11
— Ty, ja, Linda, Stacy i być może Axel za godzinę w barze karaoke — pisnęła do telefonu Faith, która umówiła już wszystkie wymienione osoby na spotkanie. Na dźwięk ostatniego imienia nieznacznie się skrzywiłam, licząc, że chłopak jednak odmówi.
Od czasu kłótni między nim, a naszymi matkami, której byłam świadkiem, nie mieliśmy okazji rozmawiać twarzą w twarz. Wymienialiśmy się jedynie wiadomościami, za wszelką cenę unikając tematu. I choć mogłoby się wydawać, że ten katastrofalny wieczór niczego nie zmienił, mogłam wreszcie otwarcie przyznać, że Axel Anderson stał się dla mnie kimś bliższym niż wrogiem. Nie darzyłam go już czystą nienawiścią. Czułam, że powoli zaczynałam rozumieć jego postawę i uczucia. A w momencie, kiedy widziałam, jak łzy napływały do jego oczu, nie potrafiłam spojrzeć na niego inaczej niż jak na człowieka, mającego własne problemy i radzącego sobie w większym lub mniejszym stopniu z trudnymi emocjami.
— Będzie fajnie — odparła wesoło, próbując mnie przekonać. — Brakuje mi ciebie. Bardzo.
— Nie moja wina, że ostatnio spędzasz czas tylko z Lindą — prychnęłam, a ona jedynie westchnęła.
— Trochę nawaliłam — przyznała cicho. — Stacy zresztą też. Kiedy ostatnio byłyśmy gdzieś razem?
Niestety nie doczekała się odpowiedzi. Cieszyłam się jednak, że zauważyła widoczne luki, które pojawiły się w naszej relacji. Ciężko było mi przejść obok tych starań obojętnie. Poza tym, nie mogłam przegapić czegoś, co miało wydarzyć się tego wieczoru.
— Zgoda, pójdę do tego baru — powiedziałam, a ona od razu podała mi adres.
Niestety mój problem pojawił się w momencie, gdy okazało się, że znajduje się on z dala od mojego domu, a pieszo dojdę tam w co najwyżej godzinę. Schowałam twarz w dłoniach, zdając sobie sprawę, że rodzice zabronili Faith prowadzić przez kolejne dwa tygodnie ze względu na ostatnie spotkanie z Lindą. Moją jedyną opcją pozostała Stacy, do której numer wybrałam od razu.
— Hej, mogłabyś podwieźć mnie do tego baru? — Zapytałam, licząc na odpowiedź twierdzącą.
— Słuchaj Lottie, umówiłam się z Axelem, że to on dzisiaj będzie prowadzić — wyznała z niepewnością w głosie. — Mogę go lekko przymusić, żeby zabrał też ciebie przy okazji...
Ze złości uderzyłam w szafkę nocną, po czym przetarłam twarz dłońmi. Nie sądziłam, że można mieć tak sporego pecha. Jednak najwidoczniej los uwielbiał ze mną pogrywać.
— Ogarnę to jakoś — wymamrotałam. — Ale dzięki za dobre chęci.
Niechętnie otworzyłam komunikator, szukając nazwiska Axela. Napisałam krótką wiadomość z nadzieją, że chłopak nie będzie stwarzał dodatkowych problemów.
Idiotka: Hej, możesz mnie dzisiaj podwieźć?
Już wtedy wiedziałam, że była to pierwsza i ostatnia prośba skierowana do Axela Andersona. W oczekiwaniu na odpowiedź zaczęłam wyjmować z szafy ubrania, które nadałyby się na wyjście. Tym razem postawiłam na czarne spodnie cargo i biały golf, a na ramiona nałożyłam szary płaszcz. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, marszcząc brwi.
Debil: Dobry żart.
Debil: A tak serio to przyjdź o 17.40 pod mój dom.
Debil: Stacy by mnie zamordowała, gdybym odmówił.
Uśmiechnęłam się na myśl, że Fraser tak bardzo podporządkowała sobie chłopaka. Od zawsze miała zdolności przywódcze, które nareszcie okazały się być przydatne. Z drugiej strony bawiła mnie myśl, jak szybko szatyn stał się dla niej pantoflem.
Gdy zostało kilka minut do wyznaczonej godziny, wyszłam z domu, ciesząc się, że tym razem nie było w nim moich rodziców. Ostatnio obydwoje byli tak pochłonięci pracą, że przez chwilę zapomnieli o tym, że mają dziecko. Lucy posunęła się już nawet do odwołania kolejnych spotkań z panią Anderson, co prawdopodobnie wyszło każdemu na dobre.
Szłam przez uliczki, powoli docierając pod dom chłopaka. Mieliśmy razem pojechać po Stacy, która wysyłała mi zdjęcia kolejnych propozycji ubrań, jakie mogłaby na siebie założyć. Stanęłam przed przytulną posiadłością i od razu przeszłam przez otwartą bramę. Zauważyłam białego Forda, którym zazwyczaj jeździła matka Axela. Przejrzałam się w szybie, a po chwili usłyszałam donośny głos szatyna.
— Mam zgłosić to jako włamanie? — Uniósł brew, okrążając auto, aby potem zająć miejsce kierowcy.
I choć bałam się, że między nami zapanuje niezręczność, okazało się, że całkowicie niepotrzebnie. Chłopak wydawał się nie przejmować wydarzeniami, kiedy ostatni raz przeszłam przez próg jego domu. I tak, jak wtedy, gdy wymienialiśmy ze sobą niezobowiązujące wiadomości, poczułam się spokojniejsza.
— Brama była otwarta — wzruszyłam ramionami, podchodząc do tylnych drzwi.
— Siadaj z przodu — powiedział z pewnością, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. — No co? Nie będziemy długo jechać, a pokażemy Stacy, że świetnie się dogadaliśmy. Możemy zrobić sobie też urocze selfie i umówić się na pasujące do siebie tatuaże — prychnął, a ja zajęłam miejsce koło niego.
— Wkurza cię to — bardziej stwierdziłam niż spytałam. Chłopak przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał spod swojego domu, kierując się pod posiadłość Stacy.
— Mam wrażenie, że za bardzo ingeruje w moje relacje z tobą — wyznał. — Rozumiem, że waszą przyjaźń, ale nie sądzę, że nagle staniemy się psiapsiółkami, które umawiają się na malowanie paznokci i robienie maseczek — prychnął. — Nienawidzisz mnie i niech tak zostanie.
Skoro cię nienawidzę, dlaczego siedzę z tobą żywa w jednym aucie? Dlaczego przestałam czuć potrzebę wyzywania cię od najgorszych? Dlaczego ostatnio zacząłeś malować na mojej twarzy uśmiech a nie łzy?
— Nie nienawidzę cię, Axel — wyznałam, a on na moment skierował swoje spojrzenia na moją twarz. — Mam wrażenie, że impreza u Faith była pewnym punktem, który zmienił pewne rzeczy — stwierdziłam, bawiąc się palcami. — Oczywiście, byłam wkurzona, było mi przykro. Ale mam wrażenie, że minęło tyle czasu, że zaakceptowałam fakt, że jesteś Hypnosem. Jesteś tą samą osobą, którą poznałam szmat czasu temu.
Obawiałam się, że mój słowotok był nieprzemyślany. Nie byłam pewna, czy rzeczywiście odzwierciedlał to, co tak naprawdę czułam. Gdzieś w środku Axel wciąż wzbudzał we mnie jakieś negatywne emocje, skutecznie uciszane przez obraz prawdziwego, wrażliwego chłopaka, który przypadkowo odsłonił swoją maskę.
— Wow — uśmiechnął się ledwo zauważalnie. — Niezły monolog, Graves — po tym jak zmienił bieg, uderzył mnie lekko w kolano. — I muszę się zgodzić. Nie mamy dziesięciu lat, żeby wciąż kontynuować to, co było lata temu.
— Mam wrażenie, że przez pewien czas udawaliśmy nienawiść — wyznałam po chwili ciszy. — Dokładnie od kiedy zaczęliśmy grać po odkryciu tożsamości. Już wtedy nie czułam do ciebie odrazy, choć może starałam się przykryć nowe uczucia tym, co było dla nas prostsze.
— Ej — powiedział ciszej — To, co było, nie jest ważne, Charlotte. Istotne jest to, co przed nami. Dlatego nie przejmuj się tym. Powiedzieliśmy sobie mnóstwo obrzydliwych słów, krzywdziliśmy siebie durnymi żartami, ale to wszystko przeszłość — powiedział, skręcając w ulicę, na której mieszkała Fraser. — To co, sojusz? — Zaśmiał się, nawiązując do początku relacji Hysminy z Hypnosem.
— Sojusz — przybiliśmy żółwika, kiedy chłopak parkował pod zamkniętą bramą do domu Stacy.
— Jednak powiem ci, że zawsze będę ci dogryzać — wyznał z łobuzerskim uśmiechem. — To jedyne, czego nie będę w stanie odpuścić. Ale uznajmy, że jest to dowód naszej sympatii.
I w ten nienaturalny sposób, przypieczętowaliśmy naszą znajomość. Bo właśnie tego potrzebowaliśmy, nowego startu, który przywoła w nas kolejne uczucia. Jednak żadne z nas nie spodziewało się, że ten niewinny żółwik doprowadzi nas do katastrofy, której nie byliśmy w stanie uniknąć.
Niedługo potem ujrzałam ubraną w czarne dopasowane jeansy i białą bluzkę z dość sporym dekoltem. Nałożyła na siebie krótką kurtkę, kolorem pasującą do spodni. Wyglądała co najmniej zjawiskowo. Odruchowo zakryłam się płaszczem, licząc, że moja przyjaciółka nie zauważy mojego zdenerwowania. Poczułam wyrzuty sumienia, że porównuje swoje życie do jej. Powinnam ją wspierać, a nie zachowywać się egoistycznie. W końcu nie byłam pępkiem świata i nie mogłam stawiać siebie w centrum.
— Co się stało, Charlotte? — Z natłoku myśli wyrwał mnie głos szatyna. — Strasznie się spięłaś — zaczął zataczać małe kółka na moim ramieniu.
Przytaknęłam, obserwując jak Stacy otwiera drzwi od strony Axela, całując go w policzek. Następnie przybiła ze mną piątkę, śmiejąc się, że jeszcze się nie pozabijaliśmy. Spojrzałam na chłopaka porozumiewawczo. Ponieważ od tamtego momentu zawarty przez nas sojusz miał pozostać naszym małym sekretem.
***
Kiedy Axel zaparkował Forda po barem, wyszłam, wdychając ciągnący się zapach mieszaniny perfum. Wspólnie podeszliśmy do wejścia, słysząc, jak jakieś dziewczyny wykrzykują tekst piosenki Adele, myląc co drugie słowo.
Lokal prezentował się nowocześnie. Sufit pokryty był kolorowymi lampami w odcieniach fioletu, błękitu i różu. W moje oczy od razu rzucił się niewielki bar, przy którym znajdowały się cztery osoby, szykujące klientom drinki. Po prawej stronie od wejścia miejsce miała ogromna scena, wokół której tańczyły pary, prawdopodobnie tak pijane, że nie zauważyły, jak nastrojowa piosenka zmieniła się w bardziej skoczny utwór. Z kolei lewą stronę zajmowały białe kanapy i stoliki w tym samym kolorze. Starałam się wychwycić wzrokiem Lindę oraz Faith, niestety na marne. Dopiero po kilku minutach poszukiwań dostrzegłam, jak wychodzą z toalety. Gdy tylko nasz wzrok się spotkał, Faith wskazała dłonią na jeden ze stolików, zapraszając nas do zajęcia miejsca.
Nasza trójka przepychała się przez tłum osób i dopiero po jakimś czasie usiedliśmy koło śmiejących się dziewczyn.
— Chcecie coś do picia? — Zapytała nas Linda, poprawiając swoją czarną, krótką sukienkę. Wszyscy jednak zgodnie odmówili, obserwując pomieszczenie.
Nigdy nie sądziłam, że Cochrane zainwestuje w tak piękne miejsce, odmawiając kolejnego remontu parku. Władze miasta z reguły zapewniały większość atrakcji emerytom, budując kolejny dom spokojnej starości niż młodym osobom, które nie doczekały się nawet letnich imprez z okazji końca wakacji.
W pewnym momencie rudowłosa złapała Faith za rękę, a ta z zaskoczeniem podążyła za nią. Murphy puściła mi oczko, a ja zasalutowałam. Byłam jedyną osobą, którą dziewczyna wtajemniczyła w swój plan. Nosił on zaszczytną nazwę wywołanie w Faith łez, oczywiście tych pozytywnych.
— Co się tu dzieje? — Spytała Stacy z podstępnym uśmiechem. Wtulała się w bok Axela, który obserwował zaginione w tłumie dziewczyny.
— Zobaczysz — odpowiedziałam, ekscytując się na myśl o przygotowanej niespodziance.
Dokładnie dwa dni temu Linda zapytała mnie o ulubioną piosenkę Faith, uprzednio wyjaśniając mi, co planuje zrobić. Byłam zauroczona w jej pomysłowości i grzechem byłoby przegapić tak piękny moment.
Po około dziesięciu minutach, gdy z głośników wybrzmiewały nuty jakichś piosenek należących do popularnych zespołów rockowych, kaleczone przez kolejnych pijanych śpiewaków. Oglądałam dziewczyny, które skakały do piosenki grupy KISS i chłopaków, którzy śpiewali patrząc wprost na nie. Widziałam rosnące uczucia i napięcie, które przełożyło się też na mnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się, patrząc na szczęście obcych mi osób.
Po kolejnych dźwiękach, kończących piosenkę, ponownie spojrzałam w stronę sceny, na której stanęły moje przyjaciółki. Miałam wrażenie, że Faith widocznie pobladła, lecz uścisk Lindy na jej dłoni dodawał jej choć minimalnej odwagi. Wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon, zaczynając nagrywać. Miałam później przesłać filmik Murphy, ponieważ chciała mieć wgląd na nagranie, które prawdopodobnie zapisze się na kartach jej serca.
Gdy z głośników zaczęły wybrzmiewać pierwsze nuty piosenki Secret Love Song, Pt.II autorstwa Little Mix, zauważyłam, jak Faith odziana w dopasowaną niebieską sukienkę, zakrywa usta dłonią, ukrywając tym samym swój szeroki uśmiech. Kochała zarówno ten zespół, jak i tę niosącą za sobą piękny przekaz, piosenkę.
Pierwszą zwrotkę zaśpiewała Linda, delikatnie kołysząc splecioną z własną, ręką Faith, która wciąż stała zbyt zszokowana.
We keep behind closed doors
Every time I see you, I die a little more
Stolen moments that we steal as the curtain falls
It'll never be enough
As you drive me to my house
I can't stop these silent tears from rolling down
You and I both have to hide
On the outside where I can't be yours and you
Can't be mine
But I know this
We got a love that is hopeless
Po chwili Linda szepnęła coś do dziewczyny, po czym ta złapała za mikrofon. Obydwie zaczęły coraz to donośniej wyśpiewywać kolejne słowa refrenu.
Why can't I hold you in the street?
Why can't I kiss you on the dance floor?
I wish that it could be like that
Why can't it be like that?
'Cause I'm yours
Why can't I say that I'm in love?
I wanna shout it from the rooftops
I wish that it could be like that
Why can't it be like that?
'Cause I'm yours
Murphy spoglądała na blondynkę z uczuciami wymalowanymi na twarzy. Ta odwzajemniła złapane spojrzenie, jednak po jej policzku spłynęła łza, od razu zcałowana przez dziewczynę.
W tamtym momencie scena była tylko ich, a wszyscy ludzie dookoła nie mieli żadnego znaczenia. Były swoimi światami, które z każdym dniem stawały się sobie coraz bliższe. Tylko po to, aby wreszcie stać się perfekcyjną, kompletną całością.
Kolejna zwrotka należała do rozemocjonowanej Faith, a na dźwięk jej delikatnego, drżącego głosu, moje oczy również się zaszkliły.
It's obvious you're meant for me
Every piece of you, it just fits perfectly
Every second, every thought, I'm in so deep
But I'll never show it on my face
But we know this, we got a love that is hopeless
Znów nadszedł czas na refren. Jednak tym razem obydwie dały upust łzom. Muzyka połączyła ich serca, sprawiając, że żadne inne słowa nie miały tak sporego znaczenia, jak lecąca w tle piosenka. Chłonęły każdy wyraz, a miłość w ich oczach zauważyłby nawet ślepy.
Why can't I hold you in the street?
Why can't I kiss you on the dance floor?
I wish that it could be like that
Why can't it be like that?
'Cause I'm yours
Why can't I say that I'm in love?
I wanna shout it from the rooftops
I wish that it could be like that
Why can't it be like that?
'Cause I'm yours
Bez wątpienia były w sobie zakochane. Tak cholernie zakochane, że żadna definicja nie mogła opisać uczucia, które łączyły ich dusze. I choć sama marzyłam o doświadczeniu w przyszłości miłości, patrząc na szczęście mojej przyjaciółki, czułam jedynie spełnienie.
Ostatnia zwrotka była zdecydowanie mocniejsza, ubarwiona wszelkimi uczuciami. W tych słowach była stanowczość i pewność siebie. Ponieważ podmiot miał dość ukrywania swoich uczuć. Chciał celebrować swoją miłość i całować swoją drugą połówkę na oczach wszystkich. Nie rozumiał, dlaczego nie mógł złapać ukochanej osoby za rękę. W końcu od zawsze była w pełni jego i nic nie mogło tego przekreślić. Nawet nienawistne spojrzenia.
I don't wanna live love this way
I don't wanna hide us away
I wonder if it ever will change
I'm living for that day
Someday
I w tamtym momencie Linda zbliżyła się do Faith, głaszcząc jej policzek. Odłożyła mikrofon i śpiewała kolejne linijki prosto do serca ukochanej.
When you hold me in the street
And you kiss me on the dance floor
I wish that we could be like that
Why can't we be like that
'Cause I'm yours, I'm yours
A ja pozwoliłam swoim łzom swobodnie płynąć po moich policzkach. Czułam ogromną dumę, której nie zamierzałam się wstydzić.
Ponieważ to była przyjaźń — umiejętność czerpania radości ze szczęścia drugiej osoby. Cieszenie się z jej każdego sukcesu. Budowanie pozytywnych uczuć, a czasem jedynie dokładanie do nich małej cegiełki. Niesienie pomocy i użyczanie ramienia do wypłakania się. To właśnie byłyśmy my.
Ostatni refren należał tylko do dziewczyn. Dały z siebie wszystko, aby był jak najlepiej zapamiętany. Ponieważ po nim, nic nie miało pozostać takie samo.
Oh, why can't you hold me in the street?
Why can't I kiss you on the dance floor?
I wish that it could be like that
Why can't it be like that?
'Cause I'm yours
Why can't I say that I'm in love?
I wanna shout it from the rooftops
I wish that it could be like that
Why can't we be like that?
'Cause I'm yours
Why can't we be like that
Wish we could be like that
I ku mojemu zaskoczeniu, to Faith pocałowała Lindę. W momencie, kiedy ich mikrofony opadły na ziemię, w powietrzu uniosła się miłość. Najprawdziwsza, najczystsza i najpiękniejsza. Kiedy rudowłosa chwyciła ukochaną w talii, przyciągając ją do siebie, świat zatrzymał się na chwilę uwieczniając obraz ich złączonych ust. Wyglądały pięknie, a uczucie, które ich połączyło, sprawiło, że obydwie poczuły, że to właśnie ze sobą są naprawdę szczęśliwe. Były jak połówki zagubionych dusz. Jak złamane w pół serce, które wreszcie zaczęło stanowić całość.
Nie wiedziałam nawet, kiedy przestałam nagrywać, ponieważ Stacy od razu przyciągnęła mnie do uścisku. Gdy mój wzrok spotkał się na moment z tęczówkami Axela, zauważyłam w nich coś innego niż zazwyczaj. I mimo, że patrzył na moje zaczerwienione i prawdopodobnie przekrwione oczy, zachowywał się, jakby miał przed sobą jeden z najpiękniejszych obrazów.
==
Hejka!
Dzisiaj dość myślę, że emocjonalny rozdział. Przyznam, że jak pisałam, byłam naprawdę wzruszona. Przyznam, że scena Lindy i Faith pojawiła się w mojej głowie już na samym początku planowania TVG i cieszę się, że nastał moment, kiedy i wy ją widzicie.
Dziękuję wam za waszą obecność. Dokładnie wczoraj udało nam się wbić aż 400 wyświetleń! Jestem wdzięczna każdemu, kto postanowił przeżyć tę historię wraz ze mną i postaciami, które bardzo kocham i, których nigdy nie krzywdzę w żaden sposób. A tak poważnie dziękuję za komentarze, gwiazdki, obserwacje i za to, że dodajecie TVG do list! To wiele dla mnie znaczy <3
Przypominam wam o #tvgwattpad na Twitterze! Czasem wrzucę jakieś fajne spojlery, także zapraszam!
Do następnego i miłego weekendu słońca! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro