Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX "Co ja zrobiłam?"

Matthew

Sytuacja była bardzo kiepska. Do środka napływało coraz to więcej zombie, a w dodatku musieliśmy uporać się z Abneyami i wiedźmami. Nasze pole walki też nie było zbyt duże, ponieważ wzrastająca ilość przeciwnika zabierała nam wolną przestrzeń. Nagle z korytarza dotarły do nas krzyki, wrzaski i odgłosy bójki. W chwilę później w mojej głowie rozbrzmiał głos, niczym śpiew anioła.

„Już do ciebie idę, Matthew."

Mój wzrok natychmiastowo skupił się na drzwiach wejściowych do sali. Co Meg tutaj robi? Przecież miała czekać o wiele dalej z tego miejsca? Przebiłem sztyletem serce kolejnego wampira, spoglądając kątem oka na mojego brata.

- Nadchodzi wsparcie. - wyszeptałem, odpychając od niego zombie.

Za naszymi plecami stali Łowcy, dzielnie rozprawiający się z wrogami nadchodzącymi od drugiej strony. Niepokoiła mnie obecność wiedźm w pomieszczeniu. Wcześniej zdołały obalić Harrego, wyłączając go z walki na dłuższą metę. Na szczęście nikt nie pomyślał o tym, żeby wstać i go dobić. Stwierdzili, że my jesteśmy większym niebezpieczeństwem. To był ich błąd, bo teraz ten wampir podniósł się na nogi i zaatakował plecy wroga. Nagle salę przeszył okropny pisk, niszczący bębenki w uszach. Spojrzałem w kierunku wiedźm, aby zauważyć opadające ciało jednej z nich. Nikogo wkoło nie mogłem dostrzec, dlatego dość mocno się zdziwiłem. W chwilę po tym w drugiej części sali ponownie rozległ się pisk, tym razem innej czarownicy. Nie spoglądałem w tamtym kierunku, ponieważ nacierały na nas kolejne grupy wampirów wymieszane z zombie.

- Co jest, do cholery? - warknął Peeta, opierając się o moje ramię plecami. - Dlaczego wiedźmy padają jak kaczki?

Spojrzałem na niego ukradkiem, pozbywając jednego umarlaka głowy.

- Mam pewne podejrzenia. - wysapałem.

Sprawdziły się w chwilę później. Na plecach przeciwników, z którymi walczyliśmy, pojawiła się sylwetka z blond włosami. Odbywała właśnie taniec śmierci wśród zombie. Wyglądała jak anioł zagłady. Zrobiła unik, odchylając się na prawo, łapiąc przy tym wampira za ramię. Odchyliła jego głowę, rozrywając kłami krtań. Niestety ten sam wampir dosięgnął jej włosów drugą ręką, przez co wykrzywił jej kark pod nienaturalnym kątem. Nie czekałem dłużej.. Wyrwałem się do przodu, likwidując przy tym kilka umarlaków po drodze. Kiedy tylko dotarłem do mojej ukochanej, przebiłem serce napastnika sztyletem, odciągając od niego momentalnie swoją partnerkę.

- Co ty tutaj robisz? - warknąłem. - Miałaś czekać z dala od rezydencji!

Wampirzyca zgromiła mnie wzrokiem, łapiąc się dłońmi o moje ramiona i przeskakując mnie obaliła czającego się za moimi plecami wroga. Wysunęła swoje kły w kierunku Abneya, powalając go na podłogę masą swojego ciała. Przyszpiliła kolanami jego ramiona, po czym przebiła jego serce na wylot.

- Nie miałam zamiaru stać tam i czekać, aż was wybiją. - wysapała, wstając powoli na nogi. - Tak to się przynajmniej do czegoś przydamy.

Przewróciłem oczyma, odpychając Meg z miejsca, na które właśnie rzucał się jakiś wampir. Kobieta nie czekała na więcej. Odwróciła się i z furią w oczach złapała dłońmi głowę napastnika po to, aby w chwilę ją wyrwać i rzucić pod nogi jego kumplów.

- Widziałam Eve.. - odchrząknęła, podnosząc z podłogi miecz przeciwnika, rzucając prosto w wampira, strzelającego z łuku srebrnymi strzałami. - O ty cholero..

W życiu nie spodziewałbym się, że spotkam kiedyś tak dobrze walczącą kobietę. Mało tego, nigdy nie sądziłbym, że taka maszyna do zabijania mogłaby stać się moja partnerką! Na samą myśl na twarz wpełzł mały uśmieszek. Odwróciłem się tylko na chwilę, a Meg już nie było obok mnie. Leciała z wściekłością wymalowaną na twarzy w kierunku łucznika. Uchyliła się przed strzałą, dopadając napastnika. Nie widziałem całego zajścia dokładnie.. To był moment kiedy widziałem krew rozpryskującą się wokół tej dwójki, a potem krzyk Margaret zwijającej się na podłodze. Tuż obok niej stała Eva.. Jedyne co usłyszałem to szybki przekaz mojej partnerki w myślach.

„Billy, teraz wasza kolej! Macie tu przyjść natychmiast!"

Nic więcej nie zdołała powiedzieć, ponieważ Eva skutecznie odgrodziła jej telepatyczne powiązania z klanem. Nagle z okien zaczęły wskakiwać dziesiątki, o ile nie setki, wampirów z klanu Murrey. Teraz sytuacja wyglądała inaczej.. Z głównych drzwi oraz z zewnątrz zaczęły napływać oddziały Margaret. Jeśli chodzi o moją partnerkę, to cóż.. Leżała u stóp wiedźmy, wijąc się z bólu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałem jak się do niej dostać.. Między nami był ogromny dystans, a w nim oddziały Abneyów w towarzystwie zombie. Nagle poczułem z boku mocne uderzenie. Potrząsnąłem głową i zauważyłem wampira, który właśnie zamachnął się na mnie mieczem. Nie zdążyłem zrobić uniku, przez co poczułem ostrze miecza przeszywające moje plecy. Syknąłem i upadłem na brzuch. Nie interesowało mnie to, co dzieje się nade mną. Całą swoją uwagę skupiłem na Meg torturowanej przez wiedźmę.

- Matthew, kretynie! - usłyszałem głos tuż nad uchem. - Wstawaj i walcz!

Spojrzałem w stronę Peety, który na otrząśnięcie się walnął mnie pięścią w głowę. Odwróciłem się za siebie i zauważyłem, że wokół nas stanął okrąg wampirów z klanu Murrey, robiąc coś na zasadzie ochrony. Wstałem na nogi i natychmiastowo tego pożałowałem. Całe moje plecy przeszedł ogromny ból. Syknąłem, wykrzywiając przy tym twarz.

- Nie dramatyzuj.. - burknął Peeta, podając mi rękę. - Wyliżesz się z tego.

- Meg.. - wychrypiałem, spoglądając w kierunku partnerki. - Eva znowu nad nią zapanowała.

Mój brat posłał mi lekki uśmiech, przywołując do siebie Harrego i towarzyszącego jemu wampira. Stanęli za moimi plecami, wchodząc w moje myśli.

- Wykorzystaj waszą więź, aby wygonić Eve z głowy Margaret. - wyszeptał za mną Peeta. - To jest jedyny sposób w jaki możesz jej teraz pomóc.

Margaret

Chciałam dorwać tą sukę, która właśnie podeszła do mnie na niebezpiecznie bliską odległość. Niech się cieszy, że nie mogę się ruszyć, bo inaczej zdarłabym jej ten uśmieszek z twarzy razem z tą pomarszczoną skórą.

„Pożałujesz tego, że zamordowałaś moje siostry."

Próbowałam wyrzucić ją ze swojej głowy, postawić mur czy zrobić cokolwiek innego. Wszelkie moje próby poszły na marne. Poczułam, jak kieruje moim ciałem. Wstawałam powoli, rozglądając się wokół. Mój wzrok padł na Matthew, ale zaraz po tym spojrzenie zostało skierowane na wejście do sali. Wiecie jakie to jest uczucie, kiedy jesteście zamknięci w swoim ciele? Nie no, skąd mielibyście wiedzieć.. Widziałam to, co robiły moje ręce, nogi i pozostałe kończyny, ale sama nie mogłam zrobić niczego! Wzrok mój, a może i wiedźmy, zawisł na podopiecznych wkraczających do pomieszczenia. Byłam wściekła! Dlaczego oni nigdy nie mogą się mnie posłuchać?!

„Oo, tak. Teraz poczujesz jak to jest, pijawko!" rozbrzmiał złowrogi głos w mojej głowie.

Próbowałam odzyskać władzę nad swoim ciałem, ale to wszystko poszło na marne! W głowie rozbrzmiewał rechot wiedźmy, a „ja" zaczęłam zbliżać się do moich nowo narodzonych. Chciałam coś temu zaradzić, ale nie mogłam! Reszta była dla mnie jakby zamglona.. Ciało podchodzące do wampirów z szerokim uśmiechem na twarzy. Podopieczni uradowani na mój widok.. A potem.. Ja wyciągająca sztylet zza paska i przebijająca nim pierwszego z moich podopiecznych. Steve padł trupem, a pozostali stali tam zszokowani.

„Nie, nie, nie, nie!" moje żałosne krzyki rozbrzmiewały w głowie, ale nic poza tym nie mogłam zrobić.

Nowo narodzeni stali tam zamurowani nie dowierzając w to, co widzą.

- Margaret! - wrzasnął Niall. - Coś ty najlepszego narobiła?!

Wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa przez tego wampira okazało się jego największym, a zarazem ostatnim błędem, jaki popełnił w życiu. Doskoczyłam do niego, wbijając swoje kły prosto w krtań. Krzyczał coś, przez co rękoma skręciłam jego kark, aby zamilkł. Opróżniłam jego żyły z krwi, po czym oderwałam głowę trzymającą się na ostatnich tkankach. Dzięki Bogu pozostali opanowali się i obalili mnie na podłogę. Widziałam w ich twarzach przerażenie i łzy.

- Zabiję was wszystkich! - warknęłam, szarpiąc się na wszystkich sił. - Niech tylko wydostanę się z waszych parszywych łapsk!

Wiedźma już całkowicie zawładnęła moim ciałem. Byłam załamana.. Właśnie z moich rąk zginęło dwóch moich przyjaciół! Nagle w mojej głowie odczułam czyjąś obecność. Usłyszałam głos Matthew oraz Peety, ale nie potrafiłam się na tym skupić. Właśnie próbowałam zapanować na odruchami swojego ciała, które zerwało się z uścisku podopiecznych i dorwało kolejną osobę. Jeffrey dzielnie ze mną walczył, ale niestety zawahał się w pewnym momencie. Wiedźma doskonale to wykorzystała i wbiła moją rękę w klatkę piersiową wampira. Wyciągnęła ją.. ze znajdującym się sercem w dłoni. To przelało szalę goryczy. Użyłam całej swojej siły, próbując wyrzucić ją z mojej głowy.

„Wynoś się! Przysięgam, że jak tylko będzie taka możliwość, to wyrwę się spod Twojego władania. Wtedy śmierć będzie najlepszą rzeczą, która mogłaby Ciebie spotkać!"

Czarownica ponownie się roześmiała. Jednak minęło to bardzo szybko, bo wyczuła obecność kolejnych osób w mojej głowie.

„Co? Nie, to niemożliwe.. Przecież zabezpieczyłam się przed taką sytuacją.."

Odpowiedział jej głos jednego z członków rodziny królewskiej. Matthew przejął stery.

„Wynoś się z głowy Margaret!" warknął swoim basem.

I nagle bum.. Czarna dziura w mojej głowie.. Nie pamiętam kompletnie NIC! Ocknęłam się w momencie, gdy w moim umyśle nie rozbrzmiewał już żaden głos. Dosłownie żaden. Nie byłam w stanie komunikować się nawet telepatycznie z moim partnerem, nie odczuwałam żadnych emocji z nim powiązanych. Potrząsnęłam głową i rozejrzałam się po pomieszczeniu. U moich stóp leżały trzy ciała moich podopiecznych, a w ręku trzymałam narzędzie zbrodni. Rzuciłam sztylet na podłogę, jakby mnie parzył. Zaczęłam panicznie cofać się z dala od tego miejsca, wycierając twarz i język z krwi Nialla.

- Nie, nie, nie, nie.. - powtarzałam pod nosem. Poczułam, że czyjeś silne ramiona obejmują mnie w pasie. Zwróciłam się w jego kierunku i zakryłam usta dłonią. - Zabiłam ich.. Moi nowo narodzeni.. Zginęli z mojej ręki..

Matthew chciał mnie do siebie przytulić, ale odepchnęłam go na tyle mocno, na ile potrafiłam. Odsunęłam się pod ścianę, a po policzkach czułam spływające strumienie łez. Nie byłam wstać wziąć chociaż małego wdechu. W głowie zaczęło mi się niesamowicie kręcić, a myśli rozbiegały się na wszystkie strony. Jedyne o czym mogłam myśleć to zamordowanie swoich podopiecznych. Zerknęłam na ciała i czułam, jak coś rozrywa mnie od środka.

- Steve.. Jeff.. Niall.. - zaczęłam szeptać sama do siebie. - To.. To wszystko przez nią.. - wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Evy. - Zabiję ją.. Obedrę ze skóry.. Ja.. Przez nią zabiłam swoich podopiecznych.. Zabiję tą sukę..

Rozpacz zżerała mnie od środka. Złapałam się na tym, że zaczęłam się zachowywać niczym jakaś obłąkana wariatka. Ugryzłam się w rękę na otrzeźwienie, po czym podbiegłam po swój sztylet i skierowałam się w miejsce, gdzie ostatni raz widziałam wiedźmę.

- Margaret, stój! - słyszałam głosy za sobą, ale nie zwracałam już na to uwagi.

Teraz miałam jedyny cel, który sobie obrałam. Pognałam po jej zapachu, dzierżąc w ręku narzędzie, którym zabiłam Steva.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro