aby cokolwiek wskórać. Po długich negocjacjach, w końcu poszłyśmy z nim na układ, że na ten czas załatwimy mu zastępstwo. Dzięki Bogu przystał na tę propozycję i mogłyśmy spokojnie jechać. Oprócz tego, odwiedziłam też rodziców, którzy swoją drogą bardzo się ucieszyli z szansy, którą dostałam. Byli ze mnie bardzo dumni. W końcu ktoś taki jak sam Michael Jackson docenił nasz talent i zaprosił nas do teledysku. To było dla nas coś niesamowitego. Ogromne wyróżnienie.

Nie zdążyłam się obejrzeć, a była już sobota, co oznaczało, że jutro wyjeżdżamy. Byłam kompletnie zestresowana, ale i jednocześnie przeszczęśliwa. Piętnaście razy upewniałam się czy wszystkie potrzebne rzeczy są na pewno spakowane i czy o niczym nie zapomniałam. Jeśli mam być szczera to nie lubiłam się pakować na wyjazdy. Zawsze bałam się, czy aby na pewno wszystko wzięłam. Świrowałam poprzez ciągłe otwieranie i zamykanie mojej walizki, przysięgam. I wiecie co? koniec końców był zawsze taki, że nawet pomimo wielokrotnego sprawdzania mojego bagażu i tak czegoś zapomniałam. Typowo.

Chcąc się porządnie wyspać, do łóżka położyłam się już o dwudziestej drugiej. Leżąc owinięta w moją ulubioną pościel rozmyślałam nad jutrzejszym wyjazdem. Niemiłosiernie się denerwowałam. Bałam się tego co zastanie mnie w L.A i czy poradzę sobie na planie. Nie miałam pojęcia jak to będzie i to mnie najbardziej przerażało. Szybko jednak odgoniłam złe myśli, przywołując te pozytywne. Zdenerwowanie z czasem zaczęło odchodzić w niepamięć, a ja wyobrażałam sobie różne niespodzianki, które mogą spotkać mnie w tamtym mieście. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo ten wyjazd wpłynie na mnie i na całe moje życie. Byłam niczego nieświadoma.

Kolejnego dnia, do Los Angeles dotarłyśmy o godzinie 16. Na lotnisku czekał już na nas John, który miał zawieźć nas do hotelu, w którym miałyśmy się zatrzymać przez najbliższe dwa tygodnie.

- Podekscytowane? - zapytał odpalając auto.

- Jeszcze nie wiesz jak! - krzyknęła Judy. - Już nie mogę się doczekać kiedy go poznamy.

John się zaśmiał.

- Dzisiaj będziecie miały okazje. - uśmiechnął się. - Michael wyprawia powitalne przyjęcie w swoim Neverland Ranch - dodał.

Wszystkie trzy siedziałyśmy uśmiechnięte od ucha do ucha.

- Bądźcie gotowe na dwudziestą. - powiedział. Pokiwałyśmy głową.

***

W hotelu zjadłyśmy obiad, po czym rozpoczęłyśmy powoli przygotowywania do wieczornego przyjęcia.

- Nie mam w co się ubrać. - powiedziała zrozpaczona Charlotte. 

Spojrzałam w jej stronę. Siedziała załamana nad swoją walizką. Westchnęłam i podeszłam do niej. 

- Pokaż co tam masz - mruknęłam i zaczęłam szperać w jej ubraniach.

Po krótkim, lecz intensywnym przeglądzie ciuchów przyjaciółki dostrzegłam piękną, długą, czerwoną sukienkę.

- A ta? - pokazałam ją Charlie.

- Myślisz, że będę w niej dobrze wyglądać? - zapytała. - W sumie to wzięłam ją chyba przypadkiem, bo nie przypominam sobie, żebym ją pakowała...

- Charlie, będziesz wyglądać pięknie. Trzymaj - podałam jej sukienkę. - Trochę wiary w siebie - uśmiechnęłam się. Odwzajemniła gest.

Przygotowania szły pełną parą. Każda z nas starała się wyglądać jak najlepiej się dało. W końcu pierwsze wrażenie jest bardzo ważne.

Na zegarku była już godzina dziewiętnasta pięćdziesiąt, a my wciąż czekałyśmy na Judy, która okupywała łazienkę.

- Judy do cholery! Wyłaź, bo zaraz pojadą bez nas. - powiedziała dość zdenerwowana Charlotte.

- Zaraz wychodzę. - to zdanie słyszałyśmy już jakieś pięćdziesiąt razy.

Westchnęłam wyraźnie poirytowana tą sytuacją.

- My wychodzimy - powiedziałam. - Jak będziesz gotowa to do nas zejdziesz. - dodałam. Razem z Charlie zeszłyśmy na dół, gdzie czekała grupa elegancko ubranych, młodych ludzi. Od razu domyśliłyśmy się, że to reszta tancerzy do Michaela. Stanęłyśmy niedaleko nich wyczekując na Johna no i na Judy, która została na górze.

- Denerwuje się - powiedziałam.

- Ja tak samo - westchnęła Charlie. - Mam nadzieje, że nie będzie jakimś nadąsanym bucem - mruknęła. Zaśmiałam się.

- John mówił, że jest w porządku, więc nie ma co się chyba o co martwić. - uśmiechnęłam się.

- Jestem - usłyszałyśmy delikatny, dobrze nam znany głos.

- Gratulacje, Panno McKenzie. - powiedziała Charlotte. Judy przewróciła oczami.

- Musiałam tyle tam siedzieć. Chcę dobrze wyglądać.- zaczęła wyjaśniać.

- Oczywiście- zaśmiałam się.

Po krótkiej chwili przyjechał John, który zabrał nas do posiadłości Michaela. Wszyscy nie mogliśmy się doczekać, aby zobaczyć tą słynną Nibylandię. To był dzień, w którym rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu. 

***

Jeżeli zostałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro