Rozdział XIII "W każdej chwili możesz umrzeć"
Margaret
Obudziłam się i lekko otworzyłam oczy. Blask słońca, będący w pokoju, niesamowicie mnie poraził. Ruszyłam prawą ręką, żeby móc przysłonić sobie ślepia. Nie był to najlepszy pomysł, zważywszy na to, że poczułam przeżywający ból.
- Cholera! - syknęłam zachrypniętym głosem.
- Ocknęła się! - usłyszałam gdzieś podniecony głos Jamiego.
Spróbowałam szczęścia z lewą ręką. Ku mojej uldze ta raczej nie była połamana. Ohh, wciąż mam przed sobą obraz nienaturalnie powyginanych kości. Przykryłam się kołdrą i tam spróbowałam otworzyć oczy. Najpierw mała szpara, potem większa.. Zadowolona z siebie stwierdziłam, że szybko zdołały się przyzwyczaić. Zamknęłam je ponownie, zsunęłam z siebie pościel i zakryłam lica dłonią. Dopiero wtedy odważyłam się zrobić następny krok i spojrzałam na swoją podrapaną rękę, na której dopiero po chwili zauważyłam czarne krechy. Tak, to były moje poprzepalane żyły.
- Dzień dobry, panno Margaret. - rozbrzmiał głos księcia Matthew.
Odruchowo chciałam usiąść prosto i skłonić się władcy, lecz tutaj spotkał mnie następny zawód.
- Dlaczego nie czuję niczego od żeber w dół? - spytałam nieswoim głosem.
Zabrałam tą przeklętą dłoń i spojrzałam na króla. Jego siwa głowa pochylała się nad moim łożem, a tuż obok można było spostrzec pozostałą część rodziny królewskiej.
- Niestety Twoje ciało nie regeneruje się tak, jakbyśmy tego oczekiwali. - powiedział jakiś mężczyzna. Zielarz? Wampir? Coś pomiędzy. - Była pani nieprzytomna przez tydzień, a organizm jednak nie poczynił zbyt dużych kroków ku samouleczeniu. Śmiem twierdzić, że na początek zajął się obrażeniami wewnętrznymi.
- Co się właściwie stało? - jęknęłam. - Pomoże mi ktoś usiąść?
Na moją prośbę zareagował Lucas, który również znajdował się przy moim łóżku. Miał zapuchnięte, przekrwione oczy. W chwilę później uwagę wszystkich skupił na sobie Książę.
- Zaatakowała Cię wiedźma. - wyszeptał Matthew. - Widziałem tylko jak sama siebie okaleczałaś, a potem.. Krzyczałaś, że wypala Tobie żyły i faktycznie na Twoim ciele odznaczają się czarnym kolorem, jakby spalenizną. Później zaczęłaś się łamać.. Lucas i Kate użyli naprawdę wiele mocy, żeby pomóc mi Ciebie uratować. Wiedźma chciała, abyś przyprowadziła jej Katherine.
Mój wzrok pokierował się w stronę przyjaciółki. Na samą myśl o tym, że mogłabym zrobić coś takiego dostawałam napadu szalu.
- Jak się czujesz, wilczku? - spytałam.
- Ty sobie ze mnie jaja robisz. - wyszeptała Kate, przytulając się do mnie. - Tak bardzo Tobie dziękuję za to, co dla mnie zrobiłaś.
Prychnęłam i przymknęłam lekko oczy.
- Drobiazg.
Chciałam się uśmiechnąć, lecz poczułam ból na całej twarzy, który „postawił" mnie na nogi. Byłam strasznie zmęczona tym wszystkim. Miałam ochotę położyć się i spać. Ziewnęłam i popatrzyłam na Matthew.
- Czy mogę porozmawiać z Księciem na osobności?
Pozostali nic nie odpowiedzieli, aczkolwiek mogłam usłyszeć jak każdy po kolei wstaje i wychodzi. Przemówiłam do księcia dopiero wtedy, gdy upewniłam się, że wszyscy wyszli.
- Ty ją znasz. - powiedziałam wciąż zachrypniętym głosem.
Matthew wykrzywił się i skinął głową na potwierdzenie. Jęknęłam i przetarłam zdrową ręką twarz. Ku mojemu zdziwieniu cała moja skóra miała na sobie wgłębienia. Co się ze mną stało, do cholery?
- Mieliśmy kiedyś okazję do krótkiego, a jednocześnie mało przyjemnego spotkania. Jesteś w sporych tarapatach, Meg.
Chciałam się roześmiać, ale nie mogłam. Z każdym wydawanym z siebie dźwiękiem czułam, że tracę głos. Byłam przerażona stanem mojego organizmu. Nawet nie próbowałam ukryć swoich łez, gdyż nawet to przyprawiało mnie o ból fizyczny.
- Norma. - wyszeptałam poprzez chrypę. - Wasza Wysokość, niech Książę powie mi całą prawdę. Jakie zagrożenie czeka mnie od strony Evy? I co się ze mną do cholery dzieje? Dlaczego nie uzdrawiam się w żadnym stopniu?
Matt stęknął i usiadł na brzegu łóżka. Popatrzył mi prosto w oczy i lekko uśmiechnął.
- Eva nie ruszy Cię tak długo, jak będziesz w murach naszego królestwa. Na zamek są nałożone potężne zaklęcia, przez które nie przebije się nawet Elza. Jeśli chodzi o samą wiedźmę.. - pokręcił głową. - Eva jest wysoko ustawioną członkinią ich Rady. Jest starsza ode mnie, a to oznacza, że jej moc równa się z najpotężniejszymi czarownicami. Chodzą pogłoski, że sama Elza zaczyna obawiać się o swoją pozycję, ale cóż..
Nerwowo szarpnęłam prawą ręką, całkowicie zapominając o tym, że jest złamana. Przygryzłam wargi z bólu i poczułam jak po policzkach spływają kolejne łzy.
- Nie denerwuj się. Już mamy z ojcem pewien plan, który ustalamy z naszą Radą.
Nagle jego oczy całkowicie posmutniały. Złapał mnie za zdrową dłoń i powiedział z żalem w głosie.
- Twój organizm jest w stanie krytycznym. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę ale byłaś na skraju śmierci.
- Wampir na skraju śmieci? - wychrypiałam. - Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
- A jednak. - westchnął. - Wiedźma, która pojawiła się w Twoim umyśle, najwyraźniej w jakiś sposób połączyła się z Tobą cieleśnie. To znaczy, że Ty odczuwałaś wszystko to, co ona, i na odwrót. Nastąpiło między wami połączenie, które wprawiło Twoje serce w ruch akurat wtedy, gdy przyjmowałaś największe ciosy. Twoje żyły były spalone, przez co serce nie dostawało krwi. - zamyślił się. - Właściwie to zakrawa na cud, że wtedy nie umarłaś. W każdym razie, w tamtym momencie Twój organizm funkcjonował jak u człowieka, a nie wampira. Rozumiesz o co chodzi?
Choć ciężko mi to przyszło, to zrozumiałam cały sens tej sytuacji. W chwili gdy Eva dostała się do mojego umysłu, stała się w pewnym sensie mną, a ja nią. Uśmiechnęłam się lekko na myśl, która właśnie wpadła mi do głowy.
- To znaczy, że wiedźma jest w podobnym stanie, co ja?
Wampir pokręcił przecząco głową. Jasny gwint! Wcale mnie nie pocieszał w tej chwili! Chociaż.. Lepiej być szczerym, niż okłamywać „leżącego".
- Co prawda doznała tych samych obrażeń, aczkolwiek jej organizm już się zregenerował w jakimś stopniu. Od całego zajścia minął tydzień, więc prawdopodobnie leży teraz połamana, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Obrzuciłam go złowrogim spojrzeniem i zaskoczona napływającymi informacjami jęknęłam.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
W jego oczach zakręciła się łza, a jego ton głosu nieco złagodniał.
- Wampiry nie tolerują magii czarownic. Nasze organizmy jej nie tolerują. Ty masz jej w sobie aż nadto. W każdej chwili możesz umrzeć z powodu tak wielkiej ilości. To właśnie przez to nie jesteś w stanie się uleczyć.
Zacisnęłam oczy, żeby się nie rozbeczeć przed Księciem. Mogę zginąć w każdej minucie. Tyle lat walczyłam z przeróżnymi istotami, a pokonała mnie jedna, cholerna wiedźma! Dlaczego? Bo chciała, żebym przyprowadziła jej moją najlepszą przyjaciółkę. Wzięłam głęboki w dech i spojrzałam na Matthew.
- Nic nie da się z tym zrobić?
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który dał mi nadzieję.
- Teraz, kiedy odzyskałaś przytomność, nasi nadworni medycy mogą się Tobą zająć. No i oczywiście Twoja podopieczna, która cały czas przechodzi szkolenie medyczne. Właściwie to pozwoliłem sobie na zarządzenie czasem Twoich podopiecznych. - ściągnął brwi i gardłowo warknął. - Wysłałem ich na trening do moich Łowców. Wypracowują swoje umiejętności walki do perfekcji.
Zainteresowałam się tą sprawą. Skinęłam lekko głową, lecz nie rozumiałam jaki to ma cel. Coś jest ukryte i ja zamierzam się tego dowiedzieć. Zabrałam swoją dłoń z uścisku księcia i zakryłam nią sobie usta, aby móc kulturalnie ziewnąć.
- Dlaczego podjąłeś takie kroki, Wasza Wysokość? - spytałam zaspanym głosem.
Książę wstał i ułożył moje niewładne ciało do pozycji leżącej.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. A teraz śpij. - posłał mi lekki uśmiech. - Musisz być wyspana do maratonu leczenia. Uzdrowiciele przyjdą wieczorem, więc korzystaj póki możesz.
Po tych słowach Matthew wyszedł, a ja złożyłam głowę na poduszkę w nadziei na chociaż kilka godzin snu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro