Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 Wybacz

Od autorki: Nie podoba mi się poprzedni rozdział, ten zresztą też. Nie wiem co się dzieje ew

Siedzieliśmy na ziemi wpatrując się w siebie, a jedynym dźwiękiem był płacz Ellinor.

- Może spróbujemy teraz my odbić nasz dom, może.. Przecież nie mamy nic do stracenia - powiedział cicho Louis. Siedziałem mając po prawej jego, a po lewej Zayna, który ściskał moją dłoń wpatrzony w las.

- Mamy do stracenia życie - wymamrotał Harry.

- Racja, bo ono jest najważniejsze - odparła Vio, a ja słyszałem złość w jej głosie - Uratowałeś życie małej rudej gówniarze, a straciłeś przyjaciela i dom - warknęła, sprawiając, że brunet zacisnął powieki kręcąc głową.

- Chciałem dobrze - wyszeptał, a jedna łza spłynęła po jego policzku.

- Powinieneś najpierw myśleć o swoich najbliższych Harry, o sobie, a nie o ratowaniu każdego. Ważne byś ty, byśmy my przeżyli - odezwał się w końcu Liam.

Zayn nagle poderwał się z miejsca zapominając o tym, że trzyma mnie za rękę. Szarpnął mną, a ja spojrzałem na niego zaskoczony również się podnosząc.

- Zaraz przyjdziemy - powiedział zachrypniętym głosem, a ja zaskoczony poszedłem za nim - Doniya, nie mogę jej tak zostawić, muszę jeszcze raz się z nią pożegnać - wyszeptał patrząc mi w oczy. Pokiwałem głową.

- Pójdę z tobą - odparłem uśmiechając się smutno i zaczynając iść z nim przez las. Dogoniłem go i wyciągnąłem dłoń by złapać za tą jego. Ledwo zdążyłem spleść jego palce z moimi, a zabrał ją niby by odsunąć gałęzie - Zayn?

- Chętnie potrzymałbym cię za rękę, ale potrzebuję mieć obie wolne w przypadku zagrożenia - powiedział, a na moje policzki wszedł zażenowany rumieniec. No tak.

- Wybacz - szepnąłem. Dotarliśmy do miejsca w którym rozkopana była ziemia. Na górce stała mała świeczka. Z kieszeni Zayn wyjął paczkę zapałek i kucnął odpalając jedną z nich by zapalić świeczkę. Położyłem dłoń na ramieniu Mulata i odmówiłem w myślach modlitwę za jego siostrę.

Wróciliśmy do reszty, gdzie postanowili już, że pójdziemy dalej. Teraz wiele domów było pustych i mimo iż splądrowane to wciąż były schronieniem. Jednak w żadnych z nich nie było jedzenia.

Maszerowaliśmy kilka dni i kilka nocy, śpiąc gdy było to już konieczne. Ignorowaliśmy głód, przełykaliśmy ślinę by nie czuć tej suchości w gardle.

Przystanęliśmy widząc coś na kształt światełka w tunelu, choć może było to tylko słońce odbijające się w szybach gigantycznej galerii. Spojrzeliśmy po sobie, a z moich warg wyrwał się pisk szczęścia. W takich galeriach są duże supermarkety i duże magazyny, nie możliwe by były całkiem puste więc to może być nasza nadzieja.

Nasz wybuch szczęścia przerwał widok wejścia do galerii przyblokowanego przez sporą grupę zombie w środku, zablokowanych w drzwi obrotowe.

Cholera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro