Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Kiedy od pamiętnego wyjścia do kina minął już tydzień, w życiu zaczęło mi brakować długich rozmów z Hypnosem. Gdy przestałam ignorować go z własnej woli, zaczęłam odczuwać dotychczas obce mi uczucie zwane tęsknotą. Nigdy nie miałam za czym bądź za kim tęsknić. W końcu miałam wszystko, jednocześnie nie mając nic. Znałam zapach pieniądza, drogich perfum, srebrnych zegarków czy bogatych dań, wykładanych na złotych tacach podczas szykownych bankietów. Zdarzało mi się z kolei odczuwać czegoś brak. Brakowało mi tego, aby za wszystkimi dobrze znanymi mi kosztownościami stały uczucia inne od pychy i pogardy. Potrzebowałam choć minimalnej ilości ciepła, która chroniłaby mnie przed odczuwalnym chłodem. Jednak nie mogłam tęsknić za czymś, czego nigdy nie musnęłam nawet opuszkiem palca.

Kiedy Hypnos zachowywał milczenie, Axel Anderson obrał mnie sobie za swój cel do unicestwienia. Niemal codziennie byłam ofiarą jego głupich żartów, które z każdym kolejnym dniem stawały się coraz bardziej radykalne. Oprócz znanego mi już confetti w szafce, znalazłam w swoim plecaku gumowego pająka, a na tablicy korkowej z przypiętymi ogłoszeniami zawisło moje zdjęcie z dorysowanym markerem wąsem i kozią bródką. Z początku nie robiło to na mnie większego wrażenia, lecz z czasem poczułam nagłe zniesmaczenie. Starałam sobie tłumaczyć jego zachowanie jako system obronny w związku z prawdą na temat Hysminy. Być może był to jego beznadziejny sposób na przyswojenie trudnych informacji, którego ja nie potrafiłam pojąć. Zapominał jednak, że nie jest jedyną ofiarą spisku, jaki przyszykowało dla nas życie.

— Nie powinnaś się nim przejmować — powiedziała Faith, która dosiadła się do mojego stolika na stołówce. Na swojej tacy miała porcję makaronu z sosem serowym. — Zachowuje się jak niewychowany dzieciak.

— Prawda — przytaknęłam, mimowolnie spoglądając w kierunku stolika, przy którym siedział chłopak. Rozmawiał z kilkoma chłopakami ze szkolnej drużyny siatkówki, a ja gorączkowo zastanawiałam się dlaczego zyskał ich sympatię. Jedynie co oferował swoją osobą to beznadziejne żarty na dziewczynie, której nienawidził od dzieciństwa.

Nagle zauważyłam, jak do naszego stolika dosiada się trzecia osoba. Spojrzałam na Stacy, której ciemnobrązowe włosy zostały spięte w wysoki kucyk.

— O czym tak rozmawiacie? — Spytała, opadając na wolne siedzenie obok Faith.

— O niczym — odparłam, prostując się na krześle.

— Obgadujemy Axela — odpowiedziała w tym samym czasie Faith, wyjawiając główny temat naszej rozmowy.

Atmosfera nieco zgęstniała, a między nami zapadła cisza przerywana wybuchami śmiechów siędzących nieopadal chłopaków.

— A co z nim? — Zapytała po chwili Stacy kompletnie nieświadoma ostatnich wydarzeń.

— Znowu robi jakieś głupie żarty na Charlotte — powiedziała blondynka zanim zdążyłam otworzyć usta. — Zachowuje się jak dziecko, które mści się na matce za to, że nie kupiła mu zestawu klocków mimo, że ma już takich pięć.

Brunetka zaczęła analizować całą sytuację. Spojrzała na mnie, prawdopodobnie dostrzegając na mojej twarzy zmęczenie. Ostatnie sprawdziany w połączeniu ze znoszeniem zachowań Axela wywołały u mnie więcej nerwów. Szczególnie kilka poprzednich nocy było dla mnie trudnych. Mimo picia kilku kaw dziennie, wciąż czułam się wykończona codziennością. Nie pomagała mi też presja, którą rodzice pompowali przy każdej wspólnej kolacji, mówiąc o moich ostatnich ocenach oraz zbliżających się klasówkach. Zawsze zależało im na tym, aby moje stopnie były przynajmniej dostateczne. Niestety nauka nie przychodziła mi łatwo, a niektóre przyswajane informacje niemal od razu zostawały wyparte z mojej głowy. Najgorzej czułam się z przedmiotami wymagającymi zapamiętania danych treści, jak historia, czy biologia, dlatego, gdy w pierwszej klasie skończyłam rok otrzymując z nich mierne, początek wakacji spędziłam w domu z kilkutygodniowym szlabanem.

— Powinniście trochę wyluzować — powiedziała po chwili Fraser, a ja posłałam jej niepewne spojrzenie. — Cały czas skaczecie sobie do gardeł przez co zapamiętałam wasze imiona już od pierwszego dnia liceum. Minęło trochę czasu, a jesteście tak samo dziecinni — prychnęła, a jej słowa dały mi do myślenia. — Jeśli chcesz pokonać wroga to bądź od niego mądrzejsza — przegryzła chrupiącą marchewkę, których opakowanie kupiła w sklepiku przed szkołą.

Być może brunetka miała rację. Może warto było zakończyć te dziecinne gierki i zawrzeć coś na kształt rozejmu. Mimo tego, nie chciałam jej słuchać. Nie miałam zamiaru przyjmować do wiadomości, że na nasza mała wojna osłabia również naszych przyjaciół. W końcu ile razy musiałam odmówić Faith wyjścia ze względu na kolejną karę pozalekcyjną.

I mogłam żałować, że wtedy pierwsza nie wyciągnęłam ręki na zgodę. Lecz kim ja byłam, aby płaszczyć się przed własnym wrogiem?

— Charlotte, orientuj się — usłyszałam głos Andersona i w samą porę złapałam czerwone jabłko, którego kierunek lotu wyznaczał moją głowę. Spojrzałam na niego z wyższością w oczach, a siedzący obok chłopcy przyglądali nam się z zainteresowaniem.

— Proszę nie rzucaj niczym w niego — szeptała cicho Stacy. — To nie jest tego warte.

W tamtym momencie w mojej głowie doszło do starcia zdrowego rozsądku z chęcią zemsty. Tak, jak prawdopodobnie każdego, jakaś siła usilnie ciągnęła mnie do złego. W końcu to zakazany owoc zawsze smakował najlepiej.

Kiedy miałam już zamachnąć się i wycelować jabłko niezgody na sam środek stolika, przy którym siedział zamyślony szatyn, moja ręka została przytrzymana przez Faith.

— Bądź mądrzejsza — powtórzyła pewnie słowa Stacy — Wiem, że trudne, ale chociaż spróbuj — spojrzała na mnie z rozbawieniem.

— To jabłko zaraz znajdzie się na twojej głowie — uderzyłam ją w ramię, odpychając od siebie pomysł rzucenia owocem w Axela. Ten jedynie spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem, jakby właśnie w głowie doliczał sobie kolejny punkt.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, że moja broń wcale nie opadła jeszcze na ziemię.

***

Zbywając zdawkowymi odpowiedziami wszelkie pytania moich rodziców dotyczące kolejnych sprawdzianów, udałam się do swojego pokoju, aby dać upust zmęczeniu. Wtuliłam się w swoją poduszkę i sięgnęłam do kieszeni po telefon. Odblokowałam urządzenie i kliknęłam w ikonkę Instagrama. Przejrzałam zdjęcia, które wyświetlały się na stronie głównej, zostawiając serduszka pod większością z nich. Były to posty pokazujące czyjeś uśmiechnięte twarze, radość bijącą od spotkań z przyjaciółmi, czy zwykłe zdjęcia zwierząt. Z pozoru była to niczym niewyróżniająca się codzienność, która poniekąd miała za zadanie uśpienie czujności otoczenia. Nikt nie pomyślałby, że pod tymi uśmiechami mógłby kryć się jakikolwiek żal czy smutek.

Nagle natrafiłam na zdjęcie Stacy sprzed dwóch dni. Prawdopodobnie była to jedna z wakacyjnych pamiątek, ponieważ dziewczyna stała przy jakimś morzu odziana w strój kąpielowy. Jej włosy swobodnie opadały na jej ramiona, które pokrywały pojedyncze krople wody. Pod pachą trzymała błękitny materac, kształtem przypominający narwala. Jej twarz zdobił szeroki uśmiech, który potrafił oczarować niejedną osobę.

Spojrzałam na jej ciało. Było bez wątpienia idealne. Pokrywała je piękna, lekko brązowa opalenizna, a nigdzie nie zauważyłam rozstępów, cellulitu, czy fałdek. Nie posiadało żadnych pryszczy, krostek, czy zaczerwienionych miejsc. Nawet bez makijażu i w mokrych włosach cheerleaderka prezentowała się nienagannie. Łza mimowolne spłynęła po moim policzku. Zazdrościłam jej wszystkiego począwszy od nieskazitelnej cery i perfekcyjnego ciała aż po ułożony charakter.

W porównaniu do niej, na moim brzuchu odznaczały się fałdki, a uda pokrywały widoczne, prawie czerwone rozstępy. Moja twarz charakteryzowała się worami pod oczami oraz pryszczami, systematycznie występującymi na moim czole. Z kolei ramiona okrywał szlak niewielkich różowych krostek, delikatnie przechodzący w stronę dekoltu.

Stacy Fraser była chodzącym ideałem, który miał wszystko, czego ja nie miałam. Jednocześnie mając wszystko, czego tak naprawdę pragnęłam.

Jak ostatnia kretynka, zaczęłam przeglądać jej kolejne zdjęcia. Natrafiłam na najnowsze i niemal od razu moje oczy otworzyły się szerzej ze zdziwienia. Stojąca na palcach dziewczyna wtulała się w Axela Andersona. Ich sylwetki oświetlała stojąca obok lampa uliczna. Nie miałam pojęcia, że tę dwójkę mogło łączyć jakieś głębsze uczucie. Sama Stacy o niczym nie wspominała, lecz jednocześnie najwyraźniej nie trzymała tego faktu w tajemnicy. Wpatrywałam się w fotografię do momentu, gdy cichy dźwięk powiadomienia nie przerwał moich rozmyślań.

Już od około dwóch tygodni nie logowałam się do gry, w którą kiedyś grałam wręcz nałogowo. Pierwszy raz zobaczyłam zaproszenie do ponownego wejścia w aplikację. Przypadkowo kliknęłam w nie i już po chwili ujrzałam dobrze mi znany ekran ładowania. Gdy już miałam wychodzić, poczułam pokusę, aby rzeczywiście zagrać w tylko jedną, niezobowiązującą rundę. W tym wypadku to właśnie ona górowała nad zdrowym rozsądkiem.

W czasie mojej nieobecności nic nie uległo zmianie. Powitało mnie tak samo wyglądające menu główne. Moja postać wciąż miała na sobie kurtkę i spodnie moro, a w ręce trzymała często używany przeze mnie pistolet maszynowy PPS-42. W rogu ekranu wyświetlało się małe okienko przypominające o nadchodzącym evencie. Jedynie w skrzynce pocztowej zalegały jakieś nowe wiadomości, których nadawcą był bez wątpienia Hypnos. Prędzej czy później musiałam stanąć z nimi twarzą w twarz, dlatego weszłam w ikonkę koperty, zdzierając przyklejony plaster. Kliknęłam na utworzoną konwersację z chłopakiem, przelatując wzrokiem przez ciągi liter.

Hypnos: Mieliśmy dzisiaj zagrać

Hypnos: Coś się stało?

Hypnos: Ignorujesz mnie

Hypnos: Zrobiłem coś nie tak?

Ostatnia wiadomość została wysłana zaledwie parę dni po imprezie. Zaczęłam przeglądać nasze wcześniejsze rozmowy, delikatnie uśmiechając się na widok słów, które zapisały w mojej głowie dobre wspomnienia.

Hysmina: Rodzice znowu dali mi szlaban. A wszystko przez takiego jednego debila, dzięki któremu nauczycielka zabrała nam sprawdziany

Hypnos: Olej to, a tym idiotą się nie przejmuj.

Zaśmiałam się widząc, jak Axel nieświadomie obraził samego siebie.

Hypnos: Mama znowu wyciąga mnie na durne zakupy

Hysmina: Jakoś to przebolejesz

Hypnos: Wolałbym jeszcze chwilę z tobą pograć

Klasnęłam w dłonie, przypominając sobie największą zmorę szatyna. Narzekanie na godzinne chodzenie po sklepach szybko stało się dla niego rutynowe. A ja przeczuwałam, że odpowiednio wykorzystam tę wiedzę.

Hypnos: Partner mojej mamy zabiera mnie i moje rodzeństwo do wesołego miasteczka

Hysmina: Nie lubisz tego?

Hypnos: Może nie jestem fanem długich kolejek i wrzasków podekscytowanych dzieci

Hysmina: Odezwał się dorosły

Hysmina: Straszny z ciebie nudziarz

Hypnos: Ostatni raz byłem w wesołym miasteczku jak miałem jakieś sześć lat. Kręciłem się na jakiejś karuzeli z kolorowymi słoniami, a ponieważ wcześniej zjadłem gofra i wypiłem granitę, modliłem się, żeby tego nie zwrócić

Hysmina: Przecież ta karuzela jest przeurocza i bardzo wolna

Hysmina: Masz naprawdę słaby łeb

Hypnos: Chętnie zobaczyłbym ciebie na tych wszystkich ekstremalnych kolejkach, szybkich karuzelach i wysokich diabelskich młynach

Hysmina: A więc naprawdę boisz się atrakcji w wesołym miasteczku?

Hypnos: A ty jesteś taka odważna?

Hysmina: Na pewno bardziej niż ty

I tym sposobem zanotowałam w głowie kolejny słaby punkt mojego wroga.

Moje serce przez chwilę przestało bić, gdy przy nazwie Axela zaświeciła się zielona kropka. Oznaczało to, że był w tym momencie aktywny. Jak poparzona wróciłam do menu głównego, jakbym właśnie została przyłapana na gorącym uczynku.

I w tamtym momencie zapragnęłam wrócić do zwyczaju naszej wspólnej gry. Chciałam znów eliminować kolejnych przeciwników. Chciałam znów zacząć odczuwać satysfakcję z częstych zwycięstw. Chciałam aby duet Hysminy i Hypnosa wrócił. A im bardziej nie dopuszczałam do siebie tych myśli, tym bardziej przybierały na sile.

Czułam, że Axel uważa tak samo. A moja intuicja została potwierdzona przez wiadomość, której dźwięk rozbrzmiał po pomieszczeniu. Niepewnie ponownie otworzyłam konwersacje, a moim oczom ukazały się trzy krótkie słowa, które wystarczyły aby mój puls przyspieszył.

Hypnos: Zadzwoń do mnie

A po chwili pojawił się kolejny, zupełnie niespodziewany przez mnie wyraz.

Hypnos: Proszę

Trzęsącymi dłońmi otworzyłam listę kontaktów, jednocześnie nie wyłączając gry. Zadając sobie miliony pytań, wybrałam numer Axela. Nie miałam pojęcia, po co chciał abym zadzwoniła. Tak samo, jak nie wiedziałam, dlaczego wykonałam jego polecenie. Może część mnie wciąż tęskniła za Hypnosem, a ten niezobowiązujący telefon miał stanowić swego rodzaju wynagrodzenie.

— Hej — usłyszałam zaspany głos szatyna. — Chciałabyś może pograć? — Zapytał niepewnie.

— Muszę się zastanowić — odparłam, starając się ukryć uśmiech. Jednak moja odpowiedź była oczywista. — Tak

Postanowiłam dla własnej wygody przelogować się z telefonu na laptopa. Włączyłam Axela na tryb głośnomówiący bez większych obaw, że ktoś nas usłyszy. Ściany mojego domu były na tyle grube, że większość dźwięków nie wydostawała się poza ramy danego pokoju.

Zaczęliśmy grać, co chwilę wspominając nasze rozmowy jako Hysminy i Hypnosa. Mimo, że tym razem nie szło nam najlepiej, a żadna runda nie zakończyła się zwycięstwem żadnego z nas, uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

— Pamiętasz jak kiedyś wspomniałaś o tym, że jakiś idiota włamał się do szkolnej sieci i zmienił jej nazwę na Charlotte Graves to kretynka? — Zapytał a ja przytaknęłam. — To byłem ja — zaśmiał się do słuchawki dumny ze swojego czynu.

— Szczerze to wykreśliłam cię z listy podejrzanych, bo wydawałeś się być zbyt głupi na coś tak zaawansowanego — przyznałam. — Ty naprawdę masz na moim punkcie obsesję.

— Nie doceniasz mnie — odparł, ignorując moją dalszą część wypowiedzi. — Dobrze, że Hugh zna się na komputerach i pokazał mi co nieco — nawiązał do partnera swojej mamy.

Rosaline zawsze wspominała o początkowej niechęci chłopaka do jej wybranka. Gdzieś w sercu szatyn zawsze miał zapisane imię swojego ojca, którego nie chciał wymazywać. Z czasem jednak stosunki mężczyzny z jego przybranym synem z czasem ociepliły się na tyle, że można było odważyć się na stwierdzenie, że wreszcie odnaleźli wspólny język.

— Ty z kolei narzekałeś kiedyś na przyklejone do butów gumy — zaczęłam wspominać jeden z kolejnych wybryków. — Zawsze wyrzucałam je w twoją drogę, mając pewność, że na nie staniesz.

— Szczerze myślałem, że to przez moją nieuwagę — wyznał. — Ale gdy naliczyłem ich z pięć podczas jednego dnia, wyczułem, że coś jest nie tak.

— Jasne, jasne — prychnęłam.

I właśnie na ten jeden wieczór ponownie staliśmy się Hysminą i Hypnosem. Bez żadnych masek, a kompletnie odsłonięci przed sobą. A choć nie powinien, taki stan rzeczy naprawdę mi odpowiadał.

Nie wiedziałam jednak, kiedy jeden wieczór zmienił się w pięć kolejnych nocy.

Nie miałam również pojęcia od kiedy głos Axela przestał aż tak drażnić moje uszy, a jego szybko rzucane dobranoc stawały się coraz częstszym pożegnaniem.

==

Hej, hej!

Wracam po małej przerwie, daję wam znak, że wciąż żyję! Postaram się wrzucać rozdziały częściej, ponieważ udało mi się napisać wiele nowych na zapas.

Dziękuję za każde wsparcie w postaci komentarza, gwiazdki, obserwacji i wyświetlenia. Jesteście najlepsi <3 

Zapraszam na mojego Twittera: @_ametsa_ oraz #tvgwattpad, gdzie często wlatują jakieś spojlery!

Do następnego! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro