Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Horda*

-Kurwa mać!- Zaklina głośno T-dog uderzając o kierownice kiedy spod kampera zaczyna unosić się chmura dymu, dale obdarza go wrogim spojrzeniem. Świetnie jeszcze tego nam brakowało, nie dość że straciliśmy nasz dom, ludzi, Andrea o mało nie popełniła samobójstwa, mało brakowało a szalony naukowiec wysadził by nas w powietrze to jeszcze teraz ten cholerny rzęch postanowił się znowu popsuć.

-Nie przeklinaj przy dziecku!- Karci go papa smerf tego wariatkowa mając na myśli mnie. Wywracam oczami na jego nadwrażliwość, chyba dostałby zawał gdyby usłyszał jak Dixonowie mówią w moim towarzystwie a już w ogóle jakie tematy poruszają... poruszali. Cały czas trudno przywyknąć mi do tego że Merle prawdopodobnie nie żyje. Mógł przeżyć amputacje na żywca, mógł przeżyć starcie z umarlakami ale nie mógł przeżyć braku leków oraz opieki medycznej.

-Jak mam nie przeklinać skoro wężyk od chłodnicy znowu się zjebał!- Złości się czarnoskóry mężczyzna a ja nie mając ochoty słuchania jego darcia się wychodzę z samochodu, i siadam na drodze opierając się o pierwsze lepsze auto, obserwuje jak reszta również się zatrzymuje zdezorientowani co się stało, w końcu Rick zarządza aby dorośli zaczęli przeszukiwać auta w poszukiwaniu zapasów. Sophia jak zawsze podąża za swoją matką a Carl mimo próśb swojej matki siada obok mnie na ziemi. Lori poddaje się i idzie z innymi. Wzdycham ciężko wiedząc że nie ruszymy się stąd za szybko.

-Co się stało?- Pyta Carl siadając obok mnie na drodze i wskazując na kamper nad, którym dalej klnie T-dog ewidentnie nie wiedząc w co ma włożyć ręce ten cholerny kamper wykończy kiedyś nas wszystkich przysięgam.

- Wężyk od chłodnicy się zjebał.- Odpowiadam cytując T, Carl jednak chyba nie do końca rozumie co powiedziałam, podciągam nogi pod brodę i kładę na kolanach głowę, wpatruje się w młodszego chłopaka.

- Czyli dokładnie co się stało? Kira ja mam 12 lat ledwo rozumiem jakim cudem auta jeżdżą a nie lewitują a co dopiero czym jest "wężyk od chłodnicy"- Docieka chłopak a ja zastanawiam się chwile co powiedzieć nie mogąc się powstrzymać od cichego śmiechu, im więcej czasu najmłodszy spędza ze mną tym bardziej go lubię.

- Najprościej mówiąc po prostu bez tego wężyka chłodnica nie działa więc auto się przegrzewa a idąc dalej tym tropem bez tego za chwile się doszczętnie popsuje.- Tłumaczę a Carl kiwa na to głową i uśmiecha się w moją stronę.

- Skąd tyle o tym wiesz?- Pyta zaciekawiony a ja zamykam oczy przypominając sobie czasy przed końcem świata przed przeprowadzką do Chicago kiedy jako mała dziewczynka chodziłam w krok w krok za starszym bratem, za moim autorytetem do serwisu samochodowego mojego dziadka na Florydzie gdzie potrafiliśmy spędzić całe dnie słuchając wywodów dziadka Morisa na temat każdej najmniejszej części aut.

- Mój dziadek był mechanikiem...- Odpowiadam smętnie i wstaje, podaje rękę chłopakowi a on ją przyjmuje, pomagam mu wstać. Chce przestać o nich myśleć, o moim dawnym życiu bo ono już nigdy nie wróci, ci ludzie już nie wrócą a ja muszę ruszyć aby móc dla nich żyć.

- Chodźmy im pomóc z przeszukiwaniem, może chociaż nam się poszczęści i znajdziemy coś pożytecznego.- Mówię nie chcąc wracać do bolesnych wspomnień. Grimes odchodzi na chwile do swojej matki aby powiedzieć jej o naszych planach na co kobieta zaczyna wyraźnie kręcić nosem jednak Carl odwraca się napięcie i wraca do mnie nawet jej nie słuchając na co ja uśmiecham się delikatnie.



-Patrz co mam!- Słyszę podekscytowany głos Carla, odwracam się od auta które miałam zamiar sprawdzić a chłopak kładzie na ziemi czarny, skórzany pokrowiec a następnie go rozwija. Uśmiecham się szeroko widząc że w środku są różnego rodzaju bronie jak toporek albo maczeta. W końcu nasze ręce trafiło coś pożytecznego. 

- Jesteś genialny Carl!- Mówię uradowana podnosząc topór oglądając go dokładnie. Leży idealnie mi w ręce jednak wiem że mimo moich wielkich chęci zdaje sobie sprawę że dalej mam za mało sił aby móc się nim posługiwać na porządku dziennym. Apokalipsa zmieniła mnie z marzycielki na wieczną realistkę.

- Idź zanieść to swojemu tacie.- Polecam odkładając broń na swoje miejsce i podając chłopakowi pokrowiec.

- Nie zostawimy tego dla siebie na wszelki wypadek?- Pyta zdziwiony a ja kręcę głową. Jeszcze wiele muszę go nauczyć ale i tak jest z nim lepiej niż było na początku tego wariatkowa.

- Taka broń jest sto razy trudniejsza niż zwykły nóż a ty na razie nawet tym nie potrafisz się posługiwać Carl.- Odpowiadam zakładając ramiona na piersi. Mimo tego że pomysł z zatrzymaniem tego cuda bardzo mi się podoba wiem że muszę zachować się dojrzale i odmówić.

- Więc mnie naucz.- Odpowiada a ja wzdycham cicho, widać że Rick jest jego ojcem. Oboje są tak samo uparci. Czasami zastanawiam się czy ja też aż tak bardzo przypominam mojego tatę...

- Ty ewidentnie chcesz żeby twoja matka mnie zabiła...- Mruczę pod nosem zrezygnowana. Lori już wystarczająco mnie nie lubi a ja naprawdę nie chcę podpadać jej bardziej aby odebrała mi mojego przyjaciela. Mam wrażenie że nie przeżyłabym tego.

- Jak znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce to nad tym pomyśle a teraz zanieś to Rickowi.- Dodaje i uśmiecham się wiedząc że jeśli nie pójdziemy na kompromis to nie ustąpi, młodszy kiwa głową niezbyt zachwycony jednak mimo to pędzi zanieść broń ojcu, odwracam się ponownie w stronę  zablokowanej autostrady słysząc śmiech Shane'a, któremu udało znaleść całą przyczepę czystej, butelkowanej wody i zamieram widząc jak prosto w naszą stronę zmierza cała cholerna horda sztywnych licząca na oko 200 potworów. To pierwszy raz kiedy widzę ich aż tylu zmierzających wprost na nas.

-Daryl!- Wykrzykuje imię brata przerażona nie wiedząc co mam zrobić czym zwracam na siebie uwagę całej grupy i to chyba pierwszy i ostatni raz kiedy się z tego cieszę.

- Wszyscy pod auta!- Woła dość głośno Rick a cała grupa wykonuje polecenie, z mojego miejsca widzę Carla który cały czas na mnie patrzy więc kładę palec na ustach aby pokazać mu że nie może się odezwać na co kiwa delikatnie głową, zaklinam pod nosem widząc jak T-Dog rozcina sobie rękę ale na szczeście sytuacje ratuje Daryl, kamień spada mi z serca. Przez pół godziny trwamy w przerażającej ciszy do momentu w którym pierwsza osoba nie wychyla się spod pojazdu... Nie mija minuta kiedy na autostradzie rozbrzmiewa krzyk przerażonej Sophi, którą atakują dwa, zbłąkane szwendacze. Dziewczyna próbując uciec zbacza z autostrady uciekając w las a w pogoń za nią rusza Rick. Po chwili wszystkie krzyki ucichają a my wypełzamy spod aut, siedzę na zimnym asfalcie próbując co się właśnie stało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro