Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI "Historia Grupy Śmierci"


Margaret

- Czy on jest nienormalny? - wyszeptała Rachel.

Pokręciłam głową na znak, żeby przestała mówić takie rzeczy. Posunął się za daleko, to fakt. Ale w tym momencie go zrozumiałam. Zachowywałam się karygodnie w stosunku do Księcia wszystkich wampirów. Ale mógł uderzyć mnie, a nie rzucać biednym Louisem przez cały pokój. Powoli wstałam i skierowałam się do łóżka, aby sięgnąć sukienkę i się w nią przyodziać. Rzuciłam krótkie spojrzenie Jamiemu i Tomowi.

- Pomóżcie mu się ogarnąć. Za chwilę będziemy szli na spotkanie z królem, a tam nie będzie przelewek. Musimy zachować dyscyplinę moi drodzy. - mruknęłam. - Nawet przy Księciu.

Za plecami usłyszałam niezadowolone pomrukiwania. Miałam cichą nadzieję, że dostosują się do moich poleceń, bo inaczej skończymy tragicznie. Wzięłam ubranie i szybko udałam się do łazienki, żeby je założyć. Tym razem dostałam czarną sukienkę na ramiączkach, sięgającą do kolan. Do tego dostałam luźny, czarny sweterek, który był delikatny w dotyku. Oczywiście komplet dopełniały czarne szpilki, które miały coś około dwunastu centymetrów. Włosy szybko związałam w koka i wyszłam z powrotem do komnaty, gdzie czekali zniecierpliwieni podopieczni.

- Książę już czeka przed drzwiami. - jęknął Jamie.

Podeszłam do młodzieńca, przytuliłam go do siebie i pocałowałam w czubek głowy.

- Nic się nie bój, przyjacielu. - posłałam mu ciepły uśmiech. - Wszystko będzie dobrze, jeśli będziemy się zachowywać.

Chłopak odwzajemnił gest i otworzył drzwi, puszczając mnie przodem.

- Spóźnienie. - burknął Książę.

Obok stał elegancko przyodziany wampir, który z twarzy strasznie przypominał Matthew. Miał blond włosy sięgające do ramion, niebieskie oczy oraz łagodne rysy. Uśmiechnął się do nas i skinął głową.

- Nazywam się Peeta Montrose. Tak się składa, że jestem młodszym bratem tego chama bez serca, który nosi tytuł Księcia.

Wspomniany wampir jęknął z irytacji i posłał bratu złowrogie spojrzenie.

- Nie pajacuj. - warknął.

Peeta głośno się roześmiał i podszedł do brata, poklepując go po plecach.

- Wspomniałem już, że jestem tym bardziej przyjaznym i towarzyskim? - zachichotał. - No ale przejdźmy do rzeczy. Nasz ojciec chce się z wami spotkać, więc musicie znać etykiety w jego obecności. Ufam, że jesteście z nimi rozeznani?

Nie można było nie odwzajemnić uśmiechu brata Księcia, więc rozpromieniona skinęłam powoli głową.

- Oczywiście.. Wasza Wysokość. - zastanowiłam się, czy on też jest Księciem?

Wampir machnął ręką i przewrócił oczami.

- Nalegam, aby żaden z was nie nazywał mnie per „Wasza Wysokość". Niczym się od was nie różnię. - przeczesał ręką swoje włosy. - No, prawie niczym.

W tym momencie z drzwi obok wyszła piękna Kate, ubrana dokładnie jak ja. Jej brązowe fale włosów były luźno spuszczone na ramiona, a złotawe oczy czujnie rozglądające się po otoczeniu. Obok niej stał Lucas ubrany w elegancką, czarną koszulę oraz czarne jak smoła jeansy. Uśmiechnęli się na nasz widok, co było dobrym znakiem. Skinęłam im głową i rzuciłam okiem na podopiecznych, aby ocenić ich postawę przy rodzinie królewskiej. Stali rozluźnieni, oparci nonszalancko o ścianę. Teraz dopiero zauważyłam, że ich strój jest dokładnie taki sam, jak na spotkaniu w siedzibie Aleca w Spokane. Czarne marynarki i białe koszule pod spodem. Tylko dziewczyny zachowały się tak jak trzeba, stojąć wyprostowanymi. Podirytowana szybko przesłałam wiadomość pozostałym.

„Zachowajcie postawę przy Księciu Peetcie i Matthew. Żadnego podpierania ścian, żadnego swawolnego zachowania. Zrozumiano?"

Posłałam im groźne spojrzenie, co zadziałało na nich niczym bicz. Wyprostowali się, skrzyżowali ręce za plecami. Z transu wyciągnął mnie głos młodszego Montrose.

- Ależ niepotrzebnie ich karcisz, droga pani. - uśmiechnął się. - Nie musicie się zachowywać jakby..

Nie zdążył dokończyć, ponieważ Matthew spiorunował go wzrokiem, a jego młodszy brat wykrzywił się z bólu. Zrozumiałam, że jednak tylko on ma takie zdanie co do naszego zachowania. Cholera, poza tym oni są w stanie podsłuchać nasze rozmowy bez wysiłku, tak samo jest zapewne z spoglądaniem w nasze wspomnienia. Książę wyprostował się i skinął głową na krewnego.

- Prowadź.

Młodszy wampir mruknął pod nosem przekleństwa skierowane w brata, lecz przywołał swój promienny uśmiech elegancko skłonił głowę.

- Tędy. - wskazał gestem na drzwi, prowadzące do schodów głównych. - Panie przodem.

Jako, że nigdy nie lubiłam chodzić z przodu, toteż miejsce honorowe oddałam Kate i Lucasowi. Cokolwiek by się nie działo, dadzą sobie radę. Po mojej prawej stronie szła Megan, zaś z lewej miałam zaszczyt iść obok Peety. Okazało się, że miejsce w którym mieliśmy się spotkać z królem było w całkiem odległej części zamku. Nie chciałam nic wspominać o tym, że miałam o rozmiar za małe szpilki, więc przez całą drogę przygryzałam wargi. Niech to się już skończy. Drzwi otworzyła nam wampirzyca ubrana w czarną marynarkę oraz krótką spódniczkę w tym samym kolorze. Ku memu zdziwieniu Książę Matthew podszedł do niej i objął ją, szepcząc coś na ucho. Kobieta natychmiast wskoczyła na niego, owijając swoimi nogami jego biodra.

- Dobra, to jest nieco dziwne. - mruknęłam pod nosem.

Książę Peeta prychnął zniesmaczony i obrzucił parę nienawistnym spojrzeniem.

- To nie jest dziwne, tylko chore. - burknął. - Mój brat łapie sobie pierwsze lepsze dziwki, żeby umilać sobie wieczory. Ta bywa najczęściej w jego sypialni.

Zachłysnęłam się z szoku oraz próby pohamowania śmiechu. Spojrzałam na Peetę z rozdziawioną buzią.

- Ty tak.. - ugryzłam się w język. - Książę tak na poważnie?

Wzruszył ramionami i ruszył na salę, która okazała się balową. Na dwóch bocznych ścianach wisiały herby wszystkich klanów, zaś na tej, która znajdowała się naprzeciwko mnie, wisiał potężny znak rodziny królewskiej. Złoty smok, spowity czarną poświatą zwiastującą ciemność, przegonioną przez bestię. Miało to odznaczać rolę rodziny królewskiej w wprowadzeniu porządku. Za plecami usłyszałam westchnięcia swoich podopiecznych, którzy dopiero zaczynają poznawać piękno oraz luksusy znajdujące się na dworze krolewskim. Szczerze mówiąc sama byłam pod wrażeniem. Na środku sali stał wielki stół. Zadziwiło mnie jednak to, że wokół niego siedziało już siedmioro wampirów. Niepewna spojrzałam na Peete i zapytałam szeptem.

- Kim oni są?

Książę powoli skinął głową i zaczął wskazywać na każdego z kolei.

- Ten jeden jest prorokiem. Jest lojalny naszej rodzinie od wieków. Ci po bokach, to jego pomocnicy, z którymi dzieli się swoimi wizjami. - wskazał na kolejnego. - On pełni funkcję przywódcy Łowców. Niesamowicie silny wampir, z którym radzę nie zaczynać. Następnie siedzi wampirzyca, która odpowiada za informowanie nas o zamieszkach pośród klanów. - prychnął. - Ostatnio lekceważy swoje obowiązki. Kobieta obok niej to moja starsza siostra. Miała przejąć miejsce królowej, lecz po śmierci mamy zdecydowała, że będzie się trzymać z dala od korony królewskiej. No i ten przystojniacha to jest partner przeuroczej płci damskiej w tej rodzinie.

Z wrażenia przystanęłam i zaczęłam się rozglądać wokół siebie. Co ja tutaj robię?

- No dobra. - powiedziałam przeciągając każde słowo. - Ale dlaczego nasze spotkanie ma odbyć się w obecności tak wysoko postawionych osób?

Książę wzruszył ramionami i posłał mi swój uśmiech, aby dodać mi otuchy. Przynajmniej tak to odczytałam.

- Chcą się upewnić, czy nie zagrażacie mojemu ojcu.

No chcąc nie chcąc, nie mogłam w to uwierzyć. Ja miałabym zagrażać królowi? Najpotężniejszemu demonowi stąpającemu po Ziemi? Śmiechu warte. Spojrzałam na Księcia i skrzyżowałam ramiona.

- Niby w jaki sposób miałabym tego dokonać?

Książę uśmiechnął się i zmierzył wzrokiem moją grupę, po czym znów spojrzał na mnie.

- W tym momencie mój ojciec spotka się z dwojgiem członków Grupy Śmierci, która zaraz po naszych Łowcach jest najbardziej śmiercionośną bandą. - zachichotał. - Dalej nie mam pojęcia jak tak urocza i delikatna kobieta jak Ty załapała się do kręgu morderców.

- Nie jestem mordercą. - mruknęłam. - Miałam swoje powody.

Peeta skinął głową, a jego twarz wykrzywił zarys współczucia.

- Słyszałem o całej sytuacji. Przykro mi. - odchrząknął. - No ale kontynuując, za Twoimi plecami stoi pięcioro nowo narodzonych, którzy mogą jeszcze nie panować nad swoimi emocjami oraz instynktami. Za to za plecami Twojego przyjaciela stoi groźna partnerka, której temperament oraz charakter może być równie wybuchowy jak Twojej bandy podopiecznych. Wilkołaki zawsze stanowiły dla nas problem. I są również niesamowicie niebezpieczne. Teraz rozumiesz nasze poczynania?

Chciałam jemu powiedzieć, że to wszystko to jakieś bzdury. Oni nie znają ani mnie, ani żadnego z moich przyjaciół. Skąd mogą wiedzieć cokolwiek o naszej kontroli, czy charakterze? Mimo wszystko to, co zrobili, to miało cholernie wielki sens. Wciąż zapominam, że nie znajduję się w grupie wampirów słabszych ode mnie, a przed potężną rodziną królewską. Chcąc nie chcąc pewnie zrobiłabym to samo. W końcu ich bezpieczeństwo jest najważniejsze. Spojrzałam na niego i zaczęłam rozglądać się wokół.

- A gdzie król i Książę Matthew?

Peeta wykrzywił się i posłał mi spojrzenie, którego nie potrafiłam rozczytać.

- Mój ojciec kończy właśnie nawiązywać kontakty z pewnymi, umm, osobnikami. - skupił się na czymś. - I właściwie zaraz tutaj będzie. Co do mojego brata to przypuszczam, że zabawia się gdzieś z Cindy.

Pokręciłam głową zaskoczona zachowaniem starszego syna króla.

- Jestem tutaj zaledwie pięć godzin, a już mam wrażenie, że książę byłby lepszym następcą tronu, niż starszy potomek.

Peeta roześmiał się i skinął powoli głową.

- Nie tylko Ty, Margaret. - przetarł dłonią po skroni. - Z drugiej strony jakoś nie załamuje mnie fakt, że to nie ja obejmę władzę. Polityka nie jest dla mnie. Co najwyżej mogę robić za tego bardziej towarzyskiego i kontaktowego u boku mojego brata.

Zachichotałam pod nosem. Uśmiech jednak zniknął z mojej twarzy w momencie, gdy na salę wszedł król. Ukłoniłam się do pasa, tak jak etykieta tego wymagała. Ufałam, że moi podopieczni zrobią to samo. Władca skinął głową, że mogę stanąć prosto, więc nie czekając zbyt długo wyprostowałam się. Szpilki dalej mnie uciskały, więc przystanęłam z nogi na nogę. Peeta chyba źle to zinterpretował, ponieważ mojej głowie rozbrzmiał jego głos.

„Nie stresuj się tak. Wbrew pozorom mój ojciec to naprawdę szlachetny i wspaniałomyślny wampir."

„Spokojnie panno Margaret." usłyszałam w głowie głos Matthew. „Mój brat ma rację. Mogę poręczyć za mojego tatę. Nigdy nie robi żadnych błędów pod względem zapewnienia bezpieczeństwa naszym pobratymcom. Nie skrzywdzi pani."

Zdezorientowana spojrzałam za siebie i ujrzałam Księcia idącego za rękę z Cindy. Nie miałam do niej żadnych uprzedzeń, pretensji, czy czegokolwiek. No ale jej widok zaczął mnie jakoś brzydzić. Powiedzmy sobie szczerze – hańba syna, który ma nami władać. Hańba, hańba, hańba!

- Zapraszam gości do stołu. - rozbrzmiał głos króla.

Natychmiast odwróciłam się i skierowałam w kierunku wolnych miejsc. Lucas usiadł obok partnera księżnej, Kate zaś obok mojego przyjaciela. Bez większego zastanowienia chciałam usiąść obok niej, więc moje zaskoczenie było niewyobrażalne, gdy zostało mi polecone usiąść na końcu stołu, mając po swoich bokach moich podopiecznych. Książę Matthew i jego towarzyszka zajęli miejsce obok przybocznych wyroczni, zaś Peeta usiadł obok Kate. Miałam ochotę roześmiać się, gdy zauważyłam, jak spogląda on na wampirzycę. Szybko jednak się opanowałam i czekałam na rozwój akcji.

- A więc kogóż to mam przyjemność gościć w moich skromnych progach?

Wytarłam spocone ręce w kieckę i nie orientując się do kogo pytanie było skierowane, spoglądałam po twarzach zebranych. Jak widać żaden z książąt nie raczył nas przedstawić. Lucas odchrząknął i wstał, składając pokłon królowi.

- Jestem Lucas Murray, Wasza Wysokość. Należę do klanu w Spokane. To jest moja partnerka Katherine. - wskazał gestem na Kate, a ona wstała i również się skłoniła. - Jest wilkołaczycą, przyjętą do naszego klanu ze względu na naszą więź.

Król uśmiechnął się i skinął głową z aprobatą.

- Słyszałem o Twoich umiejętnościach, Lucasie. - odchrząknął. - Chcę abyś wiedział, że doceniamy takich silnych śmiałków, którzy swoją odwagą i determinacją szerzą swoją sławę.

Lucas odwzajemnił uśmiech, po czym powiedział przyjaznym głosem do władcy.

- Miło słyszeć takie słowa od króla. - ukłonił się lekko. - Dziękuję, Wasza Wysokość.

Kiedy zajął swoje miejsce na krześle zrozumiałam, że prezentacją moją oraz podopiecznych muszę się zająć osobiście. Wstałam i ukłoniłam się w stronę Króla Viper'a.

- Nazywam się Margaret Murray, panie. A to są moi podopieczni, których przemieniłam w ubiegłym roku. - Spojrzałam na Rachel. Wstała i skłoniła się. - Wampirzyca Rachel. - potem już każdy po kolei zaczął robić to samo. - Dalej siedzi Tom, Jamie, Megan i Louis. Wszyscy jesteśmy członkami klanu w Spokane, królu.

Po prezentacji pośpiesznie zajęłam swoje miejsce i patrzyłam na króla, który nad czymś się zastanawiał. Rozejrzał się po moich podopiecznych, po czym znów jego wzrok spoczął na mnie. Skinął głową i uśmiechnął się.

- Pani również jest w Grupie Śmierci, prawda?

- Zgadza się, Wasza Wysokość. - odpowiedziałam, próbując wstać

Król wskazał gestem ręki, żebym usiadła, toteż tak zrobiłam. Oparł łokcie o stół, a na nich ułożył podbródek.

- Śledziłem rozwój waszej Grupy, odkąd zaczęły chodzić plotki o bandzie tropicieli w Spokane. - zaśmiał się. - Nie mogę uwierzyć, ze panna Margaret to zapoczątkowała.

Uśmiechnęłam się i nie śmiało wskazałam gestem na Lucasa.

- Moi przyjaciele po prostu pomogli mi odpłacić się za.. pewną rzecz.

Król pokiwał głową i głęboko westchnął.

- Wiem, słyszałem. Jak ten chłopak miał na imię?

- Carl, Wasza Wysokość. - powiedziałam zduszonym głosem.

Mimo, że stało to się jakiś czas temu, rana po utracie mojego przyjaciela wciąż bolała. Rozmowy na jego temat chyba nigdy nie będą dla mnie łatwe. Próbowałam opanować emocje, podczas gdy król kontynuował.

- Jak to się właściwie stało? Nikt nie był w stanie mi opowiedzieć tamtych wydarzeń.

Zacisnęłam zęby, czując, jak zaczynają mnie piec oczy. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na władcę.

- Carl dostał polecenie od dowódcy, aby sprawdził czy klan z Missouli znów nie zaatakował ludzi na naszym terytorium. - przełknęłam ślinę. - Teren miał czysty, więc chcąc odpocząć zamierzał wsiąść do samochodu i odjechać. Nie zdążył nawet przekręcić kluczyka, a zgraja wampirów zaatakowała go i porwała na swoje terytorium.

Król jedną ręką zaczął stukać w blat stołu. Skąd u niego takie zainteresowanie moim przyjacielem?

- Co było dalej? - zapytała Księżna.

Spojrzałam na nią i ostatkiem sił próbowałam nie rozpłakać się przed rodziną królewską.

- Nie widzieliśmy go przez kilka dni, lecz to było normą. Carl często robił sobie wypady poza miasto, chciał się wyszaleć, popolować. Myśleliśmy, że teraz też tak było.

Wampir siedzący obok niej nabrał głośno powietrza do płuc i spytał ponurym głosem.

- Chcesz nam powiedzieć, że nie mieliście pojęcia o jego porwaniu?

- Początkowo nie. - pociągnęłam nosem. - Kiedy jego nieobecność przeciągnęła się przez ponad tydzień, dowódca zarządził poszukiwania. Carl był jednym z zaufanych wampirów, więc w rezydencji był praktycznie cały czas, kiedy tylko siedział w Spokane. Niepokój wzbudziło to, że zwykł wracać po trzech dniach, a teraz prawie dwa tygodnie i zero znaku życia. Nasz przyjaciel oraz ja zadeklarowaliśmy się, że pojedziemy tam, gdzie miał ostatni dyżur.

Przywódca Łowców prychnął i skrzyżował ramiona na piersi.

- Skoro nie mieliście o tym żadnego pojęcia, to skąd teraz jesteś w stanie powiedzieć cały przebieg zdarzeń? Wygląda na to, że wiesz wszystko.

Próbowałam zapanować nad nerwami, więc nie byłam w stanie od razu odpowiedzieć. Miałam jedną, wielką gulę w gardle. Na pomoc wyszła mi Kate. Ignorując dogadywanie Łowcy, wilkołaczyca spojrzała na króla.

- Margaret wraz z Robbiem, przyjacielem o którym wspomniała, znaleźli samochód Carla. Jako iż oboje mają wyrobione nieprawdopodobne umiejętności wyczuwania obcych, szybko załapali trop Abneyów, Wasza Wysokość.

- Imponujące. - powiedział król.

- Co stało się później? - dopytał się Matthew.

Spojrzałam na niego i odchrząknęłam.

- Udaliśmy się do dowódcy z odkrytymi dowodami. - mruknęłam bez emocji w głosie. - Doczekaliśmy się natychmiastowej reakcji. Alec zorganizował spotkanie z przywódcą Missouli, aby sprawę wyjaśnić. Oni z kolei zapierali się, że nic o tym nie wiedzą. Po nieudanych próbach zastosowałam własne środki.

Lucas skinął głową i spojrzał na Księcia.

- Margaret poprosiła nas, abyśmy pomogli jej złapać wampira z Missouli. Zdziwiło nas to, że potrzebuje przy tym pomocy, lecz dopiero po chwili powiedziała nam, że chce ich wyłapać na naszym terytorium, co by wojny nie rozpętać.

- Czekaj, czekaj. - rzuciła Cindy. - Oni wchodza na wasze terytorium bezkarnie, a wy nie odpłacicie się tym samym, bo nie chcecie konfliktu? Idiotyzm, nie sądzisz?

Obrzuciłam ją gniewnym wzrokiem, a ta aż się skuliła. Może jednak nie jest tak odważna, jak sądziłam? A może po prostu respect przed Grupą Śmierci nie jest tylko pogłosem?

- Nie, nie sądzimy tak. - starałam się uspokoić głos. - Nasz dowódca miał kilka konfliktów w przeszłości, więc nie chcieliśmy wywoływać wojen.

Kate wzruszyła ramionami i posłała jej równie złowrogie spojrzenie, co moje.

- Poza tym, każdy kto przekroczył tą granicę został wyłapany przez nasze patrole. Co było dalej możesz się domyślić.

Wampirzyca prychnęła i rzuciła nam idiotyczne spojrzenie.

- A jednak zdołali uprowadzić waszego przyjaciela.

- Dość tego, wampirzyco. - warknął król. - Co Ty tutaj właściwie robisz? Nie zapraszałem służby.

Matthew miał już coś powiedziec, kiedy to król rzucił jemu spojrzenie „wychowawcze". Książę nic nie powiedział, a służąca wstała i wyszła, mrucząc pod nosem „przepraszam". Po zamknięciu się drzwi za wampirzycą, król spojrzał na naszą trójkę, po czym nakazał kontynuować.

- Wampiry z Missouli przychodzą grupami. - powiedział Lucas. - Toteż bez zastanowienia zgodziliśmy się.

Lucas zamilkł, więc ja przejęłam pałeczkę.

- Po dwóch dniach udało nam się upolować troje wampirów. Wzięłam więc jednego na bok i zauroczyłam, aby dowiedzieć się czegoś na temat Carla. - pociągnęłam nosem. - Nie poskutkowało tak, jakbym tego chciała, więc wdarłam się w jego umysł. Widziałam jak..

Zawiesiłam głos, czując jak po policzkach płyną mi łzy. Brawo, Meg. Taka nieustraszona członkini Grupy, a rozklejasz się przed swoim królem. Wytarłam twarz i wyprostowałam się.

- Widziałam całe zajście porwania. Potem.. - przeszły mnie dreszcze. - Potem widziałam jak zamykają go w celi obitej srebrem. Spuścili z niego całą krew, torturowali, podcinali, obdzierali ze skóry. - załkałam. - Carl błagał ich o śmierć.

- Tak bardzo mi przykro. - powiedział Peeta z zaszklonym wzrokiem.

Król wziął głęboki wdech i posłał troskliwe spojrzenie.

- Chcesz przerwy, Margaret?

Pokręciłam głową. Podczas gdy starałam się uspokoić, Lucas zaczął kontynuować beznamiętnym głosem.

- Maggie popadła w szał. W jednej chwili szpera w jego głowie, a w drugiej rozszarpuje jego ciało na kawałki. Potrzebnych nas było troje, aby ją uspokoić. Niestety jeden z wampirów zdołał nam uciec i poinformować o tym dowódcę klanu w Missouli. - jęknął. - Tego samego wieczoru na naszej wycieraczce u drzwi znalazłem dłoń, na której był sygnet Carla. Codziennie przysyłali nam inną kończynę jego ciała. Ostatnie było serce.

Kate przez łzy dokończyła historię.

- Mój partner, Margaret oraz dowódca z kilkoma zaufanymi wampirami, nie potrafili pogodzić się ze stratą przyjaciela. Jak już wspomnieliśmy, nie mogliśmy sobie pozwolić na wywołanie wojny.

Król odchrząknął i pokiwał głowa na zrozumienie.

- Dlatego wampiry zebrały się w Grupę Śmierci i zaczęły polować na Abneyow?

Kate pokiwała głową, potwierdzając słowa wampira. Na sali rozległy się szepty, lecz nie chciałam słuchać, jak to dyskutują o tej historii. Poczułam wsparcie od swoich podopiecznych, bo najbliżej siedzący podali mi ręce. Posłałam im uśmiech i spojrzałam na Lucasa wraz z Kate. O co tutaj chodzi? Myślałam, że będą pytać o Elzę, a nie o Carla. Przyjaciele tylko wzruszyli ramionami i spuścili wzrok na dół. Ja zrobiłam to samo.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro