Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Pożegnanie*

- Niedługo się przemieni.- Szepcze obserwując jak Lori próbuje odebrać ciało Amy zrozpaczonej siostrze. Od kilku godzin obserwuje jak zimne ciało przyjaciółki przestaje przypominać kobietę z która jeszcze chwile temu rozmawiałam. Czuje się wściekła widząc jak wielu naszych ludzi nie przejęła się śmiercią aż trzynastu osób z którymi byliśmy od początku końca świata po prostu uciekają, jak tchórze, mam ochotę krzyczeć kiedy auto Moralesa i jego rodziny z piskiem opon odjeżdża w stronę Nowego Orleanu. Byli tak blisko z siostrami a teraz kiedy jedna z nich nie żyje zostawili drugą na pastwę losu, załamaną.

- Skąd wiesz...?- Pyta Carl siadając obok mnie i wycierając łzy z policzków które wypłynęły po pożegnaniu z dziećmi Moralesa, bez tej trójki jedynymi dziećmi w grupie jestem ja, on i Sophia. Bardzo mi się to nie podobało, im mniejsza grupa małoletnich tym więcej uwagi dorośli będą zwracać na mnie.

- Spójrz na nią Grimes, wygląda jak... wygląda jak jedna z nich.- Odpowiadam spoglądając na niego, młodszy chłopak również kieruje swój wzrok na mnie a następnie na blade ciało blondwłosej dziewczyny której uśmiech potrafił załagodzić każdą kłótnie. Tego uśmiechu już nie ma a Amy już nigdy nie będzie łagodzić naszych konfliktów. Prędzej czy później zostanie zapomniana tak jak każdy inny.

- Boję się że skończymy tak samo, ja, ty albo moi rodzice....- Mówi mój przyjaciel wgapiając się w swoje brudne trampki kompletnie mnie tym zadziwiając, przez dłuższą chwile milczę nie wiedząc co mam mu powiedzieć. Dzielą nas tylko dwa lata ale mimo tego czuć między nami dużą przepaść. Patrzę w jego smutne, niebieskie ślepia zastanawiając się jak mogę uspokoić jego zszargane nerwy. Jest za młody aby musieć to przeżywać, jest zbyt czysty.

- Nie umrę i ty też nie, bo widzisz ciebie chronią rodzice i Shane a mnie Daryl a oni nie pozwolą nas skrzywdzić. Uwierz będzie dobrze, musi być. Nie ważne jak źle będzie, będziemy razem więc będziemy silni. Razem jesteśmy bezpieczni i tak zostanie bo nic nas nie rozdzieli - Odzywam się nareszcie czując jak przechodzi mnie dreszcz strachu przez dźwięk wystrzału broni Andrei, widzę jak już wypełni martwa Amy opada w ramiona siostry. Marszczę brwi kiedy czuje jak ktoś zakrywa swoją dłonią tą moją położoną na ławce jednak kiedy orientuje się że to chłopak siedzący obok nie odzywam się słowem jedynie splatając nasze palce razem, ja już przywykłam do takich widoków ale on nie i wiem że potrzebuje przy sobie kogoś innego kto będzie się nim opiekować niebędący jego rodzicami albo Shanem. 

Rozglądam się po ludziach przenoszących ciała naszych poległych przyjaciół chociaż czy mam prawo nazwać ich swoimi przyjaciółmi? Poległo ich 13 a ponad połowy nie znam nawet imion. Zamieniłam z nimi może po jednym słowie a teraz nie będę mieć okazji aby tego nadrobić. Już nigdy nie poznam ich historii i nie będę mogła opowiedzieć ich innym zatrzymując ich duszę na ziemii. To co zostało z potworów, którzy zabili połowę naszego obozu spalamy, nie przyjemny odór roznosi się w powietrzu lecz mimo tego czuje swego rodzaju ulgę. Moją uwagę przyciąga Jim a bardziej jego poplamiona od krwi koszula w miejscu żeber, dam sobie rękę uciąć że jeszcze w nocy jej nie było a dzisiaj nawet się nie zbliżał do ciał od których mógłby się pobrudzić, w mojej głowie od raz zapaliła się czerwona lampka. Przez strach przed kolejną tragedią postanawiam wystawić go na próbę.

- Jim jest ugryziony.- Mówię bez żadnych skrupułów chcąc zobaczyć jego reakcje aby być na sto procent pewna że faktycznie mam racje, Na twarzy mężczyzny pojawia się wymalowany strach kiedy dociera do niego sens moich słów, teraz jestem w stanie uważnie przyjrzeć się jego twarzy która jest niebywale blada i cała błyszczy się od potu, zdecydowanie coś jest na rzeczy i zdecydowanie nie jest to kolejny udar słoneczny, zrywa się do ucieczki jednak powstrzymuje go przed tym T-dog mocno go przytrzymując w czasie w którym Daryl rozpina jego koszule aby zobaczyć czy moje podejrzenie jest prawdziwe a naszym oczom ukazują się dwa ugryzienia jedno pod drugim na wysokości żeber, wszyscy zaczynają się przekrzykiwać przez co zaczyna się kolejny chaos który przerywa ojciec mojego przyjaciela.

-Cisza! Dixon weź go do kampera i skuj, najpierw wszystkich pochowamy a później zastanowimy się co z nim zrobimy.- Zarządza i rzuca mojemu bratu kajdanki wraz z kluczami do nich co niezbyt mi się podoba, ile ten człowiek ma przy sobie kajdanek? Ostatnim razem kiedy ich użył mój brat utknął na dachu będąc zmuszony odciąć swoją własną dłoń a kiedy przepadł jak kamień w wodę o mało nie straciliśmy Glenna kiedy próbowali go szukać. Daryl skina głową i wykonuje jego polecenie. Poruszenie nie opada ale czuje się spokojniejsza, widząc jak Andrea próbuje podnieść swoją siostrę jednak przez wykończenie i fizyczne i psychiczne opada na kolana i ponownie zanosi się płaczem, wyciągam ze swojego plecaka czarny koc, wstaje z ławki i podchodzę do sióstr w pierwszej kolejności kładę dłoń na ramieniu starszej w formie wsparcia a następnie pomagam jej przełożyć ciało ukochanej siostry na koc, wraz z Carol i Lori udaje nam się ją przenieść do jednego z grobów które wykopał Jim przed tą masakrą, tak jakby wiedział ile dokładnie osób straci dzisiaj życie. Jacqui wbija prowizoryczny krzyż zrobiony z patyków i sznurka w świeżą ziemie pod którą leży ciało Amy, siadam tuż obok jej siostry chwytając jej dłoń próbując pokazać jej że jestem tu dla niej

.- Była najlepszą przyjaciółką jaką mogłam mieć...- Szepcze zamykając oczy i czując jak na moją twarz spadają krople deszczu. To nasze ostatnie momenty tutaj, po ponad dwóch miesiącach musimy uciekać dalej.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro