15
Rozdział dedykowany tym, którzy kiedykolwiek się na kimś zawiedli. Jesteście bardzo silni , o czym proszę, zawsze pamiętajcie.
Sylwester nigdy nie należał do moich ulubionych świąt. Dla jednych był on jak zakończenie jakiegoś ważnego rozdziału i huczne przejście do innego, znacznie różniącego się od poprzedniego. W rzeczywistości jedyne, co miało tak naprawdę się zmienić to cyfra w roku podczas zapisywania daty. Życie toczyło się dalej, a rozpoczęcie nowego roku nie było równoznaczne z wielkimi zmianami i postanowieniami.
Ten sylwestrowy poranek wydawał się być wyjątkowo znośny. Korzystałam z dnia wolnego, odpoczywając i grając z Axelem. Wciąż lubiliśmy wracać do strzelanki, która namieszała w naszych życiach. Na moje szczęście, rodzice od kilku godzin zajmowali się robotą papierkową, dlatego mogłam odetchnąć od ich odczuwalnej obecności.
— A więc ty i ten chłopak — zaczął, a ja przewróciłam oczami. Miałam serdecznie dość tematu Camerona, który przewijał się praktycznie codziennie. — To coś poważnego?
Potrzebowałam chwili namysłu. Czy ja i Cameron byliśmy czymś istotnym? Ten chłopak był dla mnie ważny, lecz nigdy nie miałam odwagi określić naszej relacji potencjalnym związkiem. Mimo, że wszyscy wiedzieli, że ja byłam jego, nie było to w żaden sposób oficjalne. A kiedy ruszyliśmy do przodu, stawiając kolejne, coraz odważniejsze kroki, w mojej głowie pojawił się mętlik.
— Nie wiem — westchnęłam cicho, klikając kolejne przyciski na klawiaturze. — Uważaj! — Ostrzegłam szatyna, gdy o mało co nie został postrzelony przez innego gracza.
— Dzięki — powiedział, jednocześnie odwracając swoją postać, która od razu oddała kilka precyzyjnych strzałów, eliminując przeciwnika. — Widziałem, że wtedy w aucie patrzyłaś na niego jakoś inaczej. Przyznam, że nigdy nie widziałem cię takiej.
— A co, zazdrosny? — Zaśmiałam się. — Przyznam, że Cameron stał się ostatnio dla mnie ważny.
— Cieszę się, że jesteś szczęśliwa — powiedział cicho.
Wtedy nie miałam pojęcia z jakim trudem wypowiedział te słowa. Axel Anderson skrywał w sobie tajemnicę. Kolejny cholernym sekret, który miał wyjść na jaw jeszcze tego, jak się okazało, nie tak pięknego sylwestrowego wieczoru.
— Jak sytuacja ze Stacy? — Zagaiłam, oddając kolejne strzały. Po tym, jak wyeliminowałam kolejnych dwóch graczy, zacisnęłam dłoń w pięść, uśmiechając się do siebie.
— Lepiej — odpowiedział szczerze. — Zastanawiam się dlaczego ty masz takie szczęście podczas, gdy my przeżywamy kryzys — zaśmiał się, chociaż mi nie było do śmiechu. Musiałam zadać mu ryzykowne pytanie, na które odpowiedź na pewno nie będzie prosta.
— Kochasz ją, Axel?
Między nami zapadła cisza. I ona wystarczyła, abym wiedziała, że chłopak waha się nad udzieleniem odpowiedzi. Gdzieś w środku poczułam ukucie. Bałam się, że Fraser miała rację, a Anderson rzeczywiście nie darzył jej głębszym uczuciem.
— Nie — odparł oschle, a ja zesztywniałam, dając zestrzelić się jakiemuś graczowi z pierwszym poziomem.
— O Boże — szepnęłam. — W takim razie czemu tego nie skończysz? Dajesz jej tylko złudną nadzieję...
— Sytuacja jest skomplikowana, Charlotte — przerwał mi, dukając tłumaczenia. — Myślałem, że z czasem uczucia przyjdą same, dlatego dałem szansę Stacy. Jest cudowną osobą, która zasługuje na dobro. Jednak ja nie jestem w stanie jej go zapewnić. Nie umiem pokochać Fraser.
— Ale...
— Nie ma ale — westchnął. — Obiecuję ci, że porozmawiam z nią. Ona też wie, że coś jest nie tak. Pokłóciłyśmy się i wiele niepożądanych faktów ujrzało światło dzienne, choć nie powinno. Muszę poczekać, aż atmosfera trochę się polepszy i od razu o wszystkim jej powiem.
— W porządku — odpowiedziałam, przyznając, że ten stan rzeczy jest jak najbardziej sensowny. — Przepraszam, że pytałam.
— Nie przepraszaj za takie głupoty — prychnął, a ja poczułam się komfortowo. Uwielbiałam to, że Axel jest ostatnią osobą, która byłaby w stanie się na kogokolwiek obrazić. — To słodkie, że dbasz o swoją przyjaciółkę. Tylko minus, że zadajesz się z jej chłopakiem, z którym się pokłóciła.
— Oj tam — machnęłam ręką, czekając aż chłopak zakończy swoją rozgrywkę, abyśmy przeszli do kolejnej. — Nie sądzę, aby miała mi to szczególnie za złe.
— I takie podejście mi się podoba — stwierdził, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mi, że Axel Anderson wniesie do mojego życia komfort, wyśmiałabym go. Nie miałam pojęcia, kiedy ten okropny kolega z klasy, który uprzykrzał moje kolejne dni, stał się dla mnie przyjacielem. Prawdziwym przyjacielem, jakiego potrzebowałam. Który mnie nie oceniał. Który mimo, że przypadkiem poznał moje sekrety, nigdy ich nie wyjawiał.
***
Za zaledwie pół godziny miałam udać się do Camerona, aby spędzić z nim zakończenie roku. Im szybciej mijały kolejne minuty, tym bardziej odczuwałam stres wymieszany z ekscytacją. Cieszyłam się na myśl, że to właśnie on będzie osobą, która będzie ze mną w tym czasie. W ostatnich dniach to on wypełniał moje myśli. Już wtedy nie mogłam doczekać się kolejnego pocałunku, czy przytulenia. Myślałam o silnym zapachu wanilii, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
Ubrałam na siebie srebrną sukienkę w cekiny, dobierając do nich szpilki w tym samym kolorze. Podkręciłam rzęsy tuszem, a na usta nałożyłam błyszczyk. Zabrałam z blatu torebkę, i gdy tylko miałam wychodzić, aby udać się na autobus, pomieszczenie wypełnił donośny dźwięk dzwonka. Nie miałam pojęcia, kto mógł pojawić się u mnie o tej godzinie. Nacisnęłam klamkę, otwierając drzwi. Ubrany w dres i pierwszą lepszą kurtkę Axel Anderson wparował do środka, wyraźnie zdenerwowany.
— Wiem, Charlotte, że jesteś umówiona — zaczął pospiesznie, a ja spojrzałam na niego pytająco. Chciałam aby przeszedł do sedna, ponieważ czas naglił. — Ale nie mogę tego ukrywać. Nie, kiedy idziesz do tego palanta — prychnął, łapiąc ze mną krótki kontakt wzrokowy.
— Co się dzieje? — Zapytałam, siadając na kanapie. Czułam, jak moje tętno przyspiesza, a ja nie miałam serca zostawić chłopaka bez słowa wyjaśnienia.
Axel usiadł koło mnie, bawiąc się palcami. Cały czas spoglądałam na niego, jakbym chciała wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
— Dwa tygodnie temu dostałem wiadomość — zaczął wolno tłumaczyć, jakby nie był pewny, czy aby na pewno dobrze robił, mówiąc kolejne słowa. — Była ona od Camerona. Chciał pieniędzy — wydusił z siebie, a ja otworzyłam oczy ze zdziwienia.
— Przecież pochodzi z majętnej rodziny — zmarszczyłam brwi. — Byliśmy w drogiej restauracji, zapłacił za wszystko...
— Charlotte — przerwał mi Axel, niepewnie patrząc w moje tęczówki. — To nie miała być przyjacielska pożyczka. Chciał wcisnąć mi nagie zdjęcia jakiejś dziewczyny.
Poczułam, jak krew odpływa z mojej twarzy. Zrobiło mi się słabo. Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Nawet, kiedy na dowód wyjął swój telefon, pokazując mi kolejne wiadomości, nie potrafiłam przyjąć do siebie napływu informacji. Ponieważ Cameron Moore nie był tym, za kogo się podawał. Wykorzystywał dziewczyny, które łapały się na jego urok osobisty. Nikt nie spodziewał się, że pod tymi pięknymi błękitnymi oczami i prostymi blond włosami, krył się zboczeniec, szukający łatwych pieniędzy.
— Muszę to wyjaśnić — poderwałam się z miejsca. — Wiesz czyje zdjęcia chciał ci podesłać? — Spytałam, ponieważ myśl o tej biednej dziewczynie nie dawała mi spokoju.
— Catherine Foris — wyczytał, a ja ponownie opadłam na kanapę. Zostawiłam tę dziewczynę z tym frajerem. A on w tym czasie wykorzystał ją, korzystając z faktu, że ta była nim zafascynowana.
— Cholera — złapałam się za głowę. — Podwieziesz mnie do niego. Wszystko wyjaśnię ci po drodze — powiedziałam, czując jak mój głos się łamie.
— Jesteś pewna? — Dotknął mojego ramienia.
— Bardziej niż nigdy wcześniej — posłałam mu lekki, lecz niepewny uśmiech.
W rzeczywistości bałam się. Nie wiedziałam, do czego ten chłopak był zdolny. Jednak musiałam stawić mu czoło i dać nauczkę, którą zapamięta do końca życia. Bo ten ostatni dzień w roku, miał zostać jednocześnie dniem osądu człowieka, który zbyt szybko stał się dla mnie ważny.
Jechaliśmy, przemierzając zaśnieżone ulice Cochrane. Niektóre domy wciąż utrzymywały swoje świąteczne dekoracje, a w ich oknach odbijały się mieniące się kolorami lampki choinkowe. A ten widok zamiast powodować moją radość, pozostawiał ślady niepewności i strachu. Miałam jasny dowód, że chłopak, w którym się zadurzyłam, był zwykłym gnojem, który wykorzystał moją koleżankę. I o dziwo, zamiast przykrości, odczuwałam jedynie złość.
Streściłam Axelowi ostatnie wydarzenia z nadzieją, że szatyn nie będzie mnie za to oceniać. Określiłam to dziwne uczucie głupim zauroczeniem i rosnącym pożądaniem, które nigdy nie powinno zaistnieć. Patrzyłam, jak ręka Andersona zaciska się na kierownicy z każdym kolejnym słowem. Nie sądziłam, że będzie aż tak przejęty tą beznadziejną sytuacją.
Kiedy stanęliśmy pod domem Camerona, poczułam, jak uderza we mnie stres. Moje ciało zatrzęsło się, a ja nie byłam pewna, czy nie był to zwykły odruch z powodu niskiej temperatury na zewnątrz. Nacisnęłam klamkę, stawiając stopę na śliskim podłożu.
— Charlotte — zatrzymał mnie głos Axela. — Bądź ostrożna — posłał mi lekki uśmiech, który dodał mi choć minimalnej pewności siebie.
Podeszłam do drzwi wejściowych. Wciąż miałam na sobie tę samą sukienkę, dlatego spodziewałam się, że chłopak pomyśli, że tak, jak się umawialiśmy, przyszłam spędzić z nim wieczór. Już po chwili blondyn otworzył mi, stając w eleganckiej koszuli. Od razu nachylił się, próbując zostawić na moim ustach pocałunek. W ostatniej chwili odsunęłam się, a on posłał mi niepokojące spojrzenie. Widząc jego tęczówki, nie czułam już tej samej radości, czy ekscytacji. Czułam obrzydzenie. Nie tyle co do niego, a do siebie, za to, że pozwoliłam komuś takiemu zamieszkać w moim sercu.
— Coś się stało? — Spytał, zapewne zauważając kotłującą się we mnie złość.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam, a on wpuścił mnie do środka, zamykając za mną drzwi. Wskazał ręką na kanapę, lecz ja wzruszyłam ramionami, nie chcąc ruszyć się z miejsca. Planowałam jak najszybciej opuścić to miejsce.
— Więc? — Uniósł do góry brew.
— Wiem o tym, że sprzedajesz nagie zdjęcia dziewczyn — wypaliłam prosto z mostu. — I wiem, że twoi rodzice nie będą z tego szczególnie zadowoleni.
Chłopak, który obecnie nalewał sobie sok, stanął jak wmurowany. Jego oczy rozszerzyły się, a on sam zamrugał kilka razy z niedowierzaniem. Usłyszałam jego nerwowy śmiech, przygotowując się na głupie tłumaczenia.
— Skarbie, to nie tak — pokręcił głową, a ja już miałam otwierać usta, gdy zaczął kontynuować. — Catherine sama tego chciała — zaśmiał się z własnego doboru słów.
— Na pewno nie tego, aby jej zdjęcia latały po internecie udostępniane przez jakiegoś dupka — syknęłam, a on prychnął pod nosem.
Podszedł do mnie, na co instynktownie się odsunęłam. Gdy jego dłoń zahaczyła o mój policzek, od razu ją od siebie oderwałam. Przysunął wargi do mojego ucha, delikatnie je muskając.
— Słońce, w aucie wcale nie narzekałaś — szepnął, a mnie przeszedł dreszcz. Nie był on jednak pozytywny, a wskazywał jedynie na obrzydzenie.
— Do niczego nie doszło — stwierdziłam oczywisty fakt.
— A szkoda — wzruszył ramionami. — Ja miałbym fotki, a ty niezapomnianą sławę.
— Ty siebie słyszysz? — Poczułam, jak krew w moich żyłach pulsuje.
Traktował mnie jak przedmiot, jak zabawkę, którą może trzymać na półce. Dziewczyny były dla niego jedynie odskocznią, a każde kolejne zdjęcie statuetką, którą mógłby postawić w swoim pokoju.
— Jesteś naprawdę głupia, Charlie — zaśmiał mi się w twarz. — One same do mnie lgną. Jak zwykłe idiotki. Tylko durny by nie skorzystał.
Poczułam, jak zawartość żołądka podchodzi do mojego gardła. To nie był mój Cameron. Ten sam chłopak, który zabrał mnie na dach domu kultury, skradając mój pierwszy pocałunek i, o mało co, mój pierwszy raz. Chłopak któremu zaufałam, oddając mu małą, lecz jednak, cząstkę swojego serca i mojej historii. Stałam przed potworem, który omamiał swoje ofiary pięknymi słówkami. Bo zdawał sobie sprawę, że dziewczyny potrzebują dawki pewności siebie. Szczególnie zniszczone przez społeczeństwo, chcące łamać zakazy, aby poczuć się choć przez chwilę kochane. Miałam ochotę płakać na myśl, że w jego oczach nigdy nie byłam nikim ważnym. Byłam jedynie jego powodem do zdobycia dużej sumy pieniędzy.
— Jesteś gnojem, Cameronie — wyrzuciłam z siebie, mając ochotę zdzielić chłopaka w twarz. On jedynie zaśmiał się, szukając kolejnych gorzkich słów.
— A ty zwykłą suką, Charlie! — Podniósł głos, a moje oczy się zaszkliły. — Kolejną naiwną dziewczynką, która szuka swojego księcia z bajki. Zapominasz, że oni wszyscy dawno są martwi! I możesz kłamać, że miłość to jedynie pożywka, dla głupich nastolatek, ale szczerze, jesteś tylko jedną z nich. Beznadziejnie zauroczona. Cholernie łatwa do zdobycia.
— Kłamiesz — wyszeptałam, mając dość bycia silną. Ponieważ każde jego słowo było prawdziwe. Uległam zbyt szybko. Jak kolejna idiotka, którą można kupić pięknymi słowami.
— Obydwoje wiemy, że nie — starł moją łzę, która niepostrzeżenie przecięła mój policzek. — Głupiutka, łatwa, nikomu niepotrzebna. Zawada rodziny — wyrzucał z siebie kolejne słowa, które przecinały moje serce, docierając do duszy, w której mieszkały skrywane demony. — Nie mogę jednak zaprzeczyć, że cholernie pociągająca.
A kiedy zaczął sunąć ręką po moim nagim udzie, poczułam jak skóra zaczęła mnie palić.
— Wciąż na ciebie działam — wyszeptał wciąż będąc blisko mnie. — Widzisz? Pragniemy siebie.
Manipulował mną. Chciał, abym się mu oddała. Zwyzywał, oczekując przebaczenia, nie używając nawet niemego przepraszam. Tego dnia maska Camerona Moore'a bezpowrotnie upadła. A ja wreszcie spojrzałam na oczy, zauważając, że pod jego idealnym wizerunkiem kryły się krwawe ślady.
— Jesteś toksycznym gnojem — powtarzałam.
— Za to mnie kochasz.
I wtedy w mojej głowie narodził się plan. Niezwykle ryzykowny, lecz czułam, że powinnam spróbować. Musiałam utrzeć mu nosa. Nawet, jeśli jego obecność coraz bardziej mnie bolała.
— Kocham — Skłamałam, nie wierząc, jak łatwo te słowa wyszły z moich ust. — Masz rację, Cameron. Przepraszam za te wszystkie słowa — udałam skrucha, wyobrażając sobie, jak za tę rolę otrzymuję co najmniej Oscara.
Podeszłam do niego złączając nasze usta. Całowałam koszmar, który do złudzenia przypominał piękny sen, czy marzenie. W rzeczywistości ukrywał swoją prawdziwą, okrutną twarz pod maską poszkodowanego przez los chłopaka. Ten pocałunek był jak napełnienie mnie toksyną. Czułam gorycz. A kiedy jego ręka wplotła się w moje włosy, uśmiechnęłam się do siebie, odsuwając się i uderzając Camerona w policzek. Szybko złapał za obolałe miejsce, a jego twarz poczerwieniałą ze złości. Zrobiłam to samo, co on robił innym dziewczynom. Nabrałam na urocze słówka, po czym brutalnie zdzieliłam w twarz, pozostawiając go z tysiącem myśli. Jednak w jego przypadku był to powolny proces, a ja działałam szybko, lecz również skutecznie.
— I kto tu jest łatwy? — Rzuciłam na odchodne, idąc w kierunku auta Axela.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, co miało miejsce. Potrzebowałam dać ujście emocjom. Musiałam udać się do domu, z nadzieją, że ten moment był jedynie złym snem, a ten idealny Cameron, którego poznałam rzeczywiście istnieje, dając mi to, czego nigdy nie miałam. Pewność siebie, poczucie bycia ważną i bezpieczeństwo.
Zajęłam miejsce koło chłopaka. On jedynie spojrzał na mnie, zamykając okienko Instagrama.
— Martwiłem się — wyznał, starając się wyłapać moje spojrzenie. A ja nie potrafiłam patrzeć mu w oczy. Bałam się, że odkryje to, co naprawdę czuję. — Charlotte?
— Przepraszam — wyszeptałam, czując jak mój głos się łamie. Niczym moje serce, które pękło na milion kawałków. Bezpowrotnie straciłam kogoś, kto malował na mojej twarzy uśmiech.
Axel bez żadnego pytania przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego ciało, pozwalając, aby otoczyło mnie ciepło. Zaczęłam się trząść z nadmiaru emocji.
— Jeśli chcesz płakać, proszę zrób to — powiedział cicho, kołysząc nas uspokajająco. — Nie tłum tego w sobie, Char.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Z moich oczu polały się kolejne, słone łzy. Nie musieliśmy nic mówić, wystarczyła jego obecność, którą z każdą wspólną chwilą, doceniałam coraz bardziej.
— Jestem tak głupia — pociągnęłam nosem.
— Nie jesteś — powiedział, opierając swoją głowę o czubek mojej. — To on jest tutaj złym charakterem, nie ty. Miłość nie wybiera — odparł, na co pokręciłam głową.
— Nie kocham go — otarłam łzę, która zatrzymała się zaraz przy moim oku. — Podobało mi się to, jak mnie traktował. To, że przy nim czułam, że błyszczę.
Ponieważ potrzebowałam słodkich słówek, które sprawiłyby, że czułam się piękna. Przy Cameronie byłam gwiazdą, która lśniła swoim blaskiem. Jednak to światło było jedynie ślepą grą pozorów.
— Uratowałeś mnie — szepnęłam, cała drżąc. — Bo gdybyś wtedy nie wszedł do tego cholernego auta, byłabym obecnie wrakiem człowieka — wychrypiałam w zagłębienie jego szyi.
I mogłabym udawać, że się mylę, lecz byłam niemal pewna, że Andersona ruszyły moje słowa.
Bo kiedy chłopak, na którym zaczynało mi zależeć widział idealną wersję mnie, tak Axel z reguły zbierał resztki mojego rozmazanego makijażu. Widział mnie w łzach, w szczęściu i kiedy o mało co nie popełniłam najgorszego błędu mojego życia. I ani razu nie wytknął mi, że pęknięcia w złotej ramce są w jakikolwiek sposób gorsze. Był ze mną. Jak prawdziwy przyjaciel, a nie człowiek, który tylko go udawał, w rzeczywistości krzywdząc niewinne dziewczyny.
A kiedy nad naszymi głowami rozbłysły fajerwerki, wciąż trwaliśmy przy sobie. Kolory mieniły się w odbiciach szyb, powodując, że zaczęliśmy nowy rozdział. I choć inaczej wyobrażałam sobie ten wieczór, uśmiechnęłam się przez łzy na myśl, że tkwię przy chłopaku, który sprawiał, że zaczynałam wierzyć w lepsze jutro.
Byliśmy jak dwie zagubione dusze, które szukały drogi do domu. Domu, którego tak potrzebowaliśmy, a który nie został nam dany.
==
Hej!
Ostatni rozdział maratonu. Najkrótszy, ale też bardzo ważny.
Powiem wam, że obawiałam się tego momentu. Czuję, że jedni mogliby zjechać mnie za tak szybkie rozwijanie się akcji i skreślenie postaci Camerona. Chciałam jednak pokazać, że nie wszystkie relacje zawsze są tymi pięknymi. Mimo, że wszystko zapowiadało się cudownie, prawdziwe zamiary zawsze wychodzą na jaw.
Jeśli kiedykolwiek się na kimś zawiedliście, wiedzcie, że nie jesteście sami. Tak, jak Lottie, na pewno odnajdziecie swoje wsparcie, ramię do wypłakania się, kogoś, kto będzie przy was, gdy poczujecie się gorzej. Trzymajcie się mocno i pamiętajcie, że jesteście bardzo bardzo silni.
Dziękuję za wasze wsparcie, mam nadzieję, że was nie zawiodłam, a maraton wam się spodobał.
Trzymajcie się piękni i do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro