|001|
Na pewnym etapie mojego życia uświadomiłam sobie jak bardzo ważny w moim życiu jest taniec. Wcześniej był dla mnie tylko czymś na rodzaj pozalekcyjnych zajęć, na które zapisywali mnie rodzice odkąd byłam małą dziewczynkom. Jednak, kiedy ukończyłam liceum i musiałam zdecydować jak chcę, aby moje życie się dalej potoczyło, dostrzegłam że taniec to coś co kocham. To część mnie.
Tańczyłam od zawsze. Dosłownie. Kiedy ukończyłam zaledwie pięć lat, moi rodzice postanowili zapisać mnie na balet. Doskonale pamiętam swój pierwszy dzień na zajęciach. Z racji tego, że jako małe dziecko byłam kompletnym wstydziochem i bałam się większości rzeczy, byłam na zabój przerażona. Rozpłakałam się kiedy mój tata wyszedł z sali, a kiedy podeszła do mnie nauczycielka tańca - Pani Vivien, o mało co nie uciekłam ze studia. Przez połowę zajęć siedziałam w kącie, przyglądając się dziewczynką, które starały się wykonywać każdy krok jak najlepiej potrafiły. Po długiej obserwacji małych baletnic, w końcu wstałam i sama do nich dołączyłam. I tak właśnie zaczęła się moja przygoda z tańcem. Mimo wszystko, pożegnałam się z baletem kiedy ukończyłam trzynaście lat i przerzuciłam się na coś zupełnie innego. Przebrnęłam przez tyle technik tańca w moim życiu, że chyba śmiało mogłabym napisać o tym książkę.
Była jesień roku 1987. To był zdecydowanie jeden z cieplejszych październikowych dni w Austin. Wraz z moimi przyjaciółkami - Charlotte i Judy, starałyśmy się wymyślić nową choreografię, którą mogłybyśmy przedstawić na charytatywnym festynie w naszym mieście, na który dostałyśmy zaproszenie. Zawsze trenowałyśmy w studiu, które po niewielkich kosztach wynajmowała nam dziewczyna brata Judy - Amanda. Ćwiczyłyśmy bardzo dużo. Kochałyśmy to. Naszym marzeniem było otworzenie własnej szkoły tańca, gdzie będziemy mogły uczyć dzieci jak i dorosłych różnych technik tanecznych począwszy od baletu a skończywszy na tańcu ulicznym. Wiedziałyśmy, że w końcu się nam uda. Małymi kroczkami do celu, jak to mówią.
- Dobra dziewczyny, myślę że na dzisiaj nam wystarczy. - powiedziała Charlotte kładąc się na ziemi. - Jestem padnięta i marzę o kolacji. - dodała.
Fakt, siedziałyśmy w naszej niewielkiej sali już jakieś cztery godziny trenując bez przerwy. Do tego wszystkie byłyśmy po pracy, co spotęgowało nasze zmęczenie.
- To może wyskoczymy dzisiaj na pizze czy coś? Dawno nie byłyśmy razem na mieście. - powiedziała Judy i upiła łyka swojej wody.
- Jestem za. Co ty na to Annie? - Charlotte posłała mi pytające spojrzenie.
- Pewnie, ale chyba najpierw przydałby się nam solidny prysznic - zaśmiałam się. - To co, za godzinę w naszej ulubionej knajpce? - zapytałam.
Dziewczyny przytaknęły. Pozbierałyśmy nasze rzeczy, po czym rozeszłyśmy się do domów.
Kiedy tylko weszłam do swojego mieszkania, od razu wskoczyłam pod prysznic. To było coś czego potrzebowałam. Mogę śmiało powiedzieć, że takie orzeźwienie po długim treningu było najlepszą rzeczą na świecie. Stałam w kabinie dobre piętnaście minut relaksując się przy letniej wodzie, która uderzała o moje ciało. Kiedy tylko skończyłam, założyłam na siebie moją ulubioną sukienkę i zrobiłam delikatny makijaż. Włosy ładnie ułożyłam, ubrałam dżinsową kurtkę, po czym chwyciłam za moją torebkę i przełożyłam ją przez ramię. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze i wyszłam z mojego mieszkania. Od razu skierowałam się do knajpy, w której czekała już na mnie uśmiechnięta Charlotte. Kiedy tylko ją zobaczyłam, automatycznie odwzajemniłam jej uśmiech i od razu się do niej dosiadłam.
- Judy jeszcze nie ma? - zapytałam zauważając, ze brakuje naszej przyjaciółki.
- Dzwoniła do mnie, że się nieco spóźni, bo ma dla nas jakąś "bombę" - powiedziała śmiesznie wytrzeszczając oczy i zaśmiała się.
Parsknęłam śmiechem.
- Ciekawe co tym razem. - wzięłam kartę do ręki i zaczęłam przeglądać dania.
- Nie mam pojęcia, ale była tak podekscytowana, że ledwo mogłam zrozumieć co mówi. To chyba na prawdę coś wielkiego - powiedziała.
Wzruszyłam ramionami.
- Poczekamy na nią czy zamawiamy? - spojrzałam na Charlie.
- Poczekajmy, lada moment powinna tutaj być. - powiedziała.
Pokiwałam głową i zaczęłyśmy rozmawiać o dzisiejszym treningu. Po niespełna 10 minutach wparowała zdyszana Judy.
- Hej, hej spokojnie - zaśmiałam się na widok roztrzepanej blondynki. - DZIEWCZYN NIE UWIERZYCIE!! - krzyknęła na pół lokalu, po czym szybko dodała...- Matko boska, Annie daj mi się napić, bo się zaraz przekręcę - i wyrywała mi moją wodę z ręki, wypijając niemalże wszystko za jednym razem.
Cała Judy.
- Mów o co chodzi - pospieszyła ją Charlotte. Judy zapiszczała szczerząc się od ucha do ucha. Nie muszę chyba wspominać, że nasza przyjaciółka sprawiła, że byłyśmy główną atrakcją całej knajpy i wszyscy się już na nas gapili. Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami, starając się pospieszyć ją w wyjaśnieniu tej całej "bomby".
- A więc...- zaczęła. - Ojciec Amandy współpracuje teraz z Michaelem Jacksonem! - powiedziała entuzjastycznie.
- To świetna wiadomość, Judy. Pogratuluj Johnowi. - mruknęłam i znów wlepiłam wzrok w menu. Szczerze, taka informacja nie zrobiła na mnie większego wrażenia. John od lat otaczał się sławnymi ludźmi. Miał na swoim koncie współpracę z takimi artystami jak Paul McCartney, Whitney Houston czy Stevie Wonder. Już szmat czasu pomagał przy realizacji teledysków. Idealnie nadawał się do tej branży, co było widać gołym okiem. Swoją pracę kochał najbardziej na świecie. Amanda była bardzo do niego podobna. Zdecydowanie poszła w jego ślady.
- I to jest ta bomba? - zapytała nieco znudzonym tonem Charlie.
- Nie, bombą jest to, że Michael właśnie poszukuje tancerzy do swojego nowego teledysku. - powiedziała.
Spojrzałam na nią zza karty.
- Chcesz jechać na casting czy co? - zapytała Charlie.- Nie mamy nawet krzty szansy, aby u niego wystąpić.
- I tu się mylisz. - powiedziała uśmiechając się tajemniczo. - Już mamy załatwione miejsca. JEDZIEMY DO L.A!!! - krzyknęła.
- Zaraz, zaraz - odłożyłam kartę. - O co ci chodzi? Jakie załatwione miejsca i jakie L.A? - nic z tego nie rozumiałam.
- Więc, ojciec Amandy przyjaźni się z Michaelem, co nie? I kiedy powiedział Amandzie o tym wszystkim, ona postanowiła, że poleci mu nas. Dała ojcu kasetę z jednym z naszych występów, a ten pokazał to Michaelowi, któremu najwyraźniej spodobały się nasze wygibasy. - uśmiechnęła się. - I postanowił, że nas chce! - pisnęła.
Zapadła cisza.
Razem z Charlotte siedziałyśmy jak wryte. Nie miałyśmy pojęcia co powiedzieć ani jak na to zareagować.
- To nie jest żaden żart? - zapytałam.
- Nie, będziemy w teledysku Michaela Jacksona!!! - krzyknęła. - Będziemy w Smooth Criminal!!!
- Judy błagam cię, ciszej. - powiedziałam - Długo już o tym wiedziałaś?
- Jakiś tydzień - wzruszyła ramionami.
- I nic nam nie powiedziałaś?! - Charlie była wyraźnie oburzona. Ja z resztą też. - Bo myślałam, że nie wyjdzie. - uśmiechnęła się - Wyjeżdżamy za tydzień.
- Zaraz, a co z naszą pracą? - zapytałam. W końcu wszystkie trzy pracowałyśmy. Ja i Charlotte byłyśmy kelnerkami, natomiast Judy pracowała w sklepie muzycznym. Nie mogłyśmy przecież rzucić pracy.
- Myślę, że na razie weźmiemy urlop. - powiedziała - A później zobaczymy.
***
Jeżeli dotrwałeś do końca, pozostaw po sobie ślad. Nie tylko będzie mi bardzo miło, ale i jednocześnie zmotywujesz mnie do pisania kolejnych części. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro