Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIII "Dopięła swego.."

Margaret

Jakiś dłuższy czas temu dolecieliśmy do Polski. Cała droga wyglądała w ten sposób, że siedziałam odwrócona do szyby, oglądając mijane widoki. Lęk przed lataniem? Nawet nie zwracałam na to uwagi.. Moje myśli były skupione wokół innych, ważniejszych spraw. Nie odzywałam się do nikogo, chociaż wszyscy próbowali do mnie zagadać w jakiś sposób. Ostatnie wypowiedziane przeze mnie słowa padły w rozmowie z Alec'iem.. W rezydencji. Jak tylko samolot stanął na ziemi, dobyłam sztyletu. Już nigdzie nie czułam się bezpiecznie. Siedzieliśmy na lotnisku, czekając na pozostałych. Nie ruszymy na oddziały Elzy w kilkanaście osób. To byłoby samobójstwo.

- Oho, lecą. - wyszeptał Peeta, wstając na nogi.

W naszym towarzystwie panowały ponure humory. Lucas cały czas myślał o Kate, Peeta i Matthew robili wrażenie pokłóconych, Łowcy non stop dopinali nasze plany na ostatni guzik, a Grupa Śmierci nieudolnie próbowała mnie zagadać. Na dłuższą metę szło zwariować! Alec podszedł i wyciągnął do mnie rękę, żeby pomóc wstać.

- Revena i Emily uparły się, że przylecą. - mruknął. - Próbowałem je przekonać, ale uparł się i dopięły swego. Mają to chyba po swojej mentorce.

Prychnęłam pod nosem i spojrzałam na niego do góry.

- Kolejne łatwe zdobycze dla Elzy? - wychrypiałam.

- Nie przesadzaj.. W końcu zatroszczyłaś się o ich treningi. Poradzą sobie.

- O, takk.. - wyszeptałam, łapiąc dłoń przyjaciela. - Zupełnie jak pozostali. Jeffrey, Megan, Steve, Niall, Jamie.. Wszyscy byli dobrze wyszkoleni. I co? Gówno, wszyscy nie żyją.

Alec wskazał mi drogę, którą mieliśmy udać się do lasu otaczającego zamek królewski. Tam podzielimy się na dwa oddziały: jeden wchodzi do wewnątrz, drugi zostaje na zewnątrz. Ja, Peeta, Matthew, Łowcy, dziesięć czarownic oraz pięćdziesiąt wampirów mieliśmy wejść do środka.

- Za bardzo to przeżywasz. - mruknął pod nosem.

Spojrzałam na niego spod byka. Miałam ochotę walnąć mu z otwartej ręki w twarz. Albo najlepiej krzesłem. Metalowym. Z ostrymi zakończeniami.

- Masz rację.. Przecież nic takiego się nie stało. Tylko.. Połowa moich podopiecznych nie żyje, w tym Jamie, Król został zamordowany, rezydencja jest zdemolowana, nie wiadomo co z Katherine oraz pozostałą częścią nowo narodzonych z mojej grupy. O tak.. Drobnostka.

Naszą rozmowę przerwały dwie wampirzyce podchodzące do mojej osoby. Nie chciałam z nimi rozmawiać. Szczerze? Nie miałam nawet ochoty ich widzieć. Miałam wrażenie, że wszyscy moi przyjaciele są skazani na śmierć.

- Margaret, porozmawiamy? - spytała cichym głosem Emily.

Pokręciłam głową i skierowałam się w kierunku Matt'a. Jeśli ktoś miał dać mi zasłużony spokój, to tylko on. Chciałam omijać wszystkie niewygodne rozmowy przez jak najdłuższy czas. Stanęłam obok swojego partnera akurat w momencie, gdy panowie zaczęli rozchodzić się do swoich grup. Skinęłam głową na pożegnanie moich przyjaciół, po czym dumnym krokiem ruszyłam u boku Matthew. Mężczyzna objął mnie ramieniem, całując w czoło.

- Jak się czujesz? - mruknął w moje włosy.

- Tak jak wyglądam. - prychnęłam.

- Czyli wspaniale.

Zwróciłam swój wzrok do góry, aby móc spojrzeć w oczy Matthew.

- Ta. Zwłaszcza z licznymi bliznami po cięciach i połową spalonej twarzy.

Wampir uśmiechnął się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.

- Dla mnie i tak wyglądasz pięknie, Margaret.

*

Staliśmy u wejścia do lochów, próbując wysłuchać jakiekolwiek znaki obecności drugiej osoby. Niestety odpowiadała nam głucha cisza.. Co oznaczało, że Katherine również tutaj nie ma. Przysięgam, że jeśli coś jej się stało, to rozniosę każdego krwiopijcę, który stanie mi na drodze. Harry skinął głową, na co wparowaliśmy do pomieszczenia gdzie wcześniej zamordowano naszych przyjaciół. Śmierdziało tutaj rozkładem i krwią.. Aż się skrzywiłam.

- Pusto.. - westchnął. - Lucas nie będzie z tego powodu zadowolony.

Odsunęłam się na tyle, aby mieć dostęp do środka. Peeta oraz Matthew skierowali się w miejsce, gdzie leżało ciało króla. A ja? Niedaleko mnie leżała głowa Jamiego.. Wzięłam ją w ręce i podeszłam do pozostałej części jego tułowia. Oczy młodego wyrażały więcej niż tysiąc słów.. Odebrało mi mowę. Padłam na kolana tuż obok sylwetki mojego najmłodszego podopiecznego. Nie myślałam zbyt wiele.. Położyłam głowę przy nogach i wtuliłam się w klatkę piersiową młodzieńca. To był kolejny raz, kiedy rozpłakałam się jak małe dziecko.

- Przepraszam. - wyszeptałam, kryjąc twarz w jego bluzce.

Matthew

Nie mogłem i nie chciałem patrzyć na ciało mojego ojca. Chciałem go zapamiętać żywego, uśmiechniętego.. Odwróciłem od niego swój wzrok i zauważyłem Margaret klęczącą obok ciała Jamiego. Niedaleko niego leżały zwłoki Megan. Skinąłem głową na grupę wampirów i pokazałem ręką na ciała poległych.

- Zabierzcie mojego ojca do jego komnaty.. - mruknąłem.

Podszedłem do swojej partnerki i objąłem ją ramionami. Im dłużej patrzyła na Jamiego, tym bardziej odczuwała jego stratę. Wiem, jak to jest, bo przeżywam dokładnie to samo.

- Kochanie.. - wyszeptałem do jej ucha. - Chodź stąd. Chłopcy zaniosą ich do komnaty i w odpowiednim czasie zajmiemy się ich ciałami.

Spodziewałem się wyzwisk i szarpania, ale na moje szczęście tak się nie stało. Mag skinęła głową na potwierdzenie, otarła łzy i ostatni raz pogłaskała policzki leżącej tuż obok niej głowy.

- I tak nie zwrócę mu życia. - wyszeptała, podnosząc się na nogi i rozglądając wkoło. - Co dalej?

Wzruszyłem ramionami i przywołałem do siebie wiedźmy. Zgubiliśmy trop i małe szanse są na to, że go teraz załapiemy.

- Wykorzystamy broń Elzy, żeby ją odnaleźć.

Margaret prychnęła i skinęła głową na wejście do pomieszczenia.

- Zawołaj mi tutaj Robbiego i szybko rozwiążemy tą sprawę. - mruknęła. - Czuję zapach Kate, śmiało mogę za nim podążyć.

Byłem zaskoczony tym, jak szybko zmieniła swoje podejście. Mogłem jednak wyczuć, że bije w niej chęć zemsty, a to pragnienie potrafi stłumić wszystko inne. Skinąłem głową i posłałem jednego wampira, żeby wrócił tutaj z Robbiem. Wcale nie zdziwił mnie fakt, że w chwilę po tym stała tutaj cała Grupa Śmierci. Wzrok Aleca i Robbiego skupił się na wynoszonych ciałach podopiecznych Margaret. Głównie na Jamiem..

- Robbie, możesz wyczuć zapach Elzy? - spytałem w nadziei, że w ten sposób odwrócę jego uwagę od gapienia się w chłopca. - Albo kogokolwiek?

Mężczyzna skinął głową i skrzywił się, jakby coś go obrzydziło.

- Smród czarownicy jest tutaj aż nadto wyraźny. - spojrzał w kierunku naszych wiedźm i posłał im swój czarujący uśmiech. - Bez urazy, moje drogie.

- Dasz radę nas do nich doprowadzić? - spytał z nadzieją Peeta.

Wampir skinął głową i odwrócił się na pięcie.

- W takim razie zapraszam, dopóki trop nie zdąży się rozwiać.

To i tak było dziwne, że od pory całego zajścia minęła prawie doba, a on dalej był w stanie wyniuchać zapach Elzy. Ile ten gościu miał lat?

Szliśmy przez las już któraś godzinę pod rząd. Musiało to dziwnie wyglądać. Około dwustu wampirów maszerujących między drzewami. Świetnie, wyśmienicie, doprawdy wspaniała dyskrecja. No ale co mieliśmy innego zrobić? Zatrzymaliśmy się jakieś kilka kilometrów z dala od miejsca, z którego było czuć smród wampirów i Elzy. Odwróciłem się do Margaret i posłałem jej swój uśmieszek.

- Pójdziesz i sprawdzisz, co tam jest? - spytałem szeptem. - Tylko błagam cię, wróć tutaj i powiedz mi to osobiście, a nie baw się w branie odwetu w pojedynkę, dobrze?

Margaret chyba jako jedyna potrafiła zatuszować swój zapach i wystarczająco wtopić się w mrok, aby nikt nie był w stanie odnotować jej obecność. Wampirzyca niechętnie skinęła głową i bez żadnego słowa wykonała moje polecenie. To naprawdę było dziwne.. Cisza zupełnie nie pasowała do Mag.

- Załamała się.. - usłyszałem obok głos Robbiego. - Zrób coś z tym, Matthew.

Czytał mi w myślach? Czy planował mi to powiedzieć od dłuższego czasu? Odwróciłem się w jego stronę.

- Co ja mogę? - wyszeptałem. - Ona sama musi się z tym uporać.

Wampir skinął głową, klepiąc mnie przy tym po plecach. Myślałem, że płuca wypluję!

- Oczywiście.. Z tym, że Margaret potrzebuje teraz wsparcia.

- I je otrzyma. - zapewniłem, posyłając delikatny uśmieszek. - Jest moją partnerką, zawsze będę ją wspierał.

Robbie posłał mi uśmieszek, kierując się w stronę Lucasa. Cóż.. Partner Katherine był wściekły, nosiły nim nerwy, ale nie chciał dać ponieść się emocjom. Trzymał to wszystko do momentu, w którym spotka przeciwników, a tam już się z nimi rozprawi.

- Już jestem. - wyrwał mnie z zamyślenia głos Margaret.

- Tak szybko? - spytałem, obracając się w jej kierunku. - Szybciej niż błyskawica.

Wampirzyca posłała mi delikatny uśmiech. Wzięła głębszy oddech i zaczęła mówić wszystko szybkim potokiem słów.

- Siedzą w jakimś domu na skraju klifu. Jest obstawiony wampirami. Co prawda nie jest ich dużo, ale mogą nam sprawić trudności. Coś około sześćdziesięciu. Na skraju lasu widziałam chmarę wilkołaków, którzy nie byli zbyt nastawieni do Abneyów. Śmiem przypuszczać, że jest to pozostała część watahy Katherine. Jeśli chodzi o wiedźmy.. Cóż, wyczułam obecność co najmniej trzech czarownic, w tym Elze. Wszyscy są w środku, łącznie z moimi podopiecznymi i Katherine.

- Co z nią? - spytał się wyrywający do przodu Luke. - Co jej robią?

- Nie wiem, nie podchodziłam aż tak blisko. - wymruczała, szukając mnie wzrokiem. - Musimy zaatakować zanim zorientują się, że tu jesteśmy.

Skinąłem głową i złapałem swoją partnerkę za rękę.

- W takim razie ruszamy.

Zbliżaliśmy się do domu po cichu, nie dając poznać naszej obecności. Tym razem postanowiliśmy, że obejdziemy budynek z każdej strony. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment ruszymy jednym ruchem. To było oczywiste, że u mego boku stanie Margaret oraz mój brat. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś przydarzyło się tej dwójce. Spojrzałem w stronę wampirzycy wpatrującej się w okna budynku jak na ofiarę. Była całkowicie skupiona na tym, co ją czeka. Chciałbym coś do niej powiedzieć, żeby wesprzeć swoją partnerkę w jakiś sposób.. Niestety mentalnie zablokowała się na wszystkich, a fizycznie mógłby ktoś usłyszeć naszą rozmowę i cały plan psu w dupę.. I w końcu nadeszła ta chwila.. Padł sygnał, na który ruszyliśmy wielką falą. Abneyowie nie mieli szans, bo to my mieliśmy przewagę liczebną. Nasi się nie pieprzyli w tańcu.. Murrey'owie współpracowali ze sobą, tworząc niesamowicie śmiertelną grupę. Na czele stał Lucas z łatwością torujący sobie drogę do partnerki oraz Margaret mordująca wszystko, co stanęło jej na przeszkodzie.

„Oczyściliśmy wejście od strony północy. Możecie dostać się do środka"

Nic więcej nie było nam potrzeba.. Mag posłała mi krótkie spojrzenie, na które skinąłem głową. To oznaczało, że wchodzimy. Droga do wejścia faktycznie była oczyszczona, co sprawiło, że byłem dumny z tej bandy. Rozprawili się z nimi naprawdę szybko. Na przodzie naszego pochodu poszli Łowcy. Tuż za nimi Robbie z Peeta, ja wraz z Margaret, a za nami Lucas, Adrian, Mason, Felix oraz Alec.. w skrócie cała Grupa Śmierci. W środku było cicho, co wcale mi się nie spodobało. Sprawdzaliśmy każde pomieszczenie aby nabrać pewności, że nic nas nie zaskoczy. I nagle do naszych uszu doszły krzyki i warknięcia. Czyżby nasza wilkołaczyca przybrała postać wilka? Muszę przyznać, że to oblicze było niesamowicie piękne.. Brązowo – złocisty sierściuch, potrafiący powalić swoją łapą grupę ludzi. Bestia rozmiarów niedźwiedzia. Przyspieszyliśmy kroku i dotarliśmy w momencie, gdy Elza stała pod ścianą i wydawała rozkazy wiedźmom.

- Nie zróbcie jej krzywdy! Potrzebuję jej żywej i całej, abym mogła użyć krwi wilkołaka.

Czyli to ona chciała się nią wyleczyć? Nie czekaliśmy zbyt długo.. Lucas ruszył na ratunek swojej partnerce, a za nim wyskoczyła pozostała część Grupy Śmierci, oprócz Meg. Ta stała i wpatrywała się w Elzę z czystą nienawiścią w oczach.

- Co? Ale jak wy tu..? - wiedźma wyglądała na zdezorientowaną. Naprawdę nie spodziewała się, że wpadniemy z wizytą?

Więcej nie zdołała powiedzieć, ponieważ Margaret ruszyła na nią z dzikim warknięciem. Rzuciła Elzą na drugi koniec pomieszczenia, znajdując się automatycznie tuż obok niej. Z pomieszczenia połączonego z tym salonem wpadło blisko dwudziestu wampirów. Czyli jednak się zabezpieczyła? Coś nakazało mi, aby ruszyć w tamtym kierunku.. Skinąłem na Harry'ego i wskazałem na drzwi, z których wydostał się wampiry. Łowca posłał mi delikatny uśmiech i zaczęliśmy kierować się do pokoju obok. Otwarłem drzwi i zobaczyłem nieprzytomnych podopiecznych Margaret. Niepewnie do nich podszedłem i złapałem Louisa za ramię.

- Lou. - wyszeptałem, szturchając go coraz mocniej. - Lou, do cholery!

Wampir otwierał powoli oczy, omiatając wzrokiem całe pomieszczenie. Kiedy mnie zobaczył, to odskoczył jakby widział widmo.

- Aa, to ty książę.. - wysapał. - Myślałem, że to znowu ci kretyni..

Uśmiechnąłem się i skinąłem na pozostałych.

- Wszystko z wami w porządku? - wampir skinął głową, na co odczułem ulgę. - To świetnie. Posłuchaj mnie teraz.. Ocuć resztę, wybijcie okno i wydostańcie się przez nie na zewnątrz, dobra? Odszukajcie wampiry z waszego klanu i miejcie oczy dookoła głowy.

Lou przytaknął i zawiesił się jakby chciał coś powiedzieć..

- No co jest? - spytałem zniecierpliwiony, obracając się w stronę Harry'ego. - Tak jakby nie mam czasu na pogaduchy..

- Ja nie wiem jak mam to powiedzieć, ale król..

- Wiem o wszystkim. - mruknąłem, przerywając jemu w zdaniu. - Przykro mi z powodu waszych przyjaciół.

Nie czekałem na nic więcej i wyszedłem z tego pomieszczenia. Miałem głęboką nadzieję, że Lou posłucha moich poleceń i zrobi to, o co go prosiłem. Omiotłem wzrokiem pole walki i z radością stwierdziłem, że wampiry z Missouli leżały już martwe. Elza stała na środku i trzymała w objęciach ciało martwego Adriana, członka Grupy Śmierci. Mogłem zobaczyć wściekłość na twarzy każdego członka tej ekipy, zwłaszcza Aleca i Margaret. Katherine leżała teraz nieprzytomna pod ścianą, a tuż obok niej klęczał przejęty Lucas. Jedna wiedźma padła trupem, a dwie pozostałe były oblężone przez moich Łowców.

- Wypuśćcie je, a oszczędzę dalszych ofiar. - wysyczała Elza. - Nie bądź głupi, Alecu.. Chyba nie poświęcisz swoich najbliższych przyjaciół dla wilkołaka, co?

Wspomniany wampir prychnął i spojrzał prosto na ciało martwego Adriana. Oj, kobieto, właśnie podpisałaś swój wyrok śmierci. Mason stojący tuż obok wiedźmy wykorzystał chwilę jej dezorientacji i ruszył prosto na Elzę. Wyrwał z jej rąk sztylet, który dzierżyła w rękach i odepchnął od niej ciało swojego kumpla. Niestety nie spodziewał się, że jedna z obecnych czarownic wypowie jakieś zaklęcie, przez które jego ciało dosłownie zacznie się topić jak wosk. Czara się przelała i rozwścieczony Alec ruszył prosto na Elzę, powalając ją swoim ciężarem ciała. Wbił w nią swoje kły i wypił z niej kilka sporych łyków krwi. Nagle zaczął wrzeszczeć, a jego ciało całe poczerniało. Spojrzał na mnie w panice, ale ja nie miałem na to wpłwu. To był moment, w którym obudziła się Margaret. W jednym momencie znalazła się tuż obok niej i zaczęła ciąć Elzę sztyletem tak, jak ręka ją poniosła. Wiedźma wrzeszczała i próbowała zrzucić z siebie wampirzycę, ale to niestety nie podziałało. Mag chwyciła pewniej sztylet i zaczęła odcinać jej kończyny. Moja partnerka wrzeszczała, piszczała i warczała jednocześnie.. Zapanowała nią czysta furia. Chciałem podejść jej pomóc, ale w ostatniej chwili powstrzymał mnie Harry. Pokręcił głową i skinął głowa na Aleca.

- Na twoim miejscu zająłbym się nim. - wyszeptał. - To jest klątwa, Matt. Alec zginie w przeciągu doby, może dwóch.

Jak to zginie? Mój stary przyjaciel miałby umrzeć przez jedną durną czarownicę? Poczułem, że moje nogi słabną, a serce przestaje bić.. A co się stanie z Margaret, gdy się o tym dowie? Jej podopieczni to jedno, Mason i Adrian też.. Ale Alec? To będzie dla niej cios, po którym obawiam się, że już może się nie podnieść.. Spojrzałem na partnerkę, która właśnie zakończyła swój morderczy szał na odcięciu głowy wiedźmy. Jednak to jej nie zatrzymało.. Odwróciła się do mnie przodem, a w jej czerwonych oczach mogłem dostrzec chęć mordu. Szybko skupiła się na kolejnej wiedźmie, która stała w tym pomieszczeniu. Bez namysłu ruszyła do niej, wbijając swoje kły w jej krtań. Nie piła jej, tylko rozszarpywała gardło. W chwilę po tym kolejna czarownica padła trupem.. Kiedy skończyła swój morderczy szał, opadła na kolana i schowała swoją twarz w dłoniach. Serce bolało mnie na ten widok.. Przełknąłem gulę w gardle i powoli zbliżyłem się do swojej partnerki. Położyłem swoją dłoń na jej ramieniu, lecz Margaret szybko ją z siebie strąciła.

- Słyszałam.. - wyszeptała. - Słyszałam, co powiedział Harry.

Wyszedłem naprzeciw swojej partnerki i zobaczyłem widok, którego nigdy bym nie chciał widzieć. Na twarzy Mag zauważyłem rozpacz, a z tyłu głowy poczułem, że to koniec. Elza dopięła swego i załamała Margaret do tego stopnia, że teraz, klęcząc kilka metrów z dala od umierającego przyjaciela, poddała wątpliwości sens swojej egzystencji. Szarpał nią poczucie winy, beznadziejności i obrzydzenia do siebie samej.. Straciła część duszy, która sprawiała, że każdy wampir jest w stanie normalnie funkcjonować. Mag w tym momencie marzyła o zakończeniu swego żywota wraz z ostatnim tchnieniem Aleca.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro