Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII "W każdej chwili możesz umrzeć"

Margaret

Obudziłam się i lekko otworzyłam oczy. Blask słońca, będący w pokoju, niesamowicie mnie poraził. Ruszyłam prawą ręką, żeby móc przysłonić sobie ślepia. Nie był to najlepszy pomysł, zważywszy na to, że poczułam przeżywający ból.

- Cholera! - syknęłam zachrypniętym głosem.

- Ocknęła się! - usłyszałam gdzieś podniecony głos Jamiego.

Spróbowałam szczęścia z lewą ręką. Ku mojej uldze ta raczej nie była połamana. Ohh, wciąż mam przed sobą obraz nienaturalnie powyginanych kości. Przykryłam się kołdrą i tam spróbowałam otworzyć oczy. Najpierw mała szpara, potem większa.. Zadowolona z siebie stwierdziłam, że szybko zdołały się przyzwyczaić. Zamknęłam je ponownie, zsunęłam z siebie pościel i zakryłam lica dłonią. Dopiero wtedy odważyłam się zrobić następny krok i spojrzałam na swoją podrapaną rękę, na której dopiero po chwili zauważyłam czarne krechy. Tak, to były moje poprzepalane żyły.

- Dzień dobry, panno Margaret. - rozbrzmiał głos księcia Matthew.

Odruchowo chciałam usiąść prosto i skłonić się władcy, lecz tutaj spotkał mnie następny zawód.

- Dlaczego nie czuję niczego od żeber w dół? - spytałam nieswoim głosem.

Zabrałam tą przeklętą dłoń i spojrzałam na króla. Jego siwa głowa pochylała się nad moim łożem, a tuż obok można było spostrzec pozostałą część rodziny królewskiej.

- Niestety Twoje ciało nie regeneruje się tak, jakbyśmy tego oczekiwali. - powiedział jakiś mężczyzna. Zielarz? Wampir? Coś pomiędzy. - Była pani nieprzytomna przez tydzień, a organizm jednak nie poczynił zbyt dużych kroków ku samouleczeniu. Śmiem twierdzić, że na początek zajął się obrażeniami wewnętrznymi.

- Co się właściwie stało? - jęknęłam. - Pomoże mi ktoś usiąść?

Na moją prośbę zareagował Lucas, który również znajdował się przy moim łóżku. Miał zapuchnięte, przekrwione oczy. W chwilę później uwagę wszystkich skupił na sobie Książę.

- Zaatakowała Cię wiedźma. - wyszeptał Matthew. - Widziałem tylko jak sama siebie okaleczałaś, a potem.. Krzyczałaś, że wypala Tobie żyły i faktycznie na Twoim ciele odznaczają się czarnym kolorem, jakby spalenizną. Później zaczęłaś się łamać.. Lucas i Kate użyli naprawdę wiele mocy, żeby pomóc mi Ciebie uratować. Wiedźma chciała, abyś przyprowadziła jej Katherine.

Mój wzrok pokierował się w stronę przyjaciółki. Na samą myśl o tym, że mogłabym zrobić coś takiego dostawałam napadu szalu.

- Jak się czujesz, wilczku? - spytałam.

- Ty sobie ze mnie jaja robisz. - wyszeptała Kate, przytulając się do mnie. - Tak bardzo Tobie dziękuję za to, co dla mnie zrobiłaś.

Prychnęłam i przymknęłam lekko oczy.

- Drobiazg.

Chciałam się uśmiechnąć, lecz poczułam ból na całej twarzy, który „postawił" mnie na nogi. Byłam strasznie zmęczona tym wszystkim. Miałam ochotę położyć się i spać. Ziewnęłam i popatrzyłam na Matthew.

- Czy mogę porozmawiać z Księciem na osobności?

Pozostali nic nie odpowiedzieli, aczkolwiek mogłam usłyszeć jak każdy po kolei wstaje i wychodzi. Przemówiłam do księcia dopiero wtedy, gdy upewniłam się, że wszyscy wyszli.

- Ty ją znasz. - powiedziałam wciąż zachrypniętym głosem.

Matthew wykrzywił się i skinął głową na potwierdzenie. Jęknęłam i przetarłam zdrową ręką twarz. Ku mojemu zdziwieniu cała moja skóra miała na sobie wgłębienia. Co się ze mną stało, do cholery?

- Mieliśmy kiedyś okazję do krótkiego, a jednocześnie mało przyjemnego spotkania. Jesteś w sporych tarapatach, Meg.

Chciałam się roześmiać, ale nie mogłam. Z każdym wydawanym z siebie dźwiękiem czułam, że tracę głos. Byłam przerażona stanem mojego organizmu. Nawet nie próbowałam ukryć swoich łez, gdyż nawet to przyprawiało mnie o ból fizyczny.

- Norma. - wyszeptałam poprzez chrypę. - Wasza Wysokość, niech Książę powie mi całą prawdę. Jakie zagrożenie czeka mnie od strony Evy? I co się ze mną do cholery dzieje? Dlaczego nie uzdrawiam się w żadnym stopniu?

Matt stęknął i usiadł na brzegu łóżka. Popatrzył mi prosto w oczy i lekko uśmiechnął.

- Eva nie ruszy Cię tak długo, jak będziesz w murach naszego królestwa. Na zamek są nałożone potężne zaklęcia, przez które nie przebije się nawet Elza. Jeśli chodzi o samą wiedźmę.. - pokręcił głową. - Eva jest wysoko ustawioną członkinią ich Rady. Jest starsza ode mnie, a to oznacza, że jej moc równa się z najpotężniejszymi czarownicami. Chodzą pogłoski, że sama Elza zaczyna obawiać się o swoją pozycję, ale cóż..

Nerwowo szarpnęłam prawą ręką, całkowicie zapominając o tym, że jest złamana. Przygryzłam wargi z bólu i poczułam jak po policzkach spływają kolejne łzy.

- Nie denerwuj się. Już mamy z ojcem pewien plan, który ustalamy z naszą Radą.

Nagle jego oczy całkowicie posmutniały. Złapał mnie za zdrową dłoń i powiedział z żalem w głosie.

- Twój organizm jest w stanie krytycznym. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę ale byłaś na skraju śmierci.

- Wampir na skraju śmieci? - wychrypiałam. - Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.

- A jednak. - westchnął. - Wiedźma, która pojawiła się w Twoim umyśle, najwyraźniej w jakiś sposób połączyła się z Tobą cieleśnie. To znaczy, że Ty odczuwałaś wszystko to, co ona, i na odwrót. Nastąpiło między wami połączenie, które wprawiło Twoje serce w ruch akurat wtedy, gdy przyjmowałaś największe ciosy. Twoje żyły były spalone, przez co serce nie dostawało krwi. - zamyślił się. - Właściwie to zakrawa na cud, że wtedy nie umarłaś. W każdym razie, w tamtym momencie Twój organizm funkcjonował jak u człowieka, a nie wampira. Rozumiesz o co chodzi?

Choć ciężko mi to przyszło, to zrozumiałam cały sens tej sytuacji. W chwili gdy Eva dostała się do mojego umysłu, stała się w pewnym sensie mną, a ja nią. Uśmiechnęłam się lekko na myśl, która właśnie wpadła mi do głowy.

- To znaczy, że wiedźma jest w podobnym stanie, co ja?

Wampir pokręcił przecząco głową. Jasny gwint! Wcale mnie nie pocieszał w tej chwili! Chociaż.. Lepiej być szczerym, niż okłamywać „leżącego".

- Co prawda doznała tych samych obrażeń, aczkolwiek jej organizm już się zregenerował w jakimś stopniu. Od całego zajścia minął tydzień, więc prawdopodobnie leży teraz połamana, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Obrzuciłam go złowrogim spojrzeniem i zaskoczona napływającymi informacjami jęknęłam.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

W jego oczach zakręciła się łza, a jego ton głosu nieco złagodniał.

- Wampiry nie tolerują magii czarownic. Nasze organizmy jej nie tolerują. Ty masz jej w sobie aż nadto. W każdej chwili możesz umrzeć z powodu tak wielkiej ilości. To właśnie przez to nie jesteś w stanie się uleczyć.

Zacisnęłam oczy, żeby się nie rozbeczeć przed Księciem. Mogę zginąć w każdej minucie. Tyle lat walczyłam z przeróżnymi istotami, a pokonała mnie jedna, cholerna wiedźma! Dlaczego? Bo chciała, żebym przyprowadziła jej moją najlepszą przyjaciółkę. Wzięłam głęboki w dech i spojrzałam na Matthew.

- Nic nie da się z tym zrobić?

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który dał mi nadzieję.

- Teraz, kiedy odzyskałaś przytomność, nasi nadworni medycy mogą się Tobą zająć. No i oczywiście Twoja podopieczna, która cały czas przechodzi szkolenie medyczne. Właściwie to pozwoliłem sobie na zarządzenie czasem Twoich podopiecznych. - ściągnął brwi i gardłowo warknął. - Wysłałem ich na trening do moich Łowców. Wypracowują swoje umiejętności walki do perfekcji.

Zainteresowałam się tą sprawą. Skinęłam lekko głową, lecz nie rozumiałam jaki to ma cel. Coś jest ukryte i ja zamierzam się tego dowiedzieć. Zabrałam swoją dłoń z uścisku księcia i zakryłam nią sobie usta, aby móc kulturalnie ziewnąć.

- Dlaczego podjąłeś takie kroki, Wasza Wysokość? - spytałam zaspanym głosem.

Książę wstał i ułożył moje niewładne ciało do pozycji leżącej.

- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. A teraz śpij. - posłał mi lekki uśmiech. - Musisz być wyspana do maratonu leczenia. Uzdrowiciele przyjdą wieczorem, więc korzystaj póki możesz.

Po tych słowach Matthew wyszedł, a ja złożyłam głowę na poduszkę w nadziei na chociaż kilka godzin snu.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro