Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I


Szesnaście dni później.

Bjorn wszedł do domu, od razu zdejmując ciężkie buty. W prawej ręce trzymał straszliwca, który pod domem próbował wykraść kilka ryb marynowanych w beczce przez Breenę. Mężczyzna wiedział, że jego żona nie byłaby zadowolona, gdyby zauważyła małego smoka wyjadającego pożywienie dla całej rodziny.
- Cześć - przywitał się Hofferson, wchodząc do części dziennej domu. Powitanie rzucił do Breeny, która dziergała sweter.
- Późno wróciłeś - mruknęła cicho. Bjorn skinął głową i usiadł ciężko przy stole. Wyjął rulon przyczepiony sznurkiem do szyi straszliwca i odłożył go na bok.
- Miałem dużo pracy - odrzekł zgodnie z prawdą. Jego żona jednak nie odezwała się. Jej jasny wzrok skupiony był na dzierganiu. Jedno oczko, potem drugie, trzecie...- Coś się stało? - Dopytał wojownik. Zazwyczaj Breena marudziła mu nad uchem, ilekroć wracał tak późno. Tym razem panowało dziwne, niepokojące milczenie.
- Nic szczególnego. Astrid nie wychodzi z pokoju od dwóch dni. Znowu. Jak tak dalej pójdzie, to opuści zbyt wiele treningów. A przecież chciała brać udział w turnieju.
Bjorn wysłuchał żony i westchnął ciężko. Wstał, przechodząc do kuchni. Na blacie czekał na niego kurczak z chlebem i herbata. Zabrał posiłek i wrócił do salonu, siadając w tym samym miejscu.
- Mówiłam, że to wina Czkawki, ale kto by mnie słuchał - prychnęła, klnąc pod nosem, kiedy urwało się jej oczko. Kiedy Bjorn chciał bronić chłopaka, na schodach pojawiła się Astrid. Uśmiechnęła się lekko na powitanie i przeszła do kuchni po wodę.
- Przyszedł list do ciebie - zatrzymał ją ojciec, wyciągając dłoń z rulonem. Dziewczyna wydawała się być zaskoczona. Wpatrywała się w list, rozpoznając pieczęć, którą był rysunek nocnej furii. Znak rozpoznawczy Czkawki.
- Możesz go spalić - odparła smętnie i unikając pytających spojrzeń rodziców, ruszyła do swojego pokoju.
Breena upewniła się, że córka ich nie slyszy, a potem odłożyła na chwilę swoje dzieło.
- Powinna z nim zerwać. To nie jest odpowiedni mężczyzna. Zobacz, co się dzieje. Poza tym, on ma w głowie tylko te swoje smoki. Astrid nie byłaby dla niego ważna, jak te gady - wyraziła swą opinię. Bjorn wyczuł w głosie żony niechęć do młodego Haddocka, choć nie dziwił się. Sam był poirytowany zachowaniem Czkawki.
- Dajmy jej podjąć decyzję. Astrid jest dorosła, poradzi sobie - uspokoił się Hofferson, w końcu wgryzając się w soczystego kurczaka.
- Już ja to widzę. Niech lepiej zacznie trenować - dodała na koniec swoje trzy grosze i wróciła do dziergania. Bjorn już nic nie odpowiedział. Popił posiłek herbatą i posprzątał po sobie.
Spojrzał jeszcze na list zostawiony na stole. Na razie nie chciał go spalić. Wierzył, że dziewczyna da sobie radę. Poza tym, nie chciał ingerować w jej prywatne sprawy, które mogłyby zaważyć o całym życiu Astrid.

Tym czasem młoda wojowniczka sprzątała w swoim pokoju. Listy umieszone w skrzyni wyniosła w kąt. Potem zajęła się wyrzuceniem starych ubrań i niepotrzebnych przedmiotów. Kiedy w jej szafach zapanował porządek, otworzyła okno, wpuszczając świeże powietrze.
- Pora się pozbyć kilku rzeczy - mruknęła do siebie, mając na myśli jedną rzecz. Chwyciła więc prostokątne pudło i dźwignęła je, ale na szczęście nie było zbyt ciężkie. Otworzyła drzwi nogą i zeszła na dół. Chwyciła jeszcze najnowszy list i wrzuciła go do pozostałych. Zignorowała pytające spojrzenie matki i wyszła na zewnątrz.
- Hej, mała! - Zaszczebiotała wesoło Astrid do Wichury. Smoczyca poderwała się i przywitała z jeźdźczynią. - Najpierw musimy coś zrobić, a potem polatamy aż do nocy. Co ty na to?
Na wzmiankę o locie, śmiertnik podskoczył żywo i schylił się, pozwalając Astrid wsiąść na jej grzbiet. Blondynka trzymała cały czas pod pachą skrzynkę.
- Lecimy - poleciła, natychmiast znajdując się pośród chmur.

Lot zajął im dosłownie kilka minut. Wojowniczka spojrzała w dół, na granatowy odcień lekko wzburzonego oceanu. Skrzywiła się, zwracając następnie uwagę na stare, drewniane pudło. Z cichym westchnieniem wyrzuciła je.
- Wichura, ognia! - Nakazała, a smoczyca usłuchała jej. Magnezowy płomień w mig zajął ogniem skrzynkę, która następnie obróciła się w pył. Piach wylądował w oceanie.
- Teraz powinno być nieco lżej - Astrid pogłaskała bok przyjaciółki. Chwilę jednak trwało zanim blondynka popędziła Wichurę na obiecany lot.

Wróciły dopiero pod wieczór, spóźniając się na kolację, za co Astrid dostała krótką reprymendę od Breeny.
- Na co czekasz? Siadaj i jedz - rzuciła oschle matka dziewczyny. Astrid westchnęła cicho. Już dawno przyzwyczaiła się do dość chłodnego charakteru swojej rodzicielki, ale zawsze była ta część, która bolała, ilekroć Breena nie okazywała jakichkolwiek dobrych uczuć w stosunku do jedynej córki. Ale Astrid wiedziała, że jej matka po prostu taka była. Nigdy nie miała z nią dobrego kontaktu, ale kiedyś jej w ogóle nie przeszkadzało. Matka dbała o rodzinę, niemal jak z obowiązku. Bo tak musi być. A Astrid? Nigdy taka nie była. I raczej nie będzie.
- Kazałam naostrzyć twój topór. Dobrze by było, gdybyś wróciła do treningów - przerwała jej rozmyślania. Młoda kobieta zamrugała kilka razy i wzruszyła ramionami. Nie był to głupi pomysł. Przynajmniej mogłaby dać upust swoim emocjom. No i kto wie, może wystąpi w turnieju?
Astrid odniosła naczynia do kuchni i poszła do swojej małej łazienki. Nalała do balii wody i rozpaliła pod nią ogień. Musiała poczekać dobre pół godziny zanim woda nagrzała się. W tym czasie usiadła na łóżku. I spojrzała na swoje biurko, pod którym leżała stara, zniszczona karta w dość dużym formacie. Podeszła do niej, myśląc, iż to list, który jakimś cudem wymknął się jej ze skrzynki. Zdziwiła się mocno, gdy spostrzegła, że to rysunek. A konkretnie jej i Czkawki. Obejmowali się mocno, uśmiechając do autora porteru. Astrid nie była pewna, ale narysował go Wiadro. W każdym razie rysunek powstał jakiś rok temu. Dziewczyna pamiętała, że dopiero zaczęli być razem. Nawet nie byli wtedy narzeczeństwem.
- I co ja mam zrobić - mruknęła. Wytarła wolno spływającą łzę i westchnęła ciężko. Wyglądali na szczęśliwych jak nigdy wcześniej. Czkawka nie mógł się powstrzymać przed całowaniem blondynki w policzek, przez co Wiadro niemal dostał szału.
Po chwili wojowniczka zgięła rysunek na cztery części i wrzuciła go do szuflady, pod grubymi warstwami innych papierzysk.

Zdjęła brudne ubrania, zostając w samej bieliźnie. Wyszukawszy ręcznika, poszła wziąć długą, ciepłą kąpiel. Może to pomoże jej zasnąć o wiele szybciej niż poprzednio...

Następny dzień był o wiele lepszy. Z rana przyleciała Heathera, więc wraz z Astrid udała się na trening. Arena świeciła pustkami, więc dziewczyny urządziły nieduży plac treningowy, na który składały się drewniane manekiny, tarcze do których strzelano z łuku, ruszające się podobizny wrogów, do których Astrid uwielbiała rzucać nożami. Zaś Heathera ustawiła wysokie mury, które trzeba było przeskoczyć. Jedne z nich miały liny, do innych doczepiono skałki, mające pomóc wspiąć się na drugą stronę.
- Nie ma to jak porządny trening z rana - rzuciła zadowolona Heathera, ocierając czoło z potu. Astrid zgodziła się z nią uśmiechem i wymierzając dobrą odległość, wypuściła topór z dłoni. Ostrze wbiło się idelanie w dziesiątkę.
- Nieźle - pochwaliła ją towarzyszka, stając obok ramienia Hofferson. - Powinnaś wziąć udział w turnieju.
Astrid zaśmiała się lekko.
- Pomyślę nad tym. Mam jeszcze miesiąc - puściła oczko do przyjaciółki i podała jej swoją broń. - Twoja kolej. Pyskacz zaostrzył brzegi, przez co lżej się rzuca. Jeźźczyni Szpicruty wzięła więc topór Astrid i stanęła na odpowiednim miejscu. Zamachnęła dłonią, aż w końcu mocno wyrzuciła broń, która wbiła się tuż obok miejsca, gdzie wcześniej celowała Astrid.
- Mogłabyś rozgromić każdego na tych zawodach - zapuszczała Heathera. Nadal obracała w dłoniach topór.
- Może ty też się zgłosisz? - Podchwyciła temat blond wojowniczka, szturchając przyjaciółkę w bok.
- Mam za dużo spraw na głowie. Rządzenie wyspą to ciężkie zajęcie - westchnęła.
- Dagur nie może ci pomóc?
Wojowniczki usiadły w cieniu, chwytając bukłaki z wodą. Upiły spore łyki i pogrążyły się w rozmowie.
- Ma swoje problemy - odrzekła, trochę smutno. - Ostatnio rzadko się widujemy. Teraz oczekują dziecka, więc szaleją na tym punkcie.
- Ciocia Heathera - zachichotała Astrid, za co otrzymała kuksańca w ramię. Jednak i jej przyjaciółka się zaśmiała. Mimo że brzmiało to dość śmiesznie, Heathera cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Jej rodzina się powiększała, więc jak tu się nie cieszyć?
- A jak z twoją sprawą? Czkawka pisze nadal listy? - Zmieniła temat, ku niezadowoleniu Hofferson. Astrid dopiła swoją wodę i zamknęła oczy.
- Tak. Ale przestałam je czytać. Nie potrafię - wyznała cicho, jakby bała się, że ktoś może ją usłyszeć. Heathera posłała jej współczujące spojrzenie. - Z jednej strony chcę, żeby wrócił. Ale nie wiem, co będzie jeśli się znów pojawi. On o mnie zapomniał, Heather. Jedynie o czym pisze, to smoki. W każdym cholernym liście. A nigdy nie zapytał o mnie. Jak się czuję, co robiłam, czy tęsknię. Nic. Nie wydaje mi się, abym była dla niego ważna. Gdyby tak było, miałby powód żeby zostać prawda?

Czarnowłosa nie potrafiła odpowiedzieć. Wiedziała, że Astrid cierpi przez odejście Czkawki. Widziała, jak bardzo go kocha, a on ją skrzywdził. Nieświadomie, ale jednak. Sytuacja była o tyle trudniejsza, ponieważ z jednej strony była całym sercem za przyjaciółką, ale z drugiej... Czkawka kochał tę dziewczynę. I oboje nie mogli bez siebie żyć. Każdy na wyspie to wiedział. O ile nie na całym Archipelagu.
- Nadal go kochasz. Przecież nie możesz ot tak przestać - odparła w końcu. Rzuciła okiem na przyjaciółkę, ale ona miała zamknięte oczy. Nie skrzywiła się nawet, kiedy Heathera naciągnęła wrażliwą strunę.
- Owszem. Kocham go. Ale nie wiem, czy mogę mu ponownie zaufać. Zostawił mnie. Dla smoków. I to rozumiałam, naprawdę. Ale jeśli zrobi to znów? Zepchnie mnie na drugi plan? Ja też chcę być jego częścią życia. Chcę być dla niego ważna. Żeby dbał o mnie...
Heathera momentalnie przytuliła ją mocno, pozwalając, aby kilka łez smutku spłynęło po policzkach Hoffersonówny. Każdy mógł mieć chwilę słabości. I po to są przyjaciele. By służyć jako ramię do płakania.
- Powoli to się ułoży. Przejdziesz przez to, As. A ja będę obok ciebie - zapewniła Heathera, a jej twarz rozświetliła się w uśmiechu.
- Dzięki. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła - rzekła wojowniczka, wycierając policzki dłońmi.
- Na pewno nie tak dużo - zaśmiała się. Astrid również. - Dobra, ale teraz sprzątamy, a zaraz po tym długi lot.
Hoffersonówna przystała na to bez wahania. Poderwała się niemal natychmiast i zaczęła układać przybory treningowe do schowka.

Mam nadzieję, że ta historia będzie udana. Przede wszystkim chciałabym przedstawić ją jako coś życiowego (jeśli mogę się tak wyrazić). Póki co, jakie jest Wasze zdanie? 🤔🌼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro