Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SIX (2/2)

- Gdzie jedziemy? - zapytałam gdy ruszyliśmy.

- Do parku.

- Do parku? - jaja sobie robi?

- Tak.

- Chcesz mi powiedzieć że zadzwoniłeś do mnie o 1 nad ranem żeby pójść do parku?

- tak.

- Oszalałeś?

- Nie, mówiłem ci. To część lekcji.

Mój brzuch ścisnął się na tą wiadomość, i to nie był dobry znak.

- Co będziemy robić?

- Nauczysz się jaka powinnaś być w publicznych miejscach.

Nie wiedziałam co powinnam odpowiedzieć.

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Byliśmy na miejscu po kilkach, i zaparkowaliśmy na pustej ulicy.

- Jak możesz uważać to za miejsce publiczne, jeśli nie ma tu nikogo.

- To po to, żebyś czuła się komfortowo gdy będą ludzie.

- Ale to nie to samo, jeśli nie zauważyłeś nie ma tu nikogo.

- Nie martw się. Zabiorę cię w miejsce bardzo...publiczne - uśmiechnął się łobuziarsko. Zanim zdążyłam odpowiedzieć ująć moją dłoń.

- Co robisz?

- Och, przepraszam, sprawiłem że poczułaś się niekomfortowo? - zaczął się ze mną drażnić.

Westchnęłam i odpowiedziałam

- Nie, po prostu mnie to zaskoczyło. Nic więcej.

- To chodź się przejść - powiedział i zaczęliśmy spacerować w niezręcznej ciszy. Cóż przynajmniej dla mnie była ona niezręczna.

- jaki jest twój ulubiony kolor? - zaskoczył mnie trochę tym pytaniem.

- Um, nie mam tak naprawdę ulubionego koloru.

- A to czemu?

Wzruszyłam ramionami

- Pomyślisz że to głupie, jeśli ci powiem.

- Prawdopodobnie tak - powiedziała na co ja przewróciłam oczami - ale to nie znaczy że nie powinnaś mi tego powiedzieć.

- Jaki to ma sens? To nie ma znaczenia jeżeli nie weźmiesz tego co ci powiem na serio.

- To jeden z twoich problemów. Za bardzo zależy ci na opinii ludzi. Pieprzyć ludzi. Kogo to obchodzi?

To co powiedział miało sens w jakiś sposób.

- Gdy byłam mała uwielbiałam wszystkie kolory, ale nie znałam ich wszystkich nazw, więc żeby było fair, po prostu przestałam.

- Co masz na myśli mówiąc " Żeby było fair"?

- Nie wiem.. Nie chciałam żeby któryś z kolorów poczuł się odrzucony, więc nie wybrałam ulubionego - wyjaśniłam czekając aż on wybuchnie śmiechem, ale on tego nie zrobił. Przynajmniej nie od razu.

- Aww, to słodkie. Chciałbym cię poznać jako dziecko, jestem pewny że byłaś całkiem inna.

- Ta, i tak byśmy się nie zaprzyjaźnili.

- Nie wiesz tego. To znaczy, spójrz na nasz teraz. Może byśmy byli.

- Czy ty właśnie uznałeś że się kolegujemy? - nie potrafiłam powstrzymać rozbawienia.

Wzruszając ramionami powiedział

- Zakładam że tak. Czemu nie?

- Nie wierzę ci - powiedziałam szczerze, ale w głosie słychać było rozbwienie.

- Nie musisz - szturchnął mnie.

- Wiesz, nie jesteś aż taki zły Avery.

- Myslałaś że jestem?

- Oczywiście. Szczególnie gdy zachowujesz się tak jak zazwyczaj. Ale lubię cię takiego. Miłego i spokojnego.

- Ja wolałbym cię w moim łóżku, ale ty nie słyszysz mnie skarżącego się - jego usta rozciągnęły się w łobuziarski uśmiech, a ja poczułam jak się czerwienię.

- Cofam tamto.

- Co zostało powiedziane, zostało powiedziane. Za późno - zaśmiał się. Przewróciłam oczami ale to nie zatrzymało moich policzków od zaczerwienienia się. I na moje szczęście on zauważył.

- Zarumieniłaś się! Chyba nie możesz być słodsza niż teraz - złapał za mój policzek i ścisnął.

- Zamknij się - warknęłam odsuwając jego rękę, ale zagłuszył mnie jego śmiech.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro