Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV

Matthew

Po wyjściu od Margaret skierowałem się prosto do gabinetu mojego ojca. Musimy coś zrobić z tą sytuacją. Inaczej w USA rozpęta się piekło, a znając Aleca wykorzysta wszystkie swoje kontakty, aby wziąć srogi odwet. Ten wampir jest potężny i mściwy jak nikt inny. Co do Meg.. Nie wyczuwam między nimi więzi partnerskiej, lecz mogę wyczuć, że dowódca klanu ze Spokane darzy ją pewnym uczuciem. A to tylko napędzi go, żeby poruszyć niebo i ziemię w akcie zemsty. Zapukałem do drzwi i wszedłem do ulubionego kącika naszego króla.

- Usiądź. - powiedział władczym głosem.

Zająłem więc miejsce na pobliskim fotelu i czekałem, aż zacznie swoją tyradę. Nie robił nic innego od czasu napadu na Meg. Oparłem łokcie na kolanach i westchnąłem.

- O czym rozmawialiście? - spytał.

- Przecież słyszałeś. - odburknąłem.

Mój ojciec się zaśmiał, a ja rzuciłem jemu pytające spojrzenie.

- Nie chciałem podsłuchiwać waszej rozmowy, synu. Ta wampirzyca Tobie zaufała, a ja nie mam zamiaru tego nadużyć w żaden sposób.

Tym razem to ja się roześmiałem i rozłożyłem na siedzeniu.

- Tato, ciekawi mnie Twoje podejście, wiesz? - rzuciłem wciąż rozbawiony. - Wyciągając ze mnie informacje na temat tamtej rozmowy robisz dokładnie to samo. Nie bezpośrednio, ale jednak.

Ojciec tylko skinął głową i posłał mi lekki uśmiech.

- Nie chcę od Ciebie usłyszeć całej konwersacji, Matt. Powiedz mi tylko.. - wstał i oparł się o biurko. - Czy przekazała Tobie jakieś istotne informacje w naszej sprawie? Coś co mogłoby pomóc wampirzycy oraz jej podopiecznym?

Przyjrzałem się uważniej ojcu i jego posturze. Był wyraźnie osłabiony, a twarz ukazywała coraz większe objawy zmęczenia. Aczkolwiek wiem, że jest to jego drażliwy punkt, dlatego nauczyłem się już, żeby go nie poruszać.

- Nic nie mówiła na ten temat. - zacząłem. - Ale też nie sprzeciwiła się szkoleniom jej przyjaciół. Ona nie jest głupia. Zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa i jest świadoma komplikacji, które mogą wyniknąć.

Król lekko się uśmiechnął i zamknął oczy.

- Oczywiście, że jest mądra. Ma na karku pięćset lat, a to ładny kawał czasu. Czy wspomniałeś jej coś o naszym planie? Bo widzisz.. One jakby.. Uległy zmianie.

Wstałem podrażniony zaistniałą sytuacją.

- Jak to uległy zmianie? - warknąłem. - Zaledwie wczoraj ustaliliśmy ostatnie szczegóły! Łowcy już są gotowi, Alec również postawił w pełnej gotowości cały klan!

Ojciec pokręcił lekko głowa i smutno na mnie spojrzał.

- W tym wypadku walka jest nieunikniona, Matt. Próbowałem załagodzić całą sytuację. Uwierz mi! - posłał mi błagalny wzrok. - Rozmawiałem z dowódcą Abney'ów. John bodajże? Jest zaślepiony żądzą wojny z Alec'em. Niby przystał na moje zarządzenie, lecz to jest kwestia czasu jak wstąpią na terytorium Spokane. Widziałem się również z radą oraz sabatem Elzy. Niestety spławili mnie, czego im nie popuszczę! - warknął. - Lucas i Kate są świadomi, że ten konflikt nie zakończy się happy endem.

Westchnąłem i opadłem bezsilnie na fotel.

- Dlaczego to wszystko ma miejsce akurat w klanie mojego najbliższego przyjaciela? - majaczyłem. - Powiedz mi jedno, tato.. - spojrzałem jemu w oczy. - Jaki masz dokładnie plan?

Ojciec skinął głową na okno, za którym zauważyłem teren szkoleniowy. Na widok tamtejszych sparingów aż jęknąłem, gdyż wiedziałem co się święci.

- Łowcy zaostrzyli treningi z młodymi. - zaczął. - Wedle ich obserwacji, nowonarodzeni wkrótce będą gotowi do walki. - uśmiechnął się szeroko. - Muszę przyznać, że Margaret zatroszczyła się o ich kondycję oraz umiejętności. Jeśli chodzi o samą wampirzycę.. Cóż.. Może się Tobie nie spodobać to, co powiem, ale miejmy to już za sobą. Nasi Uzdrowiciele za pół godziny wstawią się u niej w sali. Od razu przeprowadzą pełen komplet zabiegów, a jeśli one nie pomogą.. - zawiesił głos. - To szanse na jej wyzdrowienie są marne. Jeśli jednak Meg to przetrwa, wtedy jej powrót do zdrowia będzie kwestią dwóch lub trzech dni. Ona wraz z Lucasem, Tobą oraz Peetą przejdą ostry sparing z Łowcami. Chcę, żebyście byli gotowi do walki. Katherine pozostanie na zamku pod opieką naszych straży. Luc zgodził się, aby nasza czarownica rzuciła na niego zaklęcie, które zdezorientuje pozostałe wiedźmy. Nawet Elza i Eva nie będą w stanie wytropić Kate, ponieważ wszystkie ślady będą prowadzić wprost na jej partnera, a zarazem na Grupę Śmierci, która będzie w pełnej gotowości. Wtedy czekamy na wejście Missouli na teren Aleca. Jego klan stanie do walki, a ja dołożę wszelkich starań, aby im dopomóc.

Przetarłem twarz dłonią i zamknąłem oczy, aby się uspokoić.

- Czy mogę Tobie w jakiś sposób pomóc? - spytałem.

Ojciec popatrzył mi w oczy i wyszeptał ledwo słyszalnie nawet dla wampira.

- Kiedy to wszystko się zacznie.. Nie dajcie się zabić. Straciłem już waszą matkę, nie mogę sobie pozwolić na stratę moich synów.

Po tych słowach zwyczajnie wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie samemu sobie. W moim gardle powstała gula, a oczy zaszły mi łzami. Czyli jednak mój ojciec nie wyzbył się swoich uczuć względem naszej rodziny.

*

Od obudzenia się Margaret minęły cztery dni. Na szczęście po przeprowadzonych zabiegach wampirzyca powróciła do pełni zdrowia. Dziś nadszedł czas naszego pierwszego sparingu. Ubrałem się w dresy i wyruszyłem wprost na pole treningowe. Kiedy tylko tam zaszedłem mogłem zobaczyć Lucasa i Meg, którzy toczyli się po ziemi jak małe dzieci i śmiali się w najlepsze.

- Mówiłam Ci, że nie dasz mi rady. - wyjąkała przez śmiech wampirzyca.

Luc nic nie powiedział tylko usiadł na niej i zaczął ją łaskotać.

- Co nie zmienia faktu, że to Ty leżysz pode mną.

Meg przetoczyła się w ten sposób, że teraz to ona siedziała na nim.

- Gdyby nie fakt, że jesteś moim przyjacielem to może i bym to wykorzystała w jakiś sposób.

Poczułem lekkie ukłucie w sercu. Dlaczego nie może być taka pogodna w stosunku do mnie? Ja naprawdę ją szanuję, ale jak widać to nie wystarcza. Podszedłem do nich i lekko się uśmiechnąłem.

- Piękny dziś dzień, czyż nie?

Meg momentalnie wstała z Lucasa i podała jemu dłoń, żeby pomóc mu w podniesieniu swojego cielska. Wampir wciąż się uśmiechając skłonił się lekko.

- Wasza Wysokość nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo. - spojrzał na przyjaciółkę. - Dziś jest pierwszy dzień, w którym to widzę Margaret pełną swoich sił.

- Niewątpliwe. - rzuciłem z uśmiechem na twarzy. - Miałem już powoli dość narzekań zarówno Twoich, jak i jej podopiecznych. - spojrzałem na Meg. - Kobieto, nawet nie wiesz jak oni się o Ciebie zamartwiali.

Na jej twarz wpełzł lekki uśmiech i już miała coś powiedzieć, kiedy to zza pleców usłyszałem głos mojego brata.

- Ślicznotko! - krzyknął podbiegając do Meg i biorąc ją w ramiona.

- Cześć, Peeta. - powiedziała śmiejąc się. - Gotowy na trening? Bo nie wiem czy wiesz, ale Harry przydzielił mi Ciebie.

Harry to dowódca naszych łowców, a zarazem najbardziej śmiercionośny wampir stąpający po Ziemi. Ale zastanawia mnie jedna rzecz.. Od kiedy Meg i Peeta są na „Ty"? Ciekawa sprawa, ponieważ mój brat najczęściej podchodził do wszystkich naszych podwładnych z dystansem. Coś tym razem się zmieniło. Spojrzałem na Lucasa i puściłem jemu oczko.

- To oznacza, że ja ćwiczę z Tobą, Luc.

- Mam nadzieję, że Wasza Wysokość jest gotowa na sromotny łomot.

Zaśmiałem się i machnąłem na niego ręką. Skoro mój brat już wykroczył poza normy, to ja też mogę.

- Mów mi po imieniu. - spojrzałem na tłum, który przewinął się przez bramę.

- Witajcie, moi drodzy. - powiedział Harry. - Matthew, Peeta. - złożył lekki ukłon.

Uśmiechnąłem się i skinąłem jemu głową. Następnie wzrokiem omiotłem wampiry, które stały za jego plecami.

- Nie sądziłem, że będziemy ćwiczyć z nowonarodzonymi.

- Są na niesamowicie wysokim poziome. - powiedział, nie kryjąc przy tym zachwytu. - Dlatego postanowiłem wrzucić ich na wyższy poziom treningu. Jednak muszę przyznać, że Meg odwaliła kawał dobrej roboty w szkoleniu ich.

Dziewczyna skłoniła się lekko i posłała im szczery uśmiech, nie kryjąc przy tym swoich idealnie białych zębów. Nie musieliśmy długo czekać, kiedy to Jamie do niej wybiegł i wtulił się w talię swojej mentorki.

- Tak się cieszę, że tu jesteś. - rzucił, po czym skinął na mnie. - Nie wiem czy wiesz, ale Książę wraz z Królem zorganizowali nam treningi z Łowcami. Oni są niesamowici! Z kolei Książę Matthew dopomógł nam w zapanowaniu nad swoimi mocami. Czadowo, no nie?

Margaret roześmiała się i spojrzała w moim kierunku.

- Dziękuję bardzo, Wasza Wysokość. - poczochrała włosy chłopca. - Teraz jestem pewna, że młody sobie poradzi.

Mogłem wyczuć, że nie do końca jest ze mną szczera. No ale lepsze to niż nic. Machnąłem ręką i spojrzałem na Lucasa.

- Nie ma co tracić czasu. Zaczynajmy trening.

Zaczęliśmy od walki wręcz. Walka z Luciem nie należała do najłatwiejszych. Dostawałem co jakiś czas, przez co byłem cały obolały. Ale ja nie pozostawałem dłużny. Nie bez powodu od wieków byłem w stanie wyjść z największych opresji. Dopiero teraz mogłem odczuć na własnej skórze, dlaczego Grupa Śmierci słynie z niesamowitych umiejętności. Jestem pewien, że wampiry ze Spokane bez problemu dawały sobie rade w walce. W międzyczasie spoglądałem na Margaret i Peete. Muszę przyznać, że Meg zgotowała mojemu bratu prawdziwe piekło. Co chwilę padał na barki lub dostawał z kopa w klatkę piersiową. Mogłem jednak zauważyć, że mieli przy tym świetny ubaw. Sparing walk wręcz trwał godzinę, w ciągu której Harry wraz z jego przybocznymi Łowcami wspomagali nas poprzez podpowiadanie oraz skarcenie za każdy nawet najmniejszy błąd.

- Dobra, koniec tego. - rzucił nasz trener. - Teraz czas przejść do czegoś poważniejszego. Weźcie po jednym mieczu i ustawcie się naprzeciwko siebie. Margaret ćwiczy z Matthew.

- Niee. - jęknął Peeta. - Przecież ja tak dostanę od Lucasa po dupie, że przez tydzień nie wyjdę ze skrzydła szpitalnego. Czemu ja nie mogę walczyć z moim bratem?

Harry uśmiechnął się i zmierzył wzrokiem zarówno jego, jak i mnie.

- To nie byłoby głupie. Z drugiej strony walka między Luciem i Meg nie byłaby szczera, bo mieli by przed sobą zahamowanie. Jedno nie chciałoby skrzywdzić drugiego. Chyba tylko idiota tego nie dostrzega. - Peeta odchrząknął, a Harry roześmiał się i szybko dodał. - Bez urazy.

Lucas zachichotał pod nosem i skinął głową w kierunku Margaret.

- Na Twoim miejscu bym się cieszył, że nie zostaliśmy w takim rozstawieniu jak przed chwilą. Nie znam takiej osoby, która w szermierce byłaby lepsza od niej.

- Lizus. - burknęła Meg, stając naprzeciwko mnie.

- Dobra, koniec pogawędek. Zaczynamy! - krzyknął Harry.

Uśmiechnąłem się do kobiety stojącej przede mną i skinąłem głową.

- Powodzenia, ślicznotko. - wymawiając te słowa próbowałem naśladować głos Peety.

Meg roześmiała się i wystawiła mi język.

- I vice versa, Książę.

Otaczaliśmy się przez chwilę, po czym wyskoczyłem w jej kierunku. Cwana wampirzyca wyczekała mnie i zrobiła unik w lewą stronę, zamachując mieczem wzdłuż mojej klatki piersiowej. Stanąłem na nogi i odwróciłem się twarzą do niej. Meg nie czekając dłużej dźgnęła ostrzem, lecz w tym momencie podskoczyłem do góry i spadając na ziemię wytrąciłem nogą broń z jej ręki. Wampirzyca nie straciła formy tylko zgięła się w pół i unikając mojego cięcia, wygięła moją rękę w taki sposób, że z łatwością przejęła mój miecz. Uśmiechnąłem się pod nosem i zaatakowałem ją z tarana, zanim ta zdążyła się zorientować. Upadliśmy na ziemię, lecz to nie zaprzestało w naszej walce. Sięgnąłem szybko po miecz, który leżał niedaleko, a Meg w tym czasie wstała już na nogi. Cięłem ostrzem powietrze w celu podcięcia jej nóg, lecz ta podskoczyła i zamachnęła się na moją głowę. Tutaj z kolei ja wykazałem się refleksem i zablokowałem cios szablą. Wskoczyłem na nogi i wykonałem piruet, wykonując przy każdym obrocie wycelowane oraz skorygowane uderzenie wprost w wampirzyce. Ku mojemu zdziwieniu, Meg z łatwością zablokowała każdy cios, po czym kleknęła na jego kolano i cięła moją prawą nogę. Natychmiast się obróciłem i korzystając z sytuacji, że jest ona niżej, ciąłem ją po lewym boku. Zaskoczona syknęła i stanęła na równe nogi. Teraz to ona obróciła się kilka razy wokół osi, a ja ją wyczekałem i przy ostatnim cięciu zrobiłem unik. Zablokowałem jej szable po czym zrobiłem zamach, który wytrącił miecz z jej rąk. Rzuciła się na mnie i sprowadziła do parteru, lecz ja wykazałem się swoim refleksem i przerzuciłem ją nade mną, kładąc ją pod moim ciałem. Już sięgała po leżący niedaleko miecz, kiedy to ja przystawiłem swoje ostrze do jej szyi.

- A, a, a. - powiedziałem jak do dziecka. - Nie tak szybko.

Byłem tak zmachany, że ledwo mogłem mówić. Margaret uśmiechnęła się i podniosła ręce do góry.

- Dobra, Wasza Wysokość wygrała. - odpowiedziała równie zziajana. - Poddaje się.

To było podejrzane, że tak szybko zrezygnowała z dalszej walki. Dlatego też wcale mnie nie zaskoczyło to, że w pewnej chwili chwyciła ostrze własnymi dłońmi i odrzuciła je w bok. Korzystając z sytuacji uderzyła mnie pięścią w twarz, po czym zepchnęła mnie z siebie i sięgnęła po drugi miecz. Teraz to ja leżałem pod nią z ostrzem przy gardle.

- Szach mat. - rzuciła, odkopując kawałek srebra z mojej dłoni. - Koniec zabawy, Książe.

Jej klatka piersiowa unosiła się w górę, po czym opadała w dół. Oddech był przerywany, a w międzyczasie Meg brała głębokie wdechy. Najwyraźniej była wykończona po naszej walce. Właściwie wcale mnie to nie dziwi, zważywszy na to, że jeszcze wczoraj leżała w szpitalu, a cztery dni temu jej życie stało pod znakiem zapytania. Uśmiechnąłem się pod nosem i skinąłem głową.

- Godny z Ciebie przeciwnik, Meg. - zachichotałem. - Ja odpadam.

Wampirzyca podniosła się ze mnie i podała mi dłoń, abym mógł szybciej wstać. Dopiero teraz zauważyłem, że wokół nas zrobił się okrąg z pozostałych towarzyszy. Na twarzach widać było szerokie uśmiechy oraz podziw. Przyjrzałem się im dokładnie i dostrzegłem, że wszyscy mieli ubrania w strzępach. Spojrzałem na siebie i roześmiałem się, kiedy nie zauważyłem na sobie ubrań, a tylko krew po walce z Meg. Najwyraźniej były tak pocięte, że nie miały się na czym trzymać. To samo mogłem powiedzieć o mojej towarzyszce, lecz u niej jednak zachowały się resztki materiału.

- Wow. - rozbrzmiał głos Harry'ego. - Takiego widowiska się nie spodziewałem. Jesteście niesamowici!

Meg roześmiała się i puściła jemu oczko.

- Następnym razem chcę walczyć z Tobą.

Harry zachichotał i skinął głową. Podszedłem do Margaret i objąłem ją ramieniem.

- Wiesz co, buntowniku? Nie pamiętam żeby ktokolwiek sprawił mi tyle kłopotu co Ty.

Ta prychnęła i uśmiechnęła się szerzej.

- Gdyby Książe się nie zawahał to walka zakończyłaby się na korzyść Waszej Wysokości.

Cmoknąłem językiem i wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.

- Dajmy sobie spokój z tym tytułem. Dla Ciebie jestem Matthew.

Zaskoczona wampirzyca ścisnęła moją dłoń i uśmiechnęła się zakłopotana.

- Dziękuję, Matt.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro