Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVI "Wielki bal, wielkie odkrycie!"

Matthew

Dochodziła godzina osiemnasta, a Margaret wciąż nie było. Lekko zacząłem się niecierpliwić, zaś nie mogłem tego okazać, zważywszy na przybywających gości. Od witania wszystkich wampirów i ich partnerów bolała mnie już cała ręka! A co dopiero moja twarz od ciągłego uśmiechania. Powitałem naszego ochroniarza z piękną czarodziejką, kiedy to moim oczom ukazała się ona.. Margaret kroczyła w moją stronę ubrana w czerwoną, rozłożystą suknię bez ramiączek z wyszywanymi czarnymi kwiatkami, gdzie na każdym z nich widniał mieniący się srebrny cekin. Na ramiona miała zarzucone bolerko do kompletu. Zaś twarz kobiety.. Oczywiście była zarumieniona z zakłopotania, ale miałem na myśli jej oświecone oblicze od odbić światła w cekinach. Ten piękny widok dopełniały falowane blond włosy, puszczone po jej bokach. Dosłownie zabrało mi dech w piersi.

- Witam, Wasza Wysokość. - rozbrzmiał głos z boku.

Wciąż oszołomiony spojrzałem na przybyłego gościa i przywitałem jak to na Księcia wypadało. Na salę wchodziły już pojedyncze osoby, zważywszy na późną godzinę. Margaret przyszła w dosłownie ostatnim momencie. Wspomniana wampirzyca stanęła obok mnie i potarła ramiona. Była zestresowana i było to widać bez żadnego problemu. Uśmiechnąłem się do niej i splotłem nasze palce. Nie wiem dlaczego, ale sam dotyk tej drobnej istoty powodował szybsze bicie mojego serca, czułem się przy niej spełniony. To nigdy nie wróżyło niczego dobrego.. Jeśli ona by się o tym dowiedziała, to nie wiem jakby na to zareagowała. Westchnąłem i wyszeptałem jej na ucho.

- Pięknie wyglądasz, Margaret.

Wampirzyca spojrzała na mnie i nachyliła się nade mną. Zaśmiała się cicho, po czym ledwo słyszalnie powiedziała mi na ucho.

- Ty też niczego sobie, Matt. Garnitur Tobie służy.

Zaśmiałem się i ścisnąłem mocniej za rękę.

- A teraz szykuj się na wejście. - posłała pytające spojrzenie, a ja skinąłem głową na przedsionek sali balowej. - Tam stoi już cała moja rodzina, Łowcy oraz Twoi przyjaciele. Każdy z kolei będzie zapowiadany i wprowadzany na salę.

Spojrzała na mnie spanikowana i walnęła wolną ręką w ramię. Auć.. To już drugi raz dzisiejszego dnia.

- Czemu mi o tym nie wspomniałeś? - syknęła.

Popatrzyłem jej prosto w oczy i posłałem najbardziej szczery uśmiech.

- Bo wiem, że byś się nie zgodziła.

Na widok jej zszokowanej miny głośno się roześmiałem, zwracając tym samym uwagę całego otoczenia. Naszą rozmowę przerwał dźwięk trąb z głębi sali balowej. Pociągnąłem ją lekko za rękę i dołączyliśmy do pozostałych uczestników tej całej szopki. Na samym przodzie stał Kate z Lucasem. Zaraz za nimi stało siedmioro Łowców wraz z partnerkami. Następni w kolejności był Peeta z towarzyszką, starsza siostra z swoim mężczyzną, a następnie byłem ja z Meg. Całą prezentację zamykał król. Musiałem przyznać, że wszyscy wyglądali niesamowicie. Aczkolwiek.. Nikt z tych zebranych nie przebijał piękna mojej towarzyszki. Dumnie pocałowałem jej dłoń, którą wciąż trzymałem w swojej. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.

- Nie stresuj się. - powiedziałem bezgłośnie, na co ona skinęła głową.

No i zaczęło się.. Sekretarz ojca zaczął zapowiadać wszystkich po kolei, co spotykało się z głośnym aplauzem zebranych. Kiedy nadeszła nasza kolej, poczułem mocny ścisk dłoni Meg.

- Książę Matthew Montrose oraz jego towarzyszka Margaret Murrey!

Na sali rozbrzmiały oklaski i gwizdy, ale moment w którym wraz z wampirzycą wyłoniliśmy się z ciemności sprawił, że wszyscy zamilknęli. Ich wzrok skupiony był na Meg, która teraz dumnie unosiła głowę. Wcale mnie to nie zdziwiło. Ta kobieta nigdy nie okazałaby swoich słabości, czy też jakiegokolwiek niepokoju. W tłumie odnalazłem grupę kumpli spoglądających na Margaret, jak na swój następny łóżkowy podbój. Chciałem dać im do zrozumienia, żeby trzymali się od niej z daleka, dlatego objąłem ją ramieniem w talii. Zeszliśmy ostrożnie po schodach wyłożonych czerwonym dywanem, pasującym do sukni Margaret. Przeszliśmy do samego tronu, aby tam zająć miejsce przy moim rodzeństwie. Polegało to na tym, że wraz ze swoimi partnerami staliśmy naprzeciwko siebie. Następnie rozbrzmiał głos sekretarza zapowiadającego mojego ojca.

- Król Viper Montrose!

Wszyscy pokłoniliśmy się przed władcą i wyprostowaliśmy dopiero wtedy, gdy zajął on swoje miejsce przy tronie.

- Zebrani bracia i siostry! - rozpoczął donośnym głosem. - Spotkaliśmy się tutaj, aby pożegnać naszych towarzyszy, którzy jutro wybędą na walkę prowadzącą do zakończenia wojen w Stanach Zjednoczonych! W ten sposób będziemy mogli odwdzięczyć się tym śmiałkom za chęć w sianiu porządku w naszym królestwie!

Na sali rozbrzmiały oklaski i wiwaty na cześć wspomnianych osób. Pomyśleć, że większość tutaj zebranych w życiu nie musiała walczyć na śmierć i życie. Dla nich wszystko przychodziło tak łatwo.. Nie liczyli się ze stratami, jakie mogą z tego wyjść. Na samą myśl skrzywiłem się i skupiłem na Margaret. Ostatnimi czasy była ona moją ostoją spokoju. Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, zupełnie jakby mogła czytać w moich myślach. Chyba że.. Ona naprawdę może to robić. To by oznaczało, że między nami zaczęła się tworzyć.. Nie, to niemożliwe. Pokręciłem głową i skupiłem się na tym, co mówi ojciec.

- Zabawę czas zacząć! - krzyknął, posyłając nam uśmiech. - Niech rozbrzmi walc!

Kolejna tradycja naszych bali. Na samym początku rodzina królewska tańczy walca. W dzisiejszym wypadku udział w tym brali również Łowcy oraz Luc z Kate. W końcu to wszystko było tworzone również na ich cześć. Wysunęliśmy się do przodu, zbliżając się do swoich partnerów.

„Kolejna rzecz, którą przede mną zataiłeś, Matthew. Co byś zrobił gdybym nie potrafiła tańczyć walca?"

Spojrzałem na Meg i powstrzymywałem się przed śmiechem. Puściłem do niej oczko i również nadałem wiadomość w jej głowie.

„Jesteś Polką, która ma na karku około pięciuset lat. Niemożliwością jest, że nie znasz tego tańca."

Wampirzyca uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc przy tym głową.

Margaret

Po zatańczeniu walca odczułam niesamowitą ulgę. Wszyscy zebrani zaczęli zajmować się sobą, co oznaczało, że nie będą więcej patrzyć na mnie i na Matthew jak na sensacje. Wiem, że po dworze chodzą o mnie różne plotki.. Ale żeby tak perfidnie wlepiać w nas swoje gały? To nie było podziwianie naszych kreacji! To było zawistne spojrzenie. Chyba, że wszystkie damy zazdrościły mi towarzysza? W sumie dość prawdopodobne, bo Matthew należy do tej ligi wampirów, która swoją męskością oraz przystojnością powaliłaby każdą kobietę. Dosłownie każdą. Nawet mnie.. Z zamyśleń wyrwał mnie Jamie, który poprosił mnie do tańca. Przez krew wampira wyglądał teraz na dwudziestolatka, ale gdzieś w środku wciąż miałam to dziwne uczucie że to dziecko. W końcu ma piętnaście lat, prawda? Był dla mnie jak mój syn, dosłownie! Skinęłam głową i pomknęłam z Jamiem na parkiet.

- A więc jutro wyjeżdżacie? - zagadnął, próbując skupić się na krokach.

Uśmiechnęłam się i z całych sił starałam się dostosować do jego tańca. Muszę przyznać, że z każdą chwilą młody coraz bardziej ogarniał sprawę.

- Obiecasz mi coś?

Spojrzałam na niego i zauważyłam czające się łzy w kącikach oczu. Instynktownie zagarnęłam go ramieniem do siebie i pocałowałam w czoło.

- Co jest, Jamie? - spytałam szeptem.

Młody wtulił się we mnie i wyszlochał w moje ramię.

- Obiecaj mi, że wyjdziesz z tego cało. - odsunął się i spojrzał mi prosto w oczy. - Obiecaj, że przeżyjesz i wrócisz do nas.

Wzruszona jego troską przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej. Nie mogłam jemu tego obiecać.. Wojna jest jedną wielką niewiadomą. Każdy może zginąć w każdej chwili. Byłam na tyle przegranej pozycji, że jednocześnie musiałabym skupić się na walce oraz blokowaniu rozkazów wiedźm, które niewątpliwie będą próbowały swoich sił.

- Postaram się. - wyszeptałam w jego włosy. - Przysięgam Ci, że jeśli wyjdziemy z tego cało, to zabiorę was wszystkich na dalekie wakacje. Odpoczniemy od tego wszystkiego, rozkoszując się pięknem wybrzeży, czy złocistych plaży.

Jamie pokiwał lekko głową, zwracając uwagę na coś, co znajdowało się tuż za mną. Obrócił mną w taki sposób, że mogłam dostrzec zbliżającego się towarzysza. Widok króla wirującego z jakąś wampirzycą w naszym kierunku nie oznaczało niczego dobrego.

- Odbijamy! - krzyknął, przechwycając mnie w swoje ramiona.

Raczej nie wypadało odmówić władcy, prawda? Przyodziałam na twarz lekki uśmiech i dałam się ponieść tańcom z królem. Muszę przyznać, że był świetnym tancerzem. Chociaż w sumie nic dziwnego.. Ten mężczyzna miał za sobą już tyle balów, że głowa mała.

- Pięknie wyglądasz, moja droga. - powiedział z uśmiechem. - Moja żona miała tą suknię podczas jej ostatniego balu karnawałowego.

Speszona tym komplementem nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Przełknęłam więc ślinę i zmusiłam swój głos do tego, aby nie drżał.

- Dziękuję, Wasza Wysokość.

Król skinął głową, wciąż się uśmiechając.

- Ależ nie ma za co. Muszę się przyznać, że namieszałaś trochę podczas swojego pobytu tutaj. - spojrzałam na niego przerażona, przez co się roześmiał. - Mój syn przestał być chodzącym palantem, zaliczającym wszystko, co się rusza. Peeta w końcu załapał ze swoim bratem nić porozumienia, a naszych Łowców nic nie poruszyło do ćwiczenia tak, jak wasze wspólne treningi. Poza tym.. Wprowadziłaś do tego zamku pewien spokój, którego od dawna nie było.

- Wydaje się Tobie, Wasza Wysokość. - wydukałam zszokowana. - To wszystko mogłoby wydarzyć się bez mojego udziału.

Król zakręcił mną piruet, wprawiając moją suknię w wir.

- Być może. - rzekł, ponownie kładąc dłoń w mojej talii. - Jednak jesteś tutaj i odegrałaś w tym swoją rolę. Sądzę, że Matthew również tak uważa. - mężczyzna zmarszczył brwi, przyglądając się mojej osobie. - Wampir żyjący tyle lat co ja zauważa pewne rzeczy, które tak naprawdę na dobre się nie rozpoczęły.

- Co Wasza Królewska Mość ma na myśli? - spytałam zaciekawiona.

Król posłał mi swój szelmowski uśmieszek i zakręcił ostatni piruet na zakończenie piosenki.

- Znam mojego syna, panno Margaret. Od śmierci matki z nikim nie żył w takich serdecznych stosunkach. Nikomu nie proponował tytułu swojej towarzyszki na jakimkolwiek balu, a tym bardziej nikomu w życiu nie zaproponował skorzystania z garderoby królowej. - melodia się skończyła, a Król skłonił głowę. - Dziękuję za taniec oraz rozmowę.

O co temu facetowi chodziło? Zamyślona usunęłam się w kąt pomieszczenia, gdzie panowała wyjątkowa cisza. Usiadłam na krześle i obserwowałam wirujące pary. Odnalazłam wzrokiem Matthew, który tańczył właśnie ze swoją siostrą. Był tak uśmiechnięty od ucha do ucha, że na sam widok moje kąciki ust drgnęły do góry. Co miał na myśli Król mówiąc swoje ostatnie słowa? Czyżby sugerował mi, że Matt czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń? To oznaczałoby, że po tylu latach egzystencji w samotności w końcu odnalazłam swojego partnera. Uśmiechnęłam się w duchu na myśl, że trafiła mi się wspaniała partia. I wcale nie chodziło mi o władzę i pozycję, tylko o samą osobowość tego wampira. Poczułam dziwne smyranie z tyłu głowy, a zaraz po tym Matthew zwrócił na mnie swoją uwagę. Skłonił się przed swoją siostrą i z uśmiechem skierował się prosto do mnie. Usiadł na miejscu obok i objął mnie ramieniem.

- Jak się bawisz? - spytał, ogarniając wzrokiem cała salę. No tak, dbanie o bezpieczeństwo.

Uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam w Księcia. Oparłam swoją głowę o jego ramię i spojrzałam w górę.

- Dobrze. - ziewnęłam. - Tylko jestem potwornie zmęczona.

Roześmiany Matthew skinął głową i pocałował mnie w czoło.

- Spokojnie. Za jakieś pół godziny to całe zamieszanie powinno się kończyć. Po wszystkim odprowadzę Cię do komnaty, a sam zaś będę musiał wrócić pożegnać całe towarzystwo.

- Mhm, milusie zadanie. - mruknęłam poprzez uśmiech. - Tylko nikogo nie pomiń, Wasza Wysokość. Te wszystkie niewiasty będą zawiedzione, że nie powiesz im „dobranoc".

Matt momentalnie uniósł prawą brew do góry i spojrzał na mnie z góry.

- Zazdrosna jesteś?

Pokręciłam przecząco głową i zwróciłam swój wzrok w kierunku jego oczu.

- A powinnam?

Z twarzy Matt'a zszedł uśmieszek. Spoważniał, wpatrując się intensywnie w moje lica.

- Nie.

Po tych słowach pochylił się nade mną. Nasze wargi prawie się zetknęły, gdyby nie dochodzący w naszym kierunku głos.

- Czy mogę? - spytał Lucas, stojący nad nami.

Matthew jęknął pod nosem, a ja wstałam do mojego przyjaciela.

- Oczywiście, proszę pana. - dygnęłam przed Luc'iem, na co ten się roześmiał.

Zaprowadził nas na środek sali.

- A więc Ty i Matthew.. - zaczął. - Czy to coś poważniejszego?

Poczułam jak pieką mnie policzki. Uśmiechnęłam się lekko i przygryzłam wargę.

- Niedawno odczułam jego obecność w mojej głowie.. Więc obawiam się, że tak.. - jęknęłam.

Lucas głośno się roześmiał, kręcąc głową z niedowierzania.

- Kto by pomyślał, że nasza Margaret obdarzy więzią partnerską syna Króla?

- To jeszcze nie jest pewne.. - próbowałam się bronić.

Przyjaciel puścił do mnie oczko i zakręcił piruetem.

- Z pewnością.

Po zakończeniu piosenki ponownie zostałam przekazana w dłonie innego wampira. Miałam już dość tego, że non stop ktoś usilnie próbuje się do mnie zbliżyć i zagadać na jakiś bezsensowny temat. Nie mówię tutaj o przyjaciołach, czy Królu.. Miałam na myśli ich podwładnych wyciągających ode mnie informacje na temat Grupy Śmierci, powiązania z wiedźmą, czy też śmiercią Carla. To wszystko mnie przerastało.. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się na widok Matthew.

- Jak to możliwe, że nie zatańczyliśmy ani jednego tańca? - burknął. - No, nie licząc walca. Przecież jesteś moją osobą towarzyszącą, a non stop ktoś mi Ciebie zabiera.

Ze zmęczenia wtuliłam się w klatkę piersiową Matt'a i zamknęłam oczy.

- Mówisz tak, jakbyś sam nie wędrował od rąk do rąk.

Poczułam, ze jego klatka piersiowa wibrowała. Miło, że chociaż jemu jest teraz do śmiechu. Ziewnęłam i spojrzałam jemu w oczy.

- Mam już dość. - mruknęłam. - Muszę siedzieć tutaj do końca?

Matt posłał mi pokrzepiający uśmiech.

- Zostało już tylko jakiś pięć piosenek, po których wszyscy się rozejdą. I.. - ostrzegł całując mnie w czoło. - Nie zamierzam Ciebie nikomu oddać w tym czasie.

Na szczęście słowa Księcia się spełniły. Po piątym kawałku Król oznajmił, że bal dobiegł końca i nie będzie trwał dłużej ze względu wczesnego wylotu naszej grupy. Szczerze się ucieszyłam i ruszyłam do wyjścia tak szybko, jak to możliwe. Matt towarzyszył mi kroku, podtrzymując mnie na duchu. Ta zabawa zmęczyła mnie nie tyle fizycznie, co psychicznie! Miałam dość dworu królewskiego i wampirów na długi, długi czas. Książę dotrzymał obietnicy i odprowadził mnie pod samą komnatę. Stanęliśmy przed drzwiami, o które oparłam się ciałem.

- Dziękuję za zaproszenie. - powiedziałam szczerze z uśmiechem. - Bawiłam się pierwszorzędnie.

Matthew odwzajemnił uśmiech i zbliżył się do mnie na odległość kilku centymetrów.

- To ja dziękuję, że ze mną poszłaś. Gdybyś nie przyjęła mojego zaproszenia, to pewnie znowu siedziałbym tam sam.

I nagle przypomniały mi się słowa Króla sugerującego naszą więź. Uśmiechnęłam się pod nosem i skinęłam głową.

- Przesadzasz. - mruknęłam.

- Ani trochę. - powiedział poprzez śmiech. - Ale zdaje mi się, że w czymś nam wcześniej przeszkodzono..

Mówiąc to pochylił się i delikatnie złączył nasze wargi. Poczułam elektryzującą falę na całym ciele, która skończyła się z tyłu mojej głowy. Teraz jedno było już pewne.. Nasze ciała i umysły właśnie odnalazły swoją partnerską połówkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro